niedziela, 19 lipca 2015

All You Need Is Love - EPILOG

   Gałęzie drzew falowały pod wpływem delikatnego wiatru. Na niebie zaczęło pojawiać się coraz więcej chmur. Zanosiło się na deszcz, ale nie powstrzymało to dwójki ludzi, którzy spacerowali po cmentarzu. Blondyn delikatnie obejmował ramieniem brunetkę, która była wyraźnie od niego młodsza. Chłopak mógł mieć 30 lat, gdy dziewczyna obok niego miała 16.
   Po krótkim spacerze oboje zatrzymali się przy marmurowym grobie i usiedli na ławeczce naprzeciw niego. Przez chwilę oboje patrzyli się przed siebie, jakby chcieli przypomnieć sobie wspólnie spędzone czasy ze zmarłymi przyjaciółmi.
   Blondyn spojrzał na nagrobek przed sobą, nadal nie mogąc uwierzyć w to, jak to wszystko się potoczyło. Myślał o tym, jaki świat jest niesprawiedliwy odbierając dwójkę młodych ludzi, którzy się kochali. Przecież oni nigdy nie zawinili, byli aniołami chodzącymi po ziemi. Jak można było ich tak szybko odebrać? Dlaczego musieli to być akurat oni?
   Brunetka patrzyła się na pobliskie drzewa próbując ponownie wyobrazić sobie w myślach dwójkę przyjaciół, która już nie żyła. Było to tak dawno temu, że ich postacie powoli zamazywały jej się w pamięci. Bała się, że kiedyś zapomni, jak naprawdę wyglądali.
- Powoli ich zapominam Niall - szepnęła dziewczynka.
   Blondyn przez długi czas nie odzywał się, jakby analizował to, co powiedziała mu jego przyjaciółka.
- Ja też Alice - przyznał. - Ale nie jest ważne to, abyśmy zapamiętali jak wyglądali, ale to, abyśmy mieli we wspomnieniach czyny, które zrobili. Czy o nich też zapomniałeś?
- Nie. Nigdy nie zapomnę - powiedziała brunetka. - Niall? Proszę, przypomnij mi, jak oni umarli. Wiem, że opowiadałeś mi tę historię wiele razy, ale lubię jej słuchać. Wtedy przez chwilę mogę sobie przypomnieć, jacy naprawdę byli.
   Blondyn zamknął na chwilę oczy i od razu wydarzenia z tamtych dni powróciły. Mimo że minęło tyle lat, on nadal nie mógł ich zapomnieć.
- Jak pamiętasz parę lat temu mieszkałem z Liam’em, Rosalie i z tobą. Pewnego dnia Rose jechała rano do sklepu i już nigdy nie wróciła. Miała wypadek samochodowy i umarła zaraz po przewiezieniu do szpitala. Liam wybiegł wtedy z domu. Bałem się, że może sobie coś zrobić. Oni tak bardzo się kochali. Wiem jak boli odejście tak bliskiej osoby.
   Alice słuchała wszystkiego z zaciekawieniem. Próbowała wyobrazić sobie, jak mogło to wyglądać.
- Co się stało wtedy z Liam’em? - Zapytała.
- Powrócił parę godzin później do domu załamany, ale nadal żył. Byłem tak bardzo szczęśliwy, gdy go zobaczyłem.  Od razu zadzwoniłem na policję, żeby odwołać jego poszukiwania - zaśmiał się cicho blondyn.
   Jeszcze niedawno te wydarzenia wywoływały u niego płacz. Teraz wspominał je ze śmiechem.
- Zadzwoniłeś na policję, aby szukali Liam'a?! - Niedowierzała Alice.
- Tak. Zrobiłem to. Nawet nie wiesz jak się wystraszyłem, gdy on zniknął. Bałem się, że coś sobie zrobi.
- Co się później wydarzyło?
- Do pogrzebu Rose razem z Liam’em nie wiedzieliśmy jak znów mamy żyć. Po pogrzebie coś się z Liam’em stało i opamiętał się. Wrócił do normalnego życia i jeszcze staranniej opiekował się tobą. Ja nie potrafiłem zapomnieć. Nie raz kłóciliśmy się o to. Wytykałem mu, że zapomniał o swojej żonie, że nie tęsknił. Było to niesprawiedliwe, ale w tamtym czasie jego zachowanie wydawało mi się absurdalne, ponieważ ja cięgle płakałem. On był taki silny, wiesz? W tamtym czasie jego choroba zaczęła postępować. Widziałem, jak z dnia na dzień coraz bardziej się męczył, ale nie potrafiłem mu pomóc. 3 miesiące później on… - blondyn rozpłakał się w tamtym momencie. To było dla niego zbyt bolesne. - Czuję się, jakbym go zawiódł. Mogłem zauważyć coś szybciej. Jakoś mu pomóc.
- Niall, nie zawiodłeś Liam’a. To bardzo szlachetne, jak po ich śmierci zająłeś się mną. Nie wiem, czy ja bym tak potrafiła.
- Dlaczego strata musi tak bardzo boleć? - Zapytał Horan przytulając się do Alice, która próbowała go pocieszyć.
- To znaczy, że bardzo kochałeś te osoby. Nie wiem dlaczego, ale zawsze mi się wydawało, że to za Rose bardziej tęsknisz. Co was łączyło?
- Nie łączyło nas nic, ale to prawda. Tęsknie bardziej za Rose niż za Liam’em. Kochałem ją, wiesz?
- To oczywiste, że ją kochałeś - zauważyła Alice.
- Tylko, że ja nie kochałem jej jak kuzynki - wystarczyło, że Niall powiedział tyle, a dziewczyna już się przekonała, o co chodziło.
- Czy ty…?
- Tak. Pożądałem ją w sposób, w który nie mogłem - stwierdził z wyrzutem Horan.
   Wtedy po raz pierwszy wypowiedział te słowa. On naprawdę kochał Rosalie.
- Ale przecież byliście kuzynami! - Zauważyła Alice.
- Wiem, dlatego nie mogłem jej kochać. Nawet nie wiesz jak to bolało, gdy codziennie patrzyłem na to, jak jest szczęśliwa z Liam’em. Zawsze chciałem być na jego miejscu. Zazdrościłem mu tego.
- Musiało być ci ciężko.
- I było - westchnął blondyn.
   Na chwilę nastała między nimi cisza.
- Wracajmy już do domu - poprosiła Alice.
- Dobrze.
   Wtedy oboje i chłopak i dziewczyna spojrzeli po raz ostatni na grób przed sobą i wstali z ławki. Deszcz powoli zaczął padać, a oni ruszyli bramą do wyjścia. Niall obrócił się po raz ostatni i spojrzał na napis grobu: Liam i Rosalie Payne.


Cześć :)
A więc to już koniec :)
Nie tylko zakończyłam tę historię, ale również nie zamierzam nic dalej publikować, przynajmniej na jakiś czas. Muszę od tego odpocząć. Liczę również na to, że się podszkolę i poprawię swój styl pisania. Na samym końcu muszę przyznać, że nie jestem zadowolona z tej opowieści, tak, jakbym chciała. Przy pisaniu tej historii moja wena gdzieś zniknęła i naprawdę miałam problemy. 
Teraz jestem na etapie pisania trylogii o Larrym i widzę duże różnice w moim stylu pisania. 
Możliwe, że jeszcze kiedyś powrócę, ale raczej już nie z czymś takim :) Jeżeli już naprawdę zdecyduję się wrócić, to najszybciej będzie to pod koniec wakacji, ale wątpię ;p
Jeszcze się zobaczy co czas pokaże :D
No to na tę chwilę mówię Wam: Żegnajcie.

poniedziałek, 13 lipca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 39

Rosalie.
   Czas pędził naprawdę szybko. Chłopcy byli już po kolejnej trasie koncertowej. Wszyscy żyli szczęśliwie. Powoli przemijały lata. Najlepszy okres naszego życia powoli się kończył. Moi przyjaciele coraz bardziej się rozwijali. Znaleźli sobie partnerki, zakładali rodziny, wyprowadzili się. W naszym starym domu zostałam tylko ja, Liam, Alice i Niall. Mogłoby się wydawać, że blondyn bardzo nam przeszkadzał, ale było wręcz przeciwnie. Pomagał jak tylko mógł (szczególnie w opiece nad Alice, która wymagała jeszcze dodatkowej uwagi ze względu na chorobę). Horan jako jedyny z One Direction nie ustatkował się. Naprawdę mnie to martwiło, mimo że Niall twierdził, że nie chciał mieć nikogo. Lepiej mu było samemu. Nie kwestionowałam tego. To był jego wybór. Nie mogłam mu rozkazywać. Jeżeli tak chciał żyć, to musiałam się z tym pogodzić. Czasem może się nim przejmowałam, bo miał dni, gdy co chwilę wybuchał płaczem bez powodu. Chciałam go wtedy pocieszyć, jednak on odrzucał mnie. Nie chciał, abym widziała jak płacze. Na następny dzień znów był tym wesołym blondynkiem, co dawniej. Nie potrafiłam go zrozumieć, a on nie chciał mi nic wyjaśnić. Przestał mi się zwierzać.
   Harry, Louis i Zayn prowadzili swoje własne życie ze swoimi partnerkami. Byli bardzo szczęśliwi i często nas odwiedzali. Coraz poważniej myśleli nad założeniem rodziny. Tomlinson miał już nawet narzeczoną, z którą spodziewał się dziecka. To było wspaniałe. I mogłoby się wydawać, że wszystko było w porządku. Jednak nie taka była prawda….
   Mianowicie z Liam’em działo się coś niedobrego. Niby był uśmiechnięty i energiczny jak dawniej, ale w jego oczach widziałam ból. Często pytałam się go, o co chodzi, ale szybko zaprzeczał i upewniał mnie, że nic się nie dzieje. Po prostu mnie kłamał, a ja tego nie zauważałam.
   Nie zamartwiałam się tym aż tak bardzo. Wydawało mi się, że to było tylko przejściowe. Nie przypuszczałam, że mogłoby być to coś poważnego. Może nie byłam dobrą żoną, skoro nie zauważyłam tego, że on z dnia na dzień coraz bardziej cierpiał.  Byłam zła na siebie, że wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Może wtedy byłby jeszcze czas, aby jakoś uratować życie mojego męża.

   Chciałam zrobić dla wszystkich śniadanie. Nawet rano szybciej wstałam z tego powodu. Powolnym krokiem, jeszcze trochę zaspana zeszłam do kuchni. Gdy zerknęłam do lodówki, to przekonałam się, że była ona pusta. Niall znów musiał być głodny w nocy i wszystko zjadł. To było takie normalne. Mogłam się tego spodziewać i zacząć po prostu robić większe zakupy. Może wtedy wystarczyłoby jedzenia na dłużej niż dwa dni.
   Zamknęłam lodówkę i zakradając się cicho do pokoju mojego i Liam’a, przebrałam się, uważając, aby nikogo nie zbudzić.
   Wzięłam kluczyki z samochodu i wyszłam z domu. Postanowiłam jechać do najbliższego sklepu, aby zrobić szybkie zakupy.
   Odpaliłam silnik i ruszyłam. Było dość wcześnie rano, ale mimo tego drogi i tak były zakorkowane. Wszyscy zapewne śpieszyli się do pracy. Żałowałam nawet, że nie pojechałam metrem. Byłabym zdecydowanie szybciej w sklepie i może byłaby jeszcze jakakolwiek szansa, aby zrobić śniadanie na czas.
   Dopiero po 30 minutach udało mi się dotrzeć do najbliższego sklepu. Starałam się jak najszybciej zrobić zakupy, aby dotrzeć do domu jeszcze zanim wszyscy się obudzą. Mimo to, była już dość późna godzina, gdy ponownie wsiadałam do samochodu. Na zrobienie śniadania na czas nie miałam, co liczyć.
   Gdy już zasiadłam na miejscu kierowcy, odpaliłam samochód. Tym razem kierowałam się już do domu. Ulice nie były aż tak bardzo zatłoczone jak wcześniej, więc mogłam się trochę odprężyć i zrelaksować. Słońce powoli wschodziło i zaczynało świecić prosto w moje oczy. Cieszyłam się z kolejnego słonecznego dnia w Londynie. To naprawdę nie zdarzało się często i trzeba było się cieszyć z każdego promyka słońca.
   Pogłośniłam muzykę w radiu i pozwoliłam sobie pośpiewać, tym bardziej, że trafiłam na moją ulubioną piosenkę. Tak spodobała mi się perspektywa rozluźnienia i zaśpiewania, że przestałam skupiać się na drodze, co było moim największy błąd w życiu, ponieważ nie zauważyłam samochodu, który wyjechał naprzeciw mnie w celu wyprzedzenia innego auta. Kierowca najwyraźniej mnie nie zauważył, tak samo jak ja jego. Oboje nie byliśmy skupieni na drodze.
   Dopiero w ostatniej chwili przekonałam się, w jakiej sytuacji się znajduję, ale wtedy było już za późno. Zderzyłam się w samochodem z ogromną siłą. A później była już tylko ciemność.

