poniedziałek, 6 lipca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 38

Rosalie.
   Moje życie toczyło się tak szybko. Czas nieubłagalnie mijał. Kto wie, czy nie mijały właśnie moje najlepsze lata życia? Jednak byłam szczęśliwa. Naprawdę kochałam swoje życie. Miałam Liam’a - swojego męża, przyjaciół, rodzinę. Wszystko układało się wyśmienicie. Każdy był szczęśliwy… może jednak nie każdy. Z Niell’em zaczęło dziać się coś niedobrego. Chodził markotny, prawie z nikim nie rozmawiał. Zaczynałam się poważnie o niego martwić.
   Nie tylko ja zauważałam zmiany w moim kuzynie. Chłopacy od jakiegoś czasu bacznie się mu przyglądali i próbowali wciągnąć go w rozmowę. Lecz blondyn nie zawsze odpowiadał, można by powiedzieć, że nie mówił wcale.
   Naprawdę przejmowałam się jego losem. Zastanawiałam się nawet czy ktoś w ostatnim czasie go nie skrzywdził. On był taki uczuciowy. Bałam się, że coś złego mogłoby się z nim stać.
   Tak było też tego ranka, gdy zeszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie, przy stole siedzieli już chłopaki. Jednak nie było z nimi Horan’a.
- Cześć - przywitałam się. - Gdzie jest Niall?
- Nie zszedł jeszcze. Przecież to nie pierwszy raz, gdy tak zrobił - zauważył Louis.
- Nie wiecie może, co mogło mu się stać? - Zapytałam. Miałam nadzieję, że chociaż oni wiedzą coś więcej.
- Nie wiem - odpowiedział za wszystkich Zayn. - Myśleliśmy, że ty będziesz wiedziała coś więcej.
- Niestety nie - odparłam. - Mało w ostatnim czasie ze mną rozmawia - zauważyłam.
- Z tobą trochę rozmawia, z nami już nie - westchnął Liam.
   Usiadłam z nimi przy stole i powoli zaczęłam jeść śniadanie. Wszystkie ich słowa dały mi bardzo wiele do myślenia.
- Myślicie, że to mogłoby być coś związanego ze mną? - Zapytałam.
- Kompletnie nie wiemy, co mogło się stać. Przecież jeszcze niedawno był najszczęśliwszą osobą na świecie, a teraz jest wrakiem. To straszne.
- Może z nim porozmawiam? Jak myślicie, pomoże to coś? - Zaproponowałam.
- Spróbuj. Może akurat się uda.
   Skonsumowałam śniadanie i niepewnie ruszyłam do pokoju mojego kuzyna. Nie byłam pewna, jak miałam zacząć rozmowę, o co go zapytać. Jego zachowanie wszystkim wydawało się dziwne.
   Delikatnie zapukałam w drzwi pokoju Niall’a i gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi postanowiłam wejść. Mój kuzyn leżał na łóżku i czytał jakąś książkę. Nie zwróciłam nawet uwagi na jej tytuł. Blondyn szybko podniósł wzrok znad kartek papieru i nasze oczy się spotkały. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś tak cierpiał, aby w oczach było tyle bólu.
- Cześć - uśmiechnęłam się delikatnie do Horan’a i przysiadłam na łóżku obok niego.
   Powoli odłożył książkę, tym samym zrywając nasz kontakt wzrokowy i delikatnie odwrócił się w moją stronę, unikając moich oczu.
- Coś się stało? - Zapytał.
- Myślę, że ty odpowiesz mi na to pytanie - powiedziałam. Zauważyłam, że blondyn spiął się.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - skłamał.
- Ty już dobrze wiesz, o czym mówię. Niall, nie oszukujmy się. Mów mi w tej chwili, co się dzieje. Wszyscy się o ciebie martwią. Zachowujesz się strasznie dziwnie.
- Zdaje się wam. Po prostu ostatnio jestem troszkę zamyślony. To naprawdę nic takiego. Po jakimś czasie przejdzie mi.
- Jesteś tego pewien? - Zapytałam.
- Oczywiście - odpowiedział i posłał mi delikatny uśmiech.
   Uwierzyłam mu, bo dlaczego miałby mnie kłamać? Byliśmy kuzynami. Myślałam, że mogliśmy powiedzieć sobie wszystko. Wtedy tak bardzo się myliłam.
   Posiedziałam jeszcze chwilę z moim kuzynem i postanowiłam wrócić do chłopaków. Jednak, gdy znalazłam się w kuchni wszyscy mieli posępne miny.
- Czy coś się stało? - Zapytałam.
   Liam spojrzał na mnie ze współczuciem i odezwał się cicho.
- Dzwonili ze szpitala.
   Od razu pobladłam. To musiało być coś strasznego. Zrozumiałam, dlaczego byli smutni. Musiałam usiąść, bo bałam się, że to, co za chwilę usłyszę mną wstrząśnie.
- Co się stało? - Zapytałam.
- Sam umiera.
   Te dwa słowa spowodowały, że poczułam się gorzej. Chwyciłam się mocno krzesła, jakbym bała się, że upadnę.
- Mamy cię tam zawieść? - Zapytał mnie Louis pocieszająco kładąc rękę na moim ramieniu.
   Zamiast odpowiedzieć, skinęłam głową.

Liam.
   Trzymałem Rosalie za rękę, gdy wchodziliśmy do sali. Dla Ro to było straszne przeżycie. Zauważyłam, że ona i Sam nawet się lubiły i być może były koleżankami. Rose nie zaczęto mówiła mi o jej znajomych, jednak Sam wydawała się być bardzo miła. Nie raz natknąłem się na nią w szpitalu, więc mogłem powiedzieć, że ją znam.
   Z pewnością wszystkim było ciężko. To przykre, że tak młoda osoba musiała umierać. Zostawi dziecko same na tym świecie. To było takie niesprawiedliwe. Chciałem temu jakoś zapobiec, ale nie potrafiłem.
   Rosalie puściła moją rękę i podeszła do łóżka. Sam delikatnie podniosła głowę i nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na nas.
- Cześć - odezwała się moja żona. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej - powiedziała Sam.
- Czy wiesz, ile jeszcze masz czasu? Da się to wyleczyć?
- Rosalie, ja umieram. Nie wiem, ile jeszcze mi zostało. Mało. Tydzień, może dwa. Lekarze nie dają mi dużo.
   Przy ostatnich słowach głos Sam się załamał. Rosalie również zaczęła płakać. To wszystko było takie okropne. Sam uroniłem kilka łez, ale szybko wytarłem je z policzków, aby nikt nie zauważył. W końcu byłem mężczyzną. Musiałem być silny.
   Podszedłem do mojej żony i objąłem ją delikatnie. Pozwoliłem, aby wypłakała się w moje ramiona. Czułem, że potrzebowała właśnie tego.
- Rosalie? - Usłyszałem nagle.
   Moja żona wyrwała się z moich objęć i szybko nachyliła się nad łóżkiem.
- Tak Sam? Chcesz mi coś powiedzieć? - Zapytała.
   W między czasie podałem jej chusteczkę, aby mogła wytrzeć swoje łzy. Podziękowała mi uśmiechem.
- Czy dotrzymasz obietnicy, którą mi dałaś?
   Spojrzałem na Sam i Rosalie. Nie wiedziałem, o jaką obietnicę im chodziło. Czy najważniejsza osoba w moim życiu miała przede mną jakieś tajemnice? Delikatnie chwyciłem jej rękę, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Chciałem, aby mi to wszystko wyjaśniła.
- Tak Sam. Przecież obiecałam ci, że po twojej śmierci zaopiekuję się Alice, i mam zamiar tego dotrzymać. Nie martw się. Postaram się, aby twoja córka miała się jak najlepiej ze mną.
   Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne. Przypomniałem sobie, że Rosalie coś mi kiedyś o tym wspominała, ale nie wiedziałem, że to było prawdziwe.
- Cieszę się z tego powodu. Tylko proszę, nie zawiedź mnie. Nie chcę, żeby się okazało, że mówisz mi to tylko dlatego, abym miała spokojną śmierć. Nie chcę, aby ktoś obcy zajmował się Alice. Zależy mi, abyś to była ty - gdy to mówiła, przeniosła swój wzrok na mnie. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie.
   Sam posłała mi delikatny uśmiech.
- Ty i Liam jesteście naprawdę do siebie stworzeni - zwróciła się ponownie do mojej żony, a jej uśmiech się powiększył. - Jeżeli zaopiekujecie się Alice, będzie ona miała wspaniały dom i rodzinę. Liam, proszę, zgódź się i wychowaj dobrze moją córkę.
   Podszedłem powolnym krokiem do łóżka Sam i ująłem jej rękę.
- Sam, nigdy nie mówiłem, że nie chcę wychowywać tej świetnej dziewczynki, jaką jest Alice. Nie wiem, dlaczego oceniasz mnie tak pochopnie. Jeżeli to uszczęśliwi Rosalie, to ja również się na to zgodzę - mówiąc to spojrzałem na Rose.
   Obie dziewczyny posłały mi szeroki uśmiech.
   Wcale nie okłamywałem Sam. Naprawdę chciałem to wszystko zrobić. Alice była kochana i tak samo, jak Sam, sądziłem, że ja i Ro będziemy dla niej świetnymi rodzicami. No bo jak mogło być inaczej? Może nie myśleliśmy z Rosalie jeszcze o dzieciach, ale oboje byliśmy na to gotowi. Nie ważne, czy to było nasze dziecko, czy Alice. Zamierzaliśmy je traktować z godnością i wychować na porządnego człowieka.
   I gdy tego dnia wyszliśmy ze szpitala, pojechaliśmy do urzędu, i zaczęliśmy załatwiać papiery, które pomogłyby nam w zostaniu dla Alice rodziną. Przebyliśmy daleką drogę, chodząc od budynku do budynku, ale udało nam się wszystko załatwić. Oczywiście były małe problemy, ale z wszystkim daliśmy dobie radę.
   Gdy już Sam umarła, mieliśmy możliwość zabrania Alice ze szpitala do naszego domu, gdzie została świetnie przyjęta. Chłopaki nie byli źli na nas i starali się traktować dziewczynkę dobrze, chodź widziałem, że nie potrafili przyzwyczaić się do tej sytuacji.
   Ważne było dla mnie to, że chłopaki naprawdę się starali. Dopiero po jakimś czasie ta Alice została oficjalną częścią naszej zwariowanej rodziny, a chłopaki zaczęli ją uwielbiać i rozpieszczać.
   To było wspaniałe. Ta dziewczyna zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Oczywiście czasem pytała o swoją mamę, ale wytłumaczyłem jej, że jest ona w niebie i ma się dobrze. Alice zrozumiała to i nawet cieszyła się, że jej mama ma się teraz lepiej.



Cześć :)
Rozdział nie jest sprawdzony. Nie chciało mi się.
Jak już zauważyłyście, akcja szybko się rozkręca :)
Mam nadzieję, że Wam się podoba.

2 komentarze:

  1. Cudowny <3 Szkoda mi Sam, ale coś czuję, że Alice pewnie dużo zmieni w życiu bohaterów. Z niecierpliwością czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń