Rosalie.
Udało
mi się bezpiecznie spakować. Mojego ojca rzeczywiście nie było w domu. Chłopcy
mieli rację. Zresztą, wierzyłam im od początku. Jednak zawsze mogło zdarzyć się
coś, czego nie mogliśmy przewidzieć.
Mój
ojciec był nieobliczalny.
Jednak
musiałam przyznać, że byłam szczęśliwa. Uświadomiłam sobie, że będę mogła być
teraz bliżej Liam’a. Nie, żebym coś planowała. Nic takiego nie miało miejsca.
Po
prostu jego obecność była mi potrzebna. Wcześniej nie zdawałam sobie z tego
sprawy. Nawet nie przeszło mi to przez głowę. Nigdy nie sądziłam, że będę z nim
tak blisko, ale po prostu tego człowieka nie dało się nie lubić.
Jedynie martwiłam się o mamę. Bałam się tego, że ojciec mógłby jej coś
zrobić. Ona zapewniła mnie, że nic takiego się nie stanie i, że już od
dłuższego czasu zastanawiała się nad ucieczką od swojego męża. Podobno odnowiła
jakieś kontakty ze swoją koleżanką, która postanowiła jej pomóc. Miała się na dniach
wyprowadzić. Nie wiedziałam czy cieszyłam się z tego faktu. Mama poprosiła
mnie, abym codziennie do niej dzwoniła. Musiałam jej to obiecać. Mogłam mieć
nadzieję, że teraz obie już będziemy bezpieczne. Możliwe, że ja byłam tą, która
bardziej była narażona na niebezpieczeństwo, ale miałam chłopaków i wiedziałam,
że oni jakby co mi pomogą. Przecież nie zostawiliby mnie. Wierzyłam w to.
Weszliśmy do ich mieszkania. Chłopaki od razu zanieśli moje walizki do
pokoju gościnnego, gdzie miałam zamieszkać. Oczywiście poszłam za nimi.
Dopiero wtedy uwierzyłam, że to dzieje się naprawdę. Nie wiedziałam, jak
miałam im za to wszystko podziękować. Nie mogłam wyrazić tego w słowach.
- Rozgość się - powiedział Liam samą
zostawiając mnie w pokoju.
Zaczęłam układać swoje ubrania do szafy. Wiedziałam, że zostanę tutaj na
dłużej. A przynajmniej do tego czasu, aż odważymy się z mamą zeznawać przeciwko
ojcu. Musi minąć jeszcze jakiś czas.
Nagle
poczułam potrzebę, aby gdzieś iść. Dawno nie byłam u dzieci. Chciałam się z
nimi widzieć. Tęskniłam za nimi.
Skończyłam układać ubrania i zeszłam do salonu, gdzie siedzieli
chłopaki.
- Muszę gdzieś wyjść - powiedziałam.
- Pójdę z tobą - zgłosił się od razu Liam.
Zgodziłam się. Wiedziałam, że i tak się go nie pozbędę. Któryś z
chłopaków na pewno szedłby ze mną, bo chcieli mnie chronić. A gdyby nie zrobił
tego Liam’a, to mogłabym komuś wyjawić jego tajemnicę. Przecież nikt nie mógł
wiedzieć, że poznaliśmy się w szpitalu. On nie był tego świadom, że ja
wiedziałam o jego chorobie. Na razie nie chciałam go o tym powiadamiać.
Wolałam, aby powiedział mi o tym sam.
I tak
ruszyliśmy ramię w ramię. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy, ale Liam wydawał
mi się być jakiś nieobecny. Chciałam zapytać go, co się stało, ale nie
wiedziałam czy powinnam. Nie chciałam stawiać go w niezręcznych sytuacjach.
Wolałam udawać, że nic nie widzę.
Gdy
weszliśmy na sale zobaczyłam Sam. Z pewnością przyszła odwiedzić swoją córkę.
Zresztą ostatnio jej stan bardzo się poprawił. Myślałam, że moja koleżanka -
jeżeli mogłam ją tak nazwać - była szczęśliwa, ale myliłam się. Powstrzymywała
łzy. Poznałam to.
- Cześć Sam - uśmiechnęłam się.
- Cześć Ro i … - zatrzymała się patrząc na
mojego przyjaciela.
- Liam - powiedział z uśmiechem chłopak.
Oboje
podali sobie dłonie.
W tym
momencie dzieci się do nas przytuliły.
- Ro! - Zawołała Alice.
Była
taka szczęśliwa, że mnie widzi. Wszyscy byli. To było wspaniałe. Te dzieci były
wspaniałe! Sprawiali mi radość. Spojrzałam na Liam’a i mogłam łatwo stwierdzić,
że on również był szczęśliwy, że może tutaj ze mną być. Może te dzieciaki
przekonają go jakoś, że nie należy się załamywać chorobą, a przede wszystkim
trzeba walczyć, bo to jest najważniejsze.
Przytuliłam wszystkich i wymyśliłam im zabawę, w której mogli bawić się
beze mnie. Zamierzałam porozmawiać z Sam. W końcu nie była w najlepszym
humorze, jakby się rozpadała.
- Sam, czy coś się stało? - Zapytałam.
- Tak. Musimy porozmawiać - odpowiedziała
szybko.
Poprosiłam Liam’a, aby został z dziećmi i w razie potrzeby pobawił się z
nimi, a ja razem z Sam wyszłam na świeże powietrze.
- No to mów - zachęciłam ją.
- Wcześniej mówiłam ci, że podejrzewają u mnie
raka - przyznała. Przytaknęłam głową. - Niestety mieli rację - powiedziała i
się rozpłakała.
Pozwoliłam jej na to, aby się do mnie przytuliła. Sama miałam ochotę się
rozpłakać, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Musiałam być silna.
Musiałam dać jej swoją siłę, aby się nie poddawała. Nie mogła tego zrobić.
- Rosalie, ja umieram - dodała.
- Cichutko Sam. To nieprawda - zaprzeczyłam.
- Przestań! Przecież wiem, co takiego się ze
mną dzieje. Nie zostało mi wiele czasu - chlipała. - Obiecasz mi coś? -
Zapytała po chwili.
- Co takiego?
Strasznie przejęłam się tą całą sytuacją.
- Zaopiekujesz się Alice po mojej śmierci?
Dobrze wiesz, że nie mam nikogo. Proszę, tylko ty mi zostałaś. Bądź dla niej
dobra.
- Dobrze. Obiecuję.
I
zamierzałam dotrzymać obietnicy.
Liam.
Świetnie bawiłem się z dziećmi. Nie wiem, dlaczego, ale dawały mi jakąś
nadzieję. Nie mogłem pojąć tego, że one się nie poddawały. Ja… ja chyba tak nie
potrafiłem. Chyba już sam się poddałem. Nie chciałem walczyć. Sam nie wiem,
dlaczego. Bałem się tego, co mnie czeka. Czułem się dobrze. Nie chciałem, aby
coś się pogorszyło, ale bałem się, że jak zacznę leczenie, to wszystko się
pogorszy. Naprawdę się tego obawiałem.
Może
kiedyś poddam się leczeniu, ale przed tym muszę zrobić dwie rzeczy. Sprawić,
aby Niall i Rosalie się pogodzili, i aby Ro doniosła na swojego ojca na
policję. Nie mogłem pozwolić na to, aby cały czas żyła w strachu. Bo jeżeli by
mnie zabrakło… Kto by ją wtedy ochronił?
Jeżeli
te dwie rzeczy się staną, to może zdecyduję się na leczenie.
- Liam! - Krzyknęła Alice, która odłączyła się
od grupy i przestała się nimi bawić.
- Tak? - Zapytałem.
- Gdzie jest Ro?
- Poszła się przejść z Sam - odpowiedziałem.
- Sam to moja mama - przyznała dziewczynka.
Dowiedziałem się czegoś nowego. Rosalie nigdy wcześniej mi o tym nie
mówiła. Może po prostu nie miała okazji.
- Liam, a czy ty i Ro jesteście razem? - Zadała
mi kolejne pytanie Alice.
Zaśmiałem się. To było słodkie. Chciałbym, żeby tak było, ale to raczej
niemożliwe, chyba, że coś się pomiędzy nami zmieni. Jak dotąd nie odważyłem się
powiedzieć jej o moich uczuciach. Stchórzyłem. W sumie to mogłem to
przewidzieć. A tak bardzo upierałem się, że się nie poddam, a tutaj proszę.
Wystarczyło, że ją zobaczyłem i od razu zacząłem się bać. A co, jeżeli zniszczę
naszą przyjaźń? Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Wolałem sprawdzić, kim ja dla
niej jestem. Dopiero wtedy będę gotów powiedzieć jej wszystko, co czuję, ale
jak na razie się wstrzymam.
- Liam? - Odezwała się Alice.
Uświadomiłem sobie, że się zamyśliłem.