Liam.
   Słońce zaczęło świecić mi w oczy, zaraz po moim przebudzeniu. Wyjrzałem za okno i uświadomiłem sobie, że była świetna pogoda.
   Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, że będę mógł z Rosalie i Alice pojechać na basen. Wiem, że dziewczynka już dawno chciała to zrobić, a dzisiaj być świetny dzień na to. Może zabralibyśmy ze sobą Niall’a, który w końcu znalazłby sobie jakąś dziewczynę. To nie tak, że blondyn mi przeszkadzał. Mógł nadal mieszkać z nami, tylko, że zauważyłem coś dziwnego w jego zachowaniu. Mogłoby się wydawać, że jemu podobała się moja żona. To jak na nią patrzył… przerażało mnie. Wiem, że mógł ją kochać, w końcu byli rodziną, ale nie w taki sposób. Odbierałem go za konkurencję. Byłem zazdrosny, gdy widziałem Niall’a z Ro. Już dawno zdążyłem zauważyć, że Horan pochłaniał bardzo wiele uwagi Rosalie. Może nie powinienem się martwić. Wiedziałem, że moja żona traktuje swojego kuzyna jak rodzinę, a nie jak chłopaka, w którym mogłaby się zakochać. Bałem się jedynie, że kiedyś Niall mi ją odbierze, że znudzę się Rose i wtedy ona pobiegnie do swojego kochanego kuzyneczka. Może trochę zbyt surowo oceniałem swoją żonę, ale zawsze wydawało mi się, że to Niall był dla niej ważniejszy. Nie wiem dlaczego, ale Rose wydawało się, że musiała chronić swojego kuzyna. Gdy on był smutny, ona również się smuciła. Byli ze sobą bardzo blisko i nawet nie wiem, czy byli tego świadomi.
   Postanowiłem nie zawracać już sobie głowy tymi strasznymi myślami. Wstałem z łóżka. Dopiero teraz zauważyłem, że Rose nie ma w naszej sypialni. Prawdopodobnie zaczęła już robić śniadanie.
   Odświeżyłem się w łazience i szybko zarzuciłem na siebie ubranie. Po drodze do kuchni zajrzałem jeszcze do pokoju Alice, która nadal spała. Nie chciałem jej jeszcze budzić. Było dość wcześnie rano, więc cicho zszedłem po schodach, aby pozwolić Niall’owi i Alice nadal spać.
   Wchodząc do kuchni zastałem pustkę. Musiałem się mylić co do śniadania, ponieważ Rose nie zaczęła go robić. Wydawało mi się to dziwne, że nie ma jej w domu. Zajrzałem do lodówki chcąc wziąć sobie coś do zjedzenia, ale niestety świeciła ona pustkami. Moja żona najwyraźniej musiała jechać na zakupy.
   Postanowiłem na nią zaczekać, więc wziąłem najbliższą gazetę do ręki i zacząłem ją czytać. Po chwili usłyszałem kroki, a w progu kuchni pojawił się Niall.
- Dzień dobry - przywitał się pocierając oczy. Był jeszcze zaspany, więc musiał chwilę temu wstać.
- Cześć - odparłem wracając do czytania gazety.
- Masz ochotę na kawę? - Zapytał blondyn.
   Skinąłem jedynie głową.
   Niall musiał tego nie zauważyć, bo przeszedł obok mnie, nawet nie zwracając uwagi na moją osobę. Już po chwili nalewał wody do czajnika i wyciągnął tylko jeden kubek.
- Możesz mi zrobić kawy - westchnąłem nawet nie podnosząc swojego wzroku znad gazety.
   Od jakiegoś czasu tak wyglądały relacje moje i Niall’a. Odzywaliśmy się do siebie tylko wtedy, gdy musieliśmy. Jeszcze gdy była Rosalie, to ta niezręczność gdzieś znikała, ale gdy zostawaliśmy sami to wszystko wydawało się takie obce między nami. Jakbyśmy się nie znali.
- Alice jeszcze śpi? - Zapytał mój przyjaciel.
   W momencie, w którym skinąłem głową rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć - powiedział blondyn.
   Gdy woda się zagotowała zalałem moją kawę i herbatę Niall’a. Akurat, gdy skończyłem to zrobić, do kuchni wszedł zapłakany chłopak.
- Coś się stało? - Zapytałem.
- Rose… ona… nie żyję - powiedział szlochając.
   Miałem ochotę się zaśmiać z jego żartu. Dopiero po chwili doszedłem do wniosku, że nie mógł kłamać… nie tak dobrze.
- Nie żyje? - Zapytałem dla upewnienia. 
   Zdążyłem jedynie zauważyć jak Niall delikatnie kiwa głową i upada na ziemię szlochając. W przypływie emocji wybiegłem z domu, zauważając odjeżdżający radiowóz policji. Ruszyłem przed siebie. Nie płakałem. Byłem jedynie wściekły. Chciałem być przez chwilę sam. Odizolować się od wszystkiego. Przemyśleć tą całą sytuację.
   Zatrzymałem się dopiero przy lesie. Zacząłem powoli iść między drzewami. Doskonale wiedziałem gdzie jestem.  Po chwili doszedłem nad urwisko i usiadłem przy krawędzi. Dopiero wtedy pozwoliłem sobie na wylanie łez.
   Zaczęło do mnie dochodzić to, co właśnie się stało. Moja Rosalie. Ona nie żyła. Opuściła mnie. Zawsze wydawało mi się, że to ja będę tym pierwszym, który opuści ten świat, a tymczasem to ona…  ona odeszła szybciej.
    Popatrzyłem w przepaść. Chciałem skoczyć. Naprawdę chciałem to zrobić. Nie potrafiłem żyć bez Rose. Ona była dla mnie wszystkim. Byłem przyzwyczajony do tego, że była przy moim boku. Teraz miałoby jej nie być? Nie wierzyłem w to.
- Rosalie, dlaczego mi to zrobiłaś? - Zacząłem szlochać.
   Schowałem swoją twarz w dłoniach. Zorientowałem się, że jestem coraz bliżej przepaści. Już miałem całkowicie się zsunąć, gdy coś mnie powstrzymało. Jedna myśl. Alice. Nie mogłem zostawić tej dziewczynki samej.
   Wstałem na równe nogi i odsunąłem się od przepaści. Nie potrafiłem skoczyć. Mimo wszystko chciałem nadal żyć… dla tej małej dziewczynki. Obiecałem Rose, że będę się nią zajmować. Musiałem dotrzymać obietnicy.
- Kocham cię - szepnąłem w pustkę.
   Mimo wszystko wiedziałem, że Ro to słyszy.
   Ostatni raz spojrzałem w przepaść i odszedłem. Już nie uroniłem więcej łez.


Cześć :)
Co tam u Was?
Więc przybyłam do Was z nowym rozdziałem. Szczerze przyznam, że nie jestem z niego zadowolona. Mógł być lepszy
Muszę Was zasmucić, ale jest to już ostatni rozdział. Pozostał nam jeszcze tylko epilog, który pojawi się w tym tygodniu.

poniedziałek, 6 lipca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 38

Rosalie.
   Moje życie toczyło się tak szybko. Czas nieubłagalnie mijał. Kto wie, czy nie mijały właśnie moje najlepsze lata życia? Jednak byłam szczęśliwa. Naprawdę kochałam swoje życie. Miałam Liam’a - swojego męża, przyjaciół, rodzinę. Wszystko układało się wyśmienicie. Każdy był szczęśliwy… może jednak nie każdy. Z Niell’em zaczęło dziać się coś niedobrego. Chodził markotny, prawie z nikim nie rozmawiał. Zaczynałam się poważnie o niego martwić.
   Nie tylko ja zauważałam zmiany w moim kuzynie. Chłopacy od jakiegoś czasu bacznie się mu przyglądali i próbowali wciągnąć go w rozmowę. Lecz blondyn nie zawsze odpowiadał, można by powiedzieć, że nie mówił wcale.
   Naprawdę przejmowałam się jego losem. Zastanawiałam się nawet czy ktoś w ostatnim czasie go nie skrzywdził. On był taki uczuciowy. Bałam się, że coś złego mogłoby się z nim stać.
   Tak było też tego ranka, gdy zeszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie, przy stole siedzieli już chłopaki. Jednak nie było z nimi Horan’a.
- Cześć - przywitałam się. - Gdzie jest Niall?
- Nie zszedł jeszcze. Przecież to nie pierwszy raz, gdy tak zrobił - zauważył Louis.
- Nie wiecie może, co mogło mu się stać? - Zapytałam. Miałam nadzieję, że chociaż oni wiedzą coś więcej.
- Nie wiem - odpowiedział za wszystkich Zayn. - Myśleliśmy, że ty będziesz wiedziała coś więcej.
- Niestety nie - odparłam. - Mało w ostatnim czasie ze mną rozmawia - zauważyłam.
- Z tobą trochę rozmawia, z nami już nie - westchnął Liam.
   Usiadłam z nimi przy stole i powoli zaczęłam jeść śniadanie. Wszystkie ich słowa dały mi bardzo wiele do myślenia.
- Myślicie, że to mogłoby być coś związanego ze mną? - Zapytałam.
- Kompletnie nie wiemy, co mogło się stać. Przecież jeszcze niedawno był najszczęśliwszą osobą na świecie, a teraz jest wrakiem. To straszne.
- Może z nim porozmawiam? Jak myślicie, pomoże to coś? - Zaproponowałam.
- Spróbuj. Może akurat się uda.
   Skonsumowałam śniadanie i niepewnie ruszyłam do pokoju mojego kuzyna. Nie byłam pewna, jak miałam zacząć rozmowę, o co go zapytać. Jego zachowanie wszystkim wydawało się dziwne.
   Delikatnie zapukałam w drzwi pokoju Niall’a i gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi postanowiłam wejść. Mój kuzyn leżał na łóżku i czytał jakąś książkę. Nie zwróciłam nawet uwagi na jej tytuł. Blondyn szybko podniósł wzrok znad kartek papieru i nasze oczy się spotkały. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś tak cierpiał, aby w oczach było tyle bólu.
- Cześć - uśmiechnęłam się delikatnie do Horan’a i przysiadłam na łóżku obok niego.
   Powoli odłożył książkę, tym samym zrywając nasz kontakt wzrokowy i delikatnie odwrócił się w moją stronę, unikając moich oczu.
- Coś się stało? - Zapytał.
- Myślę, że ty odpowiesz mi na to pytanie - powiedziałam. Zauważyłam, że blondyn spiął się.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - skłamał.
- Ty już dobrze wiesz, o czym mówię. Niall, nie oszukujmy się. Mów mi w tej chwili, co się dzieje. Wszyscy się o ciebie martwią. Zachowujesz się strasznie dziwnie.
- Zdaje się wam. Po prostu ostatnio jestem troszkę zamyślony. To naprawdę nic takiego. Po jakimś czasie przejdzie mi.
- Jesteś tego pewien? - Zapytałam.
- Oczywiście - odpowiedział i posłał mi delikatny uśmiech.
   Uwierzyłam mu, bo dlaczego miałby mnie kłamać? Byliśmy kuzynami. Myślałam, że mogliśmy powiedzieć sobie wszystko. Wtedy tak bardzo się myliłam.
   Posiedziałam jeszcze chwilę z moim kuzynem i postanowiłam wrócić do chłopaków. Jednak, gdy znalazłam się w kuchni wszyscy mieli posępne miny.
- Czy coś się stało? - Zapytałam.
   Liam spojrzał na mnie ze współczuciem i odezwał się cicho.
- Dzwonili ze szpitala.
   Od razu pobladłam. To musiało być coś strasznego. Zrozumiałam, dlaczego byli smutni. Musiałam usiąść, bo bałam się, że to, co za chwilę usłyszę mną wstrząśnie.
- Co się stało? - Zapytałam.
- Sam umiera.
   Te dwa słowa spowodowały, że poczułam się gorzej. Chwyciłam się mocno krzesła, jakbym bała się, że upadnę.
- Mamy cię tam zawieść? - Zapytał mnie Louis pocieszająco kładąc rękę na moim ramieniu.
   Zamiast odpowiedzieć, skinęłam głową.

Liam.
   Trzymałem Rosalie za rękę, gdy wchodziliśmy do sali. Dla Ro to było straszne przeżycie. Zauważyłam, że ona i Sam nawet się lubiły i być może były koleżankami. Rose nie zaczęto mówiła mi o jej znajomych, jednak Sam wydawała się być bardzo miła. Nie raz natknąłem się na nią w szpitalu, więc mogłem powiedzieć, że ją znam.
   Z pewnością wszystkim było ciężko. To przykre, że tak młoda osoba musiała umierać. Zostawi dziecko same na tym świecie. To było takie niesprawiedliwe. Chciałem temu jakoś zapobiec, ale nie potrafiłem.
   Rosalie puściła moją rękę i podeszła do łóżka. Sam delikatnie podniosła głowę i nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na nas.
- Cześć - odezwała się moja żona. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej - powiedziała Sam.
- Czy wiesz, ile jeszcze masz czasu? Da się to wyleczyć?
- Rosalie, ja umieram. Nie wiem, ile jeszcze mi zostało. Mało. Tydzień, może dwa. Lekarze nie dają mi dużo.
   Przy ostatnich słowach głos Sam się załamał. Rosalie również zaczęła płakać. To wszystko było takie okropne. Sam uroniłem kilka łez, ale szybko wytarłem je z policzków, aby nikt nie zauważył. W końcu byłem mężczyzną. Musiałem być silny.
   Podszedłem do mojej żony i objąłem ją delikatnie. Pozwoliłem, aby wypłakała się w moje ramiona. Czułem, że potrzebowała właśnie tego.
- Rosalie? - Usłyszałem nagle.
   Moja żona wyrwała się z moich objęć i szybko nachyliła się nad łóżkiem.
- Tak Sam? Chcesz mi coś powiedzieć? - Zapytała.
   W między czasie podałem jej chusteczkę, aby mogła wytrzeć swoje łzy. Podziękowała mi uśmiechem.
- Czy dotrzymasz obietnicy, którą mi dałaś?
   Spojrzałem na Sam i Rosalie. Nie wiedziałem, o jaką obietnicę im chodziło. Czy najważniejsza osoba w moim życiu miała przede mną jakieś tajemnice? Delikatnie chwyciłem jej rękę, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Chciałem, aby mi to wszystko wyjaśniła.
- Tak Sam. Przecież obiecałam ci, że po twojej śmierci zaopiekuję się Alice, i mam zamiar tego dotrzymać. Nie martw się. Postaram się, aby twoja córka miała się jak najlepiej ze mną.
   Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne. Przypomniałem sobie, że Rosalie coś mi kiedyś o tym wspominała, ale nie wiedziałem, że to było prawdziwe.
- Cieszę się z tego powodu. Tylko proszę, nie zawiedź mnie. Nie chcę, żeby się okazało, że mówisz mi to tylko dlatego, abym miała spokojną śmierć. Nie chcę, aby ktoś obcy zajmował się Alice. Zależy mi, abyś to była ty - gdy to mówiła, przeniosła swój wzrok na mnie. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie.
   Sam posłała mi delikatny uśmiech.
- Ty i Liam jesteście naprawdę do siebie stworzeni - zwróciła się ponownie do mojej żony, a jej uśmiech się powiększył. - Jeżeli zaopiekujecie się Alice, będzie ona miała wspaniały dom i rodzinę. Liam, proszę, zgódź się i wychowaj dobrze moją córkę.
   Podszedłem powolnym krokiem do łóżka Sam i ująłem jej rękę.
- Sam, nigdy nie mówiłem, że nie chcę wychowywać tej świetnej dziewczynki, jaką jest Alice. Nie wiem, dlaczego oceniasz mnie tak pochopnie. Jeżeli to uszczęśliwi Rosalie, to ja również się na to zgodzę - mówiąc to spojrzałem na Rose.
   Obie dziewczyny posłały mi szeroki uśmiech.
   Wcale nie okłamywałem Sam. Naprawdę chciałem to wszystko zrobić. Alice była kochana i tak samo, jak Sam, sądziłem, że ja i Ro będziemy dla niej świetnymi rodzicami. No bo jak mogło być inaczej? Może nie myśleliśmy z Rosalie jeszcze o dzieciach, ale oboje byliśmy na to gotowi. Nie ważne, czy to było nasze dziecko, czy Alice. Zamierzaliśmy je traktować z godnością i wychować na porządnego człowieka.
   I gdy tego dnia wyszliśmy ze szpitala, pojechaliśmy do urzędu, i zaczęliśmy załatwiać papiery, które pomogłyby nam w zostaniu dla Alice rodziną. Przebyliśmy daleką drogę, chodząc od budynku do budynku, ale udało nam się wszystko załatwić. Oczywiście były małe problemy, ale z wszystkim daliśmy dobie radę.
   Gdy już Sam umarła, mieliśmy możliwość zabrania Alice ze szpitala do naszego domu, gdzie została świetnie przyjęta. Chłopaki nie byli źli na nas i starali się traktować dziewczynkę dobrze, chodź widziałem, że nie potrafili przyzwyczaić się do tej sytuacji.
   Ważne było dla mnie to, że chłopaki naprawdę się starali. Dopiero po jakimś czasie ta Alice została oficjalną częścią naszej zwariowanej rodziny, a chłopaki zaczęli ją uwielbiać i rozpieszczać.
   To było wspaniałe. Ta dziewczyna zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Oczywiście czasem pytała o swoją mamę, ale wytłumaczyłem jej, że jest ona w niebie i ma się dobrze. Alice zrozumiała to i nawet cieszyła się, że jej mama ma się teraz lepiej.



Cześć :)
Rozdział nie jest sprawdzony. Nie chciało mi się.
Jak już zauważyłyście, akcja szybko się rozkręca :)
Mam nadzieję, że Wam się podoba.

środa, 1 lipca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 37

Rosalie.
   Odkąd Liam mi się oświadczył minęło pół roku. Wszystko układało się świetnie. Naprawdę byłam zadowolona ze swojego życia. Razem z moim narzeczonym postanowiliśmy postawić kolejne kroki na drodze naszego życia. Od jakiegoś czasu planowaliśmy ślub. Wybieraliśmy odpowiednie miejsce, jedzenie. I w końcu nam się udało. Dziś był dzień, w którym mieliśmy się pobrać. Nie mogliśmy już dłużej czekać. To było dość szalone, ale wspaniałe. Czyż nie taka powinna być miłość?
   Przyglądałam się sobie w lustrze z uśmiechem na ustach. Czułam się piękna i wyjątkowa. Biała suknia leżała na mnie idealnie. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że kiedyś będę stała w białej sukni i czekała aż powiem ,,tak’’ przy ołtarzu. To było nie do wyobrażenia! Moje życie tak diametralnie uległo zmianie. Nawet nie zauważyłam, kiedy tak się stało. Minęło zaledwie 1,5 roku a ja nie zwróciłam uwagi na to, że ten czas tak szybko minął.
   Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i odwróciłam się w tamtą stronę. Ujrzałam blondyna, który właśnie wchodził do pomieszczenia.
   Posłał mi smutny uśmiech i podszedł do mnie, po czym mnie przytulił.
- Hej - szepnął mi do ucha.
   Zobaczyłam nasze odbicie w lustrze i mimowolnie się uśmiechnęłam. Naprawdę byliśmy do siebie podobni.
   Blondyn już trochę pewniej odwzajemnił mój uśmiech.
- Hej - odpowiedziałam.
   Oparłam swoją głowę na jego ramieniu i zaśmiałam się cichutko.
- Jak tam czuje się przyszła panna młoda? - Zapytał wesoło, a raczej tak powinno to zabrzmieć, bo ja wyczułam w jego głosie lekką nutkę żalu. Kompletnie nie wiedziałam, dlaczego. Nie cieszył się ze mną, że wychodziłam za maż?
- Coś się stało? - Zapytałam.
- Nie - odpowiedział szybko. Zbyt szybko. - Dlaczego tak uważasz?
- Wydajesz mi się być smutny - powiedziałam pewnie.
- Mylisz się. Naprawdę cieszę się twoim szczęściem - skłamał. - No to jak się czujesz?
- Dobrze. Jestem szczęśliwa, wiesz o tym? Myślę, że Liam to właśnie ten jedyny. Ty też tak uważasz?
- Tak, oczywiście kochanie - odparł powoli.
   Westchnęłam dyskretnie. Blondyn tak bardzo próbował mnie oszukać, ale w ogóle mu to nie wychodziło. Nie wiedziałam, o co mogłoby mu chodzić. Jeżeli byłoby to coś ważnego, to by mi powiedział, prawda?
    Niall ucałował mnie w skroń i wyszedł z sali nawet się ze mną nie żegnając.
   Ponownie zerknęłam w stronę lustra i zastanawiałam się czy jeszcze jakoś nie poprawić swojego wyglądu. Jednak postanowiłam już nic nie zmieniać. Naprawdę podobałam się sobie.
   Tego ranka przyszło odwiedzić mnie jeszcze wiele osób. Od każdego słyszałam, jak bardzo jestem piękna. Byłam szczęśliwa, a perspektywa, że Liam za niedługo miał zostać moim mężem jeszcze bardziej mi się podobała.
- Jak się czuje moja córeczka? - Usłyszałam nagle pytanie mojej mamy.
  Dopiero teraz zobaczyłam, że kobieta stała za mną. Nawet nie zauważyłam, gdy weszła.
- Jest świetnie - przyznałam. - Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwa.
- Wierzę ci - zaśmiała się mama. - Ja też byłam taka szczęśliwa, gdy wychodziłam za mąż za twojego ojca - przyznała smutno.
- Jak to z wami było? - Zapytałam.
   Uświadomiłam sobie, że moja mama nigdy nie opowiadała mi o tacie. Ona wręcz unikała tego tematu. Pamiętam jak wiele razy pytałam o niego moją matkę, a ona zawsze mnie zbywała. Wtedy byłam jeszcze młoda i nie rozumiałam tego do końca. W końcu z wiekiem czasu przestałam pytać.
   Teraz postanowiłam, że tak łatwo się nie wywinie. Naprawdę chciałam dowiedzieć się, jak kiedyś wyglądały relacje pomiędzy moimi rodzicami.
   Moja mama jednak dzisiaj się nie opierała i powoli zaczęła mi wszystko opowiadać.
- Gdy brałam ślub z twoim ojcem byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. On wtedy jeszcze taki nie był, wiesz? Pamiętam go jako młodego, przystojnego, uprzejmego mężczyznę. Nie wiem czy to ja popełniłam gdzieś błąd, naprawdę nie wiem. Gdzieś po drodze on się zagubił. Z chłopaka, którego poznałam 25 lat temu nie zostało nic.
- Kochasz go nadal? - Zapytałam.
- Kocham tę osobę, którą kiedyś był - westchnęła.
   Chciałam jej coś odpowiedzieć, ale niespodziewanie wzięła mnie w objęcia i tym samym byłam jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej. Stwierdziłam, że lepiej będzie jak to przemilczę.
- No dobra. Koniec tych wspomnień. Ktoś tu za chwilę wychodzi za mąż. Trzeba się powoli zbierać, bo jeszcze spóźnisz się na swój ślub.
- Jasne. Dobrze wyglądam? Muszę jeszcze coś poprawić? - Zapytałam dla upewnienia.
- Wyglądasz pięknie. Chodźmy już.

Liam.
   Cała ceremonia tak szybko minęła. Od tamtej chwili Rosalie oficjalnie była moją żoną. Jak to pięknie brzmiało. Dostaliśmy tyle życzeń. Próbowałam je policzyć, ale zgubiłem się gdzieś przy 100. To było takie niezwykłe. Rose stała przy mnie i się uśmiechała. Nie miałem czasu nawet na chwilę potrzymać jej za rękę. To było niewyobrażalne.
   Nasze wesele nie było aż tak bardzo huczne. Tylko rodzina i przyjaciele. Najbliższe osoby. Żadnych reporterów czy fanek. Oni nawet nie wiedzieli, że właśnie brałem ślub. Wszystko zachowaliśmy w sekrecie.
- Wszystkiego najlepszego stary na nowej drodze życia. Nigdy nie sądziłem, że to właśnie ty jako pierwszy weźmiesz ślub - mówił Zayn, który właśnie przeszedł do mnie z gratulacjami.
- Ja też myślałem, że wszystko będzie inaczej - przyznałem. - Ale jestem szczęśliwy.
- Widać. Dawno nie widziałem na twojej twarzy takiego uśmiechu.
- Naprawdę? - Zapytałem.
- No jasne. A teraz pozwól, ale idę porozmawiać z twoją żoną - zaśmiał się mulat.
   Żoną. Rosalie była moją żoną. To tak dobrze brzmiało.
   Następnie podszedł do mnie Harry.
- No to czego ci mogę życzyć? - Zapytał.
- Czego tylko chcesz - zaśmiałem się.
- Dużej gromadki dzieci. Chcę być chrzestnym, jasne?
- Dobrze, masz to jak w banku - uśmiechnąłem się.
   Harry odszedł ode mnie tak szybko jak przyszedł.
    Gdy już wszyscy goście dali nam prezenty, pojechaliśmy na salę. Całe przyjęcie było organizowane w wielkiej restauracji.
   Przytuliłem Rosalie i razem patrzyliśmy jak goście zajmują swoje miejsce przy stolikach.
* * *
- Na pierwszy taniec zapraszam parę młodą - powiedział Harry do mikrofonu.
   Chłopaki z mojego zespołu zrobili niespodziankę i wzięli wszystkich chłopaków z naszej ekipy i stwierdzili, że to oni zabawią publiczność na weselu. Nie wiedziałem, czy to był dobry pomysł, ale przynajmniej mogłem mieć pewność, że będzie zabawnie i będę miał, co wspominać.
   Chwyciłem rękę Rosalie i pociągnąłem ją za sobą na środek parkietu. Reszta zgromadzonych ludzi zrobiła wokół nas kółko i wszyscy zaczęli poruszać się w rytm muzyki. Chwyciłem biodra Rose, a ona swoimi rękami oplotła moją szyję.
- W końcu możemy porozmawiać - przyznałem.
- Tak, przez cały czas odciągają nas od siebie.
- Dokładnie pani Payne - zaśmiałem się.
   Mógłbym to mówić do końca życia. Byłem tak szczęśliwy, gdy wypowiadałem te słowa.
- Pięknie to brzmi, prawda? - Zapytała moja żona.
- Cudownie - nie mogłem zaprzeczyć.
   Delikatnie odsunąłem od siebie Rose, pozwalając jej zrobić piruet. Ponownie nasze ciała do siebie przyległy.
- Czy Harry też życzył ci gromadki dzieci? - Zaśmiała się dziewczyna.
- Tak. Chce być chrzestnym. Czy to nie za dużo?
- Wiesz, wyobrażam sobie, jak on byłby szczęśliwy, gdyby tak się naprawdę stało.
- Chcesz spełnić jego marzenie? - Zdziwiłem się.
- Oczywiście.
   Pocałowałem moją żonę, a wszyscy dookoła zaczęli wiwatować.
   Po naszym wspólnym tańcu impreza się rozkręciła, i mało kto siedział przy stoliku. Wszyscy pokazywali swoje umiejętności na parkiecie, a w zestawieniu z alkoholem było to jeszcze zabawniejsze.
   Podczas zabawy mogłem już więcej czasu spędzić z Rosalie. Goście dali nam spokój, a my w końcu normalnie mogliśmy porozmawiać. Oczywiście, że co jakiś czas ktoś przysiadał się do naszego stolika i rozmawiał, ale przestało mi to przeszkadzać.
   Wszyscy dobrze się bawili. Nawet Niall od czasu do czasy wyrywał jakąś dziewczynę do tańca. W końcu podszedł do naszego stolika i wyciągnął rękę do mojej żony.
- Mogę prosić do tańca? - Zapytał.
   Rosalie skinęła głową i posyłając mi krótkie spojrzenie wstała od stołu. Ruszyła ze swoim kuzynem na środek parkietu. Dokładnie się im przyglądałem chcąc się przekonać, co takiego jest z Niall’em. Od jakiegoś czasu zachowywał się inaczej.
   Zauważyłem, że blondyn od razu przy towarzystwie swojej kuzynki rozweselił się. Jego uśmiech znacznie się powiększył, a oczy zyskały jego dawny błysk w oku. To wszystko wydawało mi się dziwne. Horan zachowywał się normalnie tylko przy mojej żonie. Zaczynało mnie to martwić.
   Zatańczyli jeszcze parę piosenek, a później Niall odprowadził Ro do stolika, przy którym siedziałem.
   I może to dziwne, ale wydawało mi się, że jak na nią patrzył, to w jego oczach była miłość. Prawdziwa miłość.



Cześć :)
Co tam u Was?
Podoba Wam się rozdział? Bo ja muszę przyznać, że uwielbiam końcówkę. 
Zasmucę Was, ale zostały jeszcze tylko 2 rozdziały i epilog :(
Mam nadzieję, że wytrzymacie do końca. (watro)

czwartek, 25 czerwca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 36

Rosalie.
   Leżałam wygodnie na leżaku i nie myślałam o niczym konkretnym. W oddali słyszałam głosy chłopaków, którzy prawdopodobnie się bawili. Ja nie chciałam z nimi grać w jakąś grę, którą wymyślili. Wolałam się opalać. Może jednak nie byłam jedyna, ponieważ zaraz obok mnie leżał Niall. Prawdopodobnie spał, lub udawał, że to robi. Nie byłam tego do końca pewna.
   Czas upływał nam na błogim leniuchowaniu. Całe te wakacje były bardzo dobrym pomysłem. Mogłam się chodź trochę odprężyć i byłam świadoma tego, że chłopakom również było to potrzebne. W końcu ostatnio wszystko było na naszej głowie. Szczególnie na mojej. Ojciec, Liam, choroba Sam. Boję się tego, co może stać się z Alice, gdy jej mama umrze. Wiem, że obiecałam, że zaopiekuję się tą małą dziewczynką, ale bałam się, że nie podołam zadaniu. Byłam przecież jeszcze młoda, a Sam nie mogła zostawić swojej małej córeczki samej, nie mogła umrzeć. Życie było takie niesprawiedliwe. Matka samotnie wychowująca chore dziecko. I do tego jeszcze sama zachorowała. Tak bardzo jej współczułam.  
   Bałam się konsekwencji mojej obietnicy. W końcu przysięgłam Sam, że zaopiekuję się jej córeczką. Czułam, że nie dam rady. Nie potrafiłam zajmować się dziećmi. Bałam się, że zostanę sama z małą dziewczynką i upadnę na dno.
   Tylko może jeszcze była jakaś nadzieja. W końcu nie byłam aż taka samotna. Miałam Liam’a, który mnie kochał i poza mną świata nie widział. Miałam Niall’a, mojego ukochanego kuzyna, który był dla mnie jak brat. Miałam Zayn’a, loczka i Lou, którzy byli moimi przyjaciółmi. Miałam mamę, która mnie kochała i wspierała. Miałam wszystko, czego mi było trzeba do szczęścia. A Alice byłaby kolejną osobą, która weszłaby do mojego życia. I chyba nagle przestałam żałować, że obiecałam Sam, że zajmę się jej dzieckiem. Poczułam, że jestem na to gotowa. Dam radę.
   Usłyszałam głośniejsze śmiechy chłopaków. Spojrzałam w stronę, skąd dobiegały głosy i zauważyłam, że moi przyjaciele wychodzą z wody. Liam podszedł do mnie szybko i ucałował moje usta.
- Dobrze się bawiłeś? - Zapytałam.
- Doskonale - odpowiedział z uśmiechem.
   Po chwili ułożył się na materacu i wszyscy zaczęliśmy się opalać. Niestety chłopacy długo nie mogli wytrzymać w jednym miejscu i postanowili, że idą po coś do picia. Poprosiłam ich, aby przynieśli mi sok. Też chciałam się orzeźwić.
   Gdy już chłopcy wypili swoje piwa, a ja pozbyłam się soku postanowiliśmy wejść do wody. Dołączył do nas Niall, ale i tak wiedziałam, że nie był zadowolony z tego powodu. Nie wiem, co takiego się stało, że już nie chciał spędzać czasu z przyjaciółmi. Chciałam z nim o tym porozmawiać, ale wiedziałam, że i tak by mi nic nie powiedział. Postanowiłam odpuścić.
   Pływałam sobie na brzegu basenu z daleka od chłopaków, którzy zastanawiali się, w co takiego tym razem zagrają. O dziwo przyłączył się do nich nawet Niall. Wydawało mi się to dziwne, bo myślałam, że zacznie pływać tak, jak ja, ale najwidoczniej się pomyliłam.
   Nigdy nie byłam miłośniczką pływania, więc długo nie posiedziałam w wodzie. W końcu mi się to znudziło.
   Usiadłam na brzegu basenu i wpatrywałam się w chłopaków, którzy po raz kolejny odbijali piłkę nad wodą. Zdziwiłam się, że jeszcze im się to nie znudziło. Liam sędziował w ich rozgrywce, bo jak to sam stwierdził, zmęczył się i już mu nie chciało się grać. Trochę się tym zmartwiłam, ale przecież, jeżeli naprawdę działoby się coś, to Liam powiedziałby, więc nie mogłam się aż tak bardzo o niego martwić.  
   Odchyliłam delikatnie głowę w tył i starałam się przyswoić jak najwięcej promieni słonecznych. Zawsze byłam dość bladą osobą, co mi przeszkadzało, dlatego tak bardzo lubiłam lato. Szczególnie te ciepłe dni, gdy mogłam leżeć na leżaku i się opalać. Wiedziałam, że było to bardzo niezdrowe, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Nie chciało mi się myśleć o konsekwencjach.
   Zresztą w te wakacje niczym się nie przejmowałam.

Liam.
   Czas na plaży zleciał nam szybko. Coraz bardziej zacząłem czuć stres, którym jeszcze rano tak bardzo się nie przejmowałem. A co jeżeli powie nie? Byłem taki wystraszony. Wiedziałem, że chcę spędzić całe życie z Rosalie. Chciałem wziąć z nią ślub, mieć dzieci. O niczym więcej nie marzyłem. I byłem pewien, że ona chce tego samego. Przecież nawet sama mi o tym mówiła. To, dlaczego tak bardzo się bałem? Sam nie wiedziałem. Zawsze było jakieś zagrożenie. Przecież mogła być jeszcze na to nie gotowa i po prostu mi odmówić. Mogła powiedzieć mi, żebym jeszcze poczekał. Ale wtedy z pewnością załamałbym się.  Bo to byłoby tak, jakby nie chciała spędzić ze mną reszty życia.
   Przecież nie mogłem się tak łatwo poddać. Zresztą wszystko było już przygotowane. Gdy byliśmy na plaży obsługa hotelowa przygotowywała pokój tak, jak ich o to poprosiłem. Miałem jedynie nadzieję, że naprawdę wszystko będzie przygotowane i to nie okaże się żadną katastrofą, bo tego bym sobie nie wybaczył. Musiało być idealnie.
   Chwyciłem Rosalie za rękę i zacząłem prowadzić ją do naszego pokoju.
- Gdzie ci tak śpieszno? - Zaśmiała się dziewczyna.
 - Zaraz się przekonasz - uśmiechnąłem się tajemniczo.
   Otworzyłem przed nią drzwi do naszego pokoju i przepuściłem ją, aby weszła pierwsza. Zamknąłem drzwi na klucz, nie chcą, aby ktoś nam przeszkodził. Odwróciłem się w stronę mojej dziewczyny i obserwowałem jej reakcję. Zauważyłem jak głośno wciąga powietrze, a po chwili ręcznik, który trzymała w ręce, upadł na ziemię. Uśmiechnąłem się w duchu, że udało mi się wywrzeć na niej takie wrażenie.
   Spojrzałem na środek pokoju, gdzie znajdował się mały, okrągły stolik, przykryty czerwonym obrusem. Na nim stały dwie wysokie świeczki, które były już zapalone. Stół był zastawiony na dwie osoby. Wszystko było dokładnie tak, jak to sobie wcześniej wyobrażałem.
   Pociągnąłem Rose za rękę i zmusiłem ją, by usiadła przy stole. Nadal patrzyła na mnie, jakby zobaczyła ducha.
- Czy ja może zapomniałam o jakiejś naszej rocznicy? - Zapytała zdziwiona.
- Nie - odparłem ze śmiechem.
- To dlaczego to wszystko przygotowałeś?
- To już nie mogę tak bezinteresownie przygotować mojej księżniczce kolacji?
- Nie, możesz. Oczywiście. Tylko… och, nie ważne.
   Uśmiechnąłem się do niej i poszedłem do kuchni. Poprosiłem, aby tam obsługa zostawiła dla nas kolację. Dania stały przygotowane już na ladzie. Okazało się, że jeszcze były ciepłe. Ucieszyłem się z tego powodu. Zaniosłem je na stół i postawiłem jeden talerz przede mną, a drugi podałem Rosalie.
   Zaczęliśmy jeść w ciszy. Nie potrzebowaliśmy w tamtym momencie słów. Przynajmniej miałem czas jeszcze raz zastanowić się, czy dobrze robię? Nie mogłem mieć wątpliwości! Kochałem Rose i chciałem to zrobić. Od tak dawna o tym myślałem.
   Gdy zjedliśmy kolację odniosłem talerze do kuchni.
- Napijesz się wina? - Krzyknąłem z pomieszczenia.
- Tak - odpowiedziała mi dziewczyna.
   Szybko nalałem czerwonej cieczy do kieliszków, a później poszperałem w szafkach i znalazłem to, co chciałem. Wyciągnąłem pierścionek z czerwonego pudełeczka. Wziąłem wstążeczkę i przywiązałem pierścionek do kieliszka.
   Przyjrzałem się jeszcze raz, czy aby wszystko dobrze zrobiłem. Wziąłem kieliszki do ręki i ruszyłem do głównego pokoju. Rosalie cierpliwie siedziała na krześle i czekała. Uśmiechnąłem się do niej i postawiłem przed nią kieliszek. Teraz tylko zostało mi czekać aż zauważy.
   Zaczęliśmy rozmawiać, gdy w którymś momencie Rose sięgnęła po kieliszek. Podniosła go na wysokość ust i się zatrzymała. Wpatrywała się w czerwony napój.
- Liam? - Zapytała.
- Tak?
   Już go zauważyła.
- Co tutaj robi ten pierścionek? - Zdziwiła się.
- A, no właśnie - zaśmiałem się nerwowo pod nosem. Wstałem ze swojego miejsca i uklęknąłem przy Ro. - Bo mam takie pytanie… - zacząłem.
   Mina Rosalie była bezcenna.
- Nie mówi mi, że chcesz mi się teraz oświadczyć - zapiszczała.
   Zaśmiałem się w głos.
- To właśnie mam zamiar zrobić - przyznałem.
- Och, oczywiście, że za ciebie wyjdę, tak, tak, tak! - Krzyczała.
   Wstała nagle z krzesła i rzuciła mi się w ramiona. Oboje przewróciliśmy się na podłogę i zaczęliśmy się śmiać. Nie sądziłem, że tak entuzjastycznie zareaguje na to, że chcę się jej oświadczyć. Byłem taki szczęśliwy z tego powodu.
- A miałem taką piękną przemowę przygotowaną - zaśmiałem się.
   Rosalie trochę się uspokoiła i ponownie usiadła na krzesło. Odwiązała pierścionek i założyła go sobie na palec. Przez chwilę przyglądała się biżuterii.
- Jest cudowny - szepnęła.
   Przyglądałem się jej, jak bardzo się ucieszyła. Nagle przestałem się tak denerwować i w końcu mogłem odetchnąć. Miałam to już za sobą i byłem zadowolony z tego, że odważyłem się to zrobić. To było najlepsze, co w życiu mogło mi się przytrafić.
   Tego wieczoru dużo rozmawialiśmy. Mówiliśmy o wszystkim, co nasunęło nam się na myśl. Przed tym jak mieliśmy położyć się spać, poszliśmy do pokojów chłopaków i poinformowaliśmy ich o tym, że się zaręczyliśmy. Byli chyba jeszcze bardziej szczęśliwi niż my. To było naprawdę wspaniałe!
   Uwielbiałem swoje życie. Naprawdę miałem wszystko, czego mi było potrzeba. Nie mogłem wyobrazić sobie czegoś lepszego. Nawet nie przeszkadzało mi to, że byłem chory. Nie zamartwiałem się. Żyłem chwilą.
   Ten dzień naprawdę był wspaniały. Miałem kochającą narzeczoną, z którą chciałem wziąć ślub. I to jak najszybciej.
   Gdybym mógł, Rosalie byłaby jeszcze tamtego dnia moją żoną. Naprawdę! Ta bardzo chciałem być z nią złączony na całe życie. Czyż to nie było szalone?!



