Rosalie.
Moje życie toczyło
się tak szybko. Czas nieubłagalnie mijał. Kto wie, czy nie mijały właśnie moje
najlepsze lata życia? Jednak byłam szczęśliwa. Naprawdę kochałam swoje życie. Miałam
Liam’a - swojego męża, przyjaciół, rodzinę. Wszystko układało się wyśmienicie.
Każdy był szczęśliwy… może jednak nie każdy. Z Niell’em zaczęło dziać się coś
niedobrego. Chodził markotny, prawie z nikim nie rozmawiał. Zaczynałam się
poważnie o niego martwić.
Nie tylko ja
zauważałam zmiany w moim kuzynie. Chłopacy od jakiegoś czasu bacznie się mu
przyglądali i próbowali wciągnąć go w rozmowę. Lecz blondyn nie zawsze
odpowiadał, można by powiedzieć, że nie mówił wcale.
Naprawdę
przejmowałam się jego losem. Zastanawiałam się nawet czy ktoś w ostatnim czasie
go nie skrzywdził. On był taki uczuciowy. Bałam się, że coś złego mogłoby się z
nim stać.
Tak było też tego
ranka, gdy zeszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie, przy stole siedzieli już
chłopaki. Jednak nie było z nimi Horan’a.
- Cześć - przywitałam się. - Gdzie jest Niall?
- Nie zszedł jeszcze. Przecież to nie pierwszy raz, gdy tak
zrobił - zauważył Louis.
- Nie wiecie może, co mogło mu się stać? - Zapytałam. Miałam
nadzieję, że chociaż oni wiedzą coś więcej.
- Nie wiem - odpowiedział za wszystkich Zayn. - Myśleliśmy,
że ty będziesz wiedziała coś więcej.
- Niestety nie - odparłam. - Mało w ostatnim czasie ze mną
rozmawia - zauważyłam.
- Z tobą trochę rozmawia, z nami już nie - westchnął Liam.
Usiadłam z nimi
przy stole i powoli zaczęłam jeść śniadanie. Wszystkie ich słowa dały mi bardzo
wiele do myślenia.
- Myślicie, że to mogłoby być coś związanego ze mną? -
Zapytałam.
- Kompletnie nie wiemy, co mogło się stać. Przecież jeszcze
niedawno był najszczęśliwszą osobą na świecie, a teraz jest wrakiem. To
straszne.
- Może z nim porozmawiam? Jak myślicie, pomoże to coś? -
Zaproponowałam.
- Spróbuj. Może akurat się uda.
Skonsumowałam
śniadanie i niepewnie ruszyłam do pokoju mojego kuzyna. Nie byłam pewna, jak
miałam zacząć rozmowę, o co go zapytać. Jego zachowanie wszystkim wydawało się
dziwne.
Delikatnie
zapukałam w drzwi pokoju Niall’a i gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi
postanowiłam wejść. Mój kuzyn leżał na łóżku i czytał jakąś książkę. Nie
zwróciłam nawet uwagi na jej tytuł. Blondyn szybko podniósł wzrok znad kartek
papieru i nasze oczy się spotkały. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś tak
cierpiał, aby w oczach było tyle bólu.
- Cześć - uśmiechnęłam się delikatnie do Horan’a i
przysiadłam na łóżku obok niego.
Powoli odłożył
książkę, tym samym zrywając nasz kontakt wzrokowy i delikatnie odwrócił się w
moją stronę, unikając moich oczu.
- Coś się stało? - Zapytał.
- Myślę, że ty odpowiesz mi na to pytanie - powiedziałam.
Zauważyłam, że blondyn spiął się.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - skłamał.
- Ty już dobrze wiesz, o czym mówię. Niall, nie oszukujmy
się. Mów mi w tej chwili, co się dzieje. Wszyscy się o ciebie martwią.
Zachowujesz się strasznie dziwnie.
- Zdaje się wam. Po prostu ostatnio jestem troszkę
zamyślony. To naprawdę nic takiego. Po jakimś czasie przejdzie mi.
- Jesteś tego pewien? - Zapytałam.
- Oczywiście - odpowiedział i posłał mi delikatny uśmiech.
Uwierzyłam mu, bo
dlaczego miałby mnie kłamać? Byliśmy kuzynami. Myślałam, że mogliśmy powiedzieć
sobie wszystko. Wtedy tak bardzo się myliłam.
Posiedziałam jeszcze
chwilę z moim kuzynem i postanowiłam wrócić do chłopaków. Jednak, gdy znalazłam
się w kuchni wszyscy mieli posępne miny.
- Czy coś się stało? - Zapytałam.
Liam spojrzał na
mnie ze współczuciem i odezwał się cicho.
- Dzwonili ze szpitala.
Od razu pobladłam.
To musiało być coś strasznego. Zrozumiałam, dlaczego byli smutni. Musiałam
usiąść, bo bałam się, że to, co za chwilę usłyszę mną wstrząśnie.
- Co się stało? - Zapytałam.
- Sam umiera.
Te dwa słowa spowodowały,
że poczułam się gorzej. Chwyciłam się mocno krzesła, jakbym bała się, że
upadnę.
- Mamy cię tam zawieść? - Zapytał mnie Louis pocieszająco
kładąc rękę na moim ramieniu.
Zamiast
odpowiedzieć, skinęłam głową.
Liam.
Trzymałem Rosalie
za rękę, gdy wchodziliśmy do sali. Dla Ro to było straszne przeżycie.
Zauważyłam, że ona i Sam nawet się lubiły i być może były koleżankami. Rose nie
zaczęto mówiła mi o jej znajomych, jednak Sam wydawała się być bardzo miła. Nie
raz natknąłem się na nią w szpitalu, więc mogłem powiedzieć, że ją znam.