- Przepraszam - przyznałem od razu. - Nie
jesteśmy razem.
- A szkoda. Pasujecie do siebie - powiedziała
dziewczynka.
Zaśmiałam się. Co ona mogła o tym wiedzieć? Przecież była tylko
dzieckiem. Nie wiedziała jeszcze dużo rzeczy.
- Nie śmiej się - upomniała mnie. - Mówię tylko
to, co widzę. Może sądzisz, że jestem za młoda, aby coś takiego rozumieć, ale
mylisz się. Zdążyłam już rozszyfrować dorosłych. Wiecie, nie jesteście aż tacy
skomplikowani, jak wam się wydaje. Z łatwością przekonałam się, jak reagujecie
w niektórych sytuacjach. Liam, nie wygłupiaj się i nie wmawiaj mi, ani sobie,
że nic do Ro nie czujesz, bo doskonale widzę, jak na nią patrzysz i dziwię się,
że Rosalie jeszcze się nie zorientowała.
- To, co w takim razie mam zrobić? - Zapytałem
bezradny.
Muszę
przyznać. Dziewczyna była bardzo mądra. Aż mnie tym zaskoczyła. Ja nigdy nie
patrzyłem na to z takiej strony. Musiałem zacząć bardziej uważać. Byłem
nierozważny.
Skoro
taka mała dziewczynka to zauważyła, to jaką mam pewność, że Rosalie też czegoś
nie podejrzewa? Nie, przecież powiedziałaby mi coś… Chyba, że nie odwzajemnia
moich uczuć. Tak, to jest bardzo możliwe.
- Skąd mam to wiedzieć? - Zaśmiała się Alice. -
Jestem tylko dzieckiem.
Chciałem jej coś odpowiedzieć, ale szybko poszła do grupy, aby dalej się
bawić. Mogłem sobie tylko pomarzyć o tym, aby powiedziała mi cos więcej. Już i
tak wiele dla mnie zrobiła. Nie sądziłem, że tak mi się przyglądała. Myślałem,
że jakoś się mną nie przejmuje. Chociaż w sumie tutaj chodziło o Rosalie, a ona
ją uwielbiała. Z pewnością przez jakiś czas mi się przyglądała, aby określić
czy jestem dobry dla Ro. Kompletnie nie wiedziałem, co o mnie myślała.
Miałem
nadzieję, że nie było najgorzej.
Po
chwili Rosalie wróciła razem z Sam. Obie wyglądały na załamane. Zastanawiałem
się, o czym rozmawiały i co wywołało u nich smutek. Miałem ochotę przytulić Ro
i powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze, ale nie wiedziałem czy dobrze
zrobię.
Przecież nie wiedziałem, o co chodziło, ale sądząc po minie Rosalie,
wiedziałem, że to coś bardzo ważnego i wolałem się w to nie mieszać. Jeżeli będzie
na to gotowa, to sama mi powie. Nie chciałem jej do niczego zmuszać. Nie
powinienem tego robić. Przecież była tylko moją przyjaciółką.
Jednak
miałem prawo się o nią martwić.
Cześć :)
Jak tam u Was?
U mnie nawet dobrze ;p Może jedynie w szkole mam niezły zapieprz, ale na szczęście się ferie zbliżają, więc nie jest aż tak źle. Wprawdzie jeszcze 3 tygodnie i będę miała ferie :) Jakoś zdołam to przetrwać ;p
Dobra, a mówiąc o rozdziale, to podoba Wam się? Chciałabym usłyszeć Waszą opinię.
Również mam nadzieję, że wszyscy skomentują, chociażby jednym słowem (chodź bardzo lubię czytać dłuższe komentarze i będę bardzo szczęśliwa gdy ktoś taki mi napisze ;p)
Następny rozdział będzie dość przełomowy. Dobra, baaaaardzo przełomowy :) Myślę, że Wam się spodoba <3
Aha, prawie bym zapomniała. Przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia w tym rozdziale, ponieważ nie sprawdzałam go zbyt dokładnie.
Kocham Was ♥
Wprowadziła się, jej! Ale niech oni będą już razem, no :/ Rozdział jest genialny <3 Nie karz nam długo czekać.
OdpowiedzUsuńSuper *.*
OdpowiedzUsuńJeeeejku cudowny! Uwielbiam twój styl pisania i każdą historię jaką napisałaś :) Mam nadzieje, że ta nie skończy się tak szybko :D A jeśli tak to zacznij następną ^^
OdpowiedzUsuńCudo <3
OdpowiedzUsuń