niedziela, 19 lipca 2015

All You Need Is Love - EPILOG

   Gałęzie drzew falowały pod wpływem delikatnego wiatru. Na niebie zaczęło pojawiać się coraz więcej chmur. Zanosiło się na deszcz, ale nie powstrzymało to dwójki ludzi, którzy spacerowali po cmentarzu. Blondyn delikatnie obejmował ramieniem brunetkę, która była wyraźnie od niego młodsza. Chłopak mógł mieć 30 lat, gdy dziewczyna obok niego miała 16.
   Po krótkim spacerze oboje zatrzymali się przy marmurowym grobie i usiedli na ławeczce naprzeciw niego. Przez chwilę oboje patrzyli się przed siebie, jakby chcieli przypomnieć sobie wspólnie spędzone czasy ze zmarłymi przyjaciółmi.
   Blondyn spojrzał na nagrobek przed sobą, nadal nie mogąc uwierzyć w to, jak to wszystko się potoczyło. Myślał o tym, jaki świat jest niesprawiedliwy odbierając dwójkę młodych ludzi, którzy się kochali. Przecież oni nigdy nie zawinili, byli aniołami chodzącymi po ziemi. Jak można było ich tak szybko odebrać? Dlaczego musieli to być akurat oni?
   Brunetka patrzyła się na pobliskie drzewa próbując ponownie wyobrazić sobie w myślach dwójkę przyjaciół, która już nie żyła. Było to tak dawno temu, że ich postacie powoli zamazywały jej się w pamięci. Bała się, że kiedyś zapomni, jak naprawdę wyglądali.
- Powoli ich zapominam Niall - szepnęła dziewczynka.
   Blondyn przez długi czas nie odzywał się, jakby analizował to, co powiedziała mu jego przyjaciółka.
- Ja też Alice - przyznał. - Ale nie jest ważne to, abyśmy zapamiętali jak wyglądali, ale to, abyśmy mieli we wspomnieniach czyny, które zrobili. Czy o nich też zapomniałeś?
- Nie. Nigdy nie zapomnę - powiedziała brunetka. - Niall? Proszę, przypomnij mi, jak oni umarli. Wiem, że opowiadałeś mi tę historię wiele razy, ale lubię jej słuchać. Wtedy przez chwilę mogę sobie przypomnieć, jacy naprawdę byli.
   Blondyn zamknął na chwilę oczy i od razu wydarzenia z tamtych dni powróciły. Mimo że minęło tyle lat, on nadal nie mógł ich zapomnieć.
- Jak pamiętasz parę lat temu mieszkałem z Liam’em, Rosalie i z tobą. Pewnego dnia Rose jechała rano do sklepu i już nigdy nie wróciła. Miała wypadek samochodowy i umarła zaraz po przewiezieniu do szpitala. Liam wybiegł wtedy z domu. Bałem się, że może sobie coś zrobić. Oni tak bardzo się kochali. Wiem jak boli odejście tak bliskiej osoby.
   Alice słuchała wszystkiego z zaciekawieniem. Próbowała wyobrazić sobie, jak mogło to wyglądać.
- Co się stało wtedy z Liam’em? - Zapytała.
- Powrócił parę godzin później do domu załamany, ale nadal żył. Byłem tak bardzo szczęśliwy, gdy go zobaczyłem.  Od razu zadzwoniłem na policję, żeby odwołać jego poszukiwania - zaśmiał się cicho blondyn.
   Jeszcze niedawno te wydarzenia wywoływały u niego płacz. Teraz wspominał je ze śmiechem.
- Zadzwoniłeś na policję, aby szukali Liam'a?! - Niedowierzała Alice.
- Tak. Zrobiłem to. Nawet nie wiesz jak się wystraszyłem, gdy on zniknął. Bałem się, że coś sobie zrobi.
- Co się później wydarzyło?
- Do pogrzebu Rose razem z Liam’em nie wiedzieliśmy jak znów mamy żyć. Po pogrzebie coś się z Liam’em stało i opamiętał się. Wrócił do normalnego życia i jeszcze staranniej opiekował się tobą. Ja nie potrafiłem zapomnieć. Nie raz kłóciliśmy się o to. Wytykałem mu, że zapomniał o swojej żonie, że nie tęsknił. Było to niesprawiedliwe, ale w tamtym czasie jego zachowanie wydawało mi się absurdalne, ponieważ ja cięgle płakałem. On był taki silny, wiesz? W tamtym czasie jego choroba zaczęła postępować. Widziałem, jak z dnia na dzień coraz bardziej się męczył, ale nie potrafiłem mu pomóc. 3 miesiące później on… - blondyn rozpłakał się w tamtym momencie. To było dla niego zbyt bolesne. - Czuję się, jakbym go zawiódł. Mogłem zauważyć coś szybciej. Jakoś mu pomóc.
- Niall, nie zawiodłeś Liam’a. To bardzo szlachetne, jak po ich śmierci zająłeś się mną. Nie wiem, czy ja bym tak potrafiła.
- Dlaczego strata musi tak bardzo boleć? - Zapytał Horan przytulając się do Alice, która próbowała go pocieszyć.
- To znaczy, że bardzo kochałeś te osoby. Nie wiem dlaczego, ale zawsze mi się wydawało, że to za Rose bardziej tęsknisz. Co was łączyło?
- Nie łączyło nas nic, ale to prawda. Tęsknie bardziej za Rose niż za Liam’em. Kochałem ją, wiesz?
- To oczywiste, że ją kochałeś - zauważyła Alice.
- Tylko, że ja nie kochałem jej jak kuzynki - wystarczyło, że Niall powiedział tyle, a dziewczyna już się przekonała, o co chodziło.
- Czy ty…?
- Tak. Pożądałem ją w sposób, w który nie mogłem - stwierdził z wyrzutem Horan.
   Wtedy po raz pierwszy wypowiedział te słowa. On naprawdę kochał Rosalie.
- Ale przecież byliście kuzynami! - Zauważyła Alice.
- Wiem, dlatego nie mogłem jej kochać. Nawet nie wiesz jak to bolało, gdy codziennie patrzyłem na to, jak jest szczęśliwa z Liam’em. Zawsze chciałem być na jego miejscu. Zazdrościłem mu tego.
- Musiało być ci ciężko.
- I było - westchnął blondyn.
   Na chwilę nastała między nimi cisza.
- Wracajmy już do domu - poprosiła Alice.
- Dobrze.
   Wtedy oboje i chłopak i dziewczyna spojrzeli po raz ostatni na grób przed sobą i wstali z ławki. Deszcz powoli zaczął padać, a oni ruszyli bramą do wyjścia. Niall obrócił się po raz ostatni i spojrzał na napis grobu: Liam i Rosalie Payne.


Cześć :)
A więc to już koniec :)
Nie tylko zakończyłam tę historię, ale również nie zamierzam nic dalej publikować, przynajmniej na jakiś czas. Muszę od tego odpocząć. Liczę również na to, że się podszkolę i poprawię swój styl pisania. Na samym końcu muszę przyznać, że nie jestem zadowolona z tej opowieści, tak, jakbym chciała. Przy pisaniu tej historii moja wena gdzieś zniknęła i naprawdę miałam problemy. 
Teraz jestem na etapie pisania trylogii o Larrym i widzę duże różnice w moim stylu pisania. 
Możliwe, że jeszcze kiedyś powrócę, ale raczej już nie z czymś takim :) Jeżeli już naprawdę zdecyduję się wrócić, to najszybciej będzie to pod koniec wakacji, ale wątpię ;p
Jeszcze się zobaczy co czas pokaże :D
No to na tę chwilę mówię Wam: Żegnajcie.

poniedziałek, 13 lipca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 39

Rosalie.
   Czas pędził naprawdę szybko. Chłopcy byli już po kolejnej trasie koncertowej. Wszyscy żyli szczęśliwie. Powoli przemijały lata. Najlepszy okres naszego życia powoli się kończył. Moi przyjaciele coraz bardziej się rozwijali. Znaleźli sobie partnerki, zakładali rodziny, wyprowadzili się. W naszym starym domu zostałam tylko ja, Liam, Alice i Niall. Mogłoby się wydawać, że blondyn bardzo nam przeszkadzał, ale było wręcz przeciwnie. Pomagał jak tylko mógł (szczególnie w opiece nad Alice, która wymagała jeszcze dodatkowej uwagi ze względu na chorobę). Horan jako jedyny z One Direction nie ustatkował się. Naprawdę mnie to martwiło, mimo że Niall twierdził, że nie chciał mieć nikogo. Lepiej mu było samemu. Nie kwestionowałam tego. To był jego wybór. Nie mogłam mu rozkazywać. Jeżeli tak chciał żyć, to musiałam się z tym pogodzić. Czasem może się nim przejmowałam, bo miał dni, gdy co chwilę wybuchał płaczem bez powodu. Chciałam go wtedy pocieszyć, jednak on odrzucał mnie. Nie chciał, abym widziała jak płacze. Na następny dzień znów był tym wesołym blondynkiem, co dawniej. Nie potrafiłam go zrozumieć, a on nie chciał mi nic wyjaśnić. Przestał mi się zwierzać.
   Harry, Louis i Zayn prowadzili swoje własne życie ze swoimi partnerkami. Byli bardzo szczęśliwi i często nas odwiedzali. Coraz poważniej myśleli nad założeniem rodziny. Tomlinson miał już nawet narzeczoną, z którą spodziewał się dziecka. To było wspaniałe. I mogłoby się wydawać, że wszystko było w porządku. Jednak nie taka była prawda….
   Mianowicie z Liam’em działo się coś niedobrego. Niby był uśmiechnięty i energiczny jak dawniej, ale w jego oczach widziałam ból. Często pytałam się go, o co chodzi, ale szybko zaprzeczał i upewniał mnie, że nic się nie dzieje. Po prostu mnie kłamał, a ja tego nie zauważałam.
   Nie zamartwiałam się tym aż tak bardzo. Wydawało mi się, że to było tylko przejściowe. Nie przypuszczałam, że mogłoby być to coś poważnego. Może nie byłam dobrą żoną, skoro nie zauważyłam tego, że on z dnia na dzień coraz bardziej cierpiał.  Byłam zła na siebie, że wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Może wtedy byłby jeszcze czas, aby jakoś uratować życie mojego męża.

   Chciałam zrobić dla wszystkich śniadanie. Nawet rano szybciej wstałam z tego powodu. Powolnym krokiem, jeszcze trochę zaspana zeszłam do kuchni. Gdy zerknęłam do lodówki, to przekonałam się, że była ona pusta. Niall znów musiał być głodny w nocy i wszystko zjadł. To było takie normalne. Mogłam się tego spodziewać i zacząć po prostu robić większe zakupy. Może wtedy wystarczyłoby jedzenia na dłużej niż dwa dni.
   Zamknęłam lodówkę i zakradając się cicho do pokoju mojego i Liam’a, przebrałam się, uważając, aby nikogo nie zbudzić.
   Wzięłam kluczyki z samochodu i wyszłam z domu. Postanowiłam jechać do najbliższego sklepu, aby zrobić szybkie zakupy.
   Odpaliłam silnik i ruszyłam. Było dość wcześnie rano, ale mimo tego drogi i tak były zakorkowane. Wszyscy zapewne śpieszyli się do pracy. Żałowałam nawet, że nie pojechałam metrem. Byłabym zdecydowanie szybciej w sklepie i może byłaby jeszcze jakakolwiek szansa, aby zrobić śniadanie na czas.
   Dopiero po 30 minutach udało mi się dotrzeć do najbliższego sklepu. Starałam się jak najszybciej zrobić zakupy, aby dotrzeć do domu jeszcze zanim wszyscy się obudzą. Mimo to, była już dość późna godzina, gdy ponownie wsiadałam do samochodu. Na zrobienie śniadania na czas nie miałam, co liczyć.
   Gdy już zasiadłam na miejscu kierowcy, odpaliłam samochód. Tym razem kierowałam się już do domu. Ulice nie były aż tak bardzo zatłoczone jak wcześniej, więc mogłam się trochę odprężyć i zrelaksować. Słońce powoli wschodziło i zaczynało świecić prosto w moje oczy. Cieszyłam się z kolejnego słonecznego dnia w Londynie. To naprawdę nie zdarzało się często i trzeba było się cieszyć z każdego promyka słońca.
   Pogłośniłam muzykę w radiu i pozwoliłam sobie pośpiewać, tym bardziej, że trafiłam na moją ulubioną piosenkę. Tak spodobała mi się perspektywa rozluźnienia i zaśpiewania, że przestałam skupiać się na drodze, co było moim największy błąd w życiu, ponieważ nie zauważyłam samochodu, który wyjechał naprzeciw mnie w celu wyprzedzenia innego auta. Kierowca najwyraźniej mnie nie zauważył, tak samo jak ja jego. Oboje nie byliśmy skupieni na drodze.
   Dopiero w ostatniej chwili przekonałam się, w jakiej sytuacji się znajduję, ale wtedy było już za późno. Zderzyłam się w samochodem z ogromną siłą. A później była już tylko ciemność.

Liam.
   Słońce zaczęło świecić mi w oczy, zaraz po moim przebudzeniu. Wyjrzałem za okno i uświadomiłem sobie, że była świetna pogoda.
   Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, że będę mógł z Rosalie i Alice pojechać na basen. Wiem, że dziewczynka już dawno chciała to zrobić, a dzisiaj być świetny dzień na to. Może zabralibyśmy ze sobą Niall’a, który w końcu znalazłby sobie jakąś dziewczynę. To nie tak, że blondyn mi przeszkadzał. Mógł nadal mieszkać z nami, tylko, że zauważyłem coś dziwnego w jego zachowaniu. Mogłoby się wydawać, że jemu podobała się moja żona. To jak na nią patrzył… przerażało mnie. Wiem, że mógł ją kochać, w końcu byli rodziną, ale nie w taki sposób. Odbierałem go za konkurencję. Byłem zazdrosny, gdy widziałem Niall’a z Ro. Już dawno zdążyłem zauważyć, że Horan pochłaniał bardzo wiele uwagi Rosalie. Może nie powinienem się martwić. Wiedziałem, że moja żona traktuje swojego kuzyna jak rodzinę, a nie jak chłopaka, w którym mogłaby się zakochać. Bałem się jedynie, że kiedyś Niall mi ją odbierze, że znudzę się Rose i wtedy ona pobiegnie do swojego kochanego kuzyneczka. Może trochę zbyt surowo oceniałem swoją żonę, ale zawsze wydawało mi się, że to Niall był dla niej ważniejszy. Nie wiem dlaczego, ale Rose wydawało się, że musiała chronić swojego kuzyna. Gdy on był smutny, ona również się smuciła. Byli ze sobą bardzo blisko i nawet nie wiem, czy byli tego świadomi.
   Postanowiłem nie zawracać już sobie głowy tymi strasznymi myślami. Wstałem z łóżka. Dopiero teraz zauważyłem, że Rose nie ma w naszej sypialni. Prawdopodobnie zaczęła już robić śniadanie.
   Odświeżyłem się w łazience i szybko zarzuciłem na siebie ubranie. Po drodze do kuchni zajrzałem jeszcze do pokoju Alice, która nadal spała. Nie chciałem jej jeszcze budzić. Było dość wcześnie rano, więc cicho zszedłem po schodach, aby pozwolić Niall’owi i Alice nadal spać.
   Wchodząc do kuchni zastałem pustkę. Musiałem się mylić co do śniadania, ponieważ Rose nie zaczęła go robić. Wydawało mi się to dziwne, że nie ma jej w domu. Zajrzałem do lodówki chcąc wziąć sobie coś do zjedzenia, ale niestety świeciła ona pustkami. Moja żona najwyraźniej musiała jechać na zakupy.
   Postanowiłem na nią zaczekać, więc wziąłem najbliższą gazetę do ręki i zacząłem ją czytać. Po chwili usłyszałem kroki, a w progu kuchni pojawił się Niall.
- Dzień dobry - przywitał się pocierając oczy. Był jeszcze zaspany, więc musiał chwilę temu wstać.
- Cześć - odparłem wracając do czytania gazety.
- Masz ochotę na kawę? - Zapytał blondyn.
   Skinąłem jedynie głową.
   Niall musiał tego nie zauważyć, bo przeszedł obok mnie, nawet nie zwracając uwagi na moją osobę. Już po chwili nalewał wody do czajnika i wyciągnął tylko jeden kubek.
- Możesz mi zrobić kawy - westchnąłem nawet nie podnosząc swojego wzroku znad gazety.
   Od jakiegoś czasu tak wyglądały relacje moje i Niall’a. Odzywaliśmy się do siebie tylko wtedy, gdy musieliśmy. Jeszcze gdy była Rosalie, to ta niezręczność gdzieś znikała, ale gdy zostawaliśmy sami to wszystko wydawało się takie obce między nami. Jakbyśmy się nie znali.
- Alice jeszcze śpi? - Zapytał mój przyjaciel.
   W momencie, w którym skinąłem głową rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć - powiedział blondyn.
   Gdy woda się zagotowała zalałem moją kawę i herbatę Niall’a. Akurat, gdy skończyłem to zrobić, do kuchni wszedł zapłakany chłopak.
- Coś się stało? - Zapytałem.
- Rose… ona… nie żyję - powiedział szlochając.
   Miałem ochotę się zaśmiać z jego żartu. Dopiero po chwili doszedłem do wniosku, że nie mógł kłamać… nie tak dobrze.
- Nie żyje? - Zapytałem dla upewnienia. 
   Zdążyłem jedynie zauważyć jak Niall delikatnie kiwa głową i upada na ziemię szlochając. W przypływie emocji wybiegłem z domu, zauważając odjeżdżający radiowóz policji. Ruszyłem przed siebie. Nie płakałem. Byłem jedynie wściekły. Chciałem być przez chwilę sam. Odizolować się od wszystkiego. Przemyśleć tą całą sytuację.
   Zatrzymałem się dopiero przy lesie. Zacząłem powoli iść między drzewami. Doskonale wiedziałem gdzie jestem.  Po chwili doszedłem nad urwisko i usiadłem przy krawędzi. Dopiero wtedy pozwoliłem sobie na wylanie łez.
   Zaczęło do mnie dochodzić to, co właśnie się stało. Moja Rosalie. Ona nie żyła. Opuściła mnie. Zawsze wydawało mi się, że to ja będę tym pierwszym, który opuści ten świat, a tymczasem to ona…  ona odeszła szybciej.
    Popatrzyłem w przepaść. Chciałem skoczyć. Naprawdę chciałem to zrobić. Nie potrafiłem żyć bez Rose. Ona była dla mnie wszystkim. Byłem przyzwyczajony do tego, że była przy moim boku. Teraz miałoby jej nie być? Nie wierzyłem w to.
- Rosalie, dlaczego mi to zrobiłaś? - Zacząłem szlochać.
   Schowałem swoją twarz w dłoniach. Zorientowałem się, że jestem coraz bliżej przepaści. Już miałem całkowicie się zsunąć, gdy coś mnie powstrzymało. Jedna myśl. Alice. Nie mogłem zostawić tej dziewczynki samej.
   Wstałem na równe nogi i odsunąłem się od przepaści. Nie potrafiłem skoczyć. Mimo wszystko chciałem nadal żyć… dla tej małej dziewczynki. Obiecałem Rose, że będę się nią zajmować. Musiałem dotrzymać obietnicy.
- Kocham cię - szepnąłem w pustkę.
   Mimo wszystko wiedziałem, że Ro to słyszy.
   Ostatni raz spojrzałem w przepaść i odszedłem. Już nie uroniłem więcej łez.


Cześć :)
Co tam u Was?
Więc przybyłam do Was z nowym rozdziałem. Szczerze przyznam, że nie jestem z niego zadowolona. Mógł być lepszy
Muszę Was zasmucić, ale jest to już ostatni rozdział. Pozostał nam jeszcze tylko epilog, który pojawi się w tym tygodniu.

poniedziałek, 6 lipca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 38

Rosalie.
   Moje życie toczyło się tak szybko. Czas nieubłagalnie mijał. Kto wie, czy nie mijały właśnie moje najlepsze lata życia? Jednak byłam szczęśliwa. Naprawdę kochałam swoje życie. Miałam Liam’a - swojego męża, przyjaciół, rodzinę. Wszystko układało się wyśmienicie. Każdy był szczęśliwy… może jednak nie każdy. Z Niell’em zaczęło dziać się coś niedobrego. Chodził markotny, prawie z nikim nie rozmawiał. Zaczynałam się poważnie o niego martwić.
   Nie tylko ja zauważałam zmiany w moim kuzynie. Chłopacy od jakiegoś czasu bacznie się mu przyglądali i próbowali wciągnąć go w rozmowę. Lecz blondyn nie zawsze odpowiadał, można by powiedzieć, że nie mówił wcale.
   Naprawdę przejmowałam się jego losem. Zastanawiałam się nawet czy ktoś w ostatnim czasie go nie skrzywdził. On był taki uczuciowy. Bałam się, że coś złego mogłoby się z nim stać.
   Tak było też tego ranka, gdy zeszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie, przy stole siedzieli już chłopaki. Jednak nie było z nimi Horan’a.
- Cześć - przywitałam się. - Gdzie jest Niall?
- Nie zszedł jeszcze. Przecież to nie pierwszy raz, gdy tak zrobił - zauważył Louis.
- Nie wiecie może, co mogło mu się stać? - Zapytałam. Miałam nadzieję, że chociaż oni wiedzą coś więcej.
- Nie wiem - odpowiedział za wszystkich Zayn. - Myśleliśmy, że ty będziesz wiedziała coś więcej.
- Niestety nie - odparłam. - Mało w ostatnim czasie ze mną rozmawia - zauważyłam.
- Z tobą trochę rozmawia, z nami już nie - westchnął Liam.
   Usiadłam z nimi przy stole i powoli zaczęłam jeść śniadanie. Wszystkie ich słowa dały mi bardzo wiele do myślenia.
- Myślicie, że to mogłoby być coś związanego ze mną? - Zapytałam.
- Kompletnie nie wiemy, co mogło się stać. Przecież jeszcze niedawno był najszczęśliwszą osobą na świecie, a teraz jest wrakiem. To straszne.
- Może z nim porozmawiam? Jak myślicie, pomoże to coś? - Zaproponowałam.
- Spróbuj. Może akurat się uda.
   Skonsumowałam śniadanie i niepewnie ruszyłam do pokoju mojego kuzyna. Nie byłam pewna, jak miałam zacząć rozmowę, o co go zapytać. Jego zachowanie wszystkim wydawało się dziwne.
   Delikatnie zapukałam w drzwi pokoju Niall’a i gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi postanowiłam wejść. Mój kuzyn leżał na łóżku i czytał jakąś książkę. Nie zwróciłam nawet uwagi na jej tytuł. Blondyn szybko podniósł wzrok znad kartek papieru i nasze oczy się spotkały. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś tak cierpiał, aby w oczach było tyle bólu.
- Cześć - uśmiechnęłam się delikatnie do Horan’a i przysiadłam na łóżku obok niego.
   Powoli odłożył książkę, tym samym zrywając nasz kontakt wzrokowy i delikatnie odwrócił się w moją stronę, unikając moich oczu.
- Coś się stało? - Zapytał.
- Myślę, że ty odpowiesz mi na to pytanie - powiedziałam. Zauważyłam, że blondyn spiął się.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - skłamał.
- Ty już dobrze wiesz, o czym mówię. Niall, nie oszukujmy się. Mów mi w tej chwili, co się dzieje. Wszyscy się o ciebie martwią. Zachowujesz się strasznie dziwnie.
- Zdaje się wam. Po prostu ostatnio jestem troszkę zamyślony. To naprawdę nic takiego. Po jakimś czasie przejdzie mi.
- Jesteś tego pewien? - Zapytałam.
- Oczywiście - odpowiedział i posłał mi delikatny uśmiech.
   Uwierzyłam mu, bo dlaczego miałby mnie kłamać? Byliśmy kuzynami. Myślałam, że mogliśmy powiedzieć sobie wszystko. Wtedy tak bardzo się myliłam.
   Posiedziałam jeszcze chwilę z moim kuzynem i postanowiłam wrócić do chłopaków. Jednak, gdy znalazłam się w kuchni wszyscy mieli posępne miny.
- Czy coś się stało? - Zapytałam.
   Liam spojrzał na mnie ze współczuciem i odezwał się cicho.
- Dzwonili ze szpitala.
   Od razu pobladłam. To musiało być coś strasznego. Zrozumiałam, dlaczego byli smutni. Musiałam usiąść, bo bałam się, że to, co za chwilę usłyszę mną wstrząśnie.
- Co się stało? - Zapytałam.
- Sam umiera.
   Te dwa słowa spowodowały, że poczułam się gorzej. Chwyciłam się mocno krzesła, jakbym bała się, że upadnę.
- Mamy cię tam zawieść? - Zapytał mnie Louis pocieszająco kładąc rękę na moim ramieniu.
   Zamiast odpowiedzieć, skinęłam głową.

Liam.
   Trzymałem Rosalie za rękę, gdy wchodziliśmy do sali. Dla Ro to było straszne przeżycie. Zauważyłam, że ona i Sam nawet się lubiły i być może były koleżankami. Rose nie zaczęto mówiła mi o jej znajomych, jednak Sam wydawała się być bardzo miła. Nie raz natknąłem się na nią w szpitalu, więc mogłem powiedzieć, że ją znam.
   Z pewnością wszystkim było ciężko. To przykre, że tak młoda osoba musiała umierać. Zostawi dziecko same na tym świecie. To było takie niesprawiedliwe. Chciałem temu jakoś zapobiec, ale nie potrafiłem.
   Rosalie puściła moją rękę i podeszła do łóżka. Sam delikatnie podniosła głowę i nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na nas.
- Cześć - odezwała się moja żona. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej - powiedziała Sam.
- Czy wiesz, ile jeszcze masz czasu? Da się to wyleczyć?
- Rosalie, ja umieram. Nie wiem, ile jeszcze mi zostało. Mało. Tydzień, może dwa. Lekarze nie dają mi dużo.
   Przy ostatnich słowach głos Sam się załamał. Rosalie również zaczęła płakać. To wszystko było takie okropne. Sam uroniłem kilka łez, ale szybko wytarłem je z policzków, aby nikt nie zauważył. W końcu byłem mężczyzną. Musiałem być silny.
   Podszedłem do mojej żony i objąłem ją delikatnie. Pozwoliłem, aby wypłakała się w moje ramiona. Czułem, że potrzebowała właśnie tego.
- Rosalie? - Usłyszałem nagle.
   Moja żona wyrwała się z moich objęć i szybko nachyliła się nad łóżkiem.
- Tak Sam? Chcesz mi coś powiedzieć? - Zapytała.
   W między czasie podałem jej chusteczkę, aby mogła wytrzeć swoje łzy. Podziękowała mi uśmiechem.
- Czy dotrzymasz obietnicy, którą mi dałaś?
   Spojrzałem na Sam i Rosalie. Nie wiedziałem, o jaką obietnicę im chodziło. Czy najważniejsza osoba w moim życiu miała przede mną jakieś tajemnice? Delikatnie chwyciłem jej rękę, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Chciałem, aby mi to wszystko wyjaśniła.
- Tak Sam. Przecież obiecałam ci, że po twojej śmierci zaopiekuję się Alice, i mam zamiar tego dotrzymać. Nie martw się. Postaram się, aby twoja córka miała się jak najlepiej ze mną.
   Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne. Przypomniałem sobie, że Rosalie coś mi kiedyś o tym wspominała, ale nie wiedziałem, że to było prawdziwe.
- Cieszę się z tego powodu. Tylko proszę, nie zawiedź mnie. Nie chcę, żeby się okazało, że mówisz mi to tylko dlatego, abym miała spokojną śmierć. Nie chcę, aby ktoś obcy zajmował się Alice. Zależy mi, abyś to była ty - gdy to mówiła, przeniosła swój wzrok na mnie. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie.
   Sam posłała mi delikatny uśmiech.
- Ty i Liam jesteście naprawdę do siebie stworzeni - zwróciła się ponownie do mojej żony, a jej uśmiech się powiększył. - Jeżeli zaopiekujecie się Alice, będzie ona miała wspaniały dom i rodzinę. Liam, proszę, zgódź się i wychowaj dobrze moją córkę.
   Podszedłem powolnym krokiem do łóżka Sam i ująłem jej rękę.
- Sam, nigdy nie mówiłem, że nie chcę wychowywać tej świetnej dziewczynki, jaką jest Alice. Nie wiem, dlaczego oceniasz mnie tak pochopnie. Jeżeli to uszczęśliwi Rosalie, to ja również się na to zgodzę - mówiąc to spojrzałem na Rose.
   Obie dziewczyny posłały mi szeroki uśmiech.
   Wcale nie okłamywałem Sam. Naprawdę chciałem to wszystko zrobić. Alice była kochana i tak samo, jak Sam, sądziłem, że ja i Ro będziemy dla niej świetnymi rodzicami. No bo jak mogło być inaczej? Może nie myśleliśmy z Rosalie jeszcze o dzieciach, ale oboje byliśmy na to gotowi. Nie ważne, czy to było nasze dziecko, czy Alice. Zamierzaliśmy je traktować z godnością i wychować na porządnego człowieka.
   I gdy tego dnia wyszliśmy ze szpitala, pojechaliśmy do urzędu, i zaczęliśmy załatwiać papiery, które pomogłyby nam w zostaniu dla Alice rodziną. Przebyliśmy daleką drogę, chodząc od budynku do budynku, ale udało nam się wszystko załatwić. Oczywiście były małe problemy, ale z wszystkim daliśmy dobie radę.
   Gdy już Sam umarła, mieliśmy możliwość zabrania Alice ze szpitala do naszego domu, gdzie została świetnie przyjęta. Chłopaki nie byli źli na nas i starali się traktować dziewczynkę dobrze, chodź widziałem, że nie potrafili przyzwyczaić się do tej sytuacji.
   Ważne było dla mnie to, że chłopaki naprawdę się starali. Dopiero po jakimś czasie ta Alice została oficjalną częścią naszej zwariowanej rodziny, a chłopaki zaczęli ją uwielbiać i rozpieszczać.
   To było wspaniałe. Ta dziewczyna zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Oczywiście czasem pytała o swoją mamę, ale wytłumaczyłem jej, że jest ona w niebie i ma się dobrze. Alice zrozumiała to i nawet cieszyła się, że jej mama ma się teraz lepiej.



Cześć :)
Rozdział nie jest sprawdzony. Nie chciało mi się.
Jak już zauważyłyście, akcja szybko się rozkręca :)
Mam nadzieję, że Wam się podoba.