Z pewnością wszystkim było ciężko. To
przykre, że tak młoda osoba musiała umierać. Zostawi dziecko same na tym
świecie. To było takie niesprawiedliwe. Chciałem temu jakoś zapobiec, ale nie
potrafiłem.
Rosalie puściła
moją rękę i podeszła do łóżka. Sam delikatnie podniosła głowę i nieprzytomnym
wzrokiem spojrzała na nas.
- Cześć - odezwała się moja żona. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej - powiedziała Sam.
- Czy wiesz, ile jeszcze masz czasu? Da się to wyleczyć?
- Rosalie, ja umieram. Nie wiem, ile jeszcze mi zostało.
Mało. Tydzień, może dwa. Lekarze nie dają mi dużo.
Przy ostatnich
słowach głos Sam się załamał. Rosalie również zaczęła płakać. To wszystko było
takie okropne. Sam uroniłem kilka łez, ale szybko wytarłem je z policzków, aby
nikt nie zauważył. W końcu byłem mężczyzną. Musiałem być silny.
Podszedłem do mojej
żony i objąłem ją delikatnie. Pozwoliłem, aby wypłakała się w moje ramiona.
Czułem, że potrzebowała właśnie tego.
- Rosalie? - Usłyszałem nagle.
Moja żona wyrwała
się z moich objęć i szybko nachyliła się nad łóżkiem.
- Tak Sam? Chcesz mi coś powiedzieć? - Zapytała.
W między czasie
podałem jej chusteczkę, aby mogła wytrzeć swoje łzy. Podziękowała mi uśmiechem.
- Czy dotrzymasz obietnicy, którą mi dałaś?
Spojrzałem na Sam i
Rosalie. Nie wiedziałem, o jaką obietnicę im chodziło. Czy najważniejsza osoba
w moim życiu miała przede mną jakieś tajemnice? Delikatnie chwyciłem jej rękę,
chcąc zwrócić na siebie uwagę. Chciałem, aby mi to wszystko wyjaśniła.
- Tak Sam. Przecież obiecałam ci, że po twojej śmierci
zaopiekuję się Alice, i mam zamiar tego dotrzymać. Nie martw się. Postaram się,
aby twoja córka miała się jak najlepiej ze mną.
Wtedy wszystko
stało się dla mnie jasne. Przypomniałem sobie, że Rosalie coś mi kiedyś o tym
wspominała, ale nie wiedziałem, że to było prawdziwe.
- Cieszę się z tego powodu. Tylko proszę, nie zawiedź mnie.
Nie chcę, żeby się okazało, że mówisz mi to tylko dlatego, abym miała spokojną
śmierć. Nie chcę, aby ktoś obcy zajmował się Alice. Zależy mi, abyś to była ty
- gdy to mówiła, przeniosła swój wzrok na mnie. Przez chwilę patrzyliśmy na
siebie.
Sam posłała mi
delikatny uśmiech.
- Ty i Liam jesteście naprawdę do siebie stworzeni -
zwróciła się ponownie do mojej żony, a jej uśmiech się powiększył. - Jeżeli
zaopiekujecie się Alice, będzie ona miała wspaniały dom i rodzinę. Liam,
proszę, zgódź się i wychowaj dobrze moją córkę.
Podszedłem powolnym
krokiem do łóżka Sam i ująłem jej rękę.
- Sam, nigdy nie mówiłem, że nie chcę wychowywać tej
świetnej dziewczynki, jaką jest Alice. Nie wiem, dlaczego oceniasz mnie tak
pochopnie. Jeżeli to uszczęśliwi Rosalie, to ja również się na to zgodzę -
mówiąc to spojrzałem na Rose.
Obie dziewczyny
posłały mi szeroki uśmiech.
Wcale nie
okłamywałem Sam. Naprawdę chciałem to wszystko zrobić. Alice była kochana i tak
samo, jak Sam, sądziłem, że ja i Ro będziemy dla niej świetnymi rodzicami. No
bo jak mogło być inaczej? Może nie myśleliśmy z Rosalie jeszcze o dzieciach,
ale oboje byliśmy na to gotowi. Nie ważne, czy to było nasze dziecko, czy
Alice. Zamierzaliśmy je traktować z godnością i wychować na porządnego
człowieka.
I gdy tego dnia
wyszliśmy ze szpitala, pojechaliśmy do urzędu, i zaczęliśmy załatwiać papiery,
które pomogłyby nam w zostaniu dla Alice rodziną. Przebyliśmy daleką drogę,
chodząc od budynku do budynku, ale udało nam się wszystko załatwić. Oczywiście
były małe problemy, ale z wszystkim daliśmy dobie radę.
Gdy już Sam umarła,
mieliśmy możliwość zabrania Alice ze szpitala do naszego domu, gdzie została
świetnie przyjęta. Chłopaki nie byli źli na nas i starali się traktować
dziewczynkę dobrze, chodź widziałem, że nie potrafili przyzwyczaić się do tej
sytuacji.
Ważne było dla mnie
to, że chłopaki naprawdę się starali. Dopiero po jakimś czasie ta Alice została
oficjalną częścią naszej zwariowanej rodziny, a chłopaki zaczęli ją uwielbiać i
rozpieszczać.
To było wspaniałe.
Ta dziewczyna zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Oczywiście czasem pytała o
swoją mamę, ale wytłumaczyłem jej, że jest ona w niebie i ma się dobrze. Alice
zrozumiała to i nawet cieszyła się, że jej mama ma się teraz lepiej.
Cudowny <3 Szkoda mi Sam, ale coś czuję, że Alice pewnie dużo zmieni w życiu bohaterów. Z niecierpliwością czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń