sobota, 26 kwietnia 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 6

- Louis, wstawaj.- zaczęłam budzić mojego przyjaciela. Muszę przyznać, że był z niego niezły śpioch.
- Co się stało?- zapytał i popatrzył na mnie zaspanymi oczami.
- Ubieraj się. Musimy iść na śniadanie, chyba, że chcesz się spóźnić.- zauważyłam.
- Nie, oczywiście, że nie.- zaśmiał się i wstał z łóżka.
   Był to już 3 dzień, kiedy mieszkam z Louis’em. Bardzo mi się to podobało. Oczywiście zawsze rano to ja go budziłam, bo wstawałam wcześniej, ale nie przeszkadzało mi to. Lubiłam go budzić, wtedy tak słodko wyglądał.
   Poczekałam aż się ubierze (sama zrobiłam to wcześniej). Razem wyruszyliśmy na śniadanie, a później zajęcia. Normalny dzień.

   Podczas obiadu zaczęliśmy się wygłupiać jak nigdy dotąd. Nie wiem, co nas napadło. Samo tak jakoś wyszło. Nie panowaliśmy nad tym. A nasza zabawa zaczęła się tak niewinnie. Lou ubrudził mi nos sosem. Chciałam się zemścić i też go zaatakowałam. On rzucił we mnie częścią sałatki, na szczęście, bądź nieszczęście, schyliłam się i sałatka wylądowała na kimś innym. Tak rozpętaliśmy wojnę. Wszyscy zaczęli rzucać się jedzeniem. W powietrzu latała przede wszystkim sałatka, ale nie tylko. Wszystko, co mieliśmy dzisiaj na obiad.
   Gdy wojna się skończyła, bo zabrakło jedzenia, usłyszeliśmy bardzo ciekawy komunikat.
- Louis Tomlinson i Cassandra Rive proszeni się do dyrektora ośrodka!
   Czyli już się rozniosło, że to my? Ktoś nas wydał. I chyba nawet wiem kto. To one od jakiegoś czasu siedzą najbliżej nas (ale oczywiście w bezpiecznej odległości, aby nie mogły nas usłyszeć) i to właśnie ich teraz nie ma przy stoliku. Poszły donieść. Wiem to. Nienawidzę Sary i Chloe!
- Czyli mamy przechlapane.- zauważyłam. Oboje na równo wstaliśmy. Czułam na sobie wzrok wszystkich. Z pewnością właśnie nam współczuli.
   Zaczęliśmy iść do głównego budynku, gdzie mogliśmy znaleźć dyrektora ośrodka.
- Wywalą nas?- zapytałam.
- Nie, raczej nie. Nie zrobiliśmy nic złego. Myślę tylko, że z pewnością dostaniemy jakąś karę. Nie puszczą nas bezkarnie.- zaśmiał się.
- Ciebie to śmieszy?- zapytałam. Byłam wściekła. Tak bardzo się bałam.
- Tak.- przyznał. No nie, ten sobie chyba żartuje.
- Gdybyś nie zaczął z tym sosem, to nie byłoby tej sprawy.- zauważyłam.
- Aha, czyli to wszystko moja wina?- zapytał. Nic mu nie odpowiedziałam. Uznałam to jako kłótnię. Nasza pierwsza i już żałuję.
- Nie, Louis. To nie tak.- chciałam go jakoś przeprosić, ale muszę przyznać, że jeszcze nigdy tego nie robiłam. Zawsze inni mi ustępowali, bo byłam strasznie uparta.
- Cass…
- Chcę cię przeprosić. Nie to chciałam powiedzieć. Muszę przyznać, że jest to bardzo zabawne.- przyznałam i zaczęłam się śmiać.
- Ja też chcę cię przeprosić. Nie powinienem od razu tak wybuchać.- powiedział i się przytuliliśmy.
   To chyba jest przyjaźń, prawda? Nie potrafimy się na siebie złościć. Tak ma być, mam rację? Lou nauczył mnie, że warto bawić się życiem i dzięki niemu nauczyłam się przepraszać.
   Weszliśmy do budynku, a później do odpowiedniego pokoju. Zobaczyłam dyrektora ośrodka. Chwyciłam Louis’a za rękę, bo muszę przyznać, że się wystraszyłam. Normalnie tak nie reaguję, ale mówiłam już, że tutaj jestem inna.
   Lou się do mnie uśmiechnął. Teraz czekaliśmy na wyrok.
- To wy zaczęliście tą bitwę?- zapytał dyrektor.
- Tak.- przyznał Louis. Myślę, że dobrze zrobił tak odpowiadając. Powinniśmy się przyznać. To był nasz głupi pomysł i teraz musimy ponieść jego konsekwencje.
- Dlaczego to zrobiliście?
- To było przez przypadek.- tym razem ja się odezwałam. Przecież również byłam winna.
- Wiecie o tym, że musicie ponieść za to karę?- oboje przytaknęliśmy głową.- Musicie to wysprzątać i jutro pomożecie kucharką w pieczeniu babeczek. Przyda się mała pomoc.- przyznał mężczyzna.
- Dobrze.- zgodziliśmy się.
- A co z naszymi zajęciami?- zapytałam.
- Dzisiaj nie pójdziecie na nie. Musicie zajść się sprzątaniem.
- Ok.
- Także bierzcie się do roboty.
   Bez słowa wyszliśmy z pomieszczenia. Znaleźliśmy się na dworze. Dopiero wtedy puściłam rękę Louis’a.
- Nie jest źle.- przyznałam.
- Tak. Jutro podjemy sobie babeczki.- zaśmiał się Louis.- Takie kary mogę mieć codziennie.
- Jeszcze zobaczymy, czy pójdzie nam tak łatwo.- jakoś nie wierzyłam w to, że uda nam podjeść te babeczki. Będą nas pilnować.
- Ok, czyli ruszamy do pracy.- przyznał Louis. Wzięliśmy ścierki, namoczyliśmy je i zaczęliśmy wycierać stoły i ławy. Jak dobrze, że sprzątaczki użyczyły nam środków czystości. Bez nich nie poradzilibyśmy sobie.