Dzień dobry :)
Jak tam samopoczucie na zakończenie roku szkolnego?
Ja mam dzisiaj uroczystą galę, a jutro tylko odebrać świadectwo :) A wy?
Tak w ogóle podoba Wam się rozdział? Powoli zbliżamy się do końca, ale nie martwcie się, to jeszcze nie koniec niespodzianek hehe

niedziela, 21 czerwca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 35

Rosalie.
   Obudziły mnie jakieś ruchy dochodzące z miejsca obok. Wolno otworzyłam zaspane oczy i mój wzrok trafił na Niall’a. Mój kuzyn wiercił się na swojej połowie łóżka mamrocząc coś pod nosem. Wyglądało na to, że miał koszmar, więc gdy tylko bardziej się rozbudziłam, podniosłam się i delikatnie dotknęłam jego ramienia. To jednak nic nie dało, więc nim potrzęsłam i powtarzałam to, dopóki nie otworzył swoich oczu.
- Dzień dobry - szepnęłam cicho.
   Niall odpowiedział mi tym samym i zaczął się wolno podnosić przecierając swoje oczy. Chciałam zapytać go, jak się czuję, ale wiedziałam, że jeżeli byłoby źle, to i tak nie powiedziałby mi prawdy. Z pewnością nie chciał mnie martwić.
   Wstałam szybko z łóżka. Podeszłam do lustra przy ścianie i ułożyłam sobie włosy. Odwróciłam się w stronę łóżka i spojrzałam na mojego kuzyna, który również wstał. Blond włosy miał roztrzepane na każdą stronę, jego ruchy były powolne, a wyglądał, jakby w każdym momencie mógł wrócić do łóżka i dalej spać.
- Zjesz śniadanie ze mną, czy idziesz już do Liam’a? - Zapytał podchodząc do szafy, nawet nie odwracając się w moją stronę.
   Zastanowiłam się przez chwilę, po czym odpowiedziałam.
- Chyba wrócę już do pokoju.
   I nie patrząc więcej na mojego kuzyna, odwróciłam się w stronę drzwi. Nie wiem, dlaczego, ale czułam się trochę ignorowana. Niall nie zwracał już tak bardzo uwagi na mnie, jak kiedyś. To trochę bolało, ale chyba musiałam się przyzwyczaić do tego nowego kuzyna.
- Dziękuję - usłyszałam jeszcze głos blondyna, zanim nacisnęłam na klamkę.
   Gdy odwróciłam się w jego stronę, zauważyłam, że wpatruje się we mnie.
- Nie ma za co - odpowiedziałam i wyszłam.
   Nie mogłam znieść tej niezręcznej i napiętej atmosfery między nami.
   Szybko weszłam do pokoju, który dzieliłam z Liam’em i gdy już zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i biorąc głęboki wdech zamknęłam oczy. Odliczyłam od 10 do 1 starając się jakoś uspokoić i powstrzymać napływające łzy.
- Rosalie, co się stało? - Usłyszałam tak bardzo dobrze znany mi głos.
   Bałam się otworzyć oczy, bo wiedziałam, że zobaczyłabym przerażoną minę Liam’a. Nie miałam na to w tamtej chwili ochoty.
- Liam, ja i Niall… my…on… ja… och - nie mogłam ułożyć zdania.
- Pokłóciliście się? - Zapytał mój chłopak.
- Co?... Nie, nie. Nie pokłóciliśmy się. Ja po prostu. M-my… Między nami się popsuło. J-ja nie m-mogę z nim n-normalnie porozmawiać - wzięłam oddech. - Nie wiem, co się z nim stało.
   Usłyszałam jakiś hałas zaraz przede mną, a po chwili zostałam zgarnięta z ciepłe ramiona Liam’a, które mnie przytuliły. Pozwoliłam swoim łzom swobodnie wypłynąć i utworzyć ścieżkę na moich rozgrzanych policzkach.
- Cichutko… nie płacz aniołku. Wszystko będzie dobrze.
- Nie. Nie będzie. W tej windzie. Chyba coś musiałam zrobić źle, bo jeszcze wieczorem na tarasie normalnie rozmawialiśmy, dopiero później między nami coś się popsuło.
- To naprawdę jakaś pomyłka. Nie martw się. Jeszcze się to wyjaśni i wszystko będzie dobrze, a teraz chodź się położyć. Jadłaś śniadanie? - Zaprzeczyłam. - W takim razie zamówię nam coś, bo ja też jeszcze nic nie jadłem. No chodź.
   Pozwoliłam mu się poprowadzić do łóżka. Ułożył mnie na nim, przykrył dokładnie kołdrą i ucałował w czółko. Po chwili materac obok mnie się ugiął i mogłam domyślić się, że Liam położył się obok mnie.
   Pozwoliłam otworzyć sobie oczy i spojrzałam prosto na jego twarz. Uśmiechał się delikatnie dodając mi otuchy.
- Przepraszam, że się tak rozkleiłam. Nie powinnam - przyznałam szybko.
   Nagle zrobiło mi się wstyd, że pozwoliłam sobie na taką małą chwilkę zapomnienia. Payne nic mi nie odpowiedział, jedynie przejeżdżając kciukiem po moim policzku, zapewne usuwając pozostałości łez.
   Po chwili jednak odsunął się ode mnie i sięgnął po telefon. Domyśliłam się, że zamawiał dla nas coś do jedzenia. Gdy już zakończył rozmowę odłożył telefon i wróci ł do mnie, całując mnie po całej twarzy, a co chwilę składał mały pocałunek na moich ustach, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Najgorsze było to, że on całkowicie zdawał sobie z tego sprawę. Chciał mnie po prostu pocieszyć. Byłam mu za to wdzięczna.
- Śniadanie będzie za 20 minut - poinformował mnie.
   Odpowiedziałam mu pocałunkiem prostu w usta. Po chwili Liam znajdował się nade mną, zjeżdżając pocałunkami na moją szyję. Od czasu do czasu przygryzając ją i tworząc tym samym malinki.
- Kochanie, za 20 minut będzie tutaj obsługa - zauważyłam.
- To dużo czasu - uśmiechnął się jedynie zadziornie Liam.

Niall.
   Wiedziałem, że wszystko spieprzyłem. Jednak ciężko było mi patrzeć na Rosalie. Kiedyś była dla mnie jak przyjaciółka… a teraz? Sam nie wiedziałem, jak miałem to nazwać. Lubiłem ją, kochałem, ale ciężko było mi patrzeć na to, jak jest szczęśliwa z Liam’em. To powoli było dla mnie zbyt wiele. Nie wiedziałem, ile jeszcze wytrzymam.
   Gdy już się ubrałem, zamówiłem sobie śniadanie i zjadłem go w samotności. Jak zawsze zresztą. W normalnych okolicznościach poszedłbym do chłopaków i spytałbym się, jakie plany mamy na ten dzień, ale nie chciało mi się udawać szczęśliwego. Nie chciałem uśmiechać się na siłę i modlić się, aby nikt nie spojrzał w moje oczy, bo zobaczyłby z nich ból. To nie tak, że ich okłamywałem. Po prostu nie chciałem ich niczym martwić. Nie potrzebowałem litości. Nawet nie wiem, kiedy to się zaczęło, kiedy zacząłem się tak dołować, zwracać uwagę na pewne rzeczy.
   Niestety nie mogłem sam posiedzieć w pokoju, bo po chwili ktoś zaczął dobijać się do moich drzwi. Zrezygnowany wstałem z krzesła, w którym wcześniej siedziałem i ruszyłem w stronę hałasu. Uchyliłem delikatnie drzwi. Ktoś je popchnął i otworzył na oścież, po czym do mojego pokoju wpadli Harry, Zayn i Louis.
- Cześć blondynku - zagruchotał wesoło Lou.
- Cześć - wymusiłem uśmiech. - Co was tutaj sprowadza?
- Idziemy na basen - przyznał Harry. Już chciałem powiedzieć, że nie idę, ale loczek mnie uprzedził. - Nawet nie wasz się szukać wymówek. Nie masz wyjścia, idziesz z nami.
- Ale… - zacząłem.
- Nie ma ale, ubieraj się i za 10 minut czekaj pod drzwiami. Lepiej się nie spóźnij - zagroził jeszcze Zayn i po chwili wszyscy zniknęli z mojego pokoju.
   Nie mając innego wyjścia zacząłem szukać swoich spodenek do kąpieli w szafie.
   Gdy już się przebrałem i spakowałem odpowiednie rzeczy zarzuciłem torbę na ramię i wyszedłem z pokoju. Akurat w tym samym czasie ze swojego pokoju wyszedł Harry. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Postarałem się wymusić uśmiech, ale wydawało mi się, że w ogóle mi to nie wyszło, ponieważ loczek przestał uśmiechać się już tak szeroko.
   Po chwili dołączył do nas Lou i Zayn, którzy szeptali coś między sobą i się śmiali. Nagle zacząłem zazdrościć im tej wesołości. Ja od jakiegoś czasu nie potrafiłem się szczerze uśmiechać, no chyba, że byłem w towarzystwie Rose.
- To co, idziemy? - Zapytał Lou uśmiechając się tak szeroko, że wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki.
- A Rose i Liam? - Odezwałem się zauważając, że tej dwójki nie było z nami.
- Przyjdą do nas za jakieś 10 minut, ponieważ kończą śniadanie - odpowiedział Harry.
- W takim razie możemy już iść - przyznał Zayn i jako pierwszy ruszył w stronę windy.
   Zrezygnowany podążyłem za nim, ale gdy zobaczyłem, że naprawdę ma zamiar wejść do windy, zatrzymałem się.
- Hej, Ni, co jest? - Zapytał Lou kładąc pocieszająco rękę na moim ramieniu.
- Czy moglibyśmy iść schodami. Przez jakiś czas będę chyba unikał wind - zaśmiałem się cicho.
- Jasne. Nie ma problemu. Nawet to rozumiem. Nie musisz się martwić - pocieszył mnie Tomlinson.
- To dobrze - odetchnąłem.
   Razem z innymi skierowałem się w stronę schodów. Zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy zauważyłem, że wszyscy idą ze mną, zamiast skorzystać z wygodniejszej windy. Mimo tego, co przeżywałem, to wydawało mi się, że nadal jesteśmy przyjaciółmi. Może czasem miałem ich dość, ale w tamtej chwili cieszyłem się, że są przy mnie.
   Po jakimś czasie siedzieliśmy już na leżakach za hotelem. Zayn i Louis wskoczyli do basenu, Harry wylegiwał się na leżaku, a ja nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, więc również się położyłem i po prostu myślałem.
   Mając zamknięte oczy usłyszałem głośny śmiech. Ktoś się zbliżał do miejsca, w którym leżałem. Otworzyłem oczy i powoli się podniosłem zauważając Rose i Liam’a. Szli w moim kierunku trzymając się za ręce i wyglądali na takich szczęśliwych. Rozmawiali o czymś zawzięcie, a gdy przyjrzałem się dokładniej zauważyłem na szyi Rosalie… malinkę? Tak, to była malinka!
   Nie wiem, dlaczego, ale poczułem, jak moje serce pęka. Wtedy uświadomiłem sobie, że Ro naprawdę jest dziewczyną Liam’a, kochając się i należą do siebie. Ja nie miałem prawa stanąć pomiędzy nimi.
   Ro i Payne zdawali się nikogo nie zauważać. Byli wpatrzeni w siebie, czasem tylko zerkając pod nogi, aby na coś nie wpaść.
   Po chwili zajęli 2 leżaki znajdujące się zaraz obok mojego. Rosalie uśmiechnęła się do mnie, a później przeniosła swój wzrok gdzieś za mnie. Spojrzałem w tamtą stronę i zauważyłem Harry’ego, który śmiał się jak głupi. Po chwili wstał i usiadł na moim leżaku nadal nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Z czego się śmiejesz? - Zapytałem.
- Wy wcale nie czekaliście na śniadanie, tylko robiliście coś dużo ciekawszego, prawda? - Odezwał się loczek. - Rosalie, ta malinka świadczy o wszystkim.
- Głupek - odpowiedziała Ro uderzając go delikatnie w ramię i rozpuszczając koka, aby zapleść warkocza na boku, jakby chciała zakryć różowy ślad. Spojrzała przy tym gniewnie na Liam’a, który się tylko do niej uśmiechnął.
   Oni naprawdę wyglądali na zakochanych.



Cześć!
Na wstępie od razu mówię, że nie sprawdzałam tego rozdziału, bo mi się nie chciało :)
Następny rozdział bardzo Was zaskoczy ;p

wtorek, 16 czerwca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 34

Rosalie.
   Nie pierwszy raz byłam światkiem ataku klaustrofobii Niall’a, więc dobrze wiedziałam, co mam robić. Najważniejsze było, aby przywrócić mu równomierny oddech, a raczej mu w tym pomóc. Później jakoś zająć jego myśli, aby zapomniał o tym, że jest zamknięty w windzie. A na sam koniec po prostu być przy nim i okazać mu swoje wsparcie. Mogłoby zadziwiać to, jak dobrze go znałam.
   Spojrzałam na usta blondyny, które były dokładnie przed moimi. Musiałam jakoś zająć jego myśli, więc szybko wymyśliłam jakiś temat. Nie wiem, dlaczego, ale zaczęłam myśleć o pocałunku i nic innego nie mogło przyjść mi do głowy. To nie tak, że chciałam go pocałować. O nie! Nie mogłabym tego zrobić. Przecież byłam z Liam’em i to jego kochałam, ale po prostu przypomniała mi się pewna sytuacja, która kiedyś zaistniała pomiędzy mną i Niall’em.
   Musiałam ją wykorzystać.
- Niall, a pamiętasz może nasz pocałunek? - Zapytałam nagle.
   Blondyn spojrzał na mnie dopiero po chwili, gdy odwrócił wzrok od moich ust i lekko przytaknął głową.
- Przypomnij ją sobie - poprosiłam.
   Sama zamknęłam oczy i starałam się znów przywołać wspomnienia. Mój pierwszy pocałunek to był właśnie ten z Niall’em. Pamiętałam tamten dzień, jakby to było wczoraj.
   Siedziałam na tarasie za domem i płakałam. Dzieci w szkole się ze mnie wyśmiewały, bo jedna z moich ‘’koleżanek’’ dowiedziała się, że nigdy się nie całowałam i rozpowiedziała to wszystkim. Dzieci na korytarzu wytykali mnie palcami, a ja nic z tym nie mogłam zrobić.
   Gdy tylko lekcje się skończyły szybko pobiegłam do domu i poszłam na taras, aby nikt nie mógł zobaczyć moich łez. Chciałam pobyć w samotności.
   Jednak nie było mi dane się nią nacieszyć. Mogłam usłyszeć jedynie kroki, a po chwili obok mnie przysiadła pewna osoba. Nie musiałam nawet spoglądać, aby wiedzieć, że to Niall.
- Rosalie, płaczesz? - Zapytał delikatnie obejmując mnie ramieniem.
   Zamiast słów, skinęłam jedynie głową.
- Co się stało? - Zapytał ponownie.
- Śmieją się ze mnie w szkole, że się jeszcze z nikim nie całowałam - odpowiedziałam.
   Nie chciałam tego przed nim ukrywać i tak w końcu dowiedziałby się prawdy.
- Naprawdę? - Zapytał z uśmiechem.
   Śmiał się ze mnie. Dupek.
- To nie jest śmieszne - zapłakałam jeszcze bardziej.
- Może troszkę zabawne - ponownie się zaśmiał - ale i słodkie. To miłe, że chcesz zachować swój pierwszy pocałunek na kogoś ważnego.
   Otarłam łzy i pierwszy raz w tym dniu spojrzałam na niego. Posłał mi pocieszający uśmiech.
- A ty? Całowałeś się kiedyś?
- Tak - przyznał z uśmiechem.
- Chciałabym mieć to już za sobą - przyznałam.
- Jeżeli chcesz… to wiesz. Możesz mnie pocałować. Będziesz miała swój pierwszy pocałunek za sobą - powiedział rumieniąc się lekko.
- Myślisz, że to… by-byłoby w porządku? - Zapytałam.
- Jasne. Nie widzę przeszkód.
- Więc do-dobrze.
   Po chwili zamknęłam oczy i jedyne, co mogłam poczuć to jego miękkie usta na moich.
   Te wspomnienie wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Byliśmy wtedy tacy młodzi i głupi. Mieliśmy po 14 lat i tragedią było to, że się nie całowałam. Miałam ochotę się śmiać.
   Spojrzałam na Niall’a, który delikatnie się uśmiechał z zamkniętymi ustami.
- Wiesz co? - Zagadnął po chwili nadal nie otwierając oczu.
- Co? - Zapytałam.
- Wtedy cię okłamałem - powiedział.
- Jak to? - Zdziwiłam się.
- Tak naprawdę ja również się wtedy z nikim nie całowałem.
- Więc byłam twoją pierwszą?
   On jedynie powoli skinął głową.
   Zdziwiłam się bardzo. Niall nigdy mi się nie przyznawał do tego, że się nie całował. Miał parę dziewczyn, z którymi był nawet blisko, ale nie wierzyłam w to, że nikogo nie całował przede mną. To było dla mnie takie dziwne.
   Dopiero po chwili zauważyłam, że przecież Horan mnie okłamał. Tego też się nie spodziewałam. Myślałam, że potrafiłam rozpoznać, gdy kłamał, a tymczasem cały czas żyłam w niewiedzy. Nie znałam go aż tak dobrze.
- Czy-czy jesz-sz-cze kie-kiedykolwiek mnie ok-okłamałeś? - Wyjąknęłam.
- Tak - przyznał blondyn.
   Chciałam zapytać kiedy, ale nie miałam na to odwagi. Chyba nawet wolałam nie wiedzieć.
- Halo! Jest tam ktoś?! - Usłyszeliśmy nagle krzyk gdzieś z góry.
- Tak! Jesteśmy! - Odkrzyknęłam.
   Ktoś po nas przybył! Ktoś chciał nas uratować! Mieliśmy szansę się wydostać!

Niall.
   Gdy usłyszałem krzyk uświadomiłem sobie, że ktoś może nas wydostać z tej cholernej windy! Jednak mimo entuzjazmu wywołało to u mnie również smutek, ponieważ uświadomiłem sobie, że już nigdy mogę nie być tak blisko Rosalie. Przypominałem sobie o naszym dawnym pocałunku i nagle zapomniałem, że jestem w windzie. Wspomnienie całkowicie mnie pochłonęło.
   Gdy otworzyłem oczy i zobaczyłem usta Ro miałem tak wielką ochotę ją pocałować. Jednak musiałem się powstrzymać. Przecież nie mogłem tego zrobić. Do jasnej cholery! Przecież była moją kuzynką. Dlaczego myślałem o niej w ten sposób?! Musiałem przestać!
   Ta magiczna chwila, która pomiędzy nami zaistniała, szybko się rozpłynęła, a ja znów uświadomiłem sobie, że jestem w windzie. Jednak starałem się jakoś zapobiec moim myślą. Zamknąłem oczy i zacząłem nucić sobie piosenkę pod nosem. To często pomagało. Postanowiłem skupić się tylko i wyłącznie na tej czynności, więc nie przysłuchiwałem się rozmowie Rose z człowiekiem, który chciał nam pomóc.
- Pomogą nam - usłyszałem w końcu znajomy głos tuż przy moim uchu, a po chwili ta sama osoba przyłączyła się do śpiewu ze mną.
   Tak naprawdę, to nie wiem, ile czasu minęło. W przerwach między piosenkami, gdy uświadamiałem sobie, co tak naprawdę się dzieje wariowałem, ale była przy mnie Rose i starała się mnie jakoś wspierać. Byłem jej za to wdzięczny.
   W końcu, po jakiejś godzinie - jak to oznajmiła mi Rosalie - pomoc nadeszła. Chwilę zajęło im otwieranie windy i gdy już byliśmy wolni łapczywie nabrałem powietrza. Czułem się znacznie lepiej.
   Na korytarzu zebrała się gromada ludzi, którzy najwidoczniej woleli oglądać jak wydostają ludzi z windy, niż spać. Byli wśród nich również Liam, Zayn, Harry i Louis. Gdy tylko Payne nas zobaczył, szybko podbiegł do swojej dziewczyny, kompletnie mnie ignorując. Nie spytał, jak się czuję, po prostu przeszedł obok mnie i przytulił Rose. Reszta zrobiła to samo.
   Uświadomiłem sobie, że Ro stała się ważniejsza niż ja. Czułem się taki niepotrzebny. Zayn chyba musiał zauważyć mój smutek, ponieważ już po chwili zjawił się obok mnie pytając o moje samopoczucie.
- Jestem zmęczony - przyznałem jedynie.
   Wkrótce podeszła do mnie reszta. Na samym końcu Rosalie się do mnie przytuliła i powiedziała, że mnie nie zostawi. Byłem jej wdzięczny. Nie chciałem zostać sam, a szczególnie wtedy, gdy tak bardzo się bałem.
- Chodź, Rosalie, wracamy do pokoju. Musisz się wyspać - powiedział nagle Liam.
- Wybacz, ale zostanę dziś z Niall’em. Miał atak klaustrofobii w windzie i potrzebuje towarzystwa. Nie mogę zostawić go samego. Jeszcze coś mu się stanie. Nie potrafiłabym sobie tego wybaczyć.
   Spojrzałem na Liam’a, który z pewnością nie chciał się na to zgodzić, ale nie miał wyboru. Rose czasem potrafiła być bardzo uparta.
- Dlaczego nie może zostać z nim ktoś inny? - Zapytał nagle chłopak mojej kuzynki.
- Ponieważ tylko ja wiem, jak powinnam się zachować - odpowiedziała od razu, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. Może nawet tak było?
- No dobrze - zgodził się w końcu Payne.
   Pocałował krótko Ro w usta i już więcej na nas nie patrząc wrócił do pokoju.
   Wkrótce cały tłum się rozszedł. Chłopaki pożegnali się z nami krótkim dobranoc i wrócili do pokoju. Ja i Rose poszliśmy do pomieszczenia, w którym spałem i zamknęliśmy się na klucz, aby nikt nam nie przeszkadzał.
- Nie musiałaś tego robić - stwierdziłem w końcu.
- Ale chciałam. To przecież nic takiego.
- Liam będzie zły - zauważyłem.
- Trochę się pozłości i mu przejdzie - powiedziała moja kuzynka z uśmiechem.
   A ja nie miałem już żadnych argumentów, aby wróciła do swojego pokoju. Może nawet tego nie chciałem? Naprawdę potrzebne mi było towarzystwo.
- To ja zabiorę poduszkę i jakiś koc i przeniosę się na kanapę - powiedziałem.
- Będziesz spać na kanapie? - Zdziwiła się moja kuzynka.
- No tak. Przecież nie pozwolę ci, abyś to ty spała na kanapie - zauważyłem.
- O nie! Będziesz spał w swoim łóżku.
- Ale…
- A kto powiedział, że to ja muszę spać na kanapie? Przecież łóżko jest wielkie. Zmieścimy się oboje.
   Przytaknąłem głową na zgodę, ponieważ naprawdę nie chciałem się z nią kłócić. To i tak by nic nie dało.
   Oboje położyliśmy się na moim łóżku i otuliliśmy kołdrą. Już miałem się odwrócić, gdy poczułem, jak Ro się przybliża, a po chwili leżała już z głową na mojej klatce piersiowej. Miałem wielką ochotę ją odepchnąć, ale po prostu nie potrafiłem tego zrobić. Nawet nie wiedziała, ile przyjemności mi tym sprawia.
   Pierwszy raz od bardzo dawna tak dobrze spałem. Nie budziłem się przez koszmary, oraz nie miałem problemu z zaśnięciem. A wszystko dzięki temu, że Rosalie była przy mnie.



