piątek, 24 kwietnia 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 27

Rosalie.
   Oparłam się o łóżko kładąc głowę na prześcieradle, obok ręki Liam’a. Wydawał mi się taki kruchy i słaby, jakby wszystko mogło go zranić. Mimo tego musiałam wierzyć, że był silny.
   Wiedziałam, że się starał. Nie mogło być inaczej. Czasem może po prostu traciłam wiarę, ponieważ to wszystko tak długo trwało, a ja się martwiłam. Byłam strasznie niecierpliwa. Czekałam na to, aż to wszystko się skończy.
   Rozmawiałam ostatnio z lekarzem. Podobno było coraz lepiej. Guzy przestały rosnąć. Leki działały, więc była wielka możliwość, że Liam wróci do domu. Czekałam tylko na ten moment.
   To trzymało mnie przy życiu.
   Nie wiedziałam, czy przesadzałam, ale każdą wolną chwilę spędzałam w szpitalu z Liam’em, albo chodziłam do dzieci, za którymi również się stęskniłam. One też w tamtym czasie zasługiwały na moją uwagę.
  Rozmawiałam parę razy z Sam. Niestety nie miałam ona takiego szczęścia. Jej stan się pogarszał. Coraz bardziej docierała do mnie myśl, że będę musiała zaopiekować się Alice. Obiecałam to Sam, więc musiałam dotrzymać obietnicy. Nie wiedziałam, czy jej podołam, ale zamierzałam zaryzykować. Wiedziałam, że jakby co, to Liam mi pomoże.
   Czasem przesiadując godzinami w szpitalu i rozmawiając z Liam'em czułam przygnębienie. Współczułam osobą, które robiły to, co ja, ale doskonale wiedziały, że ich ukochanego czeka śmierć. To uczucie musiało być straszne. Ja miałam szansę, że z Liam'em będzie dobrze. Modliłam się o to.
   Oczywiście nigdy już nie będzie w pełni zdrowy, ale leki mogą dać mu parę lat życia. Może nawet więcej niż parę? Musielibyśmy liczyć na szczęście. A podobno ono nam dopisywało.
   Liam miał zamknięte oczy. Po prostu spał, a ja siedziałam przy nim i nie zamierzałam odchodzić. Chłopaki byli zmęczeni, więc pojechali do domu. Wolałam jednak zostać i mieć trochę czasu dla siebie i mojego chłopaka. W ostatnim czasie liczyła się każda wspólna minuta.
   Uniosłam rękę i odgarnęłam zabłąkany kosmyk włosów z czoła Liam'a. Wymamrotał coś pod nosem i otworzył oczy. Obudziłam go przez przypadek.
- Przepraszam - szepnęłam.
   Liam chwycił swoją komórkę i sprawdził godzinę.
   Lekko się zdziwił.
- Przez cały czas tutaj siedzisz? - Zapytał.
   Uśmiechnęłam się jedynie delikatnie w odpowiedzi.
   Mój chłopak podniósł się do pozycji siedzącej i chwycił moje ręce. Spojrzałam w jego oczy i bardzo się zdziwiłam, ponieważ zobaczyłam w nich troskę. Martwił się o mnie. Zamiast przejmować się sobą, on zwracał uwagę na mnie. Nie mogłam trafić na lepszego chłopaka. Zrozumiałam, dlaczego tak bardzo go kochałam.
- Rose, Kochanie. Nie musisz siedzieć tutaj przez cały czas. Masz własne życie. Musisz odpoczywać.
- Moim całym życiem jesteś ty. Nie mam nic innego do roboty, niż siedzenie przy tobie. A poza tym, lubię to - uśmiechnęłam się.
- Kocham cię - szepnął mój chłopak.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam.
   Uwielbiałam to mówić. Chciałam, aby był pewny moich uczuć tak, jak ja byłam jego. Kochaliśmy się.
- Chodź tu do mnie - powiedział Liam rozciągając swoje ramiona.
   Usiadłam na łóżku obok niego i mocno go przytuliłam. Nie mówiliśmy nic więcej do siebie. To właśnie za takimi chwilami tęskniłam. Chciałam czuć jego bliskość. Niepotrzebne były nam słowa. Po prostu wiedzieliśmy, co czujemy do siebie. Moglibyśmy sobie powtarzać tylko te dwa najważniejsze wyrazy: Kocham Cię. Nic do szczęścia nie było nam więcej potrzebne. No może jedynie zdrowie.
   Tak moglibyśmy dożyć końca świata, a może i jeszcze jeden dzień dłużej. Najlepiej całą wieczność.
   Ucałowałam delikatnie jego - nadal miękkie - wargi i rozkoszowałam się tą chwilą, gdzie mogliśmy być sami.
  Po chwili oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Uśmiechaliśmy się do siebie.
- Chciałbym już wrócić do domu, do ciebie. Tęsknię - powiedział mój chłopak.
- Ja też - przyznałam.
   Ponownie zamilkliśmy. Jednak to nam nie przeszkadzało. Mieliśmy siebie.
   Niektórzy mogliby nie wierzyć w to, co nas łączyło, ale te uczucie było magiczne. Wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni.

Liam.
   Z dnia na dzień było coraz lepiej. Wracałem do zdrowia. Choroba nie rozwijał się już, więc bez przeszkód mogłem wracać do domu. Musiałem zostać jeszcze tylko parę dni. Lekarze chcieli zobaczyć, czy aby na pewno nic się nie dzieje. Musiałem wytrzymać. Chodź i tak wiedziałem, że za jakiś czas znów będę musiał iść do szpitala.
   Chciałem się czymś zając. Strasznie nudziło mi się w szpitalu. Wprawdzie byli przy mnie chłopaki, ale nie mogliśmy się aż tak bardzo wygłupiać, ponieważ co chwilę ktoś wchodził do mojej sali. To czasem było strasznie uciążliwe. Nie mieliśmy nawet chwili spokoju.
   Może powinienem się z tego cieszyć. W końcu miałem co robić, ale to i tak nie były szczyty moich marzeń.
   Zresztą, czy ja mogłem mieć jakiekolwiek marzenia? Kiedyś musiałem umrzeć. A mogło to się stać nawet w najbliższym czasie.
   Chyba się tego bałem. Nie chciałem opuszczać moich bliskich. Obiecałem sobie, że nie będę się tym zadręczać. Nie mogłem o tym myśleć. Miałem żyć z dnia na dzień. To był najlepszy sposób, abym o tym wszystkim zapomniał.
   Przesiadywałem właśnie z moimi przyjaciółmi i dziewczyną. Rozmawialiśmy na różne tematy, aby tylko umilić sobie czas. Nikt nie wspomniał o tym, że znajdowaliśmy się w szpitalu, a ja byłem chory. Nie chcieliśmy tak myśleć. Udawaliśmy, że znajdujemy się w domu.
- Chciałbyś może iść na spacer? - Zapytała nagle Rosalie.
- Tak. Z chęcią bym się przeszedł - odpowiedziałem z uśmiechem.
   Podobał mi się ten pomysł. Dawno gdzieś nie wychodziłem. Zresztą odkąd tutaj przybyłem wyszedłem z mojej sali tylko na badania.
   Rose podała mi sweter. Powoli usiadłem na łóżku, a później wstałem.
- Pomóc ci? - Zapytała z troską Ro.
- Nie trzeba - uśmiechnąłem się. - Jak na razie nie doszedłem do takiego stanu, abym nie mógł chodzić.
- Jasne, oczywiście. Przepraszam - wyszeptała Rosalie lekko się uśmiechając.
   Chwyciła mnie za rękę i pomogła wstać z łóżka. Poradziłem sobie i gdy już stanąłem na nogach uświadomiłem sobie, że chodzenie jest trudniejsze niż zwykle. Jednak nie było jeszcze tak źle. Potrafiłem chodzić. Musiałem tylko rozprostować nogi. Dawno tego nie robiłem.
- W porządku? - Zapytała Rose.
- Tak - odpowiedziałem.
   Wyszliśmy z sali. Zauważyłem, że chłopaki nie poszli za nami. Chyba zrozumieli, że chcieliśmy przejść się sami. Nie bywaliśmy często nigdzie we dwoje. Może tylko parę razy, ale przeważnie znajdowali się obok nas chłopaki.
