piątek, 26 września 2014

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 1

Rosalie:
   Zapach śmierci. Ludzie wolno chodzący po korytarzu. Białe ściany, przez co można było czuć się, jakby w psychiatryku. Kobiety w białych kitlach chodzące cicho po korytarzu. Wózek przejeżdżający po brązowej, zniszczonej podłodze. Ludzie wyglądających na nieszczęśliwych, ale myślę, że tutaj ciężko zobaczyć szczęśliwą twarz. Najgorszy był widok dzieci. Załamane leżały w swoich łóżkach. Słychać było aparaturę, którą odbijała się echem po ścianach.
   Tam codziennie ktoś umierał. Ktoś nowy przychodził. Sale się zmieniały, a ludzie marzyli tylko o tym, aby jak najszybciej się stamtąd wydostać. Szkoda tylko, że dla niektórych to już był koniec.  Nawet ja tak czasami myślałam. Byłam już bliska tego, ale wyszłam. Udało mi się dalej żyć. Nigdy nie lubiłam tego miejsca i gdy wychodziłam, to wcale nie tęskniłam i nie chciałam wracać.
   Do dziś wydaje mi się, że słyszę dźwięk aparatury dającej znać, że serce się zatrzymuje. Nie chcę już tego pamiętać.
   Na szczęście nie musiałam tam wtedy zostawać. Była to tylko wizyta kontrolna, która właśnie się kończyła. Musiałam zrobić sobie badania.
- Zapraszam jutro po wyniki - powiedziała pani doktor.
   Tak bardzo się ucieszyłam gdy usłyszałam te słowa. Nie musiałam zostawać tam na dłużej, co bardzo mnie ucieszyło. Już chciałam wyciągnąć komórkę, ale przypomniałam sobie, że mój kuzyn i tak nie odbierze, ani nie odczyta SMS'a. Nie chciał mieć nic ze mną do czynienia. Nie chciałam o tym wtedy myśleć.
- Jasne - powiedziałam.
   Nie żegnając się wyszłam z gabinetu.
   Byłam szczęśliwa, że to wszystko się skończyło. Gdy tylko tam weszłam, marzyłam, aby jak najszybciej wyjść.
   W sumie, to nigdy nie lubiłam tamtego miejsca. Od najmłodszych lat szpital był moim drugim domem. Całe dzieciństwo spędziłam właśnie tam. Niestety choroba nie wybiera. A ja miałam na tyle pecha, że musiałam urodzić się z wadą serca, która z roku na rok się pogłębiała. Nie chcę o tym mówić.
- Rosalie! - Usłyszałam wołanie.
   Zatrzymałam się i odwróciłam na pięcie.
- Tak mamo? - Zapytałam.
- Gdzie idziesz? - Zadała mi pytanie moja rodzicielka.
- Tam gdzie zawsze - odpowiedziałam.
   Według mnie to było oczywiste, że znów pójdę pobawić się z dziećmi. Nie potrafiłabym przyjść do szpitala i ich nie odwiedzić. Czułabym się z tym źle. Byli dla mnie jak część rodziny.
- Za ile przyjdziesz do domu? - Zapytała moja rodzicielka.
- Za godzinę będę - uśmiechnęłam się.
   Patrzyłam, jak odchodzi. Pomachałam jej jeszcze i zniknęła za drzwiami. Wpatrywałam się jeszcze chwilę, aż drzwi szpitala ponownie się otworzyły. Przeszedł przez nie chłopak. On. Zaczął się rozglądać, a gdy jego wzrok zatrzymał się na mnie, posłał mi delikatny uśmiech. Zawsze tak robił.
   Miałam ochotę do niego podejść i z nim porozmawiać, ale nie potrafiłam. To było trochę dziwne. Od jakiś paru miesięcy widywałam go przy każdej wizycie w szpitalu. Nie wiem, czy ktoś robił to specjalnie, ale zawsze mieliśmy podobne terminy spotkać. Czasem nawet godziny się zgadzały. Siedzieliśmy wtedy w poczekalni i uśmiechaliśmy się do siebie. Nic więcej. Czasem to wydawało się dziwne, ale nic sobie z tego nie robiliśmy.
   Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę, po czym zerwałam kontakt wzrokowy i weszłam do sali. Na szczęście w tym szpitalu było coś w rodzaju świetlicy, gdzie chore dzieci mogły się spotykać. To było jedyne przytulne pomieszczenie w całym budynku. Bardzo lubiłam tam zaglądać. To zawsze podnosiło mnie jakoś na duchu, że można wygrać z chorobą.
   Przychodziłam tam również dlatego, że chciałam dać tym dzieciom nadzieję, a poza tym bardzo je lubiłam i była to dla mnie przyjemność, gdy mogłam je uszczęśliwić.
   Wszystkie dzieci znały mnie bardzo dobrze. Czasem z niecierpliwością czekały, aż przyjdę, a że wszystkie pielęgniarki mnie kojarzyły, to pozwalały mi się z nimi pobawić. To było jak wygranie losu na loterii.
- Ro! - Zawołały dzieci.
   Uśmiechnęłam się. Sama nie wiedziałam, skąd wzięło im się, aby nazywać mnie Ro, ale musiałam przyznać, że bardzo mi się to podobało. Nikt nie mówił do mnie zdrobniale. Mama zawsze nazywa mnie Rosaline. Szkoda, że nie wiedziała, że nie cierpiałam swojego pełnego imienia. Już dużo bardziej wolałam Ro, no ale co zrobić. Chociaż najładniej było Rose, ale tak mógł mówić tylko i wyłącznie on. Mój ukochany kuzyn. Teraz odszedł ode mnie i już chyba nigdy go nie zobaczę, ale to już inna historia. Opowiem wam ją kiedy indziej. Nie mam ochoty teraz się zamartwiać.
- Cześć dzieciaki - uśmiechnęłam się.
   Niektóre z nich natychmiast się do mnie przytuliły. To było miłe. Przynajmniej one mnie lubiły. One były ze mną.
   Tak naprawdę, to nie miałam nikogo innego, no chyba, że mamę i Jego - tajemniczego chłopaka, z którym widywałam się w szpitalu. Jakoś nigdy nie miałam ochoty, aby kogoś poznać. Może to też z powodu, że całe dzieciństwo spędziłam w szpitalu? Nic na to nie poradzę, że byłam chora. Nie miałam czasu, aby się z kimś zaprzyjaźnić.

Liam:
   Znów Ją widziałem. Patrzyła na mnie swoimi pięknymi błękitnymi jak letnie niebo, spokojnymi oczami. Uśmiechała się do mnie tak, jak zawsze, pokazując rząd śnieżno białych, prostych zębów. Jej czerwone usta były dobrze wyeksponowane. Policzki były różowawe. Mimo takiej odległości, która nas dzieliła i po kilku miesiącach obserwacji jej mogłem śmiało przyznać, że była bardzo ładna, przepiękna. Miała zgrabny nosek, który pokryty był drobnymi piegami. To wszystko dodawało jej uroku. Była bardzo dziewczęca i naturalna. Tylko parę razy byliśmy dość blisko siebie, abym mógł to stwierdzić, ale to w pełni mi wystarczyło. Była zgrabna, tylko troszkę niższa ode mnie.
   Nie znałem Jej dobrze. Nawet nie znałem Jej imienia, ale wiedziałem, że na pewno jest ładne, niezwykłe, tak jak Ona. Żałowałem, że nie mogłem Jej lepiej poznać, ale nigdy nie mieliśmy okazji, aby zamienić ze sobą chodź jedno słowo. Mogłem się założyć, że Jej głos był dźwięczny, aksamitny i piękny. Może nawet lekko zachrypnięty? Sam nie wiedziałem. Tak go sobie zawsze wyobrażałem. Chciałem kiedyś usłyszeć Jej śmiech. Z pewnością musiał być uroczy.
   Wybiłem sobie Jej obraz z głowy. Nawet tej dziewczyny nie znałem, a już tak bardzo namieszała mi w głowie. Nawet nie wiem, jak mogłem do tego dopuścić. Czułem, że jest niezwykła. Cały czas o niej myślałem i zastanawiałem się, co takiego robiła w szpitalu. Bardzo ciekawiła mnie jej osoba. Byłem po prostu ciekawy. Nic na to nie potrafiłem poradzić. Czułem, że to nie był przypadek, że zawsze się spotykaliśmy. Może ona również to zauważyła? Według mnie los chciał, abyśmy się poznali. Szkoda tylko, że nie wiedziałem, dlaczego. Coś podkusiło mnie, aby bardziej przyjrzeć się jej osobie. Byłem ciekawy, czy Ona też zwracała na mnie taką uwagę, jak ja na Nią. Może również zastanawiała się, dlaczego tak często się spotykamy? To było bardzo zastanawiające.
   Och. Musiałem zapomnieć, wybić Ją sobie z głowy i załatwić to, co powinienem. To po to tutaj przyszedłem. Musiałem się zastanowić nad swoim losem, ale cały czas Ona mieszała mi w głowie. Oczywiście to nie była Jej wina. To wszystko przeze mnie. Głupi Liam raz zwrócił na Nią raz uwagę i od tego wszystko się zaczęło. Ale czy mogłem to przewidzieć? Nigdy. Nie miałem takiej możliwości. Jedyne wyjście, jakie mi zostało, to zapomnieć, ale nie było to takie łatwe.
   Powinienem przestać o tym myśleć. Po raz kolejny. Przejdźmy do tego, co powinno mnie w tamtym momencie interesować. Musiałem zastanowić się, co miałem ze sobą zrobić. To nie była taka prosta decyzja.
   Znów przyszedłem usłyszeć jak bardzo moje wyniki się pogorszyły, że jest coraz gorzej. Nie przejmowałem się tym. Wierzyłem w to, że sam z tego wyjdę. Przecież mogło mi się to udać. Bałem się podjąć leczenia. Zawsze się po nim źle czułem i wyglądałem koszmarnie. Nie chciałem, aby chłopaki, rodzina i fani się o mnie martwili. Obiecałem sobie, że nie będę na siebie zwracać uwagi. Nie chciałem ich litości. To był mój słodki sekret. Nikt o niczym nie wiedział i nie powinien się dowiedzieć. Przecież tak powinno być.
   Obiecałem sobie jednak, że jeżeli będzie już naprawdę źle, to wszystko im powiem. Na razie nie doszedłem do takiego stanu. Po prostu uważałem, że nie powinienem ich martwić, jeżeli nie jest jeszcze tak źle. Lepiej dla nich, jeżeli nie będą wiedzieć.
   Niestety od razu skierowano mnie na badanie. Spodziewałem się tego. Tak było prawie zawsze. Chyba się już do tego przyzwyczaiłem. Tylko czy to coś dało? Te głupie badania były potrzebne tylko do tego, aby znów usłyszeć, jak bardzo moje wyniki się pogorszyły.