- Ale tu nudno.- przyznałam. Miałam dość tego sprzątania.
- Chyba wiem, co mogłoby umilić nam pracę.- powiedział Louis. Z kieszeni swoich spodni wyciągnął komórkę i puścił piosenkę. Mówiłam już, że mamy ten sam gust muzyczny? To mi odpowiada.
- No, od razu się lepiej pracuje.- przyznałam i zaczęłam ruszać się w rytm piosenki, podśpiewując słowa pod nosem.
   Te sprzątanie okazało się jednak dobrą zabawą. Cały czas śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Nie raz zdarzyło się, że wpadliśmy na siebie, ale wtedy bawiliśmy się jeszcze lepiej. Chwytaliśmy się za ręce i tańczyliśmy w parze. To dopiero była zabawa! Jakby ktoś nas teraz nagrywał, to miałby niezły ubaw przez jakiś czas. Jednak nas nie obchodziło to, co działo się dookoła. Najważniejsze dla nas było to, że mamy siebie. To dziwne, ale nie widzieliśmy świata poza sobą i to mi jak najbardziej odpowiadało.
   Gdy zaczęliśmy wycierać podłogę, to miotły stały się naszym mikrofonem. Udawaliśmy, że jesteśmy duetem i nagrywamy własną piosenkę. Też było bardzo zabawnie.
   Mimo wszystkiego udało nam się uporać ze sprzątaniem do kolacji. Wtedy już wszyscy siedzieli  i się zajadali. Ja i Louis znów zajęliśmy te samie miejsca, oddalone od reszty i rozkoszowaliśmy się jedzeniem, które o dziwo bardzo nam smakowało, ale to chyba dlatego, że byliśmy wykończeni.
- Widzisz, jednak nie było tak strasznie.- przyznałam odnosząc talerz. Ruszyliśmy do domku.
- Masz rację. Jeszcze tylko jutro babeczki i gotowe.- zaśmiał się.
- Jasne.- uśmiechnęłam się. Byliśmy już w domku. Zaczynało się robić późno. Najpierw postanowiliśmy się trochę ogarnąć. Każdy z nas wziął kąpiel. Najpierw Louis, a później ja. Ubrałam dresy i bluzkę Lou, którą zostawił na szafce. Miałam nadzieję, że nie będzie na mnie zły.
   Wyszłam z łazienki. Mój przyjaciel zaczął mi się przyglądać.
- Czy to moja bluzka?- zapytał. Był lekko zdziwiony.
- Tak.- przyznałam i zaczęłam się śmiać.- Mogę ją sobie pożyczyć?
- No jasne. Wyglądasz w niej lepiej niż ja.- przyznał.
- Mogę to uznać za komplement?- zapytałam. Imponowało mi to bardzo.
- Tak.- przyznał Louis.
- A więc bardzo dziękuję.- oblałam się rumieńcem, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Pierwszy raz usłyszałam komplement od chłopaka i byłam z tego powodu bardzo zadowolona.
- Mam pomysł.- zaczął Louis. Był trochę niepewny, więc starałam się go jakoś zachęcić.- Lubisz patrzeć na gwiazdy?- zapytał.
- No jasne.- przyznałam.
- Może wyjdziemy na taras i popatrzymy. Nie chce mi się jakoś spać.- powiedział. Spodobał mi się jego pomysł.
- Możemy.
   Przyznaliśmy sobie rację oboje i wnieśliśmy na taras dwa krzesła, na które położyliśmy poduszki. Ustawiliśmy je prawie naprzeciw siebie. Wzięliśmy koce i się nimi ciepło owinęliśmy, aby nie zmarznąć. Usiedliśmy i zaczęliśmy się rozkoszować widokiem.
   Gwiazdy były takie piękne. Błyszczały tej nocy jak nigdy dotąd. Czułam, jak odpływam. Mogłabym tutaj siedzieć jak najdłużej się da. Myślę, że pasuję tutaj. Nie chcę znowu wracać do normalnego życia. Tak mi jest doskonale. Do tego mam jeszcze Lou. A jego towarzystwo jest dla mnie bardzo ważne.
- Co takiego widzisz w gwiazdach?- zapytałam.
- Według mnie są one piękne.- przyznał.
- Też tak myślę. Lubię na nie patrzeć.
- Tak. Ja zawsze tak robię, gdy nie potrafię spać. Gdy jestem w domu wychodzę na balkon, albo patrzę przez okno. To jakoś mi pomaga.
- Ja czuję, jakbym była częścią tego.- powiedziałam.
- Należymy do tego wszechświata.- przyznał Louis. Z jego twarzy nie można było wyczytać nic. Nie uśmiechał się, ale również nie smucił. Patrzył tylko w niebo, a reszta świata go nie obchodziła, no chyba, że ja.
- Zimno jest.- przyznałam.
- Trochę.
   Louis przysunął się do mnie i wziął moje nogi na swoje kolana. Nie wiem, do czego zmierzał, ale podobało mi się to. Nasze łokcie się stykały. Nie wiem czy Lou zrobił to świadomie czy przypadkowo, ale jego ręka znalazła się na moim udzie. Jednak jakoś się tym za bardzo nie przejęłam.
- O czym marzysz?- zapytałam. Chciałam podtrzymać naszą rozmowę.
- Będziesz się śmiała.- przyznał się do mnie uśmiechnął. Pierwszy raz od jakiegoś czasu zerknął na mnie.
- Mów.- zachęciłam go.
- O prawdziwej miłości.- przyznał i znów popatrzył na gwiazdy.
- Ja też.- westchnęłam.
   Położyłam swoją rękę na udzie, dokładnie w tym samym miejscu co Louis. Dotykaliśmy siebie i żadne z nas nie chciało tego przerywać. Uśmiechnęliśmy się tylko do siebie.
- Żeby to było takie proste.- przyznał Lou.
- Sami to sobie utrudniamy.- dodałam.

Witajcie :D
Na początku chciałabym się Was zapytać co o tym myślicie?
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Jak myślicie, czy między Cass i Louis'em będzie coś więcej niż tylko przyjaźń? (wiem, że po raz któryś się tego pytam, ale może ktoś z Was zmienił zdanie)

Rozdział z dedykacją dla mojego ukochanego Harry'ego!
Kocham z Tobą pisać, wiesz o tym?
Jeżeli ktoś czyta nasze rozmowy na TT, to nie bójcie się. Nie uciekłyśmy z wariatkowa.
My już takie jesteśmy.
I ♥ YOU

No to ten, to chyba na tyle :D
Kocham Was wszystkich ♥

środa, 23 kwietnia 2014

Nowy blog.

Ok, nie wiem czy powinnam to robić czy nie, ale zaczęłam nowego bloga.
Z pewnością dziwicie się, dlaczego nie zaczęłam zamieszczać go tutaj. Muszę przyznać, że jest on inny niż te dotychczas i nie pasowało mi, abym zamieszczała go tutaj.

Jeżeli ktoś jest chętny, to zapraszam: you-break-my-heart-again.blogspot.com
Mam nadzieję, że się nie przestraszycie.

Oczywiście nie martwcie się. Z pewnością nie zaniedbam tego bloga. Będzie tak, jak zawsze :D
Po prostu już od dawna chciałam założyć takiego bloga i mam nadzieję, że również będziecie go czytać, chodź wiem, że nie wszystkim przypadnie do gustu.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 5

- Co znowu ci zrobiły?- zapytał Louis. Wiedziałam, że chce mi pomóc. Zawsze mogę na nim polegać.
- Nie chciały wpuścić mnie do domku. Nie mogłam tam wejść. Ostatnio grzebały w moich rzeczach. Są okropne! Robią wszystko aby zniszczyć mi życie. Mam już tego dość.- rozpłakałam się. Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Nigdy taka nie byłam. Nigdy nie płakałam. To Louis mnie tak zmienił. Za to mu bardzo dziękuję. Przy nim mogę być sobą. Nie muszę nikogo udawać. On mnie zaakceptował, nawet moje wady, których jest dość sporo.
- Cassie, nie płacz.- podszedł do mnie i mnie przytulił. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Wszystkie smutki mijały.- Spróbujemy coś wymyślić.- przyznał.
- Ale co?- zapytałam.
- Mam nawet pomysł.- uśmiechnął się do mnie i wyszedł z domku.- Poczekaj tutaj na mnie.- rzucił jeszcze i zniknął za drzwiami.
   Siedziałam na łóżku i rozglądałam się po pomieszczeniu. Nie znalazłam nic nadzwyczajnego. Miałam ochotę pogrzebać w jego rzeczach osobistych, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Nie jestem taka. Nie potrafię mu tego zrobić. Może ciągło mnie do tego, bo wiem, że on cos przede mną ukrywa? Chcę się dowiedzieć jakie ma przede mną tajemnice, a on nic nie chce mi zdradzić i to mnie najbardziej denerwuje. Nie wiem dlaczego jest on taki tajemniczy.
   Jak na razie postanowiłam nie mieszać się do jego życia. Jeżeli będzie mi chciał powiedzieć i będzie na to gotowy, to mi powie. Muszę czekać.

- Wróciłem!- krzyknął uradowany Louis. Spojrzałam na zegar. Minęło 10 minut odkąd ostatnio wyszedł.
- Gdzie ty byłeś?- zapytałam.
- Załatwiłem twoje problemy z lokatorkami.- uśmiechnął się do mnie.
- Co zdziałałeś?
- Mam najpierw do ciebie pytanie.- zaczął. Ruszyłam ręką aby go zachęcić, by dalej mówił.- Chciałabyś ze mną zamieszkać z domku?- zapytał.
- Co?- zdziwiłam się.
- Załatwiłem z dyrektorem, że możesz zamieszkać u mnie.- przyznał.
- Ale dziewczyny nie mogą mieszkać z chłopakami.- zauważyłam.
- Ja jednak go przekonałem, że mogą. Zgodził się.- uśmiechnął się do mnie. Był… szczęśliwy. Chyba tak to mogę określić. Cieszył się tak, ponieważ pomógł mi z współlokatorkami czy z tego, że zamieszkamy razem?
- Naprawdę mogę z tobą zamieszkać?- zapytałam. Jakoś w to nie wierzyłam. Jak jemu udało się to załatwić?
- Tak. Chciałabyś?
- No jasne!- wykrzyknęłam i rzuciłam się na niego. Bardzo cieszyłam się z tego, że będę mogła zamieszkać z nim. Na pewno będzie mi lepiej z Louis’em niż z Chloe i Sarą.
- Cieszę się.- powiedział i mocno mnie do siebie przytulił. Czułam, że mam prawdziwego przyjaciela.
- Mogę już z tobą zamieszkać?- zapytałam i wydostaliśmy się z swoich objęć.
- Jasne.- uśmiechnął się do mnie.
   Wyszliśmy z domku i Lou zamknął go za nami. Ruszyliśmy drogą po moje rzeczy.
- Nawet nie wiesz, jak się z tego cieszę.- przyznałam. Nie potrafiłam powstrzymać mojego entuzjazmu. Tak bardzo byłam z tego szczęśliwa. Skończą się moje męki z tymi dziewczynami.  Nie będę musiała się już z nimi męczyć.
- To dobrze. Zadowala mnie to, że mogłem ci pomóc.- posłał mi szeroki uśmiech.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Zrobiłem co w mojej mocy.- przyznał  i dalej szliśmy w ciszy.
   Doszliśmy do domku. Podeszłam do drzwi  chwyciłam klamkę. Pociągnęłam za nią. Dalej zamknięte.
- Chloe, Sara otwórzcie.- poprosiłam. Usłyszałam ich śmiech. Najlepsze jest to, że one wcale nie kryły się z tym, że ta sytuacja jest dla nich zabawna.- Widzisz.- powiedziałam bezradnie do Louis’a. On potrząsnął głową, jakby temu nie dowierzał.
- Otwórzcie!- teraz on wkroczył do akcji. Gdy Lou to powiedział, nagle śmiechy dziewczyn umilkły. Wystraszyły się czy były zaskoczone? Hmmm, nie wiem.
   Nagle drzwi się otworzyły. O, dziewczyny wpuściły mnie do środka. Jak miło. Szkoda, że dopiero teraz.
- Możecie się cieszyć, wyprowadzam się.- uśmiechnęłam się.
- Ale…- Chloe się zdziwiła. Nie wiedziała, że można zmieniać domki? Och, jakie one są naiwne. Myślały, że ciągle będę im ulegać i że mnie złamią. Bardzo się mylą.
- Tak wiem, też się z tego cieszę.- uśmiechnęłam się.- A właśnie, znacie Louis’a?- zapytałam. Pokiwały głową na zgodę.
- Jego nie można nie znać.- przyznała Sara.
- Teraz to już nie ważne.- powiedział zmieszany Louis i zaczął pomagać mi się spakować. Wszystko pchaliśmy do mojej walizki.
   Cieszyłam się, że stąd odchodzę. Nie mogłabym dłużej wytrzymać z nimi. Lepiej mi będzie przy Louis’ie. A dlaczego? Bo jest moim przyjacielem, najlepszym przyjacielem. Jedynym, jakiego mam. Jest dla mnie jak brat i jestem z tego zadowolona.
   Pozbieraliśmy wszystko z mojego domku i zamieszkałam z Lou. Zajęłam wolne łóżko i teraz mogliśmy się cieszyć swoim towarzystwem.
- Musimy uczcić twoją obecność tutaj.- przyznał Louis.
- W jaki sposób?- zapytałam i na samą myśl o tym się uśmiechnęłam.
- Może wybierzemy się gdzieś razem.- zaproponował mój przyjaciel z cwanym uśmiechem.
- Jasne, czemu nie.- zgodziłam się. Nic mi nie szkodzi, prawda? A to dobre rozwiązanie, abyśmy się lepiej poznali. Może dowiem się czegoś od tajemniczego Lou?- A gdzie chcesz mnie zabrać?-  zapytałam.
- Pokażę ci. – uśmiechnął się do mnie. Mam się bać?
- Kiedy chcesz iść?
- Może teraz. Zdążymy wrócić przed kolacją.- przyznał.
- No dobrze, ale później pomożesz mi się rozpakować.- poprosiłam. Czułam, że sama sobie z tym nie poradzę.
- No jasne.- dobrze, że mogłam liczyć na niego.
   Wyszliśmy z domku. Louis go za nami zamknął. Byłam bardzie ciekawa, gdzie chce mnie zabrać. To wiele dla mnie znaczyło. Wspominałam już, że Lou jest dla mnie bardzo ważny?
   Całą drogę ze sobą rozmawialiśmy. Było naprawdę miło.
   W końcu doszliśmy na miejsce, które wyglądało jak z bajki. Rosły tam blisko siebie wierzby, dlatego te miejsce było magiczne. Wprawdzie nie było tutaj żadnego jeziora, ale był widok na rozbudowane miasto. W nocy musi być tutaj pięknie. Nie wiedziałam, że jest tu takie miejsce. Nigdy nie spodziewałabym się.
- Skąd znasz te miejsce?- zapytałam. To wszystko mnie bardzo ciekawiło.
- Byłem tutaj rok temu. Jestem już trochę obeznany.
- Jest tu więcej takich miejsc?
- Nie, tylko te jest tak wyjątkowe.- uśmiechnął się do mnie. Razem usiedliśmy na trawie pod drzewem, ramię w ramię.
- Te miejsce jest cudowne.- powiedziałam.
- Wiem. Dlatego tutaj cię zabrałem.- uśmiechnął się do mnie. Nie wiedziałam, jak mam mu za to wszystko podziękować. Lou zrobił już dla mnie tak wiele. Jak ja mam mu się odwdzięczyć? On jest taki dobry dla mnie. Dzięki niemu się zmieniłam. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W jego towarzystwie czuję się inaczej. Jeszcze nie wiem, co to jest. Wiem tylko to, że nie chcę się z nim rozstawać.
- Lou, myślisz, że będzie tak zawsze?- zapytałam. Chłopak odwrócił w moją stronę głowę.
- Co masz na myśli?
- Zawsze będziemy przyjaciółmi?
- To wszystko zależy od nas.- uśmiechnął się do mnie i ścisnął moją dłoń. Zaczął się nią bawić.
- Chciałabym dowiedzieć się coś więcej o tobie. Bo tak naprawdę prawie cię nie znam. Jesteś bardzo tajemniczy.- zaśmiałam się. 
- Aż tak cię kręcę?- zaczął się zgrywać. Och, te jego żarty.
- Przestań, mówię poważnie. 
- Wiem.- uśmiechnął się.- Ufasz mi, prawda?
- No jasne.- przyznałam.
- No to musisz jaszcze trochę wytrzymać. Kiedyś ci to wszystko wytłumaczę, ale nie teraz.
- No dobrze. Poczekam Louis.- powiedziałam i się do niego przytuliłam.
- Dziękuję. Ja po prostu teraz nie wiedziałbym jak mam ci to powiedzieć.
- Jasne.
- Cieszę się, że masz do mnie takie zaufanie.- przyznał chłopak.
- Przyjaciele tak mają.- zauważyłam.
- Poprawka. Najlepsi przyjaciele tak mają.- uśmiechnął się do mnie.
- Tak.- przyznałam.- To co, idziemy na kolację?- zapytałam.
- Z tobą zawsze.
   Razem wstaliśmy i ruszyliśmy na stołówkę. Po drodze dużo się śmialiśmy. Niektórzy patrzyli na nas jak na wariatów, ale nie przeszkadzało to nam. Zresztą już i tak mieliśmy taką opinię. Moja wpadka w toalecie bardzo szybko się rozniosła, a Lou sam przed wszystkimi przyznał, że to był jego pomysł.
   Usiedliśmy do stolika, tam gdzie zawsze i zaczęliśmy jeść. Oczywiście to też nie odbyło się bez śmiechów i wygłupów. Przynajmniej czas nam szybciej zleciał.
   Po kolacji wróciliśmy do domku.
- Więc jak chcesz uczcić to, że tutaj jesteś?- zapytał mój przyjaciel.
- A masz jakieś pomysły?
- Może pooglądamy telewizję.- zaproponował.
- Ok, ale najpierw pomóż  mi się rozpakować.- poprosiłam.
- Jasne. Przepraszam, ale o tym zapomniałem.- zaśmiał się i razem włączyliśmy się do pracy.
   Przez jakiś czas układaliśmy moje ubrania w szafie, która była wolna i jeszcze inny przedmioty daliśmy tak, gdzie powinny się znajdować.
   Później oglądaliśmy telewizję.

   Cały wieczór spędziliśmy razem, świetnie się bawiąc. To wszystko tak bardzo nas wykończyło, że bardzo szybko zasnęliśmy.


Cześć!
A jednak udało mi się wyrobić z rozdziałem, ale muszę przyznać, że jestem padnięta... :(
Marzę tylko o łóżeczku i chyba za chwilę się w nim położę :D

Podoba Wam się, że Cass i Lou zamieszkali razem?
Jak myślicie coś z tego wyniknie?
Przygotujcie się, że w następnym rozdziale będzie się działo :D
Nasi bohaterowie będą mieli malutkie kłopoty. 

No to do następnego.
Kocham Was!

piątek, 18 kwietnia 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 4

   Zastanawialiście się kiedyś czym jest przyjaźń? Jest to coś w rodzaju związku, w którym osoby rozumieją się bez słów i mogą na sobie w pełni polegać. Oczywiście nie są oni w sobie zakochani. Są raczej dla siebie jak rodzeństwo. Nie potrzebują słów, aby się porozumieć i to jest chyba najlepsze. Darzą siebie pełnym  zaufaniem. Są szczęśliwi, gdy mogą wspólnie spędzać czas. Nie muszą nikogo udawać, bo akceptują siebie takimi, jakimi są. Szanują swoje poglądy. Są w stosunku do siebie szczerzy. Kochają się jak rodzeństwo, ale czasem potrafią się pokłócić. Prawdziwą przyjaźń poznaje się w biedzie. To jest takie dziwne uczucie. Po prostu wiesz, że możesz na tej osobie polegać i ona nigdy cię nie skrzywdzi. Możesz powiedzieć jej swoją największą tajemnicę, a ona nigdy jej nie wyjawi. Ta osoba nigdy nie uwierzy w plotki i zdanie innych o Tobie. Przyjaciele - są to osoby, które nie krytykują siebie i nigdy nie zawodzą. Zawsze są wobec siebie fair.  Nie szukają drogi do ucieczki i pomagają sobie, gdy druga osoba ma kłopoty, albo nie potrafi się pozbierać lub poukładać sobie życia. Nie oczekują niczego w zamian. Najważniejsze dla niech jest swoje towarzystwo, w którym mogą odkrywać siebie na nowo. Prawdziwa przyjaźń, to nie  taka, kiedy jedna osoba obgaduje cię za placami i tylko czeka na twój błąd. Takie osoby lubią wykorzystywać i nie są lojalne wobec siebie. Prawdziwa przyjaźń jest wtedy, gdy nie gniewasz się na przyjaciela, gdy zadzwoni do ciebie w środku nocy, aby się wyżalić. Potrafisz do niej przybiec i pocieszyć. Prawdziwi przyjaciele kochają się jak rodzeństwo. Niektórzy nie wieżą  w przyjaźń damsko - męską. Według mnie myślą tak tylko dlatego, ponieważ nigdy jej nie doświadczyli. Ale ona istnieje! Jestem pewna na 100%. To takie piękne mieć przyjaciela. Czujesz się wtedy niezwykła, bo masz przy sobie osobę, której bezgranicznie ufasz. Tak jest w moim przypadku. Louis jest dla mnie kimś ważnym. Nie wiem, co w nim jest takiego wyjątkowego, ale jest on inny. Jest bardzo tajemniczy, ale to sprawia, że jeszcze bardziej mnie do niego ciągnie. Chcę odkrywać jego tajemnice, a on coraz bardziej nie wie, co mi odpowiadać, aby uniknąć powiedzenia prawdy. Wiem o tym, że coś przede mną ukrywa, ale dzielnie czekam, aż mi to wszystko wyjaśni, ponieważ darzę go zaufaniem. Traktuję go jak brata, którego nigdy nie miałam. Nie powiedziałam mu tego jeszcze, bo nie wiem, jak na to zareaguje. Ale muszę przyznać, że go kocham. W jego towarzystwie czuję się najlepiej. Jest on moim przyjacielem i mam nadzieję, że tak już zostanie do końca, na zawsze.

- To idziemy na te zajęcia plastyczne?- zapytałam siedzącego przy mnie Louis’a. Nie odpowiedział mi, więc pomachałam mu ręką przed oczami. Dopiero wtedy zamrugał i zwrócił na mnie uwagę.
- Mówiłaś coś?- zapytał.
- Dlaczego jesteś dzisiaj taki nieobecny?- zaśmiałam się. Lou był zwykle wygadany, a dzisiaj od rana milczy.
- Myślałem o czymś.- przyznał i westchnął.- A o co pytałaś?
- Czy idziemy na zajęcia plastyczne, zaraz się spóźnimy.- przyznałam.
- No tak, jasne.- zgodził się i razem wstaliśmy z ławki. Zaczęliśmy zmierzać do sali.
- O czym tak myślisz od rana?- zapytałam.
- Wytłumaczę ci to kiedy indziej, dobrze?- zgodziłam się skinieniem głowy.
   Na koloniach jestem już cztery dni i coraz bardziej mi się tu podoba. Jedynie moje współlokatorki dają mi się we znaki. Ostatnio przyłapałam ich na tym, jak grzebią w moich rzeczach. Co one sobie wyobrażają?!
   Weszliśmy do sali i zajęliśmy swoje miejsca, oczywiście obok siebie. Byliśmy nierozłączni.
   Przed każdym krzesłem znajdowało się płótno i farby.
- Nie ma określonego tematu. Niech każdy z was namaluje to co czuje. Od serca.- uśmiechnęła się do nas kobieta, która prowadził zajęcia.
   Zaczęłam się zastanawiać. Co takiego mam namalować? To trochę trudne. Jednak po chwili do głowy wpadł mi pewien pomysł. Zaczęłam tworzyć ‘’arcydzieło’’. W moim wykonaniu nie był to jakiś cudowny obraz, ale tak jak na to pani poleciła było to coś, co czuję.
   Na początek zaczęłam malować urwisko, a później dołączyły do tego postacie - chłopaka, który klęczy nad przepaścią i trzyma rękę dziewczyny, która ma zaraz spaść. Chciałam tym obrazem wyrazić zaufanie i oddanie. Nie wiem, czy mi się to udało.
   Popatrzyłam na towarzysza obok mnie, który narysował dziewczynę i chłopaka siedzących na trawie i przyglądających się lasu. Widać, że byli ze sobą szczęśliwi.
- Czy to my?- zapytałam Louis’a. Na chwilę przestał malować i spojrzał na mnie.
- Tak.- przyznał i się do mnie uśmiechnął.- Wyszło mi to trochę?- zapytał po chwili.
- No jasne.- wtuliłam się w niego i samotna łza spłynęła po moim policzku.
- Dlaczego płaczesz.
- Bo jestem szczęśliwa, że mam ciebie.- przyznałam. Wprawdzie nie byłam wrażliwa, ale w tamtej chwili nie wytrzymałam.
- Głupia jesteś.- zaśmiał się chłopak i przejechał pędzlem po moim policzku. Czułam, że zostawił na nim ślad. Wyszarpałam się z objęć i zrobiłam to co on. Zaczęliśmy ze sobą walkę. To było strasznie zabawne. Mazaliśmy się farbami jak małe dzieci. Po chwili nasze twarze całkowicie były pokryte przeróżnymi kolorami, a my wybuchliśmy z tego śmiechem. Nie mogliśmy się powstrzymać.
- To na tyle. Jutro będziemy kończyć obrazy.- powiedziała nauczycielka i wszyscy zaczęli wychodzić z sali. Widziałam jak kobieta podchodzi do nas.- Panie Tomlinson, panno Rive farby nie są do tego, aby robić na nie bitwę. Proszę, żeby mi się to już nie powtórzyło. A teraz idźcie się umyć.- wygoniła nas z sali. Była na nas zła, ale przecież my nic takiego nie zrobiliśmy. To tylko taka zabawa.
   Gdy wyszliśmy z pomieszczenia zaczęliśmy się śmiać.
- Musimy to kiedyś powtórzyć.- przyznał Louis.
- Koniecznie.- zaśmiałam się.
- Chodź, idziemy do łazienki.- ruszyliśmy w stronę dwóch małych domków. Louis chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę toalety.
- Louis, ale przecież to męskie WC.- zauważyłam.
- No to co. Nikt nie widzi. Chodź.- jeszcze mocniej pociągnął mnie za sobą.
- Ale ja nie mogę.- przyznałam.
- Możesz, proszę.- zrobił słodkie oczka psiaczka. Wiedział, że to na mnie zawsze zadziała. Ach te moje słabości.
- No dobrze.- zgodziłam się i weszliśmy do pomieszczenia przeznaczonego dla mężczyzn.- Nie trzymamy się reguł.- zaśmiałam się.
- A kto ich przestrzega?- odpowiedział z uśmiechem Louis.
   Muszę przyznać, że męska łazienka nie różniła się niczym od damskiej. Te same zielone płytki i duże lustro.  Po prawej dwie umywalki, a na lewo trzy kabiny.
   Podeszłam do umywalki i chciałam zmyć z siebie tą farbę, ale Lou mnie powstrzymał.
- Zrobimy sobie zdjęcie?- zapytał.- Tak żeby zapamiętać tą chwilę do końca życia.
- Jasne.- przyznałam i stanęliśmy przed lustrem. Louis zrobił nam jej swoim telefonem, a później mi przesłał. Oboje ustawiliśmy sobie to na tapecie.
- Świetna pamiątka.- powiedział mój przyjaciel.
- Zgadzam się z tobą.- uśmiechnęłam się i zaczęliśmy z siebie zmywać to paskudztwo. Oczywiście nie odbyło się to bez małych wygłupów, ale to było dla nas normalne.
- Cassie masz jeszcze na policzku.- przyznał Louis i podszedł do mnie. Wziął wodę na rękę i zaczął wycierać mój policzek. Uśmiechnęłam się do niego, a on zrobił to samo.- No proszę, już jesteś czysta.- zaśmiał się i cofnął swoją rękę. Popatrzyłam w jego oczy. Nie mogłam się oprzeć. Przyłapałam go na tym, że on też popatrzył w moje. Jak zwykle jego oczy śmiały się do mnie. Nasze wpatrywanie się w siebie trwało chwilę. Niestety tą magiczną chwilę przerwała jakaś osoba, która właśnie weszła do łazienki. Spojrzałam w stronę chłopaka. Był zaskoczony. Zaczęłam się śmiać i pociągnęłam za sobą Louis’a. Jak najszybciej wyszliśmy z łazienki.
- Widziałeś jego minę?- zapytałam i zaczęłam się śmiać.
- Wiesz, muszę przyznać, że to był trochę dziwny widok. Jeszcze do tego dziewczyna w męskiej toalecie. Nie ładnie Cass, nie ładnie.- pokiwał palcem przed moją twarzą.
- Nie zapominaj, że to ty mnie tam zaciągnąłeś.
- Zapomnijmy o tym.- zaśmiał się Louis.
- Co ja z Tobą mam?- zapytałam śmiejąc się.
- Kabaret.- odpowiedział i wybuchliśmy śmiechem. Jak ja się cieszę, że go mam. Nie potrafię się przy nim nudzić. Nie pozwala mi na to. Przy nim jestem prawdziwa. Nie muszę udawać dziewczyny bez uczuć, żeby mu zaimponować. Wystarczy, że jestem sobą.
- To co, idziemy na zajęcia?- zapytałam.
- Tak.- ruszyliśmy w stronę domku. Okazało się, że troszkę się spóźniliśmy, ale nie dostaliśmy ochrzanu.
   Pracowaliśmy nad piosenką. Dobrze nam szło. Muszę przyznać, że Louis świetnie śpiewa. Nie wiedziałam, że ma taki talent. Wcześniej mi o tym nie wspominał. Widać, że śpiewanie sprawia mu radość. On żyje muzyką, tak jak ja. To jest jedna z wielu cech, która nas łączy.
   Po godzinie skończyliśmy próby i rozeszliśmy się w swoje strony. Pożegnałam się z Louis’em, obiecując, że spotkamy się jutro na śniadaniu.
   Poszłam w stronę swojego domku. Pociągnęłam za klamkę i miałam zamiar wejść, lecz drzwi się nie otworzyły. To było dziwne. Sara i Chloe powinny być w domku. Nie mają teraz żadnych zajęć.
- Sara, Chloe?- zapytałam. Usłyszałam śmiechy za drzwiami. One są nie do zniesienia!- Wpuście mnie. To nie jest śmieszne.- zauważyłam. Jeszcze głośniej zaczęły się śmiać. Jak one mogą?! Przecież to również mój domek!- Przestańcie się wygłupiać!- krzyknęłam.
- Och Cassie, aleś ty głupia.- usłyszałam Chloe. Nie no, teraz przesadziły!
- Rozegramy to inaczej.- powiedziałam i odeszłam od drzwi. Zaczęłam rozmyślać, co mam w tym wypadku zrobić. Och, jak ja ich nienawidzę!  Mam ich dość! Nie wytrzymam jednego dnia dłużej w ich towarzystwie!
   Nie wiedziałam, co mam zrobić. Postanowiłam udać się do Louis’a. Wiem, że nie powinnam zawracać mu głowy takimi rzeczami, ale sama sobie z tym nie poradzę.
   Zapukałam w drzwi jego domku. Usłyszałam kroki i po chwili otworzyły się drzwi. Stał w nich Lou.
- Cassie?- zdziwił się. Nie przypuszczał, że będzie mieć takiego gościa.
- To ja.- zaśmiałam się.
- Widzę. Co cię to sprowadza?- zapytał.
- Mam mały problem.- przyznałam.
- Z chęcią ci pomogę. Wchodź.
   Otworzył drzwi do szeroka i zaprosił mnie gestem ręki do środka. Usiadłam na jednym z łóżek. Domek Louis’a nie różnił się niczym od pozostały. Może jedynie tym, że mój przyjaciel zajmował go sam i dlatego jedno z łóżek było wolne.
- Jaki masz problem?- zapytał.
- Współlokatorki.- przyznałam. Nie potrzebowałam więcej mówić. Widziałam po jego minie, że mnie w pełni rozumie. Czekałam tylko na jego odpowiedź.


Taaa daaam.
A więc dostarczam Wam nowy rozdział.
Myślę, że nareszcie zaczęło się coś dziać. W następnym będzie jeszcze lepiej.
Takie pytanko ode mnie:
Jak Louis pomoże Cassie?

Ok, a więc w tym oto dniu chciałabym Wam życzyć jak najlepiej spędzonych Świąt Wielkanocnych.
Oby Wasze pisanki były kolorowe.
Mokrego poniedziałku.
Pogody ducha,
Smacznej święconki.
Zdrowia, szczęścia i radości :D

Z tej okazji rozdział z dedykacją dla wszystkich! ;p


Pamiętajcie, że Was kocham.
Do następnego.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 3

- Cześć, mogę się przysiąść?- zapytałam Louis’a, który siedział sam przy stoliku i bawił się swoim jedzeniem.
- Jasne. Ustalmy, że to będzie twoje miejsce do końca kolonii.- uśmiechnął się do mnie.
- Aż tak zależy ci na moim towarzystwie?- zapytałam zajmując miejsce obok niego na drewnianej ławie, która nie była zbyt wygodna, no ale nic nie poradzę.
- Jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać.- posłał mi jeden z swoich najpiękniejszych uśmiechów.
- Skąd wiesz, że można mi ufać?- zdziwiła mnie jego odpowiedz. Raczej wszyscy sądzą, że nie jestem godna zaufania. Nawet nie wiedzą, jak bardzo się mylą.
- Hmmmmm...- zastanowił się. Mogłam przysięgnąć, że słyszałam, jak jego mózg pracował, aby mi odpowiedzieć.- Jesteś jedyną osobą, która wie, jaki jestem i nie jest ze mną dla innych względów.
- A są jakieś inne względy?- zaśmiałam się.- Jesteś jedyną osobą, która się do mnie odzywa, oczywiście nie liczą moich współlokatorek, które mnie nienawidzą. I jesteśmy nawet podobni.
- Może masz rację.- przyznał i po raz któryś z kolei posłał mi swój uśmiech. Lubię, gdy się uśmiecha, bo wtedy i ja mam na to ochotę.
- Cieszę się, że jesteś.- nie wiem, jakim cudem to powiedziałam. Nawet o tym nie myślałam. Tak samo jakoś wyszło.
- Ja też, a to znaczy, że możemy nazwać się przyjaciółmi?- zapytał. Zaskoczył mnie tym pytaniem. Nigdy nie spodziewałam się, że mogę się z kimś zaprzyjaźnić. To takie miłe uczucie.
- Chyba tak.- przyznałam.
   Całe śniadanie przegadaliśmy. Panowała między nami bardzo miła atmosfera, której nic nie mogło zaburzyć. Jeszcze nigdy z kimś mi się tak dobrze nie rozmawiało. Louis to świetny towarzysz i po raz któryś muszę powtórzyć, że jest to świetny i dobry chłopak.
   Po zjedzeniu śniadania poszłam się przebrać, ponieważ miałam za chwilę mieć zajęcia taneczne. Założyłam leginsy i luźną bluzkę. Wspominałam, że kocham tańczyć? Nie? To teraz już wiadomo.
   Podeszłam pod salę taneczną. Była to wielka scena, z małym płotkiem, aby nikt nie wypadł. Na czterech grubych, drewnianych kłodach umocowane było zadaszenie, aby deszcz nie pokrzyżował naszych planów. Aby wejść na salę, trzeba było pokonać cztery schodki, a jeżeli ludzie się nudzili mogli nas śmiało podglądać, ponieważ wszystko co robimy było widoczne. To chyba był jedyny minus tego.
   Zatrzymałam się przy schodkach, gdzie czekał już na mnie Lou.
- A może sobie to podarujemy?- zapytał. Widziałam strach w jego oczach.
- Dlaczego?- zapytałam śmiejąc się. Muszę przyznać, że widząc go przestraszonego,  miałam ochotę się roześmiać. Chłopak boi się tańczyć? Jeszcze się z tym nie spotkałam.
- Nie jestem zbyt dobrym tancerzem.- przyznał.
- Oj, po to są te zajęcia, aby nauczyć się tańczyć. No chodź.- wzięłam go za rękę i ruszyłam po schodach, aby wejść do sali. Lou zrobił jeden krok, a później się zatrzymał i spojrzał na mnie.
- Obiecaj, że nie będziesz się śmiać.- poprosił.
- No już dobrze, dobrze.- zaśmiałam się.- Przecież nie może być aż tak źle.- zauważyłam.
- Oj uwierz, że może.- posłał mi słaby uśmiech, który po chwili znikł z jego twarzy. Weszliśmy do środka sali.
- No dobrze, są już wszyscy. Możemy zaczynać.- przyznała nauczycielka tańca.- Z racji tego, że jakimś cudem jest równa ilość chłopaków i dziewczyn, postanowiłam to wykorzystać i chcę was nauczyć jakiegoś tańca towarzyskiego.
   Wszyscy byli zdziwieni.
- A jakiego dokładnie tańca będzie nas pani uczyć?- zapytałam. Chyba jedyna byłam aż tak odważna.
- Myślałam nad walcem angielskim.
- Zmywamy się stąd?- zapytał mnie Louis na ucho.
- Och, kochany, teraz już za późno. Nie martw się, to jest łatwe.- uśmiechnęłam się do niego.
- Na pewno?- zapytał.
- Tak, poradzisz sobie.- przyznałam.
- Mam nadzieję.- szepnął mi.
- A więc dobierzcie się w pary. Tak już zostaniecie do końca zajęć. Nikomu nie powinno zabraknąć partnera.
- Cassie, będziesz moją partnerką…. do tańca?- zapytał Louis zwracając się w moją stronę. Widziałam tą jego bezradność w oczach. Przeczesał sobie ręką włosy i czekał na moją odpowiedź.
- Oczywiście.- uśmiechnęłam się do niego. Chwyciliśmy się za rękę, bojąc się, że mogą nas rozdzielić.
   Gdy już wszyscy znaleźli swoją parę (oczywiście na każdy był z niej zadowolony) to ustawialiśmy się, tak jak zechciała instruktorka. Zaczęliśmy od najprostszych kroków.
   Louis miał rację, nie był dobrym tancerzem. Co chwilę myliły mu się kroki. Będziemy musieli nad tym popracować.

- To nie ma sensu.- przyznał, gdy razem ruszyliśmy w stronę stołówki, gdzie miał się za chwilę rozpocząć obiad.
- Louis, ja ci pomogę. Pokażę ci te kroki.- powiedziałam. Chciałam mu jakoś pomóc. On nie może się tak szybko poddać. Tak się nie robi! Jeżeli chce się nauczyć tańczyć, to musi się przełamać.
- Mówiłem już,  że jestem kiepskim tancerzem.
- Louis, spójrz na mnie.- zatrzymaliśmy się i wzięłam jego twarz w swoje dłonie, ponieważ cały czas uciekał wzrokiem.- Dasz radę. Ok? Ja ci pomogę.
- Nauczysz mnie tego?- zapytał, a jego oczy zabłysły szczęściem.
- Tak.- zaśmiałam się i opuściłam dłonie.
- Obiecujesz?- zadał mi kolejny pytanie.
- No jasne.- oboje wybuchliśmy śmiechem. Od razu mi lepiej, gdy widzę go szczęśliwego.
   Zasiedliśmy przy naszym stoliku i zaczęliśmy rozmawiać na przeróżne tematy.
- Jakie zajęcia mamy po obiedzie?- zapytałam.
- Plastyczne, a później od razu idziemy na wokalne.- odpowiedział. Zająknęłam. Jakim cudem ja dałam się namówić  na zajęcia wokalne? Ja nie potrafię śpiewać, a przynajmniej nigdy nie robiłam tego publicznie.- Coś nie tak?- zapytał Louis.
- Jakim cudem namówiłeś mnie na zajęcia wokalne? Chyba nie byłam świadoma tego, co mówię.- przyznałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Skoro ja poszedłem na zajęcia taneczne, to ty nie masz wyboru i idziesz ze mną na wokalne.- pokazał mi swój język.
- Ale nie będziesz się śmiał?- zapytałam.
- Przecież obiecałem ci, że nie. Na ma się czym martwić.- poklepał mnie po plecach, aby dodać mi otuchy. Muszę przyznać, że trochę mi to pomogło.
    Zjedliśmy obiad i ruszyliśmy na zajęcia plastyczne. Odbywały się one w małym domku, podobnym do tego, w którym mieszkałam, tylko odrobinę większym i oczywiście z innym wystrojem. Na ścianach były powieszone pełno obrazów, a pod nimi stały szafki, półki z różnymi przyborami do malowania, klejenia itp. Nic wielkiego.
   Na pierwszych zajęciach nie robiliśmy nic nadzwyczajnego. Dowiedzieliśmy się, że jutro zajmiemy się orgiami, a za parę dni  będziemy malować farbami, także zapowiada się ciekawy tydzień, bo bardzo lubię takie rzeczy i widziałam, że Louis’owi też to odpowiada.
   Po skończonych zajęciach plastycznych, przyszedł czas na wokalne. Tym razem to Lou musiał mnie przekonywać, że będzie fajnie. Jakoś się przełamałam i weszłam do sali. Była całkiem podobna do tanecznej, tylko posiadała drewniane ściany i już nikt nie mógł się nam przyglądać, co bardzo mnie ucieszyło.
- Zajęcia wokalne opierają się na tym, że stworzymy zespół i będziemy przygotowywać się do występu, który będzie na ognisku pożegnalnym.- przyznała kobieta, która prowadziła zajęcia.- Są nam potrzebne osoby, które potrafią grać na jakimś instrumencie. Podnieście ręce, proszę.- odruchowo moja ręka uniosła się w górę. Nie potrafiłam tego powstrzymać. To był jeden z moich sekretów, o którym wiedzieli tylko rodzice.
- Cassie, nie będziesz śpiewać?- zapytał Louis.
- Lou, nie mam głosu, a poza tym przydają się osoby, które będą grać.- uśmiechnęłam się.
   Kobieta pytała wszystkich o instrumenty, na których grają.
- A ty?- zwróciła się do mnie.
- Gram na perkusji.- odpowiedziałam i nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na moje usta. Louis był bardzo zaskoczony tym, co powiedziałam.
- Czyli mamy już cały skład.- uśmiechnęła się blondynka, która prowadzi zajęcia wokalne.- Panie Louis, pan będzie głównym śpiewającym.- zwróciła się do mojego przyjaciela. Czyli Louis umie śpiewać? Nie mówił mi o tym wcześnie. W ogóle zbyt wiele o sobie nie opowiadał. Hmmmm? Dziwne, prawda?
- Dobrze.- zgodził się chłopak i posłał jej szeroki uśmiech.
- Ok. Reszta osób będzie tworzyła chórek. Także skoro ustaliliśmy już skład zespołu, to jutro zaczniemy robić coś z piosenką. Na dzisiaj to tyle- powiedziała prowadząca i wszyscy się rozeszli.
- Od kiedy śpiewasz?- zapytałam mojego przyjaciela.
- Hmmm, nawet sam nie wiem.- przyznał.- Zaczęło się to gdy byłem mały.
- Dobry jesteś?- zadałam mu kolejne pytanie.
- Chyba tak. W sumie to nie wiem.- zdawał mi się być jakiś spięty i panicznie poszukiwał innego tematu. Postanowiłam już o to nie pytać. Odpowiedzi na moje pytania sprawiają mu trudność, więc już go nie będę męczyć.- To gdzie mam cię nauczyć tych kroków tanecznych? Wpadniesz do mojego domku?- zapytałam, aby zmienić temat.
- Może lepiej będzie, jak zrobimy to u mnie.- odpowiedział i posłał mi uśmiech.
- A twoi koledzy z domku nas nie wygonią?- zapytałam. Miałam pewne obawy co do tego.
- Ja mam sam domek.- przyznał Louis. Zaskoczył mnie tym. Przecież powinien mieć współlokatora. To jest dziwne.
- Jak to?- zapytałam.
- Nie wiem, jak mam ci to wytłumaczyć. Po prostu mi zaufaj. Kiedyś ci to wszystko wyjaśnię. Jeszcze nie czas na to.- przyznał.
- No dobrze. Ufam ci.- przyznałam.
   Ruszyliśmy w stronę jego domku. Przynajmniej teraz już wiem, gdzie Lou mieszka i będę mogła go odwiedzać, jeżeli na to mi pozwoli.
   Całe popołudnie spędziliśmy na tym, że uczyłam go kroków tanecznych. Muszę przyznać, że było to trochę zabawne, ale przynajmniej fajnie spędziliśmy razem czas. Odpowiadało nam swoje własne towarzystwo. Żałowałam, że nie mieszkam w domku razem z Louis’em, tylko muszę użerać się z Sarą i Chloe. One są okropne!


Witajcie.
Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie złe. Miałam ten rozdział dodać wczoraj, ale się nie wyrobiłam. Mam teraz tyle nauki, że nie wyrabiam. Na szczęście jutro ostatni dzień i przerwa! Oczywiście bardzo się z niej cieszę :D
A jak Wam mija tydzień?
Och, właśnie. Spodobał Wam się rozdział?

No dobrze, to chyba na tyle.
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem.
Kocham Was <333

czwartek, 10 kwietnia 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 2

   Weszłam do małego domku. Czyli to tutaj spędzę dwa tygodnie? Mam nadzieję, że będzie dobrze.  Spojrzałam na moje lokatorki. Nie no, ja rzeczywiście mam pecha. Najwyraźniej będę musiała wytrzymać 2 tygodnie z dziewczyną, która zaczepiła mnie w autokarze, twierdząc, że oszukuję Louis’a. Już od samego początku jej nie lubiłam.
- Cześć.- powiedziałam. Jedna z nich - wysoka brunetka z włosami do ramion i wielkimi brązowymi oczami spojrzała na mnie spod łba, druga - dziewczyna, która mnie zaczepiła, również brunetka obdarzyła mnie lekceważącym spojrzeniem. Obie mnie nie lubią. Od razu to zauważyłam.

- Cześć.- odpowiedziały.
- Które łóżko jest wolne?- zapytałam.
- To.- jedna z dziewczyn wskazała mi składane łóżko, które było oddalone od reszty. Przemierzyłam pokój. Czułam na sobie ich wzrok. Czego one ode mnie chcą?
- Louis już cię rozszyfrował?- zapytała druga dziewczyna.
- Ale dlaczego?- odparłam. Nie wiedziałam, o co im chodzi. To zaczyna robić się śmieszne.
- Poznał, że go oszukujesz?
- Ale ja go nie oszukuję.- zaprzeczyłam. Te dziewczyny zaczynają mnie denerwować.
- Wmawiaj to jemu, ale nie nam.- odezwała się brunetka z krótszymi włosami.
- A tak a propos za 5 minut zaczyna się apel powitalny. Zamknij domek, proszę.-powiedziała druga. Obie wyszły śmiejąc się. Położyłam walizkę na swoje łóżko i rozejrzałam się po domku. Była tutaj jedna wspólna łazienka, trzy łóżka, do którego była dołączona mała półeczka. Stały trzy szafy na ubrania, a podłoga i ściany wyłożone były jasnym drewnem.
   Wyszłam z domku. Chciałam go zamknąć, lecz zorientowałam się, że nie mam klucza. Zaczęłam się rozglądać gdzie tylko mogłam. Jednak nie potrafiłam go znaleźć. Przekopałam cały domek, gdy w końcu znalazłam klucz pod kocem jednej z dziewczyn. One specjalnie go tak schowały, abym się spóźniła. To było ich celowe działanie.
   Musiałam się pośpieszyć. Nie mogłam się spóźnić, chodź i tak apel się już zaczął. Zaczęłam biec, nie zważając na otoczenie. Przypadkiem wpadłam na kogoś. Ale ze mnie niezdara!
- Przepraszam.- powiedziałam. Mogłam uważać i patrzeć na drogę, ale niestety dopiero teraz o tym pomyślałam.
- Nic się nie stało.- powiedział męski głos. Od razu go poznałam. Spojrzałam przed siebie i napotkałam wzrok Louis’a, te jego piękne oczy o zielono - niebieskim odcieniu. Niezwykły kolor.
- Louis?- zapytałam skołowana.
- Tak, to ja.- zaśmiał się.- To już jest chyba przeznaczenie.- dodał.
- No, chyba tak.- również się zaśmiałam. Chłopak wstał i podał mi rękę, abym zrobiła to co on.
- Gdzie się tak śpieszysz?
- Moje współlokatorki w domku zrobiły mi kawał i schowały mi klucz. Oboje jesteśmy spóźnieni na apel.
- To nic. Jeszcze zdążymy. Dosłownie minutę temu się zaczął.- powiadomił mnie. Od razu odetchnęłam. Razem, w swoim towarzystwie doszliśmy na stołówkę.
    Rzeczywiście, apel nie musiał trwać zbyt długo. Niektórzy dopiero się schodzili.
- Jako wasi opiekunowie chcemy zapewnić wam dobrą zabawę, dlatego ustaliliśmy, że każdy musi zapisać się przynajmniej na 3 zajęcia. Macie szeroki wybór, więc myślę, że nie będzie problemu z zapisaniem się. Proszę, aby każdy z was zdecydował się i przy kolacji zapisał. To chyba na tyle. Życzę wam miłego pobytu tutaj.- powiedział jeden z opiekunów. Wszyscy zaczęli się rozchodzić.
- Jakie zajęcia wybierasz?- zapytał Louis.
- Nie wiem jeszcze jakie są.- przyznałam.- Ale jeżeli będą, to z pewnością plastyczne i taneczne.
- To masz szczęście, bo właśnie takie zajęcia są.- zaśmiał się Louis.
- Skąd ty to wiesz?
- Byłem tutaj rok temu.- przyznał.- Może poszłabyś ze mną jeszcze na wokalne?- zapytał.
- Chyba lepiej nie.- zaśmiałam się.
- Proszę.- zrobił do mnie słodką minkę. To na mnie podziałało.
- No dobrze.- zgodziłam się.- A ty na jakie zajęcia idziesz?- zapytałam.
- Tak jak ty na plastyczne i wokalne.
- A trzecie?- zapytałam.
- Nie mam.- przyznał.
- To chodź ze mną na taneczne. Nie będę się nudzić.- poprosiłam. Z nim będzie mi raźniej.
- Nie jestem najlepszym tancerzem.
- Proszę.- uśmiechnęłam się do niego jak tylko najładniej potrafiłam.
- No dobrze.- zaśmiał się.- Masz dar przekonywania.
- Wiem to.
   Rozeszliśmy się, każdy w swoim kierunku. Doszłam do mojego domku, gdzie czekały już na mnie moje współlokatorki.
- Co tak długo?- zapytała dziewczyna, która zaczepiła mnie w autokarze.
- Zostaw ją Chloe. - odezwała się druga. Chyba się pokłóciły, bo wyglądały, jakby miały się za chwilę zabić.
   Otworzyłam domek i wszystkie weszłyśmy do środka. Postanowiłam się rozpakować, a w tym czasie moje współlokatorki, to raz się kłóciły, a raz godziły. Już ich nie rozumiem. Jednak dzięki tym sporom dowiedziałam się, że druga dziewczyna nazywa się Sara. Może jednak ich spory nie były na marne? Nie wiem, ale szczerze miałam dość słuchania ich ględzenia, dlatego postanowiłam, że pozwiedzam okolicę.
   Wyszłam z domku i najpierw się rozejrzałam. Zauważyłam, że każde pomieszczenie, które zajmuje młodzież, było takie same. Domki były drewniane, a wnętrze podobnie urządzone. Ruszyłam w stronę jadalni -wielka, aby mogła pomieścić wszystkich. Spokojnie zmieściłoby się w niej ze 150 osób.
