piątek, 31 października 2014

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 6

Rosalie.
   Minęły dwa miesiące, a my zachowywaliśmy się jak najlepsi przyjaciele. Wiem, że mówiłam, że nie chciałam go znać, ale nie mogłam go tak zostawić. Wiedziałam, że muszę mu pomóc, a poza tym był strasznie miłym człowiekiem. Mieliśmy tyle wspólnego. Naprawdę świetnie się dogadywaliśmy.
   Miałam znaleźć sobie przyjaciela, a Liam był najlepszym materiałem na niego. Nie mogłam z tego tak łatwo zrezygnować. Co mogłam za to, że zaczęło mi na nim zależeć? Nie! Nie zakochałam się! O nie! Po prostu zależało mi na nim, jak na przyjacielu. Nikim więcej. Nawet nie wiem, czy nadawaliśmy by się do życia razem.
   Liam był naprawdę miłym i uczynnym człowiekiem, ale nie kochałam go. I nawet nie wiedziałam, czy mogłabym go pokochać. Nie zamierzałam próbować.
   Wiem, że nie powinniśmy się przyjaźnić, ale nie mogłam tak o nim zapomnieć. Obiecałam, że mu pomogę, a obietnic się nie łamie. Przynajmniej ja tak sądziłam.

   Kolejny dzień. Kolejne nasze spotkanie. Widywaliśmy się prawie codziennie i jakoś nie przeszkadzało nam to.
   Wybiłam sobie wszystkie myśli z głowy i ruszyłam w stronę mojego przyjaciela, który już na mnie czekał przy wejściu do parku.
- Cześć - powiedziałam delikatnie się do niego przytulając.
- Hej - uśmiechnął się. - Co tam u ciebie?
- Wszystko dobrze.
- Przejdziemy się?
- Oczywiście - odpowiedziałam.
   Zaczęliśmy spacerować blisko siebie. Ramię w ramię. Rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Najczęściej były to niezbyt ważne sprawy.
   Rozmawiając mogliśmy się lepiej poznać, a przecież musiałam zdobyć jego zaufanie, aby mu pomóc. Nie wydawał mi się być człowiekiem schorowanym. Nie wyglądał na takiego, ale moja doktorka miała rację. Był chory, a ja musiałam mu pomóc. Czułam taki obowiązek. Tylko najpierw musiałam dowiedzieć się, na co choruje.
   Jednak nie za często - a nawet wcale - nie poruszaliśmy tematu naszych chorób. Wiedziałam, że go to ciekawiło, ale był jak najbardziej świadom tego, że jeżeli zapyta mnie, na co chorowałam, to sam będzie mi musiał powiedzieć, co jest z nim. Ewidentnie nie chciał mi na razie mówić, a ja nie zamierzałam go do niczego zmuszać. Nie o to tutaj chodziło. Nie chciałam nalegać. Wolałam poczekać, aż sam mi powie. Wtedy będzie większa możliwość, że mu pomogę. Przynajmniej ja tak myślę.
   Gorzej będzie, jeżeli nigdy mi nie powie, albo nie będzie chciał mojej pomocy. Kto wie, z jakiego powodu nie chce się poddać leczeniu? Może wcale nie zależy mu na życiu? Może nie chce jeszcze bardziej cierpieć? Może się czegoś obawia?  
   Nie wiedziałam, czy był jakiś sposób, aby wyciągnąć od niego te informacje, ale musiałam się jakoś dowiedzieć. Wiedziałam, że musi minąć trochę czasu, aby mi na tyle zaufał. Zamierzałam być z nim przez ten cały czas.
- Kiedyś mówiłaś mi, że chciałabyś mieć więcej czasu i mnie namalować. Przypominasz sobie to?- Zapytał Liam.
- Tak. Wiem, że coś takiego mówiłam - przyznałam.
- Ta oferta jest nadal aktualna? Bo wiesz, ja ostatnio mam dużo czasu - uśmiechnął się.
- Oczywiście, że jest aktualna - zaśmiałam się.
   Zaczęłam się zastanawiać. Mojego ojca nie było w domu. Na pewno go nie było. Przecież jeszcze mówił to rano. W ogóle to cud, że powiedział.
- Chciałbym kiedyś zobaczyć twoje dzieła - przyznał Liam.
- Możesz to zrobić - uśmiechnęłam się.
- Ale teraz? - Zdziwił się.
- No jasne - uśmiechnęłam się.
   Może to nie był najlepszy pomysł, ale zależało mi na nim. Chciałam, aby poznał moją sztukę. Zresztą obiecałam mu to, a miałam zasadę, że obietnic się dotrzymuje. Nie chciałam go zawieść.
   Nikomu nigdy nie pokazywałam moich rysunków, no chyba, że mojemu kuzynowi, ale miałam o nim zapomnieć. Liam byłby pierwszą obcą - a może i nie - osobą, której chciałam się pochwalić. Bo chyba mu ufałam.
- To co, idziesz? - Zapytałam.
- No jasne - odpowiedział szczęśliwy.
   Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą. Jednak, gdy sobie uświadomiłam, co zrobiłam, szybko puściłam jego rękę i uśmiechnęłam się. Odwzajemnił to.
   Wiedziałam, że jednak podjęłam dobrą decyzję. Jeżeli chciałam, aby zdobył do mnie zaufanie, to ja również musiałam mu zaufać.

Liam.
   Cieszyłem się, że chciała mi pokazać swoje rysunki. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło. To tak, jakby odkryła przede mną kolejną tajemnicę z jej życia. To było niesłychane!
   Nie wiedziałem, dlaczego, ale miałem taką głupią nadzieję, że na którymś z rysunków zobaczę siebie. Głupie, prawda? Po prostu chciałem się dowiedzieć, czy ona też, gdy jest sama wspomina sobie chwile ze mną. Nie, żebym ja to robił… No dobra, kogo tam będę oszukiwał. Czasami nawet po długiej rozłące - trzy dni wystarczą, abym nazwał ją długą - tęskniłem za nią. Nie wiem, co takiego się ze mną stało. Przecież się nie zakochałem. Po prostu była dla mnie przyjaciółką. Nikim więcej. Na razie na nic poważniejszego się nie zanosiło i chyba to się nigdy nie wydarzy.
- Liam, słuchasz mnie? - Usłyszałem pytanie.
   Potrząsnąłem głową chcąc zapomnieć o tym, o czym myślałem i spojrzałem na Rosalie.
- Tak, tak - zapewniłem. - Przepraszam, zaciąłem się.
- Zauważyłam - przyznała dziewczyna.
- Co takiego mówiłaś? - Zapytałem.
- Chciałam ci powiedzieć, że już jesteśmy na miejscu.
   No tak. Dopiero teraz zauważyłem, że się zatrzymaliśmy. Przed sobą ujrzałem mały, biały domek. Weszliśmy przez trochę już zniszczone, drewniane wejście i dróżką ułożoną z kamieni dotarliśmy do drzwi.
   Rosalie wyciągnęła z kieszeni klucze i otworzyła nam drzwi. Weszliśmy do środka. Ro dziwnie się spięła, jakby była gotowa w każdym momencie wybiegnąć z domu. To było dla mnie dziwne.
- Jest tu ktoś?- Zapytała.
   Spojrzałem na nią pytająco.
- Chciałam zobaczyć, czy moi rodzice przyszli już z pracy - wytłumaczyła.
   Uwierzyłem jej.
   Odpowiedziała nam cisza. Byliśmy sami w domu. Ro od razu się rozluźniła.
   Ruszyła się, a ja podążyłem za nią. Dokładnie przyglądałem się wszystkiemu. Poprowadziła mnie przez mały przedpokój i weszliśmy schodami na górę. Domyśliłem się, że to tam właśnie znajduje się jej pokój.
   Rosalie odwróciła się na chwilę i posłała mi uśmiech. Gdy znaleźliśmy się na górze popchnęła jakieś - dość zniszczone - drzwi. Weszliśmy do jej pokoju. Nie był on jakieś zadziwiającej wielkości. Mała klitka, ale sądzę, że jej wystarczała. Ściany były pomarańczowe i wisiały na nich obrazki namalowane zapewne przez Ro. Półki również były pozaklejane rysunkami, że aż trudno było zobaczyć kolor mebli. Łóżko, które stało przy oknie było dokładnie posłane. Parapet był dość szeroki, że nawet mogłem się założyć, że to tam powstają wszystkie rysunki Rosalie.
   Aż zacząłem sobie wyobrażać, jak spędza wieczory, słuchając muzyki i rysując. To byłby świetny widok. Tylko czy prawdziwy? Nie wiedziałem. Chciałem to kiedyś sprawdzić.
- Ładnie tutaj - powiedziałem.
   Uśmiech na twarzy Ro się powiększył.
- Dziękuję - odpowiedziała.
   Pokazała ręką na swoje łóżko, sugerując mi, abym usiadł. Oczywiście wykonałem to, o co mnie prosiła i spoglądałem na nią, jak szuka czegoś w szafce.
   Patrzyłem na jej skupioną twarz. Zmarszczyła czoło tak, że na środku zauważyłem zmarszczkę. Usta lekko poruszyły jej się, gdy głośno wypuściła z nich powietrze.
- Mam - powiedziała bardziej do siebie, niż do mnie.
   Podała mi wielką teczkę. Otworzyłem ją za jej pozwoleniem i zobaczyłem rysunki.
   Każdy przedstawiał coś innego. Niektóre były jakby z innego świata.
- Są piękne - westchnąłem.
   Nic mi nie odpowiedziała, nawet się nie uśmiechnęła. Przeczuwała, że to właśnie powiem. Powinienem stać się mniej przewidywalny.
- Czy mogłabym cię narysować? - Zapytała po jakimś czasie.
- No jasne! - Odpowiedziałem wesoły.
   Od razu wyciągnęła czystą kartkę, ołówek i usiadła przy biurku.
   Rozłożyłem się na łóżku, aby łatwiej jej było ująć moją twarz.
   Gdy zaczęła rysować, dokładniej się jej przyjrzałem. Była taka szczęśliwa, że mogła to robić. Jej oczy aż promieniały szczęściem, usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Jej ręka pewnie krążyła po kartce, dzięki czemu powstawał nowy rysunek. Powoli zaczynało to przypominać moją twarz. Była bardzo skupiona na tym, co robiła, że aż zdziwiło mnie to, że jej nie rozpraszałem. Może to głupie, ale w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Co jakiś czas tylko podnosiła głowę, aby przyjrzeć się mi. Nic więcej. Nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.
   Znów zacząłem wpatrywać się w jej oczy, które wyglądały dla mnie tak znajomo. Nie wiem, czy było to z powodu tego, że często się im przyglądałem, czy dlatego, że widziałem je już u kogoś innego. Taki błękit… Wiedziałem, że skądś go znam. Ale skąd?
   Wtedy podniosłem swój wzrok i zobaczyłem fotografię. To właśnie w tym momencie przekonałem się, skąd znam te oczy. Że wcześniej się nie zorientowałem.
   Tylko, jakim cudem oni się znali?
   Przecież to było niemożliwe.
   Nie. Nie. Nie. Na pewno powiedziałaby mi. Musiałaby mi powiedzieć. Może to była jakaś głupia pomyłka. Może mi się to tylko zdawało. Nie! Przecież to nie mógł być On… Ale był. To był On. On i Ona.


Cześć ;)
No to co, domyślacie się już, kto jest kuzynem Rosalie?
W następnym rozdziale dowiecie się czegoś więcej.
No i już w kolejnym rozdziale poruszę temat ojca Rose. 
Dojdzie wiele tajemnic ;)
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze.

Kocham Was ♥

piątek, 24 października 2014

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 5

Rosalie:
   Chciałam mu pomóc. Naprawdę chciałam mu pomóc. On był inny. On znał jego. Nie mogłam. Po prostu nie mogłam ryzykować w tej sytuacji. Liam był jednym z nich. To oni mi go zabrali. To przez nich on odszedł, zostawił mnie.
   Nie mogłam spotykać się z Liam’em. To było zbyt ryzykowne. Oni obaj się znali. Byli najlepszymi przyjaciółmi.
   Żałowałam, że nie mogłam pomóc Liam’owi, ale po prostu czułam, że nie dam rady. To nie było zadanie dla mnie. Nie nadawałam się do tego. Byłam za słaba. Nie potrafiłam się pozbierać po jego stracie.
  Wiem, że teraz mogłam mieć jedyną szansę, aby znów go zobaczyć, ale nie chciałam, aby uznał, że znów wchodzę w jego życie, gdzie dał mi do zrozumienia, że nie chce mnie znać; gdzie zadawanie ze mną było wstydem.
   Aż za dobrze pamiętam ten dzień.
   Uśmiechnęłam się do mojego kuzyna, który od razu po przekroczeniu drzwi uśmiechnął się do mnie. Jednak to nie było to, czego oczekiwałam. Zawsze, ale to zawsze całował mnie w policzek. Dlaczego wtedy tego nie zrobił? Jego uśmiech nie był prawdziwy. Wydawał mi się smutny. On był smutny!
- Czy coś się stało?- Zapytałam.
   Spojrzałam w jego oczy, które były tak bardzo podobne do moich. Mieliśmy identyczne tęczówki. Zawsze się z tego powodu cieszyłam. Byliśmy do siebie tacy podobni.
- Nie… to znaczy tak - przyznał.
- O co chodzi?- Zapytałam podejrzliwie.
- Rose - uśmiechnęłam się na sam ten dźwięk. Tylko on tak do mnie mówił. Tylko jemu pozwalałam. A on doskonale o tym wiedział. W końcu mówiliśmy sobie wszystko. Byliśmy jak rodzeństwo.- Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego.
- Śmiało, mów. Słucham - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie możemy już się widywać. Twój ojciec ostatnio szaleje, a ja chcę rozpocząć karierę. Nie chcę, aby prasa o mnie źle pisała - powiedział.
- Co?- Zapytałam zdezorientowana.
- Nie chcę, aby wszyscy dowiedzieli się, że mam taką rodzinę - przyznaje.
- Czyli jaką?
   Byłam zła. Potwornie zła. On był moim kuzynem? Powierzałam mu wszystkie swoje sekrety, a on tym razem stał się taki bezduszny. Wolał zerwać naszą przyjaźń, to, co nas łączyło tylko dlatego, że nie chciał mieć złej opinii?
- Dobrze wiesz, kim twój ojciec jest. Wszyscy wiemy, czym się zajmuję. Jak myślisz, jak będę wyglądać, gdy świat się o tym dowie?
- Nie wierzę ci, że jesteś moim kuzynem, że ci ufałam. Jak mogłeś? Nienawidzę cię - przyznałam. Zaczynałam czuć przypływające łzy.
- Proszę, nie pisz do mnie, nie dzwoń, nie kontaktuj się ze mną. Zapomnijmy o tym, że się kiedyś znaliśmy.
   Właśnie wtedy go znienawidziłam.
   Kochałam go i nienawidziłam jednocześnie. Nawet nie wiedziałam, czy to było możliwe.
   A myślałam, że był moim kochanym kuzynem.
   Gdy sobie przypomnę te wszystkie chwile, to mam dość. To tak wiele mnie kosztowało. Dlatego nie mogłam pomóc Liam’owi. Oni się znali. Miałam zakaz kontaktowania się z moim kuzynem, a jeżeli zaczęłaby pomagać Liam’owi, to wszystko bym zniszczyła. Nie mogłam. To nie było takie proste. Mój kuzyn nie chciał mnie już znać, więc musiałam zrobić coś, aby o mnie zapomniał. Tylko czasem zastanawiałam się, czy myśli o mnie. Czy chodź raz, od naszego rozstania pomyślał o mnie, chociaż na sekundę? Chciałam wiedzieć, czy jestem dla niego ważna. Nie wiem, czy mogłabym mu kiedyś to wybaczyć. Tego do końca nie byłam pewna. Wiedziałam jedynie, że chciałabym cofnąć czas i nie pozwolić mu na to, aby odszedł. O niczym więcej nie marzyłam. Chciałam znów go odzyskać, ale wiedziałam, że to nie możliwe. Przecież byłam dla niego nikim. Dlaczego miałby o mnie pamiętać?
   Nie mogłam się dłużej martwić. Musiałam zrobić coś pożytecznego, aby zapomnieć.
   Wyszłam po cichu z pokoju. Zeszłam ostrożnie po schodach. Zatrzymałam się dopiero przy salonie, aby zobaczyć czy mój tata śpi. Miałam wielką nadzieję, że tak jest. Na szczęście wybrałam odpowiednią porę. Udało mi się!
   Moja mama była w pracy, więc nie miałam żadnego problemu. Nie musiałam nikogo informować, gdzie idę.
   Dobrze wiedziałam, że Liam w tym czasie może być w szpitalu, ale mało mnie to obchodziło. Musiałam iść zobaczyć się z dziećmi, tym bardziej, że ostatnio je zaniedbałam.
   Ruszyłam w stronę szpitala.

Liam.
   Nie wiedziałem, co się z nią działo. Odkąd wybiegła z kawiarni nie miałem z nią kontaktu, co bardzo mnie martwiło. A co, jeżeli coś jej się stało?
   Nie. To niemożliwe. Przecież tak dobrze nam się rozmawiało. Naprawdę, miałem wrażenie, że zależy jej na tym, aby mnie poznać. Mnie też zależało. Co takiego się stało? Czy coś źle powiedziałem? Jakoś ją do siebie zraziłem? Nie! Nie zrobiłem nic takiego. Po prostu wybiegła z kawiarni, gdy… gdy powiedziałem jej, że śpiewam w One Direction. Ale dlaczego to zrobiła? Może nas nienawidziła?
   Nie. To musiało być coś innego, a ja zamierzałem się dowiedzieć. Nie mogłem tego tak zostawić.
   Wiedziałem, gdzie mogłaby być. Szpital. To było jedyne miejsce. Musiałem ją tam znaleźć. Dlatego to właśnie tam się udałem.

   Zaraz po wizycie u lekarza poszedłem do odpowiedniego miejsca. Spojrzałem przez okno na świetlicę. Siedziała tam. Uśmiechała się. Była piękna. Tak, jak zawsze.
   Chciałem stchórzyć. Bałem się tego, co mógłbym usłyszeć, ale musiałem zaryzykować, bo mógłbym ją stracić. Nie mogłem do tego dopuścić.
- Liam, weź się w garść - powiedziałem sam do siebie.
   Delikatnie popchnąłem drzwi.
   Wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę. Nawet ona na mnie spojrzała. Myślałem, że w jej oczach zobaczę zdenerwowanie, nienawiść, ale wydawały mi się być smutne. Zraniłem ją?
- Cześć - powiedziałem i się uśmiechnąłem.
  Odwzajemniła uśmiech. Było dobrze.
- Ro, czy to nie jest ten chłopak, którego kiedyś narysowałaś? - Zapytała jakaś dziewczynka zeskakując z kolan Rosalie.
- Tak, to on - dziewczyna zarumieniła się.
   Rysowała kiedyś mnie. Rysowała.
   Czyli że ona też mnie wcześniej zauważyła? Może przeżywała dokładnie tę samą sytuację, co ja? Czy było z nami podobnie?
- Rosalie, możemy porozmawiać? - Zapytałem.
- Później, dobrze? Teraz jestem zajęta - powiedziała.
- Jasne - przyznałem.
- Teraz musisz się z nami pobawić - zaśmiała się mała dziewczynka.
   Pociągnęła mnie za rękę i usadziła na krześle, obok Rosalie.
   Posłała mi delikatny uśmiech i uścisnęła moja rękę.
- Teraz musisz tu zostać. Nie masz wyboru - zaśmiała się.
- Zostanę.
   Tak jak obiecałem, tak zrobiłem. Nie mogłem zawieść jej i dzieci. Już wiem, dlaczego tak bardzo lubiła tutaj przychodzić. Naprawdę dobrze się bawiłem. To była świetna zabawa! Te dzieciaki było słodkie. Razem zadecydowaliśmy, że wszyscy coś narysujemy.
   Gdy już kartki i kredki były rozdane, i każdy znalazł sobie miejsce przy stoliku Rosalie usiadła obok mnie.
- Mogłabym cię narysować?- Zapytała cicho.
- Jasne - odpowiedziałem.
   Cieszyłem się, że chciała właśnie mnie narysować. Wiem, że robiła to wcześniej, ale teraz ja również przy tym byłem. Mogłem zobaczyć jej dzieło. A tak naprawdę to chciałem zobaczyć jak pięknie rysuje.
   Może to głupie, ale po prostu chciałem wiedzieć, jak mnie widzi, jak dla niej wyglądam, co jest dla niej ważne. Chciałem poznać jej zdanie.
   Ja też postanowiłem coś narysować. Na początku nie wiedziałem co, ale po chwili się zdecydowałem.
   Zacząłem rysować łąkę, a na niej kwiaty. Nie wiem, dlaczego to wybrałem. Po prostu czułem, że to mógł być mój najlepszy wybór. Nie chciałem się zbłaźnić, bo szczerze się przyznam, nie potrafiłem rysować. Może nie powinienem się tym przejmować?
   Zerknąłem na rysunek Ro, ale ta szybko go zakryła.
- Nie podglądaj - powiedziała.
   Uśmiechnąłem się do niej.
- Dobrze. Nie będę - obiecałem i odwróciłem wzrok.
- Chciałabym, aby to była niespodzianka dla ciebie.
   Nic na to nie odpowiedziałem.
   Była wyjątkowa. To musiałem przyznać.

   Gdy już wszyscy skończyli Rosalie zwróciła się do mnie.
- Przepraszam, że nie wyszło to aż tak ładnie, ale nie miałam tyle czasu - powiedziała i podała mi kartkę.
   Przyjrzałem się dokładnie obrazkowi.
- Jest świetny - powiedziałem prawdę.- Dziękuję.
- Cieszę się, że ci się podoba. Może kiedyś będę miałam wystarczająco dużo czasu, aby cię namalować.
- Mam taką nadzieję. A teraz, jeżeli pozwolisz, zapraszam cię na spacer. Chciałbym z tobą porozmawiać.
- No dobrze - uśmiechnęła się niepewnie.


Cześć ;)
Tak szczerze to rozdział miałam dodać parę godzin wcześniej, ale się zaczytałam i nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas zleciał haha
Dochodzi coraz więcej tajemnic.... a będzie ich jeszcze więcej ;p
Jak myślicie, dlaczego Rosalie pod koniec rozdziału zmieniła zdanie i zdecydowała się na rozmowę z Liam'em? 
Nie zdradzę Wam co będzie w kolejnym rozdziale, ale musicie wiedzieć, że zrobi się bardzo interesująco ;)
Do następnego!

Kocham Was ♥

piątek, 17 października 2014

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 4

Rosalie:
   Nie żartował.
   Mówił poważnie.
   Sama sobie nie wierzyłam. Na samym początku naprawdę myślałam, że robił sobie jakiś głupi żart. Jednak tak nie było! Rozumiecie to?! Bo ja nadal nie mogłam w to uwierzyć. On to naprawdę zrobił!
   Nie wiem, jak to wyglądało z jego perspektywy, ale próbowałam nie okazywać tego, jak bardzo się cieszyłam. Może zachowywałam się trochę dziwnie i udawałam, że nic nie robię sobie z tego, że zaprosił mnie na kawę, ale w środku cieszyłam się jak mała dziewczynka. Dosłownie.
   Na początku sama nie wiedziałam, jak mam się zachować. To wszystko wydawało mi się dziwne. Nigdy nie byłam osobą, która szybko nawiązywała jakiekolwiek znajomości, no chyba, że chodziło o dzieci, ale to już było coś innego. Po prostu nigdy nie miałam czasu, aby chodzić na imprezy. Uczyłam się w szpitalu. Chciałam iść już do pracy. Przecież byłam już pełnoletnia. Niestety moja mama mi na to nie pozwoliła. Nadal się o mnie bała. Chciałam się usamodzielnić, ale nigdy nie potrafiłam tego zrobić. Najpierw musiałam poszukać sobie znajomych. Tylko jak mogłam to zrobić, skoro nigdy tego nie próbowałam? Po prostu myślałam, że się do tego nie nadaję.
   Bałam, że jakimś sposobem odstraszę Liam’a i gdyby nie to, że chłopak potrzebował mojej pomocy ( w końcu chciałam, aby dalej żył, chciałam namówić go do leczenia), to już dawno bym uciekła.
   Przykre, ale prawdziwe.
   W końcu obiecałam sobie, że mu pomogę. Jednak aby to zrobić, musiałam się z nim zaprzyjaźnić. Bałam się, że coś schrzanię, a było to bardzo prawdopodobne. Tutaj chodziło o jego życie!
   No trudno. W końcu raz się żyje, prawda? Musiałam mu pomóc.
   Wyszliśmy ze szpitala i ruszyliśmy obok siebie. Długo nie musieliśmy się zastanawiać, aby dojść do wniosku, że najlepiej będzie, jeżeli pójdziemy na kawę do pobliskiej kawiarni.
   Przez całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Ja nie wiedziałam, jak mam zacząć rozmowę, a on najwidoczniej stchórzył. A przez chwilę wydawał mi się odważny, może nawet szalony? No bo kto normalny zaprasza nieznajomą osobę na kawę?
   Weszliśmy do kawiarni niedaleko szpitala. Było to małe pomieszczenie, ale słynące z bardzo dobrej kawy i miłej obsługi. Nie raz zdarzało się, że przychodziłam tam na kawę, bądź herbatę.
   Naprawdę cieszyłam się, że Liam mnie tam zaprosił. To wiele dla mnie znaczyło. Byłam mu bardzo wdzięczna.
   Czułam się taka wyjątkowa i mimo, że się nie znaliśmy, to cieszyłam się, że byłam z nim wtedy. Z nikim nie czułabym się aż tak dobrze.
   Było to głupie?
   Po prostu cieszyłam się z tego, że być może znalazłam przyjaciela. Nie chciałam niczego więcej. Najważniejsze było to, aby mu pomóc.
   Tylko to się liczyło.
   Zasiedliśmy przy jednym ze stolików. Kawiarnia była bardzo przytulnym miejscem. Cieszyła się dużą popularnością.
   Na niskim podeście znajdowała się kasa oraz mały barek, gdzie robiono napoje.
   Razem z Liam'em siedzieliśmy w najbardziej odległym stoliku. Chłopak sam chciał tam usiąść, a ja postanowiła się nie sprzeciwiać. Dla mnie nie miało to żadnej różnicy. Ważne było, że mogliśmy porozmawiać. Chyba o to nam chodziło, prawda?
   Zaraz po zajęciu swoich miejsc podeszła do nas drobna dziewczyna z wielkim uśmiechem na twarzy, ubrana w koszulkę z logo kawiarni. Można było poznać, że była to jedna z pracownic odpowiedzialna za obsługę klientów.
- Dzień dobry. Mogę coś państwu podać? - Zapytała.
- Poproszę latte macchiato - powiedziałam.
- Dobrze - odpowiedziała pisząc coś na swojej kartce. Po chwili podniosła wzrok na Liam’a. - A dla pana? - Zapytała.
 - To samo - uśmiechnął się chłopak.
   Dziewczyna znów napisała coś na kartce i szybko odeszła.
   Wyprostowałam się i spojrzałam na mojego towarzysza. Patrzył przez okno nieźle zamyślony. Oczy były skupione na jednym miejscu. Na czole utworzyły się mu dwie zmarszczki.

Liam:
   Sączyliśmy powoli kawę. Delektowałem się jej smakiem. Od jakiegoś czasu siedzieliśmy w ciszy. Odważny Liam znów gdzieś znikł. Nie potrafiłem rozpocząć rozmowy. Zastanawiałem się, co takiego mógłbym powiedzieć. W ogóle jej nie znałem. Nie wiedziałem, jakim tematem mógłbym ją zaciekawić. To naprawdę było trudne. Szczególnie dla tego prawdziwego Liam'a. Byłem zbyt tchórzliwy. Bałem się, że mógłbym powiedzieć coś niestosownego i Rosalie by odeszła. Naprawdę tego nie chciałem. Miałem zamiar z nią porozmawiać i dowiedzieć się czegoś więcej o niej. Bardzo mnie interesowała. Nie chciałem jej stracić teraz, gdy już odważyłem się zaprosić ją na kawę. To był bardzo duży postęp. Nie mogłem teraz tak tego zaprzepaścić. Musiałem się postarać. Z jakiś względów była dla mnie ważna.
   Liam, przestań tyle myśleć! Zagadaj!
   Kurde. Myśl. Szybko myśl.
- Czym zajmujesz się na co dzień? - Zapytałem.
   Poprawiła się na krześle. Mocniej zacisnęła palce na szklance. Wzięła oddech i uśmiechnęła się do mnie.
- Och - zdziwiła się, że się odezwałem. - W wolnym czasie bardzo lubię rysować.
- Jesteś w tym dobra? - Zapytałem.
- Można tak powiedzieć - zaśmiała się niepewnie. - Po prostu lubię to robić. Nie wiem, czy aż tak mi to wychodzi, ale to jedyny sposób, aby uciec od rzeczywistości.
- Nie lubisz świata? - Zdziwiłem się.
   Spojrzałem na jej zamyśloną twarz. Od razu poznałem, że nie wiedziała, jak odpowiedzieć mi na to pytanie. Jej zmieszanie było takie słodkie! Mówię poważnie. Przygryzała delikatnie dolną wargę i myślała, że tego nie zauważam.
   Postanowiłem udać, że nie było tego pytania. Nie chciałem, aby się przy mnie krępowała.
- A ty co lubisz robić w wolnym czasie? - Usłyszałem pytanie dziewczyny.
   Zobaczyłem jej zmieszaną twarz, jakby sama była zdziwiona tym, że się odezwała.
   Zaskoczyła mnie trochę. Nie wiedziała, co lubię robić w wolnym czasie? Czy to mogło oznaczać, że nie wiedziała kim jestem? W sumie, nie dziwię się. One Direction nie było popularnym zespołem. Dopiero zaczynaliśmy swoją karierę.
- W wolnym czasie bardzo lubię śpiewać - przyznałem.
   Posłała mi ciepły uśmiech.
   Wziąłem kolejny łyk mojej kawy. Atmosfera pomiędzy nami trochę się rozluźniła, ale nadal nie było zbyt dobrze. Nie wiedziałem, dlaczego byliśmy przy sobie tacy skrępowani. Do teraz nie pojmuje, o co nam chodziło. To było po prostu głupie, ale nic nie mogliśmy z tum zrobić. Chyba nie byliśmy przyzwyczajeni do tego, że mogliśmy normalnie porozmawiać. Czy zachowywaliśmy się dziwne? Sądzę, że po prostu nie czuliśmy się za dobrze w swoim towarzystwie z tego powodu, że jeszcze nie do końca się znaliśmy. Bo tak naprawdę, to co o sobie wiedzieliśmy? Nic. Kompletnie nic.
   Oboje byliśmy zagubieni w tej sytuacji  i nie potrafiliśmy się w tym odnaleźć. Oboje potrzebowaliśmy czasu. Musieliśmy zrozumieć, co takiego ciągnie nas do siebie i to już od dłuższego czasu. Oboje nie mogliśmy wyjaśnić racjonalnie tej sytuacji. To było dla nas za trudne. Przynajmniej teraz, gdy dopiero co zaczynaliśmy swoją znajomość. Nie wiedzieliśmy o sobie kompletnie nic. Byliśmy dla siebie obcy. Musieliśmy się poznać. To było jedyne wyjście.
- Śpiewasz? - Zdziwiła się.
   Widać, jak kompletnie mnie nie znała. A ja jej i to chyba było najgorsze.
- Tak. Mam swój własny zespół - przyznałem.
- Widać, że jesteś szczęśliwy z tym, co robisz - uśmiechnęła się.
- Skąd to wiesz? - Zapytałem.
- Gdy o tym mówiłeś, to się uśmiechnąłeś.
   Już wiedziałem, że zwraca uwagę na małe gesty. Musiałem wiedzieć, że przyglądała mi się, jakby wyczuwała, że jestem spięty.
- Naprawdę?- Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Tak. A teraz jesteś spięty. Nawet nie wiem dlaczego - przyznała. Zamyśliła się.- Zrobiłam coś nie tak?
- Nie! - Zaprzeczyłem od razu. Może nawet trochę za szybko. Nie było dobrze.
   Chodziło o to, że nie wiesz, kim jestem. Cieszę się z tego, a może i nie?
- To o co chodzi? - Zapytała.
- Po prostu zdziwiło mnie to, że… zresztą nie ważne.
- Wytłumacz mi to - poprosiła.
- Naprawdę cię lubię. Po części myślałem, że przypatrujesz mi się na korytarzu szpitala, bo wiesz, kim jestem. Ale myliłem się.
- Mówisz mi, że kochasz śpiewać, że nie wiem, kim jesteś. Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? - Zapytała.
   Trafiła w mój czuły punkt.
- Jestem członkiem One Direction. Słyszałaś może o nich?- Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
   Przypatrywała mi się przez chwilę. Później jej oczy się poszerzyły, jakby mówiły: nie, to niemożliwe. Nie wiedziałem, co miałem o tym myśleć.
   Nagle wstała i mówiąc krótkie ,,Przepraszam’’ wybiega z kawiarni.


Cześć :)
Z góry przepraszam za wszystkie błędy.
Nie sprawdzałam rozdziału zbyt dokładnie ;p
A więc się porobiło :3
Jak myślicie, dlaczego Rosalie wybiegła z kawiarni?  Czy ma to coś wspólnego z One Direction?
Aha i chcę przeprosić wszystkich, którzy czytają mojego bloga o Larry'm za to, że rozdział się nie pojawił.
Nie zdążyłam go napisać xd
Ale w najbliższym czasie powinnam go dodać.
No to na tyle.

Kocham Was ♥

piątek, 10 października 2014

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 3

Rosalie:
   Kolejny miesiąc. Kolejna wizyta.
   Zaczynało mnie to już powoli nudzić. W sumie to sama nie wiem, dlaczego te wizyty odbywały się tak często. Według mnie, to było niepotrzebne. Przecież teraz byłam zdrowa. Nie mogli mi już tego darować? Nie! Przecież wtedy nie mogłabym spotkać się znów z Nim.
   Tym razem do doktora przyszłam sama. Nie chciałam, aby mama specjalnie zwalniała się z pracy. W końcu byłam już dorosła. Moja mama niestety bardzo przejmowała się moim zdrowiem i sądziła, że jeżeli pójdę sama, to czegoś jej później nie przekażę od doktorki. Głupie myślenie. Przecież potrafiłam zrobić coś sama!
   Siedziałam w poczekalni. Chyba byłam ostatnim pacjentem, bo nikogo prócz mnie już nie było. Tak myślałam, póki nie zobaczyłam Jego.
   Wyglądał piękne. Zresztą tak jak zawsze. Usiadł naprzeciw mnie i się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech i spuściłam głowę. Nagle moje palce i podłoga stały się tak bardzo interesujące.
   Usłyszałam rytmiczne uderzanie czegoś. Spojrzałam na palce chłopaka, które wybijały rytm na podłokietniku. Były takie zwinne, a rytm skądś znałam, tylko nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd.
   Drzwi do gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich pacjent.
- Rosalie Miles - usłyszałam.                                                  
   Ostatni raz spojrzałam na chłopaka i posyłając mu uśmiech weszłam do pomieszczenia.
- Dzień dobry - powiedziałam.
- Dzień dobry. Chyba mam dla ciebie dobre wiadomości - uśmiechnęła się lekarka.
- Jakie? - Zapytałam ciekawa.
- To już nasza ostatnia wizyta. Twoje wyniki są coraz lepsze. Nie ma już potrzeby, abyś więcej razu przychodziła. No chyba, że będzie działo się coś niepokojącego.
   Jęknęłam z niezadowolenia.
- O nie - powiedziałam.
   Jeżeli to był już koniec wizyt, to oznaczało to również, że nie zobaczę już Jego! Nie, tak nie mogło być! Może nie lubiłam chodzić do lekarza, ale widywanie Jego sprawiało mi radość. A wtedy, jeżeli już nie będę chodzić, to również nie będę mogła mu się przyglądać i nie będę miała żadnej szansy, aby z nim porozmawiać.
- Widzę, że się nie cieszysz - zaśmiała się pani doktor.
- Nie, to nie tak… Ja po prostu…
- Nie spotkasz się z Nim - odpowiedziała kobieta.
   Spojrzałam na nią. Skąd ona wiedziała, że chodziło o Niego? Jak to było możliwe, że się dowiedziała?
- Słuchaj. Dobrze wiesz, że jestem przyjaciółką twojej mamy. Nie zauważyłaś niczego dziwnego? Dlaczego jak zawsze przychodzisz, to on też jest w ten sam dzień, o podobnej godzinie?
- To pani sprawka? - Zapytałam z niedowierzaniem.
   Przecież to nie mogła być prawda.
- Och. Pierwszy raz, gdy go spotkałaś, to był przypadek. Twoja mama opowiadała mi, jak później cały dzień mówiłaś o tym chłopaku, więc postanowiłyśmy wam jakoś pomóc i kazałam zapisywać Was na podobne godziny. I tak było cały czas. Aż do teraz. Nie mogę cię już wzywać na niepotrzebne wizyty. To najprawdopodobniej wasze ostatnie spotkanie tutaj.
- Nie. Nie może mi tego pani zrobić! - Krzyknęłam.
- Rosalie. Spokojnie. Jeżeli chcesz, to porozmawiaj teraz z nim. Może akurat coś z tego wyjdzie?
- Ale ja się boję - przyznałam i spuściłam głowę.
- To naprawdę miły chłopak. Może tobie uda przegadać się mu do rozumu - przyznałam tajemniczo kobieta.
- Mnie? Ale, o co chodzi? - Zdziwiłam się.
- Mam z nim pewne problemy. Nie chce poddać się leczeniu. Może ty go przekonasz.
- Na co jest chory?
- Och dziecko. Tego już nie mogę ci powiedzieć. Już i tak za dużo się wygadałam. Spróbuj mu pomóc.
- Jak mam mu pomóc?
- Przekonaj go jakoś, aby zaczął dbać o siebie - powiedziała.- Obiecaj mi, że się postarasz.
- Obiecuję. Pomogę mu jakoś - powiedziałam.
- Do widzenia - dodała kobieta.
- Do widzenia - odpowiedziałam.
   Chciałam zadać jej jeszcze tak wiele pytań, ale tym pożegnaniem dała mi do zrozumienia, że już nic więcej mi nie powie.
- Panie Payne! - Usłyszałam już krzyk doktorki.
   Payne. Miał na nazwisko Payne. Przynajmniej już tyle wiedziałam.
   Zatrzymałam się na chwilę.
- Czy mam coś przekazać mamie? - Zapytałam jeszcze.
- Nie - odpowiedziała mi kobieta.
   Odwróciłam się w stronę drzwi i chcąc wyjść wpadłam na Niego.

Liam:
   Wylądowała prosto w moich ramionach. Mogłem Ją trzymać. Czułem, jak moje serce przyspiesza. Wpadła na mnie! To chyba był nasz najbliższy kontakt! Kurde, jakbyście widzieli, jak bardzo byłem szczęśliwy w tamtej chwili.
- To już jest przeznaczenie - szepnąłem jej na ucho.
   Usłyszałem jej cichy śmiech. Był tak bardzo słodki i dziewczęcy.
- Poczekasz na mnie chwilę? - Zadałem jej kolejne pytanie.
   Musiałem przerwać tę sytuację, więc niepewnie odsunąłem Ją od siebie. Ciężko mi było to zrobić, ale bałem się, że uzna mnie za kogoś, kto Ją prześladuję. Nie mogło do tego dojść! Nie teraz, kiedy pierwszy raz odważyłem się do Niej zagadać. Czułem się, jakby do mojego ciała wstąpiła całkowicie inna osoba. Nie! To nie był ten Liam, którego znałem. O nie! Ten był dużo odważniejszy i w końcu zagadał! Czy mogłem prosić o coś więcej? To było jak spełnienie moich najskrytszych marzeń!
   Patrzyłem na dziewczynę, która lekko i niepewnie skinęła głową. Szybko mnie wyminęła i zniknęła w korytarzu.
   Miałem wielką nadzieję, że rzeczywiście na mnie poczeka. Inaczej straciłbym wiarę w sobie.
   Na szczęście dziś wizyta minęła zaskakująco szybko. Dziś moja doktorka nie narzekała aż tak bardzo na to, że nie chcę się podjąć leczenia.
   Dziękowałem za to, że po chwili wypuściła mnie z gabinetu. Nawet się nie żegnając, szybko z niego wyszedłem. Zacząłem wzrokiem szukać Jej. Szkoda tylko, że nigdzie Jej nie było. Stchórzyła? Uznała mnie za totalnego wariata? Nie. Proszę, niech Ona będzie tutaj gdzieś w pobliżu. Nie będę w stanie zagadać do Niej po raz drugi.
   I wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wiedziałem, gdzie była. Przecież zawsze tam chodziła. Nie, żebym jakoś specjalnie zwrócił na to uwagę. Wcale Jej nie śledziłem. Proszę, nie uznajcie mnie za psychopatę. Zresztą, już na pewno tak sądzicie. Kto normalny interesował się w ogóle nieznajomą dziewczyną? Oczywiście, że ja.
   Przeszedłem wolno korytarzem zastanawiając się, czy rzeczywiście nie uciekła. To nawet wytłumaczyłoby tą całą sytuację.
   Ja chyba też tak bym postąpił.
   Jednak nie miałem racji. Nie uciekła. Nie stchórzyła. Stała odwrócona do mnie tyłem. Tam, gdzie zawsze.
   Podszedłem do niej wolnym krokiem. O tak. Zdecydowanie ten Liam, który kazał tajemniczej dziewczynie na siebie czekać dawno odszedł i znów wrócił nieśmiały, prawdziwy Liam, który nie miał za grosz talentu do podrywania dziewczyn. Myślałem, jak ją poderwać. Może coś jednak zostało z tego nieokrzesanego Liam’a? Postanowiłem zaryzykować.
- Cześć - stanąłem obok Jej.
   Podskoczyła.
- Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć - uśmiechnąłem się szczerze.
- Nic się nie stało. Po prostu… Zresztą, nie ważne - zaśmiała się.- Cześć.
   Niepewnie podałem jej rękę, którą uścisnęła.
- Jestem Liam - przedstawiłem się.
- Rosalie - uśmiechnęła się delikatnie.
   Puściła moją rękę i szybko odwróciła wzrok w stronę szyby.
   Spojrzałem w tym kierunku, co Ona. Zobaczyłem dzieci. Chore dzieci. Zastanawiałem się, co Ona w tamtej chwili czuła. Chciałem poznać każdą Jej myśl w głowie, ale to było niemożliwe.
   Może to dziwne, ale staliśmy w miejscu i patrzyliśmy. Nic do siebie nie powiedzieliśmy. Ta cisza powoli robiła się krępująca dla mnie, ale dla niej nie. Zachowywała się, jakby mnie nie było obok Jej. Jak Ona tak potrafiła? Była w ogóle do tego zdolna? Ja niestety tak nie potrafiłem. Głupi jesteś Liam.
- Dlaczego na mnie zaczekałaś? - Zapytałem.- Nie sądziłem, że naprawdę to zrobisz - przyznałem po chwili.
- A naprawdę miałam zaczekać? - Zapytała z uśmiechem.
- Nie czekałaś? - Zdziwiłem się.
- Nie - odpowiedziała. - Sądziłam, że robisz sobie ze mnie żarty. Po prostu przyszłam tutaj, ponieważ zawsze tak robię. Czy to aż takie dziwne?
- Nie - zaśmiałem się.- Na twoim miejscu tez uznałbym to za żart.
- No właśnie - uśmiechnęła się.
- A może tak…- zaciąłem się.- Może…. Ymm…. Dałabyś się zaprosić na kawę?
   Nawet nie spojrzała w moją stronę, gdy jej to proponowałem. Nie potrafiłem odczytać Jej uczuć. Zbyt dobrze je skrywała. Już wtedy wiedziałem, że będzie mi ciężko nawiązać z Nią jakikolwiek kontakt. Może po prostu niepotrzebnie wpychałem się do Jej życia?
- Mogę pójść z tobą na kawę - odpowiedziała.
   Odetchnąłem. Udało się! Zgodziła się!
   Bez słowa wyminęła mnie i ruszyła w stronę drzwi szpitala. Podążyłem za nią wzrokiem. Byłem strasznie zaskoczony.
   Rosalie zatrzymała się i odwróciła się w moją stronę.
- Liam, idziesz? Czy może się rozmyśliłeś? - Zapytała.
- Idę - odpowiedziałem szybko.
   Dogoniłem ją.


Cześć!
Co tam u Was?
U mnie nawet dobrze. 
Jak podoba Wam się pierwsza rozmowa pomiędzy Liam'em a Rosalie?
Heh, czekajcie na kolejny rozdział. Myślę, że Was zaskoczę ;p
Czekam na Wasze komentarze.

piątek, 3 października 2014

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 2

Rosalie:
      Patrzyłam na uśmiechnięte twarze dzieci. Sprawiały mi tyle szczęścia, że nie mogłam tego określić. Cieszyłam się, gdy mogłam patrzeć na ich radość. Sama byłam podekscytowana, że mogłam spędzić z nimi swój wolny czas. I tak w domu nie miałam co robić. Wolałam siedzieć tam. Oczywiście nie, jako pacjentka, ale jako nadzieja dla tych małych dzieci, które dzięki mnie mogły uwierzyć, że w przyszłości będą zdrowe.
   Kiedyś jedna dziewczynka nazwała mnie jej nadzieją. Była troszkę starsza niż reszta i lepiej się z nią dogadywałam niż z innymi. Powiedziała mi kiedyś, że jestem osobą, która uwielbia pomagać. Miała rację. Zawsze bardziej wolałam dawać niż dostawać. Uznała również, że jestem kimś więcej niż tylko człowiekiem z racji tego, że tyle czasu poświęcałam innym. To dla mnie było normalne. Ja po prostu uwielbiałam uszczęśliwiać innych. Chciałam, aby te dzieci miały wsparcie. Coś, czego ja nigdy nie dostałam. Niby mama mnie wspierała, ale to nie było to, czego chciałam. Moja rodzicielka nie przychodziła do mnie za często, bo od rana do nocy musiała pracować, aby utrzymać rodzinę. A tata? Ani razu nie widziałam go w szpitalu. Nienawidził mnie i matki. Kochał tylko jedną rzecz. Ale o nim opowiem kiedy indziej.
- Dobrze, że jesteś - powiedziała mała Alice.
- Też się cieszę na twój widok - uśmiechnęłam się.
   Przytuliłam każde dziecko po kolei. Zawsze tak robiłam. Później zaczęły mi opowiadać o swoich ostatnich przeżyciach. Ja oczywiście słuchałam wszystkiego i cieszyłam się, gdy ktoś miał za niedługo wychodzić ze szpitala, oraz płakałam, gdy stan któregoś dziecka się pogorszył.
- Co będziemy robić? - Zapytała Alice.
   Była to dziewczynka, którą najbardziej lubiłam. Była chyba najstarsza ze wszystkich. Miała może jakieś 9 lat i traktowała mnie jak swoją własną matkę. Zresztą, nawet dość dobrze znałam się z jej rodzicielką. Biedaczka, została sama z chorym dzieckiem. Mąż ich opuścił. Pamiętam, jak płakała mi, gdy to opowiadała. Była cała roztrzęsiona. Bała się powiedzieć własnej córce, że tata odszedł. To naprawdę musiało być dla niej przykre. Tak bardzo jej wtedy współczułam. Naprawdę wydawała się przerażona faktem zostania bez jakiejkolwiek pomocy, a ja tym razem nie potrafiłam jej w żadem sposób doradzić. Nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji i nie wiedziałam, jakbym mogła jej pomóc. Nie potrafiłam nic na ten temat powiedzieć.
- Może porysujemy? - Zaproponowałam.
   Na wszystkich twarzach pojawił się uśmiech. Uśmiech, który pokazał mi, że jestem dla nich ważna i że cieszą się, że jestem tutaj z nimi. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło. Już wiedziałam, że wszyscy się na to zgadzają.
   Pomogłam rozdać wszystkim kartki. Dobraliśmy się mniej - więcej w pary i podzieliliśmy się kredkami. Każdy był zadowolony.
- A co rysujemy? - Zapytał mały Daniel.
- Hmmm… - zaczęłam się zastanawiać.- Może to, co jest w naszym sercu - ułożyłam swoją rękę po lewej stronie klatki piersiowej.
- Co to znaczy? - Zapytał ktoś inny.
- To może być jakieś marzenie, coś ważnego dla nas. Może jakieś miejsce, które kiedyś chcielibyśmy odwiedzić. Jakiś cel w życiu. To, co uważamy za ważne - odpowiedziałam.
   Wszyscy od razu zaczęli rysować. Ja też postanowiłam spróbować. Chociaż byłam dużo starsza, to też chciałam jakoś w tym uczestniczyć. Musiałam przyznać, że była to świetna zabawa. Na początku nie wiedziałam, co takiego miałam narysować, ale po jakimś czasie do głowy wpadł mi pewien pomysł. Dość szalony, ale to On właśnie w tamtej chwili był dla mnie bardzo ważny. Chciałam Go narysować. Jego piękne kasztanowe włosy układające się w każdą stronę. Piękne brązowe oczy, w których można było się zatracić. Może byłam głupia, ale to On w jakimś sensie był ze mną. Nie wiem, czy mnie śledził, czy to był zwykły przypadek, że zawsze się spotykaliśmy. Niestety jeszcze nigdy nie rozmawialiśmy. Bałam się zagadać. Nie byłam odważną osobą.
   Spojrzałam na Daniela, który siedział obok mnie. Rysował siebie jadącego na rowerze. Ten widok sprawił, że chciałam się rozpłakać.
   Czułam się głupio, że narysowałam Jego. Tak naprawdę wcale się nie znaliśmy, a On był dla mnie ważny. Gdy zamknęłam oczy od razu widziałam Jego twarz. Pamiętałam ją tak dokładnie, że bez problemu mogłam przerzucić ją na kartkę. A szczerze się przyznam, nie rysowałam najgorzej. To była jedyna rzecz, do której miałam talent.
- Ro, pokażesz, co narysowałaś? - Zapytała Alice.
- Tak - przyznałam niepewnie i odwróciłam rysunek w stronę wszystkich, aby każdy mógł go zobaczyć.
- Co to za chłopak? - Zapytała mała Emma.
- Nie wiem. Widziałam go parę razy w tym szpitalu. Zdaje mi się bardzo bliski, ale nawet nie wiem, jak ma na imię.
- Przyprowadź go kiedyś do nas - zaproponował Daniel.
- Obiecuję, że to zrobię - uśmiechnęłam się.
   Zobaczyłam obrazki wszystkich dzieci. Przy niektórych naprawdę miałam ochotę się popłakać, ale wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić. Nie chciałam im pokazać, jak bardzo przez to cierpiałam.