środa, 1 lipca 2015

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 37

Rosalie.
   Odkąd Liam mi się oświadczył minęło pół roku. Wszystko układało się świetnie. Naprawdę byłam zadowolona ze swojego życia. Razem z moim narzeczonym postanowiliśmy postawić kolejne kroki na drodze naszego życia. Od jakiegoś czasu planowaliśmy ślub. Wybieraliśmy odpowiednie miejsce, jedzenie. I w końcu nam się udało. Dziś był dzień, w którym mieliśmy się pobrać. Nie mogliśmy już dłużej czekać. To było dość szalone, ale wspaniałe. Czyż nie taka powinna być miłość?
   Przyglądałam się sobie w lustrze z uśmiechem na ustach. Czułam się piękna i wyjątkowa. Biała suknia leżała na mnie idealnie. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że kiedyś będę stała w białej sukni i czekała aż powiem ,,tak’’ przy ołtarzu. To było nie do wyobrażenia! Moje życie tak diametralnie uległo zmianie. Nawet nie zauważyłam, kiedy tak się stało. Minęło zaledwie 1,5 roku a ja nie zwróciłam uwagi na to, że ten czas tak szybko minął.
   Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i odwróciłam się w tamtą stronę. Ujrzałam blondyna, który właśnie wchodził do pomieszczenia.
   Posłał mi smutny uśmiech i podszedł do mnie, po czym mnie przytulił.
- Hej - szepnął mi do ucha.
   Zobaczyłam nasze odbicie w lustrze i mimowolnie się uśmiechnęłam. Naprawdę byliśmy do siebie podobni.
   Blondyn już trochę pewniej odwzajemnił mój uśmiech.
- Hej - odpowiedziałam.
   Oparłam swoją głowę na jego ramieniu i zaśmiałam się cichutko.
- Jak tam czuje się przyszła panna młoda? - Zapytał wesoło, a raczej tak powinno to zabrzmieć, bo ja wyczułam w jego głosie lekką nutkę żalu. Kompletnie nie wiedziałam, dlaczego. Nie cieszył się ze mną, że wychodziłam za maż?
- Coś się stało? - Zapytałam.
- Nie - odpowiedział szybko. Zbyt szybko. - Dlaczego tak uważasz?
- Wydajesz mi się być smutny - powiedziałam pewnie.
- Mylisz się. Naprawdę cieszę się twoim szczęściem - skłamał. - No to jak się czujesz?
- Dobrze. Jestem szczęśliwa, wiesz o tym? Myślę, że Liam to właśnie ten jedyny. Ty też tak uważasz?
- Tak, oczywiście kochanie - odparł powoli.
   Westchnęłam dyskretnie. Blondyn tak bardzo próbował mnie oszukać, ale w ogóle mu to nie wychodziło. Nie wiedziałam, o co mogłoby mu chodzić. Jeżeli byłoby to coś ważnego, to by mi powiedział, prawda?
    Niall ucałował mnie w skroń i wyszedł z sali nawet się ze mną nie żegnając.
   Ponownie zerknęłam w stronę lustra i zastanawiałam się czy jeszcze jakoś nie poprawić swojego wyglądu. Jednak postanowiłam już nic nie zmieniać. Naprawdę podobałam się sobie.
   Tego ranka przyszło odwiedzić mnie jeszcze wiele osób. Od każdego słyszałam, jak bardzo jestem piękna. Byłam szczęśliwa, a perspektywa, że Liam za niedługo miał zostać moim mężem jeszcze bardziej mi się podobała.
- Jak się czuje moja córeczka? - Usłyszałam nagle pytanie mojej mamy.
  Dopiero teraz zobaczyłam, że kobieta stała za mną. Nawet nie zauważyłam, gdy weszła.
- Jest świetnie - przyznałam. - Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwa.
- Wierzę ci - zaśmiała się mama. - Ja też byłam taka szczęśliwa, gdy wychodziłam za mąż za twojego ojca - przyznała smutno.
- Jak to z wami było? - Zapytałam.
   Uświadomiłam sobie, że moja mama nigdy nie opowiadała mi o tacie. Ona wręcz unikała tego tematu. Pamiętam jak wiele razy pytałam o niego moją matkę, a ona zawsze mnie zbywała. Wtedy byłam jeszcze młoda i nie rozumiałam tego do końca. W końcu z wiekiem czasu przestałam pytać.
   Teraz postanowiłam, że tak łatwo się nie wywinie. Naprawdę chciałam dowiedzieć się, jak kiedyś wyglądały relacje pomiędzy moimi rodzicami.
   Moja mama jednak dzisiaj się nie opierała i powoli zaczęła mi wszystko opowiadać.
- Gdy brałam ślub z twoim ojcem byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. On wtedy jeszcze taki nie był, wiesz? Pamiętam go jako młodego, przystojnego, uprzejmego mężczyznę. Nie wiem czy to ja popełniłam gdzieś błąd, naprawdę nie wiem. Gdzieś po drodze on się zagubił. Z chłopaka, którego poznałam 25 lat temu nie zostało nic.
- Kochasz go nadal? - Zapytałam.
- Kocham tę osobę, którą kiedyś był - westchnęła.
   Chciałam jej coś odpowiedzieć, ale niespodziewanie wzięła mnie w objęcia i tym samym byłam jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej. Stwierdziłam, że lepiej będzie jak to przemilczę.
- No dobra. Koniec tych wspomnień. Ktoś tu za chwilę wychodzi za mąż. Trzeba się powoli zbierać, bo jeszcze spóźnisz się na swój ślub.
- Jasne. Dobrze wyglądam? Muszę jeszcze coś poprawić? - Zapytałam dla upewnienia.
- Wyglądasz pięknie. Chodźmy już.

Liam.
   Cała ceremonia tak szybko minęła. Od tamtej chwili Rosalie oficjalnie była moją żoną. Jak to pięknie brzmiało. Dostaliśmy tyle życzeń. Próbowałam je policzyć, ale zgubiłem się gdzieś przy 100. To było takie niezwykłe. Rose stała przy mnie i się uśmiechała. Nie miałem czasu nawet na chwilę potrzymać jej za rękę. To było niewyobrażalne.
   Nasze wesele nie było aż tak bardzo huczne. Tylko rodzina i przyjaciele. Najbliższe osoby. Żadnych reporterów czy fanek. Oni nawet nie wiedzieli, że właśnie brałem ślub. Wszystko zachowaliśmy w sekrecie.
- Wszystkiego najlepszego stary na nowej drodze życia. Nigdy nie sądziłem, że to właśnie ty jako pierwszy weźmiesz ślub - mówił Zayn, który właśnie przeszedł do mnie z gratulacjami.
- Ja też myślałem, że wszystko będzie inaczej - przyznałem. - Ale jestem szczęśliwy.
- Widać. Dawno nie widziałem na twojej twarzy takiego uśmiechu.
- Naprawdę? - Zapytałem.
- No jasne. A teraz pozwól, ale idę porozmawiać z twoją żoną - zaśmiał się mulat.
   Żoną. Rosalie była moją żoną. To tak dobrze brzmiało.
   Następnie podszedł do mnie Harry.
- No to czego ci mogę życzyć? - Zapytał.
- Czego tylko chcesz - zaśmiałem się.
- Dużej gromadki dzieci. Chcę być chrzestnym, jasne?
- Dobrze, masz to jak w banku - uśmiechnąłem się.
   Harry odszedł ode mnie tak szybko jak przyszedł.
    Gdy już wszyscy goście dali nam prezenty, pojechaliśmy na salę. Całe przyjęcie było organizowane w wielkiej restauracji.
   Przytuliłem Rosalie i razem patrzyliśmy jak goście zajmują swoje miejsce przy stolikach.
* * *
- Na pierwszy taniec zapraszam parę młodą - powiedział Harry do mikrofonu.
   Chłopaki z mojego zespołu zrobili niespodziankę i wzięli wszystkich chłopaków z naszej ekipy i stwierdzili, że to oni zabawią publiczność na weselu. Nie wiedziałem, czy to był dobry pomysł, ale przynajmniej mogłem mieć pewność, że będzie zabawnie i będę miał, co wspominać.
   Chwyciłem rękę Rosalie i pociągnąłem ją za sobą na środek parkietu. Reszta zgromadzonych ludzi zrobiła wokół nas kółko i wszyscy zaczęli poruszać się w rytm muzyki. Chwyciłem biodra Rose, a ona swoimi rękami oplotła moją szyję.
- W końcu możemy porozmawiać - przyznałem.
- Tak, przez cały czas odciągają nas od siebie.
- Dokładnie pani Payne - zaśmiałem się.
   Mógłbym to mówić do końca życia. Byłem tak szczęśliwy, gdy wypowiadałem te słowa.
- Pięknie to brzmi, prawda? - Zapytała moja żona.
- Cudownie - nie mogłem zaprzeczyć.
   Delikatnie odsunąłem od siebie Rose, pozwalając jej zrobić piruet. Ponownie nasze ciała do siebie przyległy.
- Czy Harry też życzył ci gromadki dzieci? - Zaśmiała się dziewczyna.
- Tak. Chce być chrzestnym. Czy to nie za dużo?
- Wiesz, wyobrażam sobie, jak on byłby szczęśliwy, gdyby tak się naprawdę stało.
- Chcesz spełnić jego marzenie? - Zdziwiłem się.
- Oczywiście.
   Pocałowałem moją żonę, a wszyscy dookoła zaczęli wiwatować.
   Po naszym wspólnym tańcu impreza się rozkręciła, i mało kto siedział przy stoliku. Wszyscy pokazywali swoje umiejętności na parkiecie, a w zestawieniu z alkoholem było to jeszcze zabawniejsze.
   Podczas zabawy mogłem już więcej czasu spędzić z Rosalie. Goście dali nam spokój, a my w końcu normalnie mogliśmy porozmawiać. Oczywiście, że co jakiś czas ktoś przysiadał się do naszego stolika i rozmawiał, ale przestało mi to przeszkadzać.
   Wszyscy dobrze się bawili. Nawet Niall od czasu do czasy wyrywał jakąś dziewczynę do tańca. W końcu podszedł do naszego stolika i wyciągnął rękę do mojej żony.
- Mogę prosić do tańca? - Zapytał.
   Rosalie skinęła głową i posyłając mi krótkie spojrzenie wstała od stołu. Ruszyła ze swoim kuzynem na środek parkietu. Dokładnie się im przyglądałem chcąc się przekonać, co takiego jest z Niall’em. Od jakiegoś czasu zachowywał się inaczej.
   Zauważyłem, że blondyn od razu przy towarzystwie swojej kuzynki rozweselił się. Jego uśmiech znacznie się powiększył, a oczy zyskały jego dawny błysk w oku. To wszystko wydawało mi się dziwne. Horan zachowywał się normalnie tylko przy mojej żonie. Zaczynało mnie to martwić.
   Zatańczyli jeszcze parę piosenek, a później Niall odprowadził Ro do stolika, przy którym siedziałem.
   I może to dziwne, ale wydawało mi się, że jak na nią patrzył, to w jego oczach była miłość. Prawdziwa miłość.



Cześć :)
Co tam u Was?
Podoba Wam się rozdział? Bo ja muszę przyznać, że uwielbiam końcówkę. 
Zasmucę Was, ale zostały jeszcze tylko 2 rozdziały i epilog :(
Mam nadzieję, że wytrzymacie do końca. (watro)