   Wyszliśmy na zewnątrz. Miło było poczuć świeże powietrze. Zaczęliśmy iść obok siebie, trzymając się za ręce. Mogłem poczuć się jak na prawdziwej randce. Chyba tego mi brakowało.
- Dziękuję - wyszeptałem z uśmiechem.
   Rosalie odwróciła głowę w moją stronę. Również posłała mi uśmiech.
- Za co mi dziękujesz? - Zapytała zdziwiona.
- Za wszystko. Za to, że jesteś, że się mną zajmujesz, że mnie nie opuściłaś - przyznałem.
- Nie potrafiłabym cię opuścić - powiedziała Rose.
   Moje serce zaczęło szybciej bić. Motyle w moim brzuchu wariowały.
- Jest wiele takich osób, które opuszczają bliskich w chorobie. Jeżeli będziesz chciała to zrobić, to po prostu mi powiedz. Postaram się z tym pogodzić - powiedziałem.
   Mimo wszystko bałem się tego wszystkiego. Gdyby Rose zdecydowała się teraz odejść, to już bym nie walczył. Nie miałbym dla kogo tego robić. Moje serce byłoby złamane. Niezdatne do poskładania. Nawet chłopaki by tego nie uratowali. Nikt nie przemówiłby do mnie. Straciłbym wszelkie nadzieje.
- Głuptasie - zaśmiała się Ro. - Nigdy bym ci tego nie zrobiła. Nie jestem taka. Za bardzo cię kocham.
   Kochała mnie. Nie chciała odchodzić. Cieszyłem się z tego bardzo. Możliwe było, że będzie ze mną do końca życia, a nawet i dłużej. Nie musiałem się martwić o to, że zostanę sam. Miałem ją.
- Tez cię kocham - odpowiedziałem.
   Objąłem ją ramieniem. Czułem ciepło bijące od jej ciała. Byliśmy szczęśliwi. Nie liczyło się to, co może spotkać nas za parę lat. Ważne było dzisiaj, ta chwila, która trwała.
   Towarzyszyła nam piękna pogoda. Ludzie powychodzili na ulicę rezygnując z jazdy samochodem. Gdybym był w domu z pewnością właśnie bym spacerował z Rosalie po okolicy. Może nawet poszlibyśmy do parku?
   Nie mogłem tak gdybać. Tak naprawdę nie mogłem wiedzieć, co by się stało. Gdybym nie był chory, nie poznałbym Rosalie.
   A bez niej mój świat by nie istniał. Nie byłbym taki szczęśliwy, jak w tamtej chwili.

Cześć :)
Przepraszam, że w tamtym tygodniu nie dodałam rozdziału, ale nie miałam na to czasu. Wiecie, egzamin gimnazjalny, dni otwarte w szkołach i tak samo jakoś wyszło.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba ( ja osobiście nie jestem z niego zadowolona)

piątek, 10 kwietnia 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 26

Rosalie.
   Siedziałam przy jego łóżku i trzymałam go za rękę. Jego puls był słaby. Oczy miał zamknięte. Był blady i miał worki pod oczami. Męczył się. Jego usta i policzki straciły barwę. Wszystko wydawało mi się takie niewyraźne i nierealne.
   Nic nie wywierało na niego żadnego wpływu. Moje słowa, nawet gesty nie sprawiły, że się obudził. Trzymałam jego zimną rękę i modliłam się o to, aby zaraz nie usłyszeć aparatury, która dałaby mi znak, że umarł.
   Podniosłam jego rękę i ją ucałowałam. Chciałam ją jakoś rozgrzać, ale nic nie pomagało.
   Ponownie popatrzyłam na aparaturę. Jego puls malał. Nie wiedziałam, dlaczego lekarze nic z tym nie robili. Powinni coś robić. Dlaczego ich tam nie było?
- Liam… - szepnęłam.
   Jednak ponownie odpowiedziała mi cisza. Naprawdę się bałam. To nie było normalne. Coś musiało się dziać. Bardzo dobrze wiedziałam, że z Liam’em jest coś nie tak, jednak nikt nie chciał mi niczego powiedzieć.
   Bałam się, że Liam umrze. Nie potrafiłabym poradzić sobie z życiem, jeżeli on odejdzie. Nic nie miałoby już sensu.
- Li, zawalcz dla mnie. Nie chcę zostawać sama - przyznałam.
   Jednak ten nic mi nie odpowiedział.
   Oddech Liam'a był płytszy. Zdawało mi się, że jest jeszcze gorzej, coraz bliżej śmierci. Nieuniknionej śmierci.
   Nie wiedziałam, co z tego wszystkiego wyniknie. Wiedziałam tylko, że się bałam. Kochałam go i nie chciałam, aby ode mnie odchodził.
   Mimo mojego czekania, mówienia... Nic nie podziałało. Liam słabł z minuty na minutę. Nikt nie chciał mu pomóc.
   Liczyłam sekundy. Bicie jego serca było coraz słabsze. Wiedziałam, że tylko parę chwil dzieli mnie do jego zatrzymania się. Nie miałam wiele czasu.
   Siedziałam i czekałam na jego śmierć. Nie wiedziałam, za ile nastąpi, ale byłam pewna, że niedługo.
   Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Po chwili usłyszałam dźwięk aparatury. Liam umierał.
   Zaczęłam krzyczeć, ale nikt się nie zjawił. Nikt nie chciał mi pomóc. Zapomnieli o mnie i o nim...
- Rose, co się dzieje?! - Usłyszałam nagle czyjś krzyk.
   Ktoś chwycił mnie za ramiona, lekko nimi potrząsając. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Niall'a.
- Co się stało?! - Zapytał.
   To nie była prawda. Mój chłopak nie umierał.
- Miałam sen, że Liam... Och, to było takie straszne - przyznałam.
   W dalszej części pokoju zobaczyłam Lou, Zayn’a i Harry’ego. Musiałam nieźle krzyczeć przez sen, skoro wszystkich obudziłam.
- Ro, to był tylko sen. Liam ma się dobrze - zapewnił Styles.
- Tak. Przecież widziałaś się z nim. On jest silny. Nie umrze - wtrącił się Malik.
- Tak! Wiem o tym. Po prostu miałam okropny sen. Przepraszam, że was obudziłam - zaczęłam swoje tłumaczenia, ocierając łzy z oczu.
- Nic się nie stało. A teraz spróbuj zasnąć, dobrze? Posiedzimy jeszcze chwilę przy tobie - powiedział Niall.
- Nie musicie. Wszystko jest w porządku.
- Na pewno? - Zapytał mój kuzyn.
- Tak - odpowiedziałam.
   Nie chciałam nikomu sprawiać kłopotu. W tamtym czasie nie chciałam niczyjej litości. Nie potrzebowałam opiekunów. Po prostu musiałam przyzwyczaić się do tego, że jak się obudzę, to nikogo nie ma przy moim boku.
   Liam nie umierał. Miał się świetnie. Był silny. Walczył. W szczególności dla mnie. Nie mogłam o tym zapomnieć.
- Jakby co, to wołaj - poprosił Niall.
  Przytaknęłam jedynie głową. Blondyn ucałował moje czoło, po czym wszyscy wyszli z pokoju. Została sama. Tylko, że już nie potrafiłam zasnąć.
   Martwiłam się, mimo, że nie miałam, o co. Czasem zdawało mi się nawet, że przejmuję się tym bardziej niż Liam. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak naprawdę było.

Niall.
   Wtedy martwiłem się już nie tylko o Liam'a, ale również i o Rosalie. Widziałem, jak się męczyła. Chciałem jej jakoś pomóc, ale nie potrafiłem. Nie wiedziałem, co mogłoby jej poprawić humor? Chyba tylko powrót Liam'a. Jednak to w tamtym czasie było niemożliwe. Li musiał zostać w szpitalu przez najbliższe dni. Tylko po jakimś czasie mógł wrócić. Rose musiała się z tym po prostu pogodzić.
   Postanowiliśmy z chłopakami dać jej trochę czasu. Potrzebowała go.
   Wszyscy wspólnie sądziliśmy, że teraz powinniśmy opiekować się Rosalie. Przechodziła przez ciężki okres w swoim życiu, a my powinniśmy ją wspierać. Pilnowaliśmy jej. Mimo, że Liam nie był długo w szpitalu i było z nim dobrze, to Rose i tak martwiła się o niego. Przejmowała się najbardziej z nas wszystkich, co było oczywiście zrozumiałe. W końcu to był jej chłopak. Miała do tego prawo.
- Niall, zawieziesz mnie do szpitala? - Zapytała Ro schodząc na śniadanie.
- Pojedziemy wszyscy - powiedział Zayn.
- Tak. Tylko najpierw coś zjedz - odezwałem się.
   Rosalie weszła w głąb salonu i zajęła miejsce obok mnie.
- Nie jestem głodna - odpowiedziała.
- Już wczoraj nie jadłaś kolacji. Musisz coś jeść - zauważyłem.
   Coraz bardziej zaczynałem się o nią martwić.
- Och no dobrze. Ziem coś - odparła z rezygnacją.
   Sam wręczyłem jej jednego z tostów, którego powoli zaczęła przeżuwać. Dokładnie ją obserwowałem. Wiedziałem, że było jej to potrzebne.
- Jak się czujesz? - Zapytał nagle Harry.
- Dobrze - odpowiedziała Rose.
- Wyglądasz marnie - przyznał Louis.
- Martwię się - powiedziała cicho Rosalie.
- Przecież nie masz czym - zauważył Zayn. - Liam nie jest tak łatwo zagiąć. Da radę - uśmiechnął się.
- Może macie rację. Jestem przewrażliwiona - odpowiedziała Rose delikatnie się uśmiechając.
   To już było coś. Wiedziałem, że Ro nie wątpiła w siły Liam'a. Po prostu ktoś musiał przypomnieć jej o tym, jak jej chłopak jest silny. Wiedziałem, że da sobie radę. Przeszła gorsze rzeczy w życiu, dlaczego teraz miałaby się załamać?  Nie, gdyby odpuściła, nie byłaby to już ta sama Rosalie, którą znałem. Zmieniła się, to prawda, ale wiele w jej charakterze było nadal takie same. Może jedynie stała się czulsza w stosunku do chłopaków.
   Po chwili wszyscy skończyli jeść śniadanie. Postanowiliśmy posprzątać i wysiedliśmy do samochodu.
   Pojechaliśmy do szpitala, gdzie od razu weszliśmy do sali Liam'a. Leżał uśmiechnięty. Od razu wiedzieliśmy, że czuł się dobrze. Nie mogło być inaczej. Był silny.
- Cześć - powiedziała wesoło Rosalie.
   Była uśmiechnięta. Próbowała pokazać swojemu chłopakowi, że jest silna. Nawet jej to wychodziło.
- Część skarbie - odpowiedział Payne.
   Ro podeszła do mojego przyjaciela i pocałowała go w policzek. Przysunąłem krzesła do łóżka Liam'a i wszyscy usiedliśmy. Rosalie chwyciła swojego chłopaka za rękę.
- Jak się czujesz? - Zapytałem.
- Boli mnie, ale ogółem jest dobrze - powiedział z lekkim grymasem na twarzy.
- Musisz wytrzymać jeszcze jakiś czas - pocieszył go Zayn, lekko ściskając jego rękę.
- Mam nadzieję, że skończy się dość szybko. Dają mi leki przeciwbólowe, ale nie przynoszą one najlepszego efektu.
   Przestałem wierzyć w entuzjazm Liam'a. Na początku myślałem, że jest z nim dobrze, ale teraz rozmawiając z nim widziałem, jak się męczył.
   Podniosłem wzrok na Rosalie, która chyba nic nie zauważała. Miłość ją zaślepiała, albo po prostu ja dłużej znałem Liam'a i zdążyłem już go rozszyfrować.
   Nie wiem, czy ktokolwiek oprócz mnie zauważył, jak Li udaje. Wątpiłem w to.
