Rosalie.
Minęły
dwa miesiące, a my zachowywaliśmy się jak najlepsi przyjaciele. Wiem, że
mówiłam, że nie chciałam go znać, ale nie mogłam go tak zostawić. Wiedziałam,
że muszę mu pomóc, a poza tym był strasznie miłym człowiekiem. Mieliśmy tyle
wspólnego. Naprawdę świetnie się dogadywaliśmy.
Miałam
znaleźć sobie przyjaciela, a Liam był najlepszym materiałem na niego. Nie
mogłam z tego tak łatwo zrezygnować. Co mogłam za to, że zaczęło mi na nim
zależeć? Nie! Nie zakochałam się! O nie! Po prostu zależało mi na nim, jak na
przyjacielu. Nikim więcej. Nawet nie wiem, czy nadawaliśmy by się do życia
razem.
Liam
był naprawdę miłym i uczynnym człowiekiem, ale nie kochałam go. I nawet nie
wiedziałam, czy mogłabym go pokochać. Nie zamierzałam próbować.
Wiem,
że nie powinniśmy się przyjaźnić, ale nie mogłam tak o nim zapomnieć.
Obiecałam, że mu pomogę, a obietnic się nie łamie. Przynajmniej ja tak
sądziłam.
Kolejny dzień. Kolejne nasze spotkanie. Widywaliśmy się prawie
codziennie i jakoś nie przeszkadzało nam to.
Wybiłam sobie wszystkie myśli z głowy i ruszyłam w stronę mojego
przyjaciela, który już na mnie czekał przy wejściu do parku.
- Cześć - powiedziałam delikatnie się do niego
przytulając.
- Hej - uśmiechnął się. - Co tam u ciebie?
- Wszystko dobrze.
- Przejdziemy się?
- Oczywiście - odpowiedziałam.
Zaczęliśmy spacerować blisko siebie. Ramię w ramię. Rozmawialiśmy na
przeróżne tematy. Najczęściej były to niezbyt ważne sprawy.
Rozmawiając mogliśmy się lepiej poznać, a przecież musiałam zdobyć jego
zaufanie, aby mu pomóc. Nie wydawał mi się być człowiekiem schorowanym. Nie
wyglądał na takiego, ale moja doktorka miała rację. Był chory, a ja musiałam mu
pomóc. Czułam taki obowiązek. Tylko najpierw musiałam dowiedzieć się, na co
choruje.
Jednak
nie za często - a nawet wcale - nie poruszaliśmy tematu naszych chorób.
Wiedziałam, że go to ciekawiło, ale był jak najbardziej świadom tego, że jeżeli
zapyta mnie, na co chorowałam, to sam będzie mi musiał powiedzieć, co jest z
nim. Ewidentnie nie chciał mi na razie mówić, a ja nie zamierzałam go do
niczego zmuszać. Nie o to tutaj chodziło. Nie chciałam nalegać. Wolałam
poczekać, aż sam mi powie. Wtedy będzie większa możliwość, że mu pomogę.
Przynajmniej ja tak myślę.
Gorzej
będzie, jeżeli nigdy mi nie powie, albo nie będzie chciał mojej pomocy. Kto
wie, z jakiego powodu nie chce się poddać leczeniu? Może wcale nie zależy mu na
życiu? Może nie chce jeszcze bardziej cierpieć? Może się czegoś obawia?
Nie
wiedziałam, czy był jakiś sposób, aby wyciągnąć od niego te informacje, ale
musiałam się jakoś dowiedzieć. Wiedziałam, że musi minąć trochę czasu, aby mi
na tyle zaufał. Zamierzałam być z nim przez ten cały czas.
- Kiedyś mówiłaś mi, że chciałabyś mieć więcej
czasu i mnie namalować. Przypominasz sobie to?- Zapytał Liam.
- Tak. Wiem, że coś takiego mówiłam -
przyznałam.
- Ta oferta jest nadal aktualna? Bo wiesz, ja
ostatnio mam dużo czasu - uśmiechnął się.
- Oczywiście, że jest aktualna - zaśmiałam się.
Zaczęłam się zastanawiać. Mojego ojca nie było w domu. Na pewno go nie
było. Przecież jeszcze mówił to rano. W ogóle to cud, że powiedział.
- Chciałbym kiedyś zobaczyć twoje dzieła -
przyznał Liam.
- Możesz to zrobić - uśmiechnęłam się.
- Ale teraz? - Zdziwił się.
- No jasne - uśmiechnęłam się.
Może
to nie był najlepszy pomysł, ale zależało mi na nim. Chciałam, aby poznał moją
sztukę. Zresztą obiecałam mu to, a miałam zasadę, że obietnic się dotrzymuje.
Nie chciałam go zawieść.
Nikomu
nigdy nie pokazywałam moich rysunków, no chyba, że mojemu kuzynowi, ale miałam
o nim zapomnieć. Liam byłby pierwszą obcą - a może i nie - osobą, której
chciałam się pochwalić. Bo chyba mu ufałam.
- To co, idziesz? - Zapytałam.
- No jasne - odpowiedział szczęśliwy.
Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą. Jednak, gdy sobie uświadomiłam,
co zrobiłam, szybko puściłam jego rękę i uśmiechnęłam się. Odwzajemnił to.
Wiedziałam, że jednak podjęłam dobrą decyzję. Jeżeli chciałam, aby
zdobył do mnie zaufanie, to ja również musiałam mu zaufać.
Liam.
Cieszyłem się, że chciała mi pokazać swoje rysunki. To naprawdę wiele dla
mnie znaczyło. To tak, jakby odkryła przede mną kolejną tajemnicę z jej życia.
To było niesłychane!
Nie wiedziałem,
dlaczego, ale miałem taką głupią nadzieję, że na którymś z rysunków zobaczę
siebie. Głupie, prawda? Po prostu chciałem się dowiedzieć, czy ona też, gdy
jest sama wspomina sobie chwile ze mną. Nie, żebym ja to robił… No dobra, kogo
tam będę oszukiwał. Czasami nawet po długiej rozłące - trzy dni wystarczą, abym
nazwał ją długą - tęskniłem za nią. Nie wiem, co takiego się ze mną stało.
Przecież się nie zakochałem. Po prostu była dla mnie przyjaciółką. Nikim
więcej. Na razie na nic poważniejszego się nie zanosiło i chyba to się nigdy
nie wydarzy.
- Liam, słuchasz mnie? - Usłyszałem pytanie.
Potrząsnąłem głową chcąc zapomnieć o tym, o czym myślałem i spojrzałem
na Rosalie.
- Tak, tak - zapewniłem. - Przepraszam,
zaciąłem się.
- Zauważyłam - przyznała dziewczyna.
- Co takiego mówiłaś? - Zapytałem.
- Chciałam ci powiedzieć, że już jesteśmy na
miejscu.
No
tak. Dopiero teraz zauważyłem, że się zatrzymaliśmy. Przed sobą ujrzałem mały,
biały domek. Weszliśmy przez trochę już zniszczone, drewniane wejście i dróżką
ułożoną z kamieni dotarliśmy do drzwi.
Rosalie wyciągnęła z kieszeni klucze i otworzyła nam drzwi. Weszliśmy do
środka. Ro dziwnie się spięła, jakby była gotowa w każdym momencie wybiegnąć z
domu. To było dla mnie dziwne.
- Jest tu ktoś?- Zapytała.
Spojrzałem na nią pytająco.
- Chciałam zobaczyć