Liam:
   Wróciłem do domu. Przez całą drogę zastanawiałem się, co mógłbym zrobić ze swoim życiem. Wiem, że źle robiłem. Powinienem już dawno poddać się leczeniu, ale nie miałem na to odwagi. Bałem się przyznać chłopakom, że jestem chory. Gdyby dowiedzieli się ile czasu to przed nimi ukrywałem, to nigdy by mi już nie zaufali. Wiedziałem, że kiedyś musiałem im powiedzieć. Tylko, że postanowiłem powiadomić ich o tym, kiedy będzie już źle. Nie chciałem ich teraz martwić. Poza tym, jeżeli by się dowiedzieli, to od razu zmusiliby mnie do leczenia. A teraz nie mogłem tego zrobić. Nie, gdy mogłem zobaczyć Ją. Może to było głupie, ale Ona w jakimś sensie była dla mnie ważna. Chciałem ją poznać, ale czekałem na odpowiedni moment.
   Wszedłem do domu i od razu usłyszałem kłótnię. Szybko wszedłem w głąb salonu próbując zlokalizować miejsce sporu. Na szczęście nie musiałem długo szukać, bo chłopaki akurat wychodzili z kuchni wprost do wielkiego salonu. Jak na nas, to był urządzony dość dobrze. Na podłodze położone były jasne panele. Na środku stała biała sofa, dwa fotele i mały, szklany stolik. Na wprost wisiał telewizor, a pod nim znajdowała się półeczka z płytami. Po prawej, zaraz od wyjścia znajdowała się gablotka na nasze nagrody. Były tam również nasze wspólne zdjęcia.
   Spojrzałem na chłopaków, którzy nadal zawzięcie o czymś rozmawiali przekrzykując się, krzycząc nawzajem na siebie.
- Dlaczego się kłócicie? - Zapytałem. Wszystkie głosy ucichły i spojrzeli na mnie.
- Niall znów na wszystkich krzyczy i narzeka, a nic nie zrobiliśmy.
   Nagle wszyscy spojrzeli na Horan’a, który stał z obrażoną miną. Jego spojrzenie spotkało się z moim.
- Nialler, co się z tobą dzieje? - Zapytałem.
- Nie twoja sprawa - odpowiedział oschle blondyn i przepychając się poszedł do swojego pokoju.
   Nie wiedziałem, co się z tym chłopakiem działo. Od jakiegoś czasu był nerwowy. Nie dało się z nim normalnie porozmawiać. Już wszystkich przerastała ta sytuacja. Przecież kiedyś był całkowicie inny. Coś musiało wydarzyć się w jego życiu. Coś, co zmusiło go do takiego zachowania. Niestety nie wiedziałem, co takiego mogłoby to być. Naprawdę nic nie rozumiałam. Gdyby jeszcze coś powiedział, to postarałbym mu się pomóc, ale nic nie chciał powiedzieć. Tak bardzo się zmienił. To, co się stało, musiało nim całkowicie wstrząsnąć. Niestety stał się tak bardzo skryty i tajemniczy. Nie wiedziałem, co takiego było w jego życiu. A może to ja, albo chłopaki coś mu zrobiliśmy? Ale w takim razie, co?
- Jak myślicie, co go gryzie? - Zapytał Louis.
   Wszyscy usiedliśmy przy stole.
- Cały czas mnie to zastanawia - przyznałem.
- Nie potrafię z nim normalnie porozmawiać. Jeżeli coś źle zrobię, to od razu się na mnie wydziera. Stał się samotnikiem. Zachowuje się tak, jakby kogoś stracił - stwierdził Zayn.
- Co masz przez to na myśli? - Zapytałem.
- Może miał dziewczynę? - Zauważył Malik.- Kto wie, czy z kim się nie spotykał, a ta osoba go rzuciła? A teraz nie chce się przyznać.
- Myślicie, że tak mogło być? - Zapytał Harry.- Według mnie tak nie zachowuje się człowiek, którego rzuciła dziewczyna.
- A masz jakąś inną teorię? - Zapytałem.
- Według mnie, to wygląda tak, jakby on z jakiegoś powodu z tą osobą zerwał, że obwinia siebie za coś. Może, dlatego jest taki nerwowy?
- Trzeba będzie dowiedzieć się coś więcej - przyznałem.- Na razie zostawmy go w spokoju. Może ochłonie i znów wróci normalny Niall.
   Wszyscy zajęli się sobą.
   Usiadłem przed telewizorem i oglądałem jakiś durny serial, z którego nic nie wiedziałem. Po prostu nie wiedziałem, co mógłbym ze sobą zrobić.
   Strasznie przejąłem się tą sprawą z Niall’em. Był moim przyjacielem i sądziłem, że jeżeli będzie miał jakieś problemy, to zwróci się o pomoc do mnie. Myślałem, że miał jakiekolwiek zaufanie do mnie. Dlaczego nic nie chciał mi powiedzieć?
   Po chwili dosiadł się do mnie Zayn.
- Oglądasz to? - Zapytał.
- Nie - odpowiedziałem. Kanał od razu został przełączony.
- Gdzie zniknąłeś rano? - Zapytał Malik.
   Przełknąłem głośno ślinę. Liam rusz głową. Wymyśl coś.
- Musiałem się z kimś spotkać - powiedziałem niepewnie.
   Zayn spojrzał na mnie podejrzliwie. Wyczuł, że coś jest nie tak. O nie! Już po mnie. Mogłem wymyślić coś lepszego! Nie jestem dobrym kłamcą, a Zayn doskonale o tym wiedział. Kurde! Że nie pomyślałem wcześniej o tym, aby coś wymyślić. Tylko, że chłopaki nigdy mnie nie pytali, gdzie byłem, gdzie znikałem.
- Dziewczyna? - Zapytał mulat.
- Taak - odpowiedziałem już pewniej.
- Liam się zakochał - Zaśmiał się Zayn.- To z nią się tak zawsze spotykasz?
- Tak - powiedziałem.
   Pomyślałem, że lepiej będzie, jeżeli pomyśli, że to dziewczyna, niż choroba. Nie chciałem go wyprowadzać z błędu.


Cześć!
Nareszcie weekend!
W końcu będę miała chwilę odpoczynku. 
A nie, w sumie to i tak będę musiała się uczyć.
Ale chociaż dzisiaj trochę odpocznę.
A jak tam u Was?
Też Was tak męczą w szkole?
Mam już tego powoli dość.
Dobra, wracając do rozdziału. Zaczyna pojawiać się coraz więcej tajemnic.
Jak myślicie, co się dzieje z Niall'em? 
Biedaczek... też będzie miał pewne problemy w tym opowiadaniu ;p
Nie martwcie się. Wszystko za niedługo się wyjaśni.
A już w następnym rozdziale wydarzy się coś pomiędzy Liam'em i Rosalie :)

Kocham Was ♥