   Nagle do sali weszła pielęgniarka.
- Jak się dzisiaj czuje nasz Liam? - Zapytała od razu.
- Dobrze - odpowiedział. A dokładniej to skłamał. To chyba również zauważyła Rosalie i pielęgniarka.
- Podam leki przeciwbólowe, powinny zmniejszyć ból.
   Liam się nie opierał. Doskonale wiedział, że leki były mu potrzebne.
- Zrobisz się po nich trochę senny - ostrzegła pielęgniarka.
   Podała mu coś i gdy już Liam wszystko zażył wyszła z sali zostawiając nas samych. Rosalie jeszcze bardziej przysunęła swoje krzesło do łóżka i mocniej ujęła rękę Liam’a. Ten odwrócił na nią wzrok i przez chwilę patrzyli sobie w oczy coś szepcząc. W normalnej sytuacji by mnie to obrzydziło, ale wiedziałem, że teraz nie mogłem z tego żartować. I Rose i mojemu przyjacielowi była potrzebna ta bliskość.
- Zostawić was samych? - Zapytałem.
- Nie - odpowiedział od razu Liam.
   Odwrócił wzrok od swojej dziewczyny i spojrzał na mnie.
- Wiadomo, kiedy wyjdziesz? - Zapytał Zayn.
- Jeszcze parę dni. Podobno leki zaczynają działać. Guzy już nie rosną. Możliwe, że za niedługo wszystko wróci do normy.
   Chciałem, aby tak było.


Hej :)
Tak, jak obiecałam dodaję nowy rozdział ;p
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Jeżeli chodzi o ten rozdział, to chyba zauważyłyście, że nie wszystko jest w porządku z Liam'em ;p Jeszcze przez jakiś czas tak będzie, a później... no cóż, sami się przekonacie :) Dodam tylko, że to nie jest koniec kłopotów naszych bohaterów ;p
Proszę o komentarze :D

niedziela, 5 kwietnia 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 25

Rosalie.
   Usiadłam na ławce obok Liam’a i się do niego przytuliłam. Wiadomość, że ma raka mną wstrząsnęła. Nagle uświadomiłam sobie, że mogłabym go stracić. Byłam zła na siebie, że nie wzięłam sprawy w swoje ręce. Mogłam szybciej przyznać się, że o wszystkim wiedziałam. Zostałoby nam więcej czas.
   Oczywiście, że Liam mógł wyzdrowieć. Były na to szanse, ale również mógł umrzeć. W tamtym momencie wszystko mogło się zdarzyć.
   Oparłam swoją głowę na jego ramieniu i splotłam nasze palce razem. Siedzieliśmy w ciszy. Nikt z nas nie potrafił się w tej sytuacji odezwać. Myślałam o naszych wspólnych szczęśliwych chwilach. Teraz to wszystko było tak bardzo niepewne. Nie wiedziałam, co miałam ze sobą zrobić.
   Chciało mi się płakać. Byłam na siebie zła. Kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć, aby jakoś pocieszyć Liam'a, pokazać, że jestem z nim. Byłam bezradna.
- Miałem powiedzieć ci szybciej - stwierdził nagle Liam. - Tylko się bałem.
- Czego się bałeś? - Zapytałam cicho.
- Że mnie zostawisz. Wiem, że było to głupie. Przepraszam, że w ciebie zwątpiłem - powiedział i ucałował delikatnie czubek mojej głowy.
- Nie gniewam się - westchnęłam. - Ja chyba zrobiłabym to samo.
   Przechyliłam głowę w bok i pozwoliłam, aby mój chłopak pocałował moje usta.
- Posiedzimy tu jeszcze chwilkę, a później wrócimy do domu, dobrze? - Zaproponował Liam.
- Oczywiście.
   Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej. Niebo troszeczkę się zachmurzyło, ale jeszcze nie zaczęło padać, więc nie musieliśmy uciekać.
   Siedzieliśmy jakiś czas na ławce przytuleni do siebie. Nic więcej nie potrzebowaliśmy.