   Siedziałem w gabinecie i czekałem jakby na wyrok. Bałem się, że moje wyniki są jeszcze gorsze niż ostatnio, a wtedy już leczenie mnie nie ominie. Szczerze się przyznam, że bałem się.
- Panie Payne, nie mam dla pana najlepszych wiadomości.
- Tak? - Zapytałem.
   Nie było najlepiej. Już to wiedziałem. Zastanawiałem się tylko ile jeszcze będę wykręcał się od leczenia. W końcu będę musiał się zgodzić. Zależało mi na życiu. Przynajmniej póki Ona będzie.
- Ostatnie wyniki znów źle wyszły. Panie Payne, nie może pan cały czas uciekać od leczenia. W końcu będzie pan musiał się tego podjąć.
- Jeszcze nie teraz - wymamrotałem.
- Czym dłużej będzie pan zwlekać, tym będzie gorzej. Najlepiej byłoby, gdyby teraz pan podjął się leczenia. To najlepszy czas - powiedziała moja doktorka.
- Nie mogę teraz - przyznałem.
- Jeżeli się pan zastanowi, to proszę przyjść.
- Dobrze, zastanowię się - obiecałem.
- Jak dostarczą mi jutro wyniki z dzisiejszego badania, to zadzwonię do pana.
- Dobrze - powiedziałem i żegnając się wyszedłem.
   Martwiłem się trochę o siebie. Powinienem zacząć się leczyć, ale jeszcze nie teraz.
   Miałem wielką ochotę zajrzeć do pomieszczenia, do którego wchodziła Ona, ale zwyczajnie stchórzyłem. Bałem się. A co, jeżeli dla niej nie jestem kimś niezwykłym? Nie chciałbym się zawieść. Zresztą, nawet jej nie znałem. Postanowiłem wrócić do domu. To nie miało sensu. Obiecałem sobie, że jeszcze kiedyś do niej zagadam, ale nie teraz. Musiałem najpierw zebrać się w sobie.


Cześć!
No to co, jak podoba Wam się pierwszy rozdział?
Ja osobiście jestem z niego bardzo zadowolona.
Będę się starała wszystko opisywać tak, jak w tym rozdziale.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Tak więc już wiecie, że w tym opowiadaniu jednym z główniejszych bohaterów będzie Liam. Dlaczego on? Sama nie wiem. Jak wymyśliłam to opowiadanie, to od razu widziałam tam Daddy'ego. Nie potrafiłabym go napisać z kimś innym.
Oczywiście same opowiadanie nie będzie opierać się tylko i wyłącznie na wizytach w szpitalu :)
O to się nie martwcie.
Jak ktoś zauważył będzie jeszcze wątek kuzyna Rosalie no i coś jeszcze, ale o tym dowiecie się później :)
Będzie się dużo działo :)
No to chyba na tyle.
Do następnego ;p
Kocham Was


niedziela, 21 września 2014

All You Need Is Love - PROLOG

   Patrzę na jego sylwetkę, która siedzi na skraju urwiska. Mówi coś, ale w ogóle go nie słucham. Krzyczę do niego, aby tego nie robił, ale kompletnie nie zwraca na to uwagi. Chyba po prostu mnie nie słyszy, albo nie chce słyszeć.
   Czym sobie na to zasłużył? Od początku mówiłam mu, że życie ze mną nie będzie takie łatwe, on upierał się, że mi pomoże. Ale mi po prostu nie dało się pomóc, a on tego nie rozumiał. Nie chciał się poddać.

   Musiałam być dla niego ważna, skoro tak skończył. Przecież moje życie było samym nieszczęściem. Już błędem było to, że się urodziłam. Przynajmniej tak twierdził mój ojciec, prawie każdego wieczoru. Ale to była już norma. Przyzwyczaiłam się. Na szczęście miałam mamę, która dbała o mnie jak mogła. Dziękowałam jej za to, bo sama bym sobie z tym nie poradziła. Nie sądziłam, że moje życie było do bani. Inni mieli się gorzej, więc nie miałam na co narzekać.
   Nie miałam przyjaciółki. Nie potrzebowałam jej. Przyzwyczaiłam się, że byłam sama, chodź z chęcią nawiązałabym jakąś znajomość, szkoda tylko, że nikt się do tego nie kwapił. Nie naciskałam. No trudno. Rozumiem, że były lepsze osoby niż ja.
   Byłam osobą, która żyła z dnia na dzień. Nie myślałam o tym, co będzie jutro. No bo, po co zamartwiać się jutrem, skoro można w każdej chwili umrzeć?
   Nie bałam się śmierci. Byłam na nią przygotowana. Na nikim nie zrobiłoby wrażenia moje zniknięcie. Może jednie mama by ucierpiała, ale jakoś się tym nie przejmowałam.
   Rodzina się od nas odwróciła, ale w sumie się nie dziwiłam. Po tym co się stało, co nadal się dzieje. Kto chciałby mieć z nami do czynienia? Ta myśl chyba najbardziej bolała. No jasne, to nie był ich interes, nie mieli się co do tego wtrącać.
   Najgorsze było to, że on się ode mnie odwrócił. Mój ukochany kuzyn, który zawsze mi pomagał. Gdy on odszedł, straciłam nadzieję. Nadzieję na to, że mogłoby się coś zmienić.
   Teraz wiem, że nie ma na to szans. Jedyna osoba, która mnie pocieszała odwróciła się ode mnie plecami. Szkoda, że zrezygnował tak szybko.
   A więc takie było moje życie. Więcej szczegółów poznacie później.
   Po prostu nauczyłam się żyć mimo tego, jak wiele przeszkód stanęło na mojej drodze. Los nigdy mi nie sprzyjał. Nie miałam nawet co na to liczyć. Chyba po prostu nie miałam szczęścia. Tak było do czasu, gdy poznałam JEGO. Chłopaka, który nieświadomie zmienił moje życie. Jednak chyba życie ze sobą długo i szczęśliwie nie było nam dane, no ale mówi się trudno. Chodź przez chwilę mogłam być szczęśliwa i to był już duży plus.
   No ale nie ma co rozpamiętywać. Nie czas na to. Za niedługo będę mogła z nim porozmawiać, jeżeli tylko zrobi to, co ma zrobić. Chodź wolałabym, aby nie skakał. Chyba nikt nie chce jego śmierci. Nawet ja. Najgorsze jest to, że on robi to właśnie dla mnie...


Hej!
Przybywam do Was z nową historią.
Wiem, że z tego prologu nic nie wynika, ale po części zrobiłam to specjalnie.
Będzie dużo tajemnic. Od razu mogę to Wam napisać.
A więc, jak myślicie, kto jest tyk skaczącym chłopakiem?
Jestem ciekawa czy zgadniecie.
A tak w ogóle, to jak podoba Wam się wygląd bloga?
Mnie nawet całkiem. Trochę nad nim posiedziałam.
No cóż. Idę się uczyć.
Do 1 rozdziału!

All You Need Is Love




Tytuł: All You Need Is Love

Gatunek: Dramat

Czas akcji: ok. 3 lata

Bohaterowie: Rosalie Miles, Liam Payne, Niall Horan, Zayn Malik, Louis Tomlinson, Harry Styles.

Ilość rozdziałów: Prolog + 39 rozdziałów + Epilog

Opis: Chłopak i dziewczyna. Nikt nigdy nie spodziewał się, że tych dwoje tak bardzo się do siebie zbliży. Rosalie ma dość złe wspomnienia z dzieciństwa, gdy dorasta wcale nie jest lepiej, ponieważ odchodzi od niej ukochana osoba.
Rose zostaje poproszona o pomoc jednemu z chłopaków, którego już wcześniej widywała i który bardzo zwrócił jej uwagę. Postanawia spełnić prośbę. Tylko nie wie, że z danej obietnicy wyjdzie tyle kłopotów. Po miesiącach ignorowania w życiu Rosalie pojawia się osoba, która wszystko niszczy. Ro dowiaduje się, że nie może spełnić danej obietnicy i poddaje się. Ma jednak nadzieję, że ktoś pomoże jej w wykonaniu zadania. Tylko czy tak naprawdę się dzieje?

Spis treści:



All You Need Is Love  [9/39]

All You Need Is Love [10/39]

All You Need Is Love [11/39]

All You Need Is Love [12/39]

All You Need Is Love [13/39]

All You Need Is Love [14/39]

All You Need Is Love [15/39]

All You Need Is Love [16/39]

All You Need Is Love [17/39]

All You Need Is Love [18/39]

All You Need Is Love [19/39]

All You Need Is Love [20/39]

All You Need Is Love [21/39]

All You Need Is Love [22/39]

All You Need Is Love [23/39]

All You Need Is Love [24/39]

All You Need Is Love [25/39]

All You Need Is Love [26/39]

All You Need Is Love [27/39]

All You Need Is Love [28/39]

All You Need Is Love [29/39]

All You Need Is Love [30/39]

All You Need Is Love [31/39]

All You Need Is Love [32/39]

All You Need Is Love [33/39]

All You Need Is Love [34/39]

All You Need Is Love [35/39]

All You Need Is Love [36/39]

All You Need Is Love [37/39]

All You Need Is Love [38/39]

All You Need Is Love [39/39]

Epilog

czwartek, 18 września 2014

Don't Let Me Go - EPILOG

Drogi Lou
   Jeżeli to czytasz, to znaczy, że już nie ma mnie na tym świecie. Przepraszam, że nie powiedziałam Ci o tym, co zamierzałam zrobić, ale wiedziałam, że będziesz próbował mnie powstrzymać. Nie chciałam tego. Nie chciałam, abyś tak bardzo cierpiał. Wolałam odejść. Tak było lepiej. Wiem o tym, że teraz na pewno jesteś na mnie zły, ale musisz wiedzieć, że zrobiłam to z miłości. Nie chciałam, abyś dłużej cierpiał. To nie byłoby fair.
   Może mnie teraz nienawidzisz. W sumie nie będę się dziwić, jeżeli to jest prawdą, ale mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz mój wybór. A uwierz mi, że było mi ciężko.
   W końcu pierwszy raz w życiu - i ostatni - musiałam podjąć taką decyzję. Rozumiesz mnie, prawda? Mam nadzieję, że tak.
   Uwierz mi, byłam zdecydowana w tym, co robię. Zastanawiałam się nad tym od dawna i w końcu odważyłam się to zrobić. Wiesz, że było to trudne? Najgorsze było patrzenie na ciebie, kiedy dawałam Ci niepotrzebne nadzieję. Ale chyba wiesz, że Cię kocham i nigdy nie przestanę. Nie chciałam, abyś zrozumiał mnie źle. Naprawdę do końca rozważałam mój wybór. W końcu się zdecydowałam. Według mnie, to i tak za późno. Nie powinnam w ogóle znów wracać do twojego życia. Miało się to zakończyć tylko na koloniach. Tak byłoby najlepiej. Nie wiem, co sobie myślałam znów wracając. Byłam spragniona zemsty. Chyba mnie rozumiesz, prawda? Mam nadzieję, że kiedyś mi ją wybaczysz. Chciałabym, aby to wszystko nigdy się nie stało.
   Może miałeś rację. Byłam zaślepiona przez nienawiść do Ciebie. Chciałam sobie wmówić, że nic do Ciebie nie czuję, co było zwykłym kłamstwem.
   Było trudno. To musisz wiedzieć. Nawet nie domyślasz się, ile razy z tego zrezygnowałam. Jednak skoro to czytasz, to znaczy, że zdecydowałam się to zrobić. Może to nawet i lepiej?
   Chyba właśnie w tym momencie płaczesz. Przepraszam, że wywołałam u Ciebie łzy. Wiedz, że ja też teraz płaczę pisząc to wszystko. Smutne jest dla mnie to, że już nigdy nie będę mogła na Ciebie nakrzyczeć i się z Tobą godzić. Śmieszne, ale zarazem prawdziwe. Co na to powiesz?
   Przepraszam. Powinnam pisać jakieś pożegnanie, a tym czasem przypominam sobie nasze wszystkie wspólne chwile. Nie powinnam tego robić. Nie teraz.
   Nie chcę, abyś obwiniał się o moją śmierć. Proszę, nie myśl, że to przez Ciebie się zabiłam. To nie tak. Po prostu nie mogłam patrzeć jak cierpisz. Zresztą z Zayn’em było tak samo. Przepraszam, nie powinnam o nim wspominać w liście do Ciebie, ale jestem świadoma tego, że wiesz, że i jego kocham. Bo wiesz, prawda?
   Mam nadzieję, że za jakiś czas - może nawet już teraz - znajdziesz dziewczynę i pokochasz ją tak samo jak mnie. Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie z kimś innym.
   Nie wiem czy powinnam to pisać, czy Cię tym razem nie zranię, ale chciałabym, abyś o mnie zapomniał.
   Wiem, że łączyła nas miłość, ale nie chcę, abyś co chwilę płakał.
   Pamiętaj, jesteś silny. Oboje o tym wiemy.
   Masz zacząć żyć na nowo, rozumiesz? Proszę, nie rozpamiętuj tego, co było kiedyś. No chyba, że będą to miłe wspomnienia, które wywołają uśmiech na Twojej twarzy.
   Jednak mimo wszystko nie chcę widzieć łez. Nie pasuje Ci z nimi. Mam nadzieję, że posłuchasz mojej rady.
   A więc zbliżamy się prawie do końca.
   Jeszcze raz. I chyba po raz ostatni Ci to napiszę.
   Możesz to sobie zapamiętać, albo może i lepiej, jak zapomnisz?.
   Kocham Cię i zawsze będę kochać, mimo wszystko.
    Może jeszcze kiedyś się spotkamy. Ale mam nadzieję, że nie popełnisz tego samego błędu co ja. Proszę, nie zabijaj się. Żyj, jak najdłużej potrafisz u boku jakiejś pięknej dziewczyny. Kochaj ją.
   Ale możesz i kochać mnie.
  Nie popadaj w rozpacz. Pamiętaj, że masz świetnych przyjaciół.
 Cassie