   Z kuchni wyłaniał się intensywny zapach. Nie potrafiłam rozpoznać czego. Kucharki najwidoczniej gotowały już obiad, który za niedługo powinien się zacząć.
   Przeszłam się trochę dalej i zauważyłam sale taneczną, gdzie zapewne będą się odbywać zajęcia. Dalej było jeszcze parę takich sali, każda przeznaczona do czegoś innego. Z jakiegoś powodu cieszyłam się, że będę chodziła na wszystkie zajęcia wspólnie z Louis’em. To jedyna osoba, którą polubiłam. Może te kolonie nie będą aż takie złe? Tylko jeszcze nie wiem jak poradzę sobie z moimi współlokatorkami. Postaram się coś wymyślić. Muszą wiedzieć, że ze mną nie warto zadzierać.
   Rozejrzałam się po okolicy. Nie było tutaj żadnych ulic, a wszystko było uwolnione od hałasu samochodów i codziennego pośpiechu. Tylko cisza i spokój. Podobało mi się to.
   Mogłam szczerze przyznać, że nie lubię mojego życia. Z chęcią zamieniłabym się nim z kimś innym. W mojej szkole, żeby zaistnieć, trzeba przypodobać się szkolnej  paczce.  Tak naprawdę nie mam prawdziwej przyjaciółki. Nie poznałam osoby, której mogłabym w pełni zaufać. Wszyscy w około sądzą, że jestem nic nie wartą dziewczyną, która po prostu chce zabłysnąć. W oczach nauczycieli jestem zdolną dziewczyną, którą demoralizują koledzy. Może taka jest prawda? Tylko, że jest jeden mały problem. Ja nie mam kolegów, chyba, że mogę nazwać tak osoby, które udają, że mnie lubią tylko dlatego, że się mnie boją. Wyglądam na taką straszną? To, że parę razy przeklnę, nie znaczy od razu, że chcę wszystkich pobić, chodź staram się zrobić takie wrażenie. Jedynie tutaj, na koloniach potrafię być normalna. Ludzie mnie nie znają i dają mi szansę, abym pokazała się z jak najlepszej strony. W moim rodzinnym mieście udaję twardziela, ponieważ boję się odrzucenia. To wszystko jest trudne do wytłumaczenia. Rodzice myślą, że jestem dobrą dziewczyną, a raczej już nastolatką, z dobrymi ocenami i mnóstwem znajomych. Oni nie mają pojęcia, jak bardzo się mylą, i jak wiele ich kochana córeczka ma tajemnic.
- Obiad!- zawołała nagle jakaś kobieta. Poszłam w stronę stołówki. Młodzież już zaczęła się zbierać.
- Cassie!- usłyszałam kolejny krzyk, tylko tam razem poznałam głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Louis’a. Podeszłam do stolika, przy którym siedział.
- Zająłem ci miejsce.- uśmiechnął się do mnie.
- Miło. Widzisz, właśnie zastanawiałam się gdzie usiąść.- odwzajemniłam uśmiech. Zajęłam miejsce obok niego. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie to, że zaprosił mnie do swojego stolika. Nie wiem, dlaczego wybrał mnie. Widziałam zazdrosne miny innych dziewczyn. Czy wszystkie osoby płci żeńskiej są zauroczone Louis’em, czy mi się tak tylko wydaje? Muszę przyznać, że Lou, to świetny chłopak, ale zdaje mi się, że one go nawet nie znają.
- Mogę prosić o autograf?- usłyszałam pytanie. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam blondynkę o długich włosach. Autograf? Jaki autograf?
- Oczywiście.- odpowiedział Louis. Dlaczego on daje jej ten autograf? O co tutaj chodzi?
   Louis nabazgrał swój podpis na kartce i uśmiechnął się do dziewczyny, a ona odeszła zadowolona z siebie.
- Kim była ta dziewczyna i dlaczego chciała od ciebie autograf?- zapytałam.
- Nie wiem.- przyznał chłopak i poruszył ramionami do góry.
- Kim ty jesteś?- zapytałam. To nie było normalne, żeby obca dziewczyna podeszła do chłopaka i prosiła go o swój autograf.
- Chłopakiem, który chce żyć normalnie.- przyznał, a mnie zatkało.- Proszę, nie mówmy o tym. Ta dziewczyna może chciała poprosić mnie o mój numer, a skończyło się na tym, że zażądała mojego podpisu.- wyjaśnił. To nie były mądre słowa, jedynie jakiś głupi pomysł, który nasunął mu się do głowy. Louis chyba zorientował się, że nie uwierzyłam w jego słowa.- Co mamy dzisiaj na obiad?- zapytał. Wiedziałam, że chce zmienić temat. Postanowiłam nie poruszać tej sprawy. Jeżeli będzie chciał mi powiedzieć, to po prostu to zrobi. Najwidoczniej ma powód, aby ukrywać prawdę. Nie wiem dlaczego, ale go rozumiem. Sama oszukuję wszystkich w około, udając osobę, którą nie jestem. Wiedziałam, co czuje, chodź nie wiedziałam, jak ważna jest ta sprawa. Myślę, że kiedyś mi to wyjaśni. Najwidoczniej jeszcze nie czas na to.
- Nie wiem.- przyznałam.
   Do podania obiadu siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Czułam się źle, ponieważ to przeze mnie ona zaistniałam. To ja musiałam zadać takie głupie pytanie. Och, ja też czasami nie myślę.
   Jednak, gdy zjedliśmy danie, wszystko powróciło do normy. Byłam tym trochę zaskoczona, bo Louis zachowywał się, jakby nic się nie stało.
   Cały dzień wspólnie spacerowaliśmy. Lou pokazał mi okolicę. Razem przedyskutowaliśmy sprawy zajęć i obiecaliśmy sobie, że nie będziemy się z siebie śmiać. Mogłam przyznać, że zachowywaliśmy się jak przyjaciele, którzy nie widzieli się od lat. Louis to całkiem fajny chłopak. Nie martwi się życiem i nie obchodzi go opinia innych, w przeciwieństwie do mnie.
   Podczas kolacji jeszcze raz przedyskutowaliśmy temat zajęć i zapisaliśmy się na te same, sądząc, że we dwójkę będzie nam raźniej. Mamy zamiar wspierać się nawzajem. Mam nadzieję, że dotrzymamy tej obietnicy.


Hej.
Tak, wiem. Rozdział nudny.
Proszę, dajcie mi jeszcze szansę. Obiecuję, że następny będzie ciekawszy i lepszy. 
Po prostu teraz musi się to wszystko rozkręcić. 
Później będą się już działy naprawdę bardzo ciekawe rzeczy. Tylko teraz tak jakoś jest to nudne... 
Liczę na Wasze opinie.
Kocham Was!