   Dziękowałam, że mogłam być z nim. Teraz, gdy już cała choroba wyszła na jaw, musieliśmy przejść przez próbę. Bałam się, że nie damy sobie z tym rady. Czy nasza miłość była aż taka wielka? Mogliśmy zaryzykować? Wierzyłam, że tak. Skoro już tyle przeszliśmy, to nie mogliśmy pozwolić, aby zwykła choroba nam to zniszczyła.
- Wracały już do domu? - Zapytałam.
- Możemy.
   Wstaliśmy z ławki i nadal przytuleni do siebie ruszyliśmy w stronę domu.
   Panowała pomiędzy nami cisza, którą musiałam przerwać. Miałam pytanie do Liam'a.
- Powiemy o tym reszcie?
- Sam nie wiem Rosalie - odpowiedział cicho. - Mimo tego, że powiedziałem to już tobie, to będzie mi ciężko powiedzieć chłopakom. Nie wiem czy jestem do tego zdolny.
- Jesteś - zapewniłam go.
- Chyba będę musiał im powiedzieć... I pójść na leczenie.
- Nie masz innego wyboru. Nie chcę cię stracić. Musisz podjąć się leczenia. Oni ci pomoże. I gdy już wyzdrowiejesz, wyjedziemy gdzieś na wakacje i będziemy sami we dwoje. Razem szczęśliwi. Co ty na to? - Zaproponowała.
- Brzmi bardzo kusząco - zaśmiał się mój chłopak.
   Wierzyłam, że to może się udać. Liam musiał tylko wyzdrowieć. Przecież to nie mogło być takie trudne.
   Po chwili znaleźliśmy się w domu. Chłopaki jak zwykle robili coś w salonie kłócąc się o pilota. Nigdy nie potrafili się dogadać. Nie wiem w ogóle, jak oni funkcjonowali jako zespół, kiedy w domu stale się o coś kłócili.
   Weszliśmy niepewnie do salonu i odchrząknęłam. Chłopcy natychmiast się uciszyli.
- Jak tam po spacerze? - Zapytał Harry.
- Całkiem dobrze - odpowiedziałam uśmiechając się.
   Liam usiadł na kanapie, a ja zaraz obok niego. Wtuliłam się w jego ciało. Miałam nadzieję, że Payne odważy się wszystko powiedzieć.
- Co macie taki smutne miny? - Zapytał Niall.
   Uścisnęłam jego rękę.
- Mamy wam coś do powiedzenia - odezwał się Liam.
- Mówcie - nalegał Harry.
- Miałem wam to wcześniej powiedzieć, ale się bałem. Boję się, że to zniszczy zespół. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe - zaczął się tłumaczyć mój chłopak.
- Liam, mów, o co chodzi - nalegał Zayn.
- Jestem chory. Mam raka - powiedział cicho Payne.
    Wszyscy na niego popatrzeli.
- Dlaczego nie powiedziałeś nam wcześniej? - Zapytał równie cicho blondyn.
- Bałem się - przyznał mój chłopak.
   Spuścił swoją głowę i zaczął bawić się palcami. Pocieszeniem było to, że w końcu powiedział to przed wszystkimi.
   Chłopaki mogli pomóc mi namówić go do jak najszybszego podjęcia leczenia. Wiedziałam, że im również będzie na tym zależeć.
- A jest jakieś leczenie? Coś musi być - powiedział Zayn.
- Jest leczenie - odpowiedziałam.
- No to, na co czekamy. Liam, musisz wyzdrowieć.
   Wszyscy byli z tym zgodni. Payne nie mógł umrzeć. Musiał zostać z nami. Powinniśmy wszyscy być szczęśliwi.

Liam.
   Siedzieliśmy pod salą. Czułem się, jakbym szedł na swój własny pogrzeb. Byłem martwy. Przynajmniej tak mi się zdawało, bo w rzeczywistości żyłem i miałem się nawet dobrze. Pomijają to, to szedłem na własną egzekucję.
   Miałem porozmawiać z moją doktorką i zgodzić się na leczenie, tylko, że to było dla mnie bardzo trudne. Naprawdę nie wiedziałem, czy mam się z tym wszystkim zgadzać. To nie dawało mi spokoju.
   Bałem się.
   Uścisnąłem mocniej rękę Rosalie i westchnąłem. Musiałem to zrobić, chociażby dla niej. Powinienem myśleć pozytywnie. Jak to wszystko się skończy, to wyjedziemy na wakacje, tylko we dwoje (może ewentualnie zabierzemy ze sobą chłopców) i będziemy się sobą cieszyć.
   Jeżeli wyzdrowieję, to będzie jakaś szansa na to, że spędzimy ze sobą resztę życia. Tego tak bardzo chciałem. Nie mogłem się poddać. W końcu nazywałem się Liam Payne - nieustraszony chłopak, który nie powinien bać się zwykłego leczenia. Przecież one nie miało mi zaszkodzić, tylko pomóc.
   Przynajmniej tak myślałem.
   Musiałem wziąć pod uwagę to, jak bardzo innym zależy. Chciałbym spędzić z nimi resztę życia. Nie mogłem ich opuszczać.
- Jak się czujesz? - Zapytała nagle Rosalie.
   Odwróciłem głowę w jej stronę i uśmiechnąłem się.
- Nie jest źle - odpowiedziałem.
   Spojrzała na mnie zmartwiona. Bardzo dobrze wiedziała, że planuję już, jakbym mógł uciec. Wiedziała, że się bałem.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła do mojego ucha.
- Mam nadzieję - odpowiedziałem również cicho.
   Spojrzałem w jej oczy, ale zaraz chwilę po tym odwróciłem wzrok. Nie mogłem jej zawieść. Musiałem być silny.
   Nagle drzwi do gabinetu się otworzyły i wyszedł z nich jakiś chłopak.
- Liam Payne! - Usłyszałem swoje nazwisko.
   Momentalnie się spiąłem i przywarłem do krzesła. Nogi się pode mną ugięły i nie potrafiłem wstać. W sumie to nawet nie próbowałem. Wolałem zostać na swoim miejscu i czekać na… nawet nie wiem, na co. Przerażało mnie to.
   Liam, musisz się leczyć!
   Nie  mogłem się poddać. Rosalie. Musiałem zostać przy niej i być szczęśliwym. Ona liczyła na mnie. Nie mogłem jej zawieść. Nie chciałem, aby się na mnie zawiodła. Musiałem pokazać jej, że nie jestem słaby. Chciałem udowodnić to nie tylko sobie, ale również innym. Byłem silny!
   No dobra. Nie byłem silny. Gdyby nie mocna dłoń Niall’a na moim ranieniu z pewnością bym się nie ruszył.
- Idziemy - powiedział stanowczo.
   Wiedziałem, że mi nie odpuści.
   Blondyn pewnym ruchem wepchnął mnie go gabinetu. Chwilę później pojawiła się Rosalie. Wiedziałem, że chciała mnie wspierać. Nie mogłem jej wygonić. Zresztą obiecałem sobie, że już nigdy nie będę miał przed nią tajemnic.
   Musiałem dotrzymać słowa.
- Dzień dobry - powiedziałem niepewnie.
   Już chwilę później siedziałem na krześle naprzeciw pani doktor, która patrzyła na mnie pytająco.
   Musiałem to powiedzieć.
   Dam radę!
   Poczułem, jak palce Rosalie splatają się z moimi. To dodało mi siły. Dla niej, dla mnie, dla chłopaków. Musiałem być silny.
   W końcu jestem Liam Payne. Chciałem przecież o siebie zadbać!
- Co cię tu sprowadza? - Zapytała moja doktorka.
- Chcę się podjąć leczenia - powiedziałem.


Cześć :)
Tak wiem, z pewnością chcecie mnie zabić.
Musicie wybaczyć mi moją zwłokę z dodawaniem rozdziału, ale w ostatnich tygodniach byłam... tak jakby bez życia. Wiadomość o Zaynie mną wstrząsnęła, do tego doszły jeszcze moje problemy.
Musicie mi wybaczyć.
Teraz jest już lepiej, jakoś dochodzę do siebie i już Was przez najbliższy czas nie zaniedbam :)
Mam nadzieję, że pojawi się więcej komentarzy niż ostatnio.