Cześć :)
Macie taką niespodziankę ode mnie :)
Miałam nie dodawać rozdziału, ale nudziłam się i tak jakoś wyszło.
Jestem ciekawa co sądzicie o zachowaniu Niall'a. Jak mogliście zauważyć, jest spychany na drugi plan. Rosalie stała się ważniejsza od niego. Czy to dobrze?
No to by było na tyle.
Do następnego! 

niedziela, 14 czerwca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 33

Rosalie.
   Pierwszy raz, od dłuższego czasu tak świetnie dogadywałam się z Niall’em. Kiedyś to było dla mnie normalnością, lecz po tym jak poznałam Liam’a, zaczęłam go zaniedbywać. To nie tak, że nie lubiłam spędzać czasu z moim kuzynem. O nie! To wcale tak nie było! Po prostu nie chciałam, aby Liam robił się zazdrosny (chodź tak naprawdę nie miał, o co). W końcu ja i Niall byliśmy tylko rodziną.
   Mimo wszystko byłam na siebie zła i zarazem ciekawa, czy mój kuzyn też zwrócił uwagę na to, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Musiał coś zauważyć. Nie był taki głupi. Wiedziałam, że muszę mu to jakoś wynagrodzić. Obiecałam sobie, że na wakacjach będę spędzała z nim więcej czasu.
   Po chwili winda zatrzymała się na najwyższym piętrze, skąd schodami weszliśmy na dach. Było to miejsce, gdzie wiele osób spędzało czas, ponieważ była tam restauracja. Jednak teraz, w nocy, świeciło tutaj pustkami. W sumie to nawet zdziwiłam się, że schody na dach nie były zamknięte. Jednak postanowiłam się tym nie przejmować.
   Podeszliśmy z Niall’em do barierki. Od jakiegoś czasu nie zamieniliśmy ze sobą słowa. W końcu blondyn przerwał tą krępującą ciszę.
- Stąd lepiej widać gwiazdy - zauważył.
- Tak, masz rację - przyznałam.
   Już wiedziałam, dlaczego chciał mnie tutaj zabrać. Rzeczywiście gwiazdy z tej odległości zdawały się być jeszcze piękniejsze.
- Są piękne - szepnęłam.
   Niall odwrócił się z moją stronę. Zrobiłam to samo i przez chwilę nasze oczy się spotkały. Szybko spuściłam głowę. Poczułam palce pod moim podbródkiem i po chwili moja głowa została uniesiona.
- To ty jesteś piękna - usłyszałam szept mojego kuzyna.
   Nie wiem czy to była prawda, ale wydawało mi się, jakby blondyn miał zamiar przez chwilę mnie pocałować, ale szybko odpuścił.
- Dziękuję - odpowiedziałam tylko.
   To wszystko było dla mnie takie dziwne. Niall tak bardzo się zmienił. Jak ja mogłam tego wcześniej nie zauważyć?

   Niebo tej nocy było bardzo spokojne. Na ciemno-granatowej przestrzeni rozlegały się maleńkie gwiazdy, które aż prosiły się, aby się im przyglądać. Nastroju dodawał także lekki wiaterek, który muskał moje odsłonięte obojczyki.
- Co tam u ciebie Niall? - Zapytałam nagle.
   Cisza, która pomiędzy nami nastała była dla mnie krępująca. Musiałam zrobić coś, aby ją przerwać.
- Nic się nie zmieniło… to znaczy… yyyy wszystko jest po staremu - zająknął się.
   Skłamał.
- Na pewno? - Chciałam się upewnić.
   Zdziwiło mnie to, że Horan mnie okłamał. Nigdy tego nie robił. Nie wiem, czy o tym pamiętał, ale ja zawsze świetnie umiałam poznać, gdy kłamię. Zresztą chyba i nawzajem, bo on też wiedział o mnie wszystko.
- Taaak. A co u ciebie? Jak układa ci się z Liam’em? - Tym razem on zapytał.
- Jest… dobrze.
   Znów ogarnęła nas niezręczna cisza. To wszystko wydawało mi się takie nowe. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, że nie mieliśmy, o czym z Niall’em rozmawiać, a tu proszę. Zabrakło nam tematów do rozmowy. Coś się między nami popsuło.
- Czy ja zrobiłam coś źle? - Zapytałam nagle.
   Bałam się, że ta cała sytuacja zdarzyła się przeze mnie. Nie chciałam, aby coś pomiędzy nami się popsuło.
- Nie! - Zaprzeczył. - Oczywiście, że nie!
- To dlaczego już tak dobrze się nie dogadujemy?
- Myślę, że to czas nas zmienił. To przez niego - zasmucił się.
   Nie mogłam patrzeć na smutnego Niall’a. Odeszłam od poręczy i przysunęłam się do mojego kuzyna. Delikatnie wtuliłam się w niego. Zaciągnęłam się jego zapachem, który był przyjemny i dokładnie taki, jak go zapamiętałam. Nic się nie zmieniło. Zaskoczony Niall ułożył swoje ręce na moich plecach, które po chwili zaczął delikatnie głaskać. Swoimi rękami oplotłam jego szyję.
- Teraz jest idealnie - szepnął do mojego ucha Horan.
   Jeszcze bardziej przytulił mnie, tak, że nasze ciała przylegały do siebie w silnym uścisku. Ciężko było znaleźć jakąkolwiek przerwę, co poniekąd bardzo mi się podobało. Dziwne było to, jak nasze ciała do siebie pasowały. Czasami bardzo mnie to zastanawiało, ale myślałam, że tak ma każdy. W końcu w ramionach Liam’a czułam się równie dobrze.
- Rose, obiecasz mi coś? - Zapytał nagle Horan.
- Co takiego? - Zapytałam.
- Obiecaj, że nigdy mnie nie opuścisz.
- Obiecuję.

Niall.
   Mimo, że moje stosunki z Rose się pogorszyły, to w końcu udało nam się spędzić świetnie czas. Od niepamiętnych czasów normalnie rozmawialiśmy. Przyznam, że na początku było trochę niezręcznie, ale w końcu rozmowa zaczęła się rozkręcać i było tak, jak za dawnych czasów. Byłem tak bardzo zadowolony z tego powodu.
   Po obietnicy Rose jakby przełamaliśmy lody. Rozmowa sama zaczęła się kleić. Coraz to nowsze tematy przychodziły nam do głowy.
   Czas mijał jak szalony. Ruch na ulicy z godziny na godzinę się zmniejszał. Gwiazd przybywało. Mogłoby się wydawać, że już więcej ich nie pojawi się na niebie, a co chwilę można było zobaczyć kolejną. Nie wiedziałem dokładnie ile czasu razem siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Nikt nie zwrócił nam na to uwagi. Nie przeszkadzało nam zimno, wiatr. Nie zwracaliśmy uwagi nawet na to, że było to gdzieś w środku nocy. Nie śpieszyliśmy się z powrotem do pokoi.
- Czy Liam nie będzie miał nic przeciwko, że opuściłaś go tak w nocy? - Zapytałem nagle.
   Nie wiem, jakim cudem te zdanie przeszło mi przez gardło. Po prostu nie chciałem, aby Payne był zły. Zresztą już chyba i tak coś podejrzewał. Był strasznie zazdrosny. Nie chciałem, aby Rose musiała się tłumaczyć.
- Co, Liam? - Zdziwiła się. - O Boże, przecież masz rację - jej kąciki ust opadły trochę na dół. - Ile godzin tutaj spędziliśmy?
   Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i spojrzałem na wyświetlacz.
- Ponad 2 godziny - szepnąłem.
- O nie! Musimy wracać - wystraszyła się. - Jak mogliśmy tak o tym zapomnieć? Jeżeli Liam się obudził, to na pewno już nas szuka. Jak ja mogłam być taka nieodpowiedzialna? - Narzekała.
- Przepraszam. To moja wina - powiedziałem nagle.
- Nie. Nie wygłupiaj się. Mogłam pilnować czasu. Mam nadzieję, że Liam się nie obudził i nawet nie zauważył, że zniknęłam, bo jeżeli tak nie będzie, to mamy niezłe kłopoty.
- Miejmy nadzieję, że Liam sobie słodko śpi - szepnąłem sam do siebie.
- Co? - Zapytała Rose, która musiała usłyszeć mój szept, ale nie do końca go rozumieć.
- Nic, nic. Mówiłem sam do siebie - uśmiechnąłem się lekko.
   Rosalie nic na to nie odpowiedziała. Była zbyt przejęta Liam’em. A szkoda. Żałowałem, że cokolwiek o nim wspomniałem. Gdybym nic nie mówił, nadal siedzielibyśmy na tarasie i rozmawiali.
   Zeszliśmy schodami, a później wsiedliśmy do winy. Ro nacisnęła odpowiedni przycisk z naszym piętrem i metalowe drzwi się zamknęły. Zaczęliśmy zjeżdżać na dół. Gdy byliśmy już dość blisko naszego piętra nagle zaczęło dziać się coś niepokojącego. Winda gwałtownie się zatrzymała, załączyły się światła awaryjne, a drzwi nie drgnęły. Po prostu się nie otworzyły.
   Winda się zepsuła.
- O nie - jęknąłem.
   Byliśmy sami w metalowej, ciasnej puszce, z której nie było wyjścia. Zostaliśmy uwięzieni. Tak bardzo się bałem. Było tam tak mało miejsca. Zaczęło brakować mi oddechu. Ściany coraz bardziej się przybliżały. Nie potrafiłem się uspokoić.
- Rosalie. Klaustrofobia - udało mi się jedynie wyszeptać.
   Rose spojrzała na mnie wystraszona i podbiegła. Osunąłem się po ścianie i już po chwili objąłem swoje kolana. Oddychanie. Nie mogłem oddychać.
- Niall, spokojnie - usłyszałem zaraz obok głos Rose. - Zaraz ktoś nas znajdzie. Oddychaj. Spójrz na mnie - delikatnie pochwyciła mój podbródek, jednak moje oczy nadal rozglądały się po windzie. - Znajdą nas, rozumiesz.
   Gdy zobaczyła, że jej słowa nic nie dają postanowiła rozegrać to trochę inaczej. Chwyciła moje nadgarstki i zabrała je z kolan. Rozszerzyła delikatnie moje nogi i wślizgnęła się między nie. Znajdowała się tak blisko…. Za blisko.
- Oddychaj, proszę - szepnęła. - Zrób to dla mnie.
   Jednak ja nadal nic nie potrafiłem zrobić.
- Niall. Wdech i wydech. Postaraj się nad tym zapanować - znów szepnęła. - Zamknij oczy - rozkazała, a ja posłusznie wykonałem jej polecenie. - Teraz skup się na moim głosie i rób to, co ci karzę.
   Niepewnie skinąłem głową.
- Niall, wdech - zrobiłem to, o co mnie prosiła. - Dobrze, a teraz wydech - po raz kolejny to zrobiłem. - Świetnie. Wdech i wydech. Wdech i wydech.
   Mój oddech powoli się uspokajał. Nagle przypomniało mi się, jak się oddycha, chociaż Rosalie dalej musiała mi o mówić, co mam robić, bo bardzo szybko zaczynałem panikować.
   Wsłuchiwałem się w jej głos.
   Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że nadal jesteśmy zamknięci w windzie, ale miałem Rosalie i nie mogłem o tym zapomnieć.
   Po jakimś czasie zmusiłem się do otwarcia oczy, trafiając idealnie w błękitne tęczówki Ro. Wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo nasze usta były blisko siebie.