***

Kochany Zayn’ie
   Gdy czytasz ten list, ja już jestem daleko. Dokładnie, to nie wiem, gdzie będę. Może w niebie, a może w piekle, albo jeszcze w innym miejscu. Chyba nie będę już nic czuła. Mam jedynie nadzieję, że będę mogła Cię kiedyś zobaczyć i znów pocałować. Chyba już tęsknię. Głupie, prawda? Niestety, musiałam odejść. Nie mogłam kochać Was obu. Zgadzasz się chyba ze mną?
   Napiszę to wprost. Nie chcę, abyś się czegoś domyślał i miał nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy, bo to się już nie zdarzy. Chyba, że w innym świecie.
   Postanowiłam zakończyć moje życie. Można się było tego spodziewać.
   Przepraszam, jeżeli jakieś literki będą zamazane, ponieważ się rozpłakałam, a nie dam już rady pisać jeszcze raz tego listu. To wiele mnie kosztuje, ale tego się chyba domyślasz. Ciężko jest mi się z Tobą pożegnać.
   Zastanawiasz się chyba, dlaczego Ci o niczym nie powiedziałam. Po prostu nie chciałam, aby ktoś mnie zatrzymał. Nie chciałam się rozmyślić. Już i tak wiele mnie kosztowało mnie podjęcie tej decyzji, a co dopiero napisanie listów pożegnalnych.
   Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz. To była moja decyzja i nadal sądzę, że była ona słuszna. Może ty taż kiedyś to zrozumiesz. Mam nadzieję, że kiedyś chodź przez chwilę pomyślisz o mnie. Może patrząc w gwiazdy przypomnisz sobie moją twarz, albo patrząc w niebo wyobrazisz sobie, że jestem gdzieś tam, daleko. Możliwe, że teraz, gdy czytasz ten list, stoję przy Tobie i się uśmiecham. Chciałabym, abyś się uśmiechnął. Zawsze kochałam Twój uśmiech. Kochałam Ciebie całego. Już nie raz Ci to mówiłam, ale powtórzę. Kocham Cię. I mam nadzieję, że doskonale o tym wiesz.
   Nie wiem, dlaczego to piszę, ale czuję taką potrzebę. Po prostu nie chcę Ci się kojarzyć źle. Musisz wiedzieć, że Cię kochałam i że cały czas będę Cię kochać. Nigdy nie przestanę. Tego jestem pewna.
   To, że znalazłeś się w moim życiu było dla mnie jak zbawieniem. Pokazałeś mi, co to jest prawdziwa miłość. Naprawdę Cię kochałam i chciałam, abyśmy byli zawsze razem. Do samego końca. Ale do naszego życia wplątał się Lou. Zresztą on zawsze był w nim. To nie jest jego wina. Po prostu to wszystko przeze mnie. W końcu go kochałam i nadal kocham.
   Och, to takie głupie, że kocham Was obu. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Nie chciałabym, abyś był na mnie zły.
   Już i tak bardzo cierpisz. Nie wiem w ogóle, dlaczego to wszystko piszę. Chciałam przelać swoje uczucia, komuś się wygadać i najlepszym sposobem stał się właśnie ten list. On naprawdę wyraża to co czuję. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
   Życzę Ci powodzenia w życiu. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. Pamiętaj, że na świecie na pewno znajdzie się osoba, która Cię pokocha Zayn. Mam nadzieję, że Ty również będziesz w stanie ją pokochać. Proszę, nie rozpamiętuj mnie. W ogóle nie powinnam się pojawiać w Twoim życiu. Tylko Ci je zniszczyłam. Nie chciałam tego. Przepraszam. Najlepiej byłoby, jeżeli zacząłbyś nowe życie. Beze mnie. Wierzę w to, że Ci się uda. Zayn kocham Cię. Nie pozwól, aby moje samobójstwo poszło na marne, ale również nie obwiniaj się o to. To nie Twoja wina. To była tylko i wyłącznie moja decyzja. Mam nadzieję, że to zrozumiesz. Bądź wspaniałym mężem. Wychowaj równie wspaniałe dzieci.
   Wierzę, że Ci się uda, a wiesz dlaczego? Ponieważ jesteś wspaniałym człowiekiem.
   Chcę Cię przeprosić za to, że nie pożegnałam się z Tobą osobiście, że nie powiedziałam Ci tego, co miałam zamiar zrobić. Wprawdzie pocałowałam Cię po raz ostatni, ale Ty o tym nie wiedziałeś, więc to się nie liczy.
   Wiedz, że zawsze będę nad Tobą czuwała, ponieważ Cię kocham.
Cassie


Cześć! :)
No to co, to już chyba koniec tej opowieści ;(
Wiem, mnie również jest ciężko pożegnać się z nią.
A Wam?
Będziecie tęsknić za Cassie?
Ja chyba tak ;p
Oczywiście nie martwcie się. Rozpocznę nowe opowiadanie. Możliwe nawet, że już jutro pojawi się zapowiedź :) i chyba jutro pobawię się z wyglądem bloga.... albo może zrobię to jeszcze dziś?
Sama nie wiem. Zobaczę jak wyrobię się z czasem.
Okey, a więc chciałabym bardzo podziękować Wam, że wytrwaliście do końca :)

Następna opowieść będzie jeszcze lepsza ( o to się postaram). Będzie napisana podobnie, jak moje opowiadanie o Larry'm. Spróbuję bardziej skupić się na różnych sytuacjach, niż na dialogach :) Postaram się poprawić mój styl pisania.
Zdradzę Wam tyle, że w następnej opowieści główną bohaterką będzie Rosalie :)
No to co, jak obstawiacie? Który z chłopaków będzie głównym bohaterem? Oczywiście całe 1D będzie dość często pojawiać się w opowiadaniu, ale zawsze musi być tej jeden główny, ewentualnie może być ich dwóch. W kolejnym opowiadaniu też tak będzie :)
To chyba byłoby na tyle.
To do jutra :)
Mam nadzieję, że będziecie czytać moją nową opowieść :)
Kocham Was ♥
Nie zapomnijcie o mnie :)

sobota, 13 września 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 31

Perspektywa Cassie.
   Przyjechaliśmy do domu. Do domu w którym mogłam być szczęśliwa. Do domu, który mogłam dzielić z najlepszymi przyjaciółmi. Nie żałowałam niczego. Czułam się spełniona i szczęśliwa. Nareszcie mogłam stwierdzić, że jest mi dobrze.
   Louis wniósł moje walizki do domu. Wszyscy ucieszyli się na mój widok. Usiadłam z nimi w salonie, ponieważ musiałam odpocząć. Malik dobrze się mną zajął i już po chwili mogłam siedzieć wtulona w niego opowiadając o wszystkim, co się wydarzyło. Miałam wyrzuty sumienia. I to ogromne. Chciałam powiedzieć Zayn’owi, że całowałam się z Lou, że też coś do niego czuję, ale nie mogłam tego zrobić. Nie chciałam go stracić. Udawałam myśląc, że kiedyś o tym zapomnę.
   Byłam pośród przyjaciół, którzy byli w stanie się mną zaopiekować i być ze mną w trudnych sytuacjach. Mogłam na nich liczyć.
   I tak cały dzień spędziliśmy na śmianiu się. Pod wieczór mogłam odpocząć i razem z Zayn’em leżeć na łóżku i cieszyć się z tego, że mamy siebie. W końcu mieliśmy trochę czasu dla siebie. Mogliśmy się zachwycać sobą, naszą miłością.
- Zayn, dziękuję, że jesteś.- szepnęłam mu do ucha.
- To ja dziękuję. W końcu przy kimś jestem naprawdę szczęśliwy.- powiedział.
   Jest szczęśliwy? Ze mną? A ja? Kocham go, ale chyba kocham również Lou. Czy to jest możliwe, że kocham dwóch chłopaków na raz? Może mi przejdzie.
- A co z Lou?- zapytał nagle Zayn.
- Sama nie wiem.- powiedziałam i posmutniałam. Zayn oczywiście musiał to zauważyć.
- Kochanie, co jest? Dlaczego jesteś smutna.- nie odpowiedziałam. Naprawdę nie chciałam go okłamywać.- Czy to ma cos wspólnego z Lou?
- Tak.- przyznałam.
- Cassie, co się stało?
- Ach, to nic ważnego. Po prostu jestem przemęczona. Uwierz mi.- wysiliłam się do tego, aby się uśmiechnąć.
   Musiałam przemyśleć pewne sprawy.
- No dobrze.- powiedział Zayn niepewnie. Znów się w niego wtuliłam.
   Zaczął równomiernie oddychać. Zasnął. Ja niestety miałam za dużo myśli na głowie, aby to zrobić.
   Niektórzy zakładali, że będę mogła być szczęśliwa z Lou. To prawda, że kiedyś się kochaliśmy, ale czas zmienia ludzi. Nasze charaktery kompletnie się zmieniły. Nie mogliśmy się już dogadać. Nie potrafiliśmy znaleźć wspólnego języka. Chyba nie potrafilibyśmy odbudować miłości, która była kiedyś pomiędzy nami. Nawet przyjaźń pomiędzy nami nie mogła przetrwać. Za wiele błędów popełniliśmy. Czasu nie mogliśmy już cofnąć. Chyba brakowało mi tego, co było kiedyś. Chciałam do tego powrócić. To były najlepsze czasy w moim życiu. Nie potrafiłam o nich tak po prostu zapomnieć. Co z tego, że cierpiałam. Może to był czas na to, aby dać nam jeszcze jedną szansę? Sama nie wiedziałam, co zrobić. Nie mogłam go już ranić.
   Zayn pomógł mi. Bardzo mi pomógł. To była osoba, która podniosła mnie z dołka, która pokazała mi jak kochać, jak żyć. Byłam mu bardzo wdzięczna. Kochałam go. Naprawdę go kochałam. Ale czy to powinno wystarczyć? Czy naprawdę chciałam spędzić z nim resztę życia?
   Chciałam. Ale również miałam nadzieję, że Louis będzie przy mnie. Nie! Przecież nie mogłam kochać ich dwóch na raz!
Musiałam któregoś wybrać. Musiałam. Chyba, że…. istniał jeszcze jeden wybór. Dość bolesny dla nas. Ale po co miałam żyć? W tamtym czasie nic już nie miało dla mnie sensu. Nie chciałam patrzeć na to, jak się o mnie kłócą. Nie chciałam zniszczyć ich przyjaźni. Nie mogłam na to pozwolić.
   To dziwne. Musiałam się zastanowić. Wiedziałam, że ludzie często nas zawodzą. Tak również było w moim przypadku. Najpierw byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, w których rodziło się wielkie uczucie. Darzyliśmy siebie zaufaniem. Kochaliśmy się, ale żadne z nas nie odważyło się powiedzieć tego na głos. Skrywaliśmy uczucie głęboko w sobie bojąc się odrzucenia.
    Mnie i Zayn’owi pomogła jedna rozmowa, która przyczyniła się do tego, że się przełamaliśmy i wyznaliśmy sobie miłość.
   Ja i Lou byliśmy stworzeni dla siebie. Co z tego, że jeden malutki błąd przekreślił naszą znajomość? Staliśmy się wrogami. Ja nienawidziła go, ponieważ mnie zostawił, a on bił się z myślami co robić. Sam chyba nawet nie wiedział kogo kocha.
   Mnie i Zayn’a od początku coś połączyło. Byliśmy przeznaczeni dla sobie. Od takiego przeznaczenia nie można uciec.  Chodźmy nie wiadomo jak było źle, jak bardzo starałbyś się, nigdy od tego nie uciekniesz.
   W tym przypadku miłość była czymś więcej niż tylko uczuciem. Była sposobem bycia. Dlaczego ludzie się kochają? Ponieważ chcą tak zaznać szczęścia. Czasem na ślepo szukają miłości i na siłę próbują jej zaznać. To tak nie działa. Miłość przychodzi niespodziewanie i właśnie tu jest jej magia. Tylko, dlaczego musiałam kochać dwóch chłopaków na raz?
   Starałam się poradzić sobie w życiu. Moi rodzice nie zrozumieli swojego błędu. Jednak nie obchodziło mnie to. Oni żyli swoim życiem, a ja swoim. Może jeszcze kiedyś sobie o mnie przypomną? Kto wie. Może zdają sobie sprawę, że mnie kochali, gdy zrobię to.

   W tej niebywałej historii prawie każdy był szczęśliwy. Dlaczego prawie każdy? Ponieważ była jedna skryta osoba, która cierpiała. Mianowicie byłam to ja. Czułam się rozdarta, ponieważ nie wiedziałam, kogo mam kochać. Zayn czy Louis? Dlaczego musiałam podjąć taki wybór? Nie chciałam tego robić. Nie chciałam wybierać między nimi, dlatego zdecydowałam zrobić się coś innego. Coś, przez co mogłam od nich odejść i pozwolić im żyć. Żyć beze mnie. I tak już dużo szkód wyrządziłam. Nie potrafiłam tak dłużej żyć. Nie mogłam. Oni przez mnie cierpieli, a ja nawet nie miałam pojęcia, jak mogę im pomóc. Oboje nie potrafili patrzeć, jak jestem szczęśliwa z tym drugim. To ich bolało. Nie potrafiłam tak żyć. Nie umiałam ułożyć sobie życia na nowo. Zrozumiałam, że musiałam coś z tym zrobić. Najlepiej byłoby, jeżeli zniknęłabym z ich życia. Raz, a dobrze. Chyba w końcu tego chciał los. Nie potrafiłam nic z tym zrobić.
   Chciałam być z nimi dwoma na raz, ale nie mogłam tego zrobić. To było nie do pomyślenia. Chciałam zapewnić im szczęśliwe życie, a zostając wszystko bym zniszczyła. W końcu byłam szczęśliwa z Zayn’em. Lou nie zamierzał stawać na drodze do mojego szczęścia, ale chciałam, aby był przy mnie.
   Moje myśli coraz częściej krążyły wokół wyboru. Nie mogłam tego zrobić. Nie potrafiłam zdecydować, którego z nich kocham bardziej, bo kochałam ich na równo.
   Na początku myślałam, że minie trochę czasu i znów wszystko wróci do normy. Jednak myliłam się. Louis i Zayn cierpieli. Domyślili się, że kocham ich obu. Chyba obaj nie byli pewni co chcą z tym zrobić. Oboje chcieli mieć mnie na wyłączność, ale to było niemożliwe.
   Zastanawiacie się, skąd wiem, jak oni się czują? Widzę to po ich smutnych oczach, jak patrzą na mnie, gdy przytulam się do drugiego. Potrafiłam zorientować się, jakie uczucia nimi wtedy targają, chodź nie wiedziałam tego, że oni przeżywają to bardziej ode mnie. Zawsze myślałam, że to ja jestem ta słabsza. Myliłam się.
   Nie chciałam ich już dłużej krzywdzić. Sama nie potrafiłam ze sobą żyć. Musiałam odejść i wybrałam już sposób, jak to mam zrobić.
   I Zayn’a i Louis’a zawołałam do salonu. Wybrałam taki moment, aby nikogo więcej nie było w mieszkaniu. Już wcześniej się na to przygotowałam.
- Na pewno nie wiecie, dlaczego was tu zawołałam.- zaczęłam. Oboje zgodnie pokiwali głowami.- Chcę wam teraz powiedzieć, że obu was kocham. Wiem, że powinnam wybrać między wami, ale nie potrafię. Kocham Was i dlatego podjęłam decyzję. Muszę odejść. Mam nadzieję, że nie będziecie mnie zatrzymywać. Nie chcę tego, abyście mnie zatrzymywali. Nie potrafię was dłużej krzywdzić, dlatego podjęłam decyzję o swoim odejściu.
- Musisz to robić?- zapytał Zayn.
- Tak. Muszę odejść. To będzie nasze ostatnie spotkanie.
- Nie możesz nam tego zrobić.- zaprzeczył Lou.
- Mogę.- odpowiedziałam spokojnie.- To jedyne rozwiązanie.
   Zatrzymałam się na chwilę i popatrzyłam na ich przygnębione twarze. Było mi tak głupio.
- Zanim odejdę chciałabym wam coś dać.- wzięłam dwie koperty, które wcześniej leżały na stole i podałam je chłopakom.- To są moje listy dla was. Obiecajcie, że przeczytacie je dopiero wieczorem. Proszę, zróbcie to dla mnie.
- Dobrze. - obaj się zgodzili.
   Podeszłam do Lou. Złożyłam na jego ustach krótki pocałunek, to samo zrobiłam z Zayn’em. Nawet nie patrząc na nich wyszłam z domu. Wiedziałam, że chcieli mnie zatrzymać, ale oboje wiedzieli, że nie przekonają mnie do tego, abym została. I mieli rację.
   I tak walczyłam już ze swoimi uczuciami. Po pewnym czasie sama doszłam do wniosku, że odejście będzie najlepszym sposobem, aby zapomnieć. Nie potrafiłam dusić już tego w sobie. Każdy po pewnym czasie się podda. Mój czas właśnie nadszedł.
   Miałam nadzieję, że chłopcy nie złamią swojej obietnicy i nie przeczytają listów pożegnalnych wcześniej, bo z pewnością chcieliby mnie zatrzymać. Oni nie wiedzieli, co ma się za chwilę zdarzyć. Nikt nie spodziewał się tego, co mogło nastąpić.
   Nie wiem, co dokładnie czułam. Nie mogę dokładnie tego opisać. Nigdy nie popełniałam samobójstwa. Nie wiem co się wtedy czuje.
   Chyba jest we mnie strach. Strach tak wielki. Tak, z pewnością boję się tego, co mam zrobić.
   Muszę przejść długą drogę. Rozważam, czy to, aby na pewno dobra decyzja, czy to zrobić czy nie?  Już dawno doszłam do wniosku, że to jedyne rozwiązanie. Nie mogę teraz zrezygnować. Tak! Muszę być zdecydowana w tym, co chcę zrobić.
   Wiem tylko to, że nie mogę dłużej zostać. Nie chcę, aby ktoś przeze mnie cierpiał. Może moja decyzja też jakoś na nich wpłynie? Na pewno mniej, niż kochanie ich obu. Po jakimś czasie może zapomną. Na pewno niczego się nie domyślają, bo kto by pomyślał, że taka osoba jak ja będzie w  stanie popełnić samobójstwo? Każdy mógł to zrobić, ale nie ja. Właśnie to świadczy o tym, jak bardzo pozory mylą.

   Doszłam tam, gdzie chciałam. Poczekałam chwilę, a gdy zobaczyłam nadjeżdżający pociąg rzuciłam się pod niego. Oczywiście nie było szans, że przeżyję.
   Nie myślałam już o niczym. Wiedziałam jedynie, że podjęłam słuszną decyzję.

No cześć :)
Proszę, nie zabijajcie mnie. 
Chyba już wszyscy wiecie o tym, że to jest ostatni rozdział. Został mi jeszcze tylko epilog.
Kurde, wszędzie dodaję ostatnie rozdziały :) 
Bo opowieść o Larry'm też już powoli kończę :)
Rozdział dodałabym wcześniej, ale dzisiaj pierwszy raz wyszłam gdzieś z domu ( oprócz szkoły oczywiście)
Już powoli się nie wyrabiam.
Dodałabym rozdział jakieś pół godziny wcześniej, ale musiałam spakować się na pielgrzymkę.
Dzisiaj cały ranek się uczyłam, bo jutro nie będzie mnie w domu przez cały dzień, a na poniedziałek muszę przygotować się z 4 przedmiotów. 
Taak, już to widzę.
Wy też macie tak zawalony plan?
Ja w poniedziałek mam do 16:30, jak nie lepiej, bo wszystkie 3 klasy muszą nadrabiać 4 godziny w-f'u. Tak, też sądzę, że to jest głupie.
Zresztą poniedziałek nie jest aż taki najgorszy. Wtorek jest jeszcze lepszy! (czujecie ten sarkazm, prawda?) Mam na 7:15 i idę na 9 lekcji i kończę o 15:15. jak przyjdę do domu, to będzie 16:00 i w sumie to z pewnością nie będę miała na nic siły.
Wykończą mnie.
Myślałam, że druga klasa gimnazjum jest najgorsza, ale zdecydowanie się myliłam :(

A tak w ogóle, to rozdział z dedykacją dla Nelly!

Chyba czytasz mi w myślach, albo ja już robię się taka przewidywalna? Po prostu przeczuwałaś, że taki będzie koniec tego opowiadania i miałaś rację :)

Dobra, więcej się już nie rozpisuję, bo padam z nóg. 
To do epilogu! 

niedziela, 7 września 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 30

Perspektywa Cassie.
   Nie potrafię określić jak bardzo byłam wtedy zdruzgotana, jak bardzo cierpiałam, ile łez wylałam. Wszystko straciło sens. Rodzice mnie nie cierpieli. Sądzili, że jestem nic nie wartą córką. Wprawdzie nie powiedzieli mi tego wprost, ale domyśliłam się tego po tym, jak na mnie patrzyli. Sądzili, że jestem zwykłą dziwką. Kurwa, ja sama siebie za taką uważam. Jestem nikim.
   A Louis? Zawiódł mnie. Dlaczego nie przyjechał? Napisał mi, że tutaj jedzie, poprosiłam, aby moi rodzice napisali mu gdzie jestem. Po to dałam im moją komórkę, a on co? Olał mnie. Chciałam, aby tutaj był. Przecież obiecał… Po prostu ma w dupie mnie i dziecko. Zresztą, co mi tam po dziecku, skoro jego już nie ma.
   Nie ma to jak znaleźć się w szpitalu! Moja ciąża była zagrożona. Straciłam dziecko. A teraz musiałam  zostałam na obserwacji. Super! Chciałabym, aby Lou był teraz przy mnie i próbował mnie pocieszyć, a on  mnie zawiódł. Przecież mogłam się tego spodziewać. W ogóle, to co ja sobie wyobrażałam? Byłam na tyle głupia, że uwierzyłam mu. Uwierzyłam cholernemu zdrajcy! Myślałam, że przyjedzie, a ja będę mogła się wtulić w jego ramiona i wypłakać, że będę mogła się jemu wyżalić, że spróbujemy jakoś znaleźć wyjście z tej przeklętej sytuacji. Gówno prawda! Tak bardzo chciałabym go teraz zobaczyć, chwycić za rękę i powiedzieć mu, że jest dla mnie ważny. Przecież tego nie zrobię!
   Może gdyby Zayn tutaj był. Odkąd go poznałam, moje życie się zmieniło. I to na lepsze. Gdybym była jeszcze w moim starym mieście z Michael’em nie wiem, czy czasem nie leżałabym już w trumnie, bo z pewnością zaćpałabym się na śmierć. Do tego na pewno by doszło. Prędzej czy później. Przecież taka właśnie jestem. Ulegam presji otoczenia, ponieważ chcę być taka, jak oni. Właśnie tego moi rodzice chcieli uniknąć. Chcieli, abym jeszcze żyła. Nie wiem, czy mogę im za to dziękować. Teraz chyba żałują swojej decyzji.
   Starałam się opanować wspomnienia, które nasuwały mi się na myśl, ale to było zbyt trudne. Żałowałam kilku gestów, kilkunastu słów a co najważniejsze żałowałam jednego wydarzenia- tego, że nie powiedziałam osobiście Zayn’owi, że jestem w ciąży z Lou. Gdyby dowiedział się tego ode mnie może wszystko inaczej by się potoczyło? Już sama nie wiedziałam.

Perspektywa Louis’a.
   Nie poddałem się. Następnego dnia wsiadłem w samochód i zaparkowałem go blisko domu Cass. Postanowiłem czekać i obserwować wszystko. Może nie powinienem, ale chciałem się dowiedzieć, co się dzieje. Przecież tutaj chodziło o najbliższe mi osoby. Osoby, które kocham.
   Po godzinie jej rodzice, ( jeżeli oczywiście to byli jej rodzice ) pojechali gdzieś. Postanowiłem nie być taki wścibski i nie śledziłem ich. Czekałem aż przyjadą znów. Nie wiem, co mnie do tego skłoniło, ale coś w środku podpowiadało mi, abym nie wracał do domu, tylko czekał. Także nie mogłem dać sobie z tym spokoju, nie mogłem zrezygnować.
   Po jakimś czasie rodzice Cass wrócili. Pomagali wysiąść jakiejś dziewczynie z samochodu. Od razu rozpoznałem, że to Cassie. Wyglądała na osłabioną i zmarnowaną. Coś było nie tak. Szybko wyszedłem z samochodu, ale Cass mnie nie zauważyła. Zniknęła za drzwiami domu. Widział mnie jedynie jej ojciec.
- Okłamał mnie pan.- zauważyłem podbiegając do niego.
- Nie twoja sprawa gówniarzu. Odczep się od naszej córki. - powiedział.
- Przecież jestem jej przyjacielem. Mam prawo się z nią spotkać!- krzyknąłem. Wiedziałam, że mnie nienawidzi. Nie znosi mnie. Można było poznać to po tym, jak się odnosił, jak na mnie patrzył. Zrobiłby wszystko, abym nie mógł się zobaczyć z Cassie. Tylko nie wie, że ja się nie poddam. Z pewnością nie zostawię tak tej sprawy.
- Nie masz prawa do niczego.
- Jeszcze się przekonamy.- powiedziałem i odszedłem.
   Ponownie wsiadłem do samochodu i czekałem. Zastanawiałem się, jak ona może żyć z takimi rodzicami?! Przecież ja sam nie wytrzymałbym z nimi ani chwili. Zabraniają mi się z nią spotkać. Przecież to niedorzeczne! Tak nie może być. Co oni sobie wyobrażają?!
   Nie uda im się. Nie uda im się nas rozłączyć. Chcę się zając tym dzieckiem i nic mnie nie powstrzyma. Jestem za bardzo uparty.
   Po chwili zobaczyłem, że jej rodzice wychodzą z domu i wsiadają do samochodu. Odjechali… Teraz mogłem porozmawiać z Cassie.
   Gdy jej rodzice oddalili się na bezpieczną odległość, tak, że nie mogli mnie zauważyć, ruszyłem do drzwi państwa Rive. Zapukałem i chwilę musiałem czekać, aż ktoś mi otworzy. W progu zobaczyłem Cassie.
- Louis?- zapytała zdezorientowana.
- Cześć Cass.- odpowiedziałem z uśmiechem.
- Masz czelność tutaj przychodzić? Po tym wszystkim?- zapytała. W jej oczach widziałem złość. Złość, która była spowodowana przeze mnie.
- Co się stało?- zapytałem.
- Miałeś przyjechać. Moi rodzice wysłali ci SMS’a, że jestem w szpitalu.- przyznała, a mnie zatkało.
- W szpitalu? W jakim szpitalu?
- O niczym nie wiesz?- zapytała łagodniej. Spojrzała na mnie zdziwiona. To wszystko było sprawką jej rodziców, a ona o niczym nie wiedziała.
- Nie. Nikt nie napisał mi żadnego SMS’a.- przyznałem patrząc jej w oczy. Chciałem, aby wiedziała, że nie kłamię. I chyba mi uwierzyła.
- To niemożliwe. Moi rodzice obiecali, że do ciebie napiszą.- powiedziała zdezorientowała.
- Z tego co zauważyłem, robią wszystko, abyśmy nie byli razem. Oni mnie nienawidzą.
- Wejdź.- poprosiła i otworzyła drzwi do szeroka. Weszliśmy do mieszkania i Cassie opadła na sofę. Usiadłem obok niej i chwyciłem ją za rękę.
- Dlaczego byłaś w szpitalu?- zapytałem. Tak bardzo się o nią bałem. Nie chciałem, aby cierpiała, aby działa się jej krzywda.
- Ciąża była zagrożona. Dziecka już nie ma- powiedziała cicho, że ledwo ją usłyszałem. Pozwoliłem się jej do mnie przytulić. Poczułem przyjemne ciepło i motylki w brzuchu. Naprawdę ją kochałem. I tak jak jej było mi przykro z powodu dziecka. W końcu byłem jego ojcem.
- Jak to?- zapytałem.
- Nie wiem. Nie wiem, jak do tego doszło.
- Cassie. Nie wiem, jak na to zareagujesz, ale chciałbym być przy tobie w tych chwilach. Chciałbym cię wspierać. Pozwolisz mi na to?- zapytałem.
- Naprawdę tego chcesz?
- Tak. Kocham cię.- powiedziałem.
- Lou. Tak za tobą tęskniłam. Przepraszam za wszystko.- powiedziała i mocno się do mnie przytuliła.
   Trwaliśmy w swoich ramionach. Nareszcie byłem szczęśliwy. Miałem ją. Ważne, że była przy mnie.
- Cassie. Twoi rodzice nie zgodzą się, abyśmy byli teraz razem. Wygonią mnie z domu.- zauważyłem.
- Wiem o tym. Musimy coś zrobić.- zaczęła.
- Co masz na myśli?
- Uciekniemy?- zaproponowała, a ja spojrzałem na nią zdziwiony.
- Chcesz to zrobić?- zapytałem.
- Tak. Zresztą moi rodzice nawet nie zauważą, że mnie nie ma. Nienawidzą mnie.
- Tak samo jest ze mną.- zaśmiałem się.
- To co, jesteś gotowy?- zapytała.
- Ale już?
- Tak. Jestem spakowana. Nie ruszałam niczego z torby, odkąd się tutaj przeprowadziłam. Możemy ruszać. Nie chcę zostać dłużej w tym domu.- uśmiechnęła się do mnie. Przerwałem nasze przytulanie. Położyłem dłonie na jej ramiona i spojrzałem jej w oczy.
- Jesteś tego pewna?- zapytałem.
- Na 100%.
- A więc jedźmy.- rzuciłem.
- Musisz wziąć walizki, ponieważ ja nie mogę nic nosić.- poinformowała mnie.
   Razem weszliśmy do jej pokoju i posprawdzaliśmy czy aby wszystko jest spakowane. Dopakowaliśmy parę rzeczy. Później Cassie napisała karteczkę do swoich rodziców.

Wyjechałam tam, gdzie będę szczęśliwa. Jeżeli kiedyś przypomnicie sobie o mnie, to możecie zadzwonić.
~ Cassie.

   I razem wyszliśmy z tego mieszkania. Na twarzy Cass malowała się ulga. Była szczęśliwa, że jest ze mną, a nie z rodzicami. W ogóle nie żałowała swojej decyzji. Powiedziała, że mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie. Tylko dlaczego wtedy dostrzegłem smutek w jej oczach? Tego nie wiedziałem.  A gdy zapytałem ją czy jest zdecydowana opuścić swoich rodziców odpowiedziała mi:
- Chcieli rozłączyć mnie i ciebie. Chcieli odseparować od siebie miłość. Wybrałam osobą, która jest dla mnie ważniejsza. Powinni to zrozumieć. A jeżeli nie, to znaczy, że nigdy mnie nie kochali.
   I tak właśnie przyznała się po raz kolejny, że mnie kocha.


Hej hej!
No więc osobiście przyznam, że jakoś nie lubię tego rozdziału, ale nie mogłam go pominąć :(
Muszę przyznać, że powoli zbliżamy się do końca :)
Ale nie martwcie się. Na pewno się w Wami nie rozstanę.
Nie odpuszczę tak łatwo :)
Wrócę tutaj z nową historią :)
I jak myślicie, który z chłopaków będzie w niej uczestniczył w roli głównej?
Tego Wam nie zdradzę, chodź jak za jakiś czas zacznę zmieniać wygląd bloga, to się przekonacie :)

Aha i następny rozdział pojawi się najprawdopodobniej w następny weekend, ale jeszcze nie jestem pewna. 
Mam dużo nauki, a wy?
Miałabym się fajnie, jakby mi nie dowalili dodatkowych 4 lekcji w tygodniu xD
A jutro mam sprawdzian z polskiego... ratujcie :c
Wy też tak macie?

No to chyba na tyle.

Kocham Was ♥

poniedziałek, 1 września 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 29

Perspektywa Louis’a.
   Myślałem, że to tylko głupi żart. Przecież Cassie nie mogła być w ciąży. No przecież jak?!
   I nagle do głowy wpadło mi wspomnienie naszej nocy. To było straszne, a zarazem prawdziwe. Przecież to mogła być prawda. Robiliśmy to razem. I nie zabezpieczyliśmy się. Tylko czy to naprawdę było moje dziecko? A Zayn? Musiałem go o to zapytać.
   Szybko wszedłem do salonu.
- Zayn, mógłbym z tobą porozmawiać?- zapytałem. Mulat spojrzał na mnie dziwnie.
- Jasne.- przyznał. Zaciągnąłem go do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku.
- Zayn, czy ty i Cassie… czy wy kiedykolwiek… - nie wiedziałem jak mam go o to zapytać.- Spędziliście kiedyś wspólną noc?
- Po co ci to wiedzieć?- zapytał.- To nasze prywatne sprawy.- zauważył.
- Wiem, ale jest mi to bardzo potrzebne. Proszę odpowiedź mi na nie szczerze.
- Tak. Robiliśmy to już, ale za każdym razem się zabezpieczaliśmy. O co ci do jasnej cholery chodzi? Po co ci to wiedzieć?
- Bo mamy mały problem.- przyznałem.
   Czyli to jednak była prawda. Cassie była w ciąży… ze mną. Czy mogło stać się coś jeszcze gorszego?
- Jaki problem?- zapytał mój przyjaciel.
- Cass jest w ciąży.- odpowiedziałem.
- Nie, przecież to niemożliwe!- krzyknął.- Za dobrze się zabezpieczyliśmy, aby to mogła być prawda!- zaprotestował.
- A czy ja mówię, że ona jest w ciąży z tobą?- zauważyłem.
- Co?!- zapytał zszokowany Zayn.
    Wstał i stanął zdezorientowany przede mną.
- Ona jest w ciąży ze mną.- przyznałem.
   Wtedy Zayn nagle usiadł na łóżku i zaczął się patrzeć przed siebie. Nic nie mogło go ruszyć. Tak bardzo zabolały go te słowa. Patrzyłem jak powoli się załamuje. Pierwszy raz widziałem, aby Malik płakał.
- Jak to się stało?- zapytał cicho. Byłem mu wdzięczny, że z góry mnie nie znienawidził.
- To było jeszcze przed tym, jak zostaliście parą. Chyba nawet wtedy zbyt dobrze się nie znaliście. Sam nie wiem. To tak jakoś wyszło. Nie potrafię tego opisać.
- Ale…
- Musiałem ci to powiedzieć.- przyznałem.
- Dzięki stary.- powiedział Zayn i poklepał mnie po plecach. Ogarnął się trochę i stwierdził, że jak najszybciej musi pojechać do Cass i z nią porozmawiać. To naprawdę była wielka miłość, między którą nie mogłem stanąć, której nie mogłem zniszczyć. Oni naprawdę się mocno kochali. Ale ja również ją kochałem.
   Nagle Zayn stanął przed drzwiami.
- Louis, to chyba nie ja powinienem pojechać. To twoje dziecko.
- Myślisz, że ja mam do niej pojechać?- zapytałem zdezorientowany.
- Tak.

Perspektywa Cassie.
   Przyjechaliśmy na miejsce jakieś pół godziny temu. Płakałam. Zniszczyłam swoje życie. Mój nowy pokój ani trochę mnie nie zadowolił. Nie chciałam go. Pragnęłam tylko, abyśmy wrócili. Tęskniłam. Za wszystkim. Szczególnie za nim, za Zayn’em. Teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo jest mi go brak, jak bardzo cierpię z powodu naszej rozłąki. Och, nie oszukujmy się. Przecież go bardzo kocham! Przecież to już powoli nie ma sensu. Nie wytrzymam bez niego. Jednak teraz już nic nie zrobię. Najlepiej będzie, jeżeli już nigdy się nie spotkamy i zapomnimy o sobie. Tylko czy to jest takie łatwe? Boję się po prostu, że jeżeli Zayn dowie się, że jestem w ciąży z Lou, to mnie znienawidzi. A już wolałabym odejść i wiedzieć, że będzie za mną tęsknił, niż go tak bardzo zranić.
   Chciałabym wiedzieć, co on o tym wszystkim myśli Louis. Czy to co mówił, że mnie kocha, czy to prawda? Nie! Jeżeli kochałby mnie, to nie odszedłby. Zostawił i mnie i dziecko o którym nie wiedział. Zresztą, co mi do tego. Ja naprawdę nie mogłam go już kochać, ale miałam straszny mętlik w głowie. Ten pocałunek. To wszystko... Czy on naprawdę mówił prawdę? A jeżeli tak? Czy moglibyśmy znów być razem? Och, gdyby nie to wszystko. Teraz byłoby mi łatwiej. Nie miałabym takich problemów. A dziecko? Przecież będzie miało fatalnych rodziców. Sama sobie z tym nie poradzę. Nie dam rady! Jestem za słaba….
   Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS’a.
- Czy to prawda?- był on od Zayn’a. Czy on się o wszystkim dowiedział? Ale jak? Ruby.  Ona mu powiedziała. Jak mogła! Jak mogła zdradzić mu moją tajemnice.
- Dlaczego nie chciałaś mi powiedzieć? Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży z Lou?- przyszedł kolejny SMS.
- A jak miałam Ci to powiedzieć?Bałam się, że mnie znienawidzisz. - odpisałam.
- Nigdy bym tego nie zrobił.- napisał.
   Przyszedł kolejny SMS. Tym razem od Lou.
- Za niedługo będę u Ciebie. Xx -  Że co?! Jak to za niedługo będzie?! Czy on tutaj jedzie? Ale jak? Przecież nie może.
   Albo może.
   Nie. Teraz to już z pewnością trzeba powiedzieć rodzicom. Przecież mi nie wybaczą, jeżeli dowiedzą się od kogoś innego, że jestem w ciąży.
   Brzuch zaczął boleć mnie z nerwów. Ta cała sytuacja mnie przerosła, jednak dzielnie zeszłam na dół. Nie mogłam się teraz wycofać.
- Mamo, tato. Muszę wam coś powiedzieć.- zaczęłam. Nogi zaczęły się pode mną uginać, ale musiałam być silna. Przecież i tak w końcu będę im musiała powiedzieć.
- Co takiego?- zapytała mama. Wzięłam głęboki oddech. Teraz albo nigdy.
- Jestem w ciąży.- przyznałam i spuściłam głowę. Usłyszałam śmiech ojca. Coś tu było nie tak.
- Dobry żart.- zaśmiał się tata.
- Ale to nie żart.- powiedziałam. Jak to wziął to za żart? Przecież mówię całkiem poważnie. Nie mogłabym kłamać w takiej sprawie.
   Mama stała i wpatrywała się we mnie. Nie wiedziałam, co w tym momencie czuje. Nic nie mogłam wyczytać z jej twarzy.
- Jestem w ciąży.- powtórzyłam.
- Cassie…- nagle odezwała się mama. Patrzyła na mnie złowrogo.- Jak mogłaś do tego dopuścić?!- krzyknęła.
- To nie było celowe!- również krzyknęłam.
- Jak mogłaś?!- powtórzyła. Musiałam usiąść na sofę. Tego było dla mnie za wiele. Z moim brzuchem było coś nie tak, ponieważ zaczął mnie boleć. Tylko że teraz przekraczało to już jakiekolwiek granice.
- Wcale tego nie chciałam.- mimo tego, że nie zbierało mi się na płacz, to mój głos wydał się płaczliwy. Po prostu byłam zmartwiona. Nie sądziłam, że tak na to zareagują.
   Zaczęłam ciężko oddychać. Coś się ze mną działo.
- Cass. Co się dzieje? Jesteś strasznie blada.- zauważyła mama. Jej ostry ton nagle zrobił się łagodny. Zaskoczyła mnie ta jej szybka zmiana. Musiało być rzeczywiście źle.

Perspektywa Louis’a.
   Dojechałem na miejsce tak, jak poprowadziła mnie nawigacja. Podjechałem pod jej dom, jednak zdziwiło mnie to, że w żadnym z okien nie świeciło się światło.
   Podszedłem do drzwi i zapukałem. Jednak nie doczekałem się odpowiedzi. Miałem rację. Po prostu nikogo nie było w domu. Wyciągnąłem komórkę i napisałem SMS do Cassie.
- Gdzie jesteś?
   Nie doczekałem się odpowiedzi. Coś było nie tak. Albo trafiłem pod zły adres, ale coś się stało. Miałem złe przeczucie. Żyłem z nadzieją, że za chwilę cała rodzina pojawi się w domu i będziemy mogli porozmawiać. Nie chciałem jej stracić. Nie chciałem stracić jej i dziecka. Mojego dziecka.
   Usiadłem na schodkach prowadzących do domu i czekałem. Czekałem aż ktoś się zjawi. Nie obchodziło mnie to, że jest zimno, że ludzie się na mnie gapią. Po prostu czekałem. Może po jakiejś godzinie pod bramą zaparkował samochód. Wyszły z niego dwie postacie. Kobieta i mężczyzna. Szybko wstałem z zimnej posadzki i ruszyłem w ich stronę.
- Czego tutaj szukasz chłopcze?- zapytał mężczyzna.
- Dzień dobry. Jestem Louis. Ja do waszej córki, Cassie.- odpowiedziałem. Przyjrzałem się jej rodzicom, chodź nie byłem pewny czy to właśnie oni.
- Ale my nie mamy córki.- przyznał mężczyzna. Odniosłem wrażenie, że najlepiej będzie jak dam mu spokój.
- Musiała zajść pomyłka.- dodała kobieta.
- No dobrze.- zgodziłem się i odszedłem. Wsiadłem do samochodu i zadzwoniłem do Ruby. Zapytałem się czy aby dobry adres mi przekazała. Nie pomyliłem się. Kazałem, aby opisała mi jej rodziców i wszystko się zgadzało. Czy to możliwe, że wyparli się swojego dziecka? Nie. Przecież tak nie może być. Ale dlaczego Cass nie było z nimi? Gdzie ona może być?
   Wysłałem kolejnego SMS’a, ale znów mi nie odpisała. To naprawdę było dziwne.
    Zacząłem się martwić. Przecież to było bardzo dziwne. Z pewnością trafiłem pod dobry adres, przed chwilą rozmawiałem z państwem Rive, a po Cassie ani śladu. Jeszcze do tego jej ojciec i mama powiedzieli, że nie mają takiej córki. O co w tym wszystkim chodziło?
   Nie mogłem się tak łatwo poddać. Przecież ewidentnie coś się działo.  Nie pozostawało mi nic innego, jak czekać. Tylko na co miałem czekać? To przecież nie miało sensu. Postanowiłem przenocować w najbliższym hotelu. Nie mogłem zostać w samochodzie, a niepotrzebnie będę jechał do domu, skoro jutro znów tu przyjadę. Przecież tego tak nie zostawię! Nie zostawię, ponieważ tutaj chodzi o Cassie i jej dziecko. Chcę, abyśmy wychowywali je razem. Chcę pokazać Cassie, że może na mnie polegać. To dziecko zasługuje na najlepszych rodziców. Nie dam Cass wychowywać samotnie tego dziecka. Chcę to zrobić razem z nią. Chcę być z nią, i ona powinna o tym wiedzieć. Powinna wiedzieć o tym, że ją kocham.


No hej!
Co tam u Was?
Poruszyłabym temat szkoły, ale chyba nikt nie chce teraz o tym pisać.
Ja na przykład nie mogę pogodzić się z tym, że wakacje się już skończyły :(
Ale dobra, ciii. Nie piszmy o tym.
Nie chcę siebie już bardziej zadręczać xD
Co do rozdziału to.... to sama nie wiem, co mam o nim myśleć.
Na razie postanowiłam troszeczkę pokomplikować... hehe. 
Czyli w sumie to nic nowego :)
Rozpisałabym się bardziej, ale w sumie to nie wiem, o czym pisać.

Do następnego.
Kocham Was ♥