Hej! :)
To jak podoba Wam się rozdział?
Mogę Wam obiecać, że kolejne będą pojawiały się częściej, bo już na nic nie muszę się uczyć. 
Wprawdzie kolejny tydzień mam zabiegany, ale coś wymyślę :) 
Ostatecznie zadecydowałam, że idę do liceum na rozszerzoną matematykę, biologię  i angielski :) Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę ;p
No to do następnego.

niedziela, 7 czerwca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 32

Rosalie.
   Lot samolotem minął w miarę szybko. W końcu znaleźliśmy się w hotelu i mogłam położyć się na łóżku. Mieliśmy wynajęte 5 pokoi, z czego jeden z nich zajmowałam z Liam’em.
   Hotel, w którym zamierzaliśmy spędzić najbliższy tydzień był wspaniały. Lepiej nie mogłam sobie tego wyobrazić. Hol odznaczał się białą podłogą i ścianami. Po środku stała recepcja, gdzie najpierw się udaliśmy, aby odebrać klucze do naszych pokoi. Wszyscy byliśmy pod wrażeniem.
   Po kilku minutach znaleźliśmy się pod masywnymi drzwiami. Każdy z nas udał się do odpowiedniego pomieszczenia i mogliśmy zachwycać się pokojami, które wynajęliśmy.
   Pomieszczenie, który dostaliśmy z Liam’em było cudowne! Od razu weszliśmy do wielkiego pokoju, na środku którego stało dwuosobowe łóżko. Po obu jego stronach ustawione były małe szafeczki. Nad nim znajdowało się okno. Po prawej była garderoba. Po lewej wejście do łazienki i zaraz obok kuchnia. Z okna można było zobaczyć morze, gdzie lazurowe fale uderzały o piasek.
   Postanowiłam bardziej nie zagłębiać się, tylko od razu położyłam się na łóżko. Byłam wykończona. Chciałam jedynie odpocząć, ale chyba nie było mi to dane.
- Rosalie, wstawaj! - Krzyknął Liam ze śmiechem.
- Daj mi spać - jąknęłam cicho.
- Mamy całe południe przed sobą, a ty chcesz iść spać? - Oburzył się.
   Zaśmiałam się krótko i zmusiłam się do wstania. Nie mogłam się mu oprzeć. Postanowiłam jakoś przetrwać całe południe, a dopiero wieczorem od[płynąć do krainy snów.
  Zdziwiłam się, że Liam był tak bardzo energiczny. Cieszył się jak małe dziecko z tego, że byliśmy na wakacjach. Gdyby wiedziała, że to go tak bardzo uszczęśliwi, to już szybciej wzięłabym go na jakiś dłuższy odpoczynek z chłopakami. W końcu nam wszystkim się to należało.
- Co takiego chcesz robić? - Zapytałam.
- Nie wiem. Możemy wyjść na miasto, pooglądać okolicę. Cokolwiek. Nie chcę zmarnować dnia i siedzieć w pokoju - zauważył.
   Lekko skinęłam głową zgadzając się z nim.
   Postanowiłam wziąć jeszcze prysznic i dopiero, gdy się odświeżyłam, mogłam gdziekolwiek wyjść.
   Liam zaproponował, że moglibyśmy zobaczyć plażę. Oczywiście zgodziłam się, bo wiedziałam, że i tak by mi nie odpuścił. Czasem potrafił być bardzo uparty, ale nie narzekałam. Poszliśmy we dwoje, nie zabierając ze sobą chłopaków. Chcieliśmy te chwile spędzić razem.
   Wyszliśmy z hotelu i ruszyliśmy w kierunku, który znał tylko Liam. Postanowiłam mu zaufać, chodź miałam pewne obawy.
- Nie zgubimy się? - Zapytałam.
- Nie. Wiem, co robię. Plaża jest niedaleko hotelu. Wiem, gdzie mamy iść.
   Nic mu nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że ma rację. Niepotrzebnie panikowałam.
   Wkrótce doszliśmy na plażę. Wiele osób mijało nas, nawet nie przyglądając się naszym osobom. Byłam z tego powodu szczęśliwa.
   Wraz z Liam’em trzymaliśmy się za ręce i spokojnie szliśmy przed siebie. Wchodząc na piasek ściągnęliśmy buty i ruszyliśmy dalej. Nasze stopy zakopywały się w złocistym piasku. Gdy podeszliśmy bliżej brzegu, nasze nogi obmywały delikatnie fale morza. Czułam się, jakbym była w raju. Nie mogłam uwierzyć w to, że to właśnie ja - Rosalie Miles - idę obok Liam’a, mogąc go trzymać za rękę i rozkoszować się przepięknym dniem. A jeszcze przed chwilą nie chciałam się ruszać z pokoju hotelowego.
   Nie żałowałam, że tutaj przyszłam.
- Podoba ci się? - Zapytał nagle Liam.
   Odwróciłam się w jego stronę, tak, że staliśmy twarzą w twarz. Delikatnie podniosłam się na palcach, aby nasze oczy były na równiej wysokości. Patrzyłam w jego tęczówki, które wydawały się być bardzo radosne. Dawno nie widziałam, aby tak się z czegoś cieszył. Ostatnio był tak szczęśliwy, gdy… no właśnie. Kiedy on był ostatnio szczęśliwy? Przeżyliśmy ciężkie miesiące. Ale teraz wszystko powoli wychodziło na prostą. Było coraz lepiej.
- Jest pięknie - powiedziałam cicho, jakby to było jakąś tajemnicą.
- To ty jesteś piękna - odpowiedział w zamian.
   Przybliżył się do mnie i połączył nasze usta razem. Delikatnie przygryzł moją dolną wargę prosząc o większy dostęp. Otworzyłam usta pozwalając mu wykonać to, co zamierzał. Poczułam, jak delikatnie ściska moje biodra. Nie panując nad niczym ułożyłam swoje ręce na jego ramionach. Jeszcze bardziej wspięłam się na palce chcąc mocniej pogłębić pocałunek.
   Po chwili - a może i paru godzinach - oderwaliśmy się od siebie. Widziałam błysk w oku mojego chłopaka, którego tak dawno nie miałam okazji zobaczyć.
- Może wrócimy do naszego pokoju? - Zapytał cicho.
- Oczywiście - odpowiedziałam.
   Wzięłam go za rękę i pociągnęłam w stronę hotelu, sama już znając drogę do niego. Wiedziałam, co zdarzy się, jeżeli tylko przekroczymy prób naszego pokoju. Nie miałam nic przeciwko. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w naszej sypialni i spędzić najlepszą - przynajmniej tak mi się wydawało - noc w życiu.
   Tak długo na to oczekiwałam.

Niall.
   Wierciłem się na łóżku nie mogąc zasnąć. Nigdy nie lubiłem spać w hotelach. Kochałem swoje łóżko i zawsze miałem problemy z tym, aby przyzwyczaić się do nowego miejsca. Zawsze najlepiej było mi w moim ukochanym łóżku. To i tak cud, że przyzwyczaiłem się do tego, który był w moim i chłopaków nowym mieszkaniu. To jednak nie zmieniało faktu, że nadal nie lubiłem zmian. Wolałem mieć wszystko dokładnie określone. Lubiłem żyć w monotonii. Sam nie wiedziałem, dlaczego.
   A może i wiedziałem? Kochałem monotonię, bo jeszcze kiedyś wiedziałem, że każdego dnia mogę odwiedzić Rosalie. Dziennie spędzałem z nią przynajmniej minutę. Czasem była to zwykła rozmowa przez telefon, ale częściej sam przychodziłem do niej, albo odwrotnie i spędzaliśmy ze sobą całe godziny - najlepsze godziny mojego życia. Szkoda, że zaczęło się to psuć.
   Teraz, gdy już przeszliśmy przez te wszystkie problemy Rose miała Liam’a. Czułem się zapomniany. I to prawda, byłem zazdrosny. Każdego dnia marzyłem o tym, aby znaleźć się na miejscu Liam’a. Bolało mnie serce, gdy musiałem patrzeć, jak Ro całuje się z nim, jak go przytula, a nawet dotyka. Bolało mnie to, że jest ona szczęśliwa przy nim, tak, jak kiedyś była szczęśliwa przy mnie. Lecz teraz to wszystko minęło. Czułem, jak ją tracę. Powoli upadałem, jednak ona tego nie zauważała. Nie widziała, że działa mi się krzywda. Jeszcze kiedyś poznałaby mój wymuszony uśmiech. Teraz jednak nie zauważała już nic.
   Po raz kolejny przewróciłem się z jednej strony na drugą. Nie mogłem zmrużyć oka. Zaczynało mnie to denerwować.
   Podniosłem się na łóżku i wstałem kierując się w stronę balkonu. Wyszedłem na świeże powietrze. Spojrzałem w gwiazdy i wyobrażałem sobie, że jestem małym dzieckiem, a obok mnie zaraz znajduje się Rose.
   Nagle szklane drzwi na balkon  sąsiedniego pokoju się otworzyły. Wystraszyłem się troszeczkę, ale zaraz się rozluźniłem, gdy zobaczyłem z nich Rosalie.
- Niall? - Spytała szeptem zaskoczona.
- To ja - zaśmiałem się.
- Co ty tutaj robisz o tej porze? - Zapytała podchodzą najbliżej mnie, jak tylko pozwalała jej na to poręcz.
- To samo pytanie mógłbym zadać tobie - zaśmiałem się cicho.
- Nie mogłam spać - przyznała. - A ty?
- Tak samo.
- No tak. Zapomniałam, że masz problemy z przystosowaniem się do nowego miejsca - zauważyła.
- O wielu rzeczach zapomniałaś - dodałem bardzo cicho, tak, aby nie mogła tego usłyszeć.
- Słucham? - Zapytała.
- Nic, nic - zapewniłem ją.
   Być może powiedziałem to trochę zbyt głośno. Na szczęśnie nie zrozumiała tego.
   Nie odzywaliśmy się do siebie więcej. Kątem oka zauważyłem, że Rosalie odwróciła swój wzrok na gwiazdy. Uczyniłem to samo.
   Nie wiem, ile tak staliśmy i patrzyliśmy się tępo w niebo, ale to zdawało się trwać nieskończoność, a żadne z nas nie chciało odchodzić.
   Po chwili jeszcze bardziej odchyliłem głowę. Zobaczyłem wystający dach i nagle pewien pomysł wpadł mi do głowy.
- Rosalie, masz ochotę trochę się zabawić? - Zapytałem.
   Dziewczyna spojrzała na mnie z uśmiechem.
- No jasne - odpowiedziała.
   Przekazałem jej, że ma wyjść z pokoju. Gdy spotkaliśmy się na korytarzu chwyciłem ją za rękę i zacząłem prowadzić. Sam do końca nie wiedziałem, czego szukam.
- Gdzie idziemy? - Zapytała dziewczyna.
- Musimy znaleźć schody pożarowe, albo wyjście ewakuacyjne. Mam pewien pomysł - powiedziałem tajemniczo.
   Miałem nadzieję, że dobrze myślałem. Wydawało mi się, że jakoś wyjściem ewakuacyjnym albo schodami pożarowymi uda nam się wspiąć na dach.
   Zaczęliśmy się rozglądać po korytarzy, aż w kończy dostrzegłem neonowy napis: Wyjście ewakuacyjne. Podszedłem do drzwi, które niestety okazały się być zamknięte.
- Niall, a gdzie dokładnie chcesz się dostać? - Zapytała nagle Rose.
- Na dach.
- A nie możemy pojechać tam windą?
- Windą? - Zdziwiłem się.
- Tak. Słyszałam, że podobno na dachu jest taras i można dostać tam się windą. Miałam zamiar wybrać się tam po południu z Liam’em.
   Z Liam’em. Szkoda, że nie ze mną.
- No to pojedzmy windą - wymusiłem uśmiech.
   I tak wsiedliśmy do windy.
   Wcisnęliśmy przycisk z najwyższym piętrem.

Cześć!
No to przybywam z nowym rozdziałem.
Znowu się przyznam, że jest to jeden z moich ulubionych.
Przygotujcie się na kolejny, bo jest jeszcze lepszy.
No to do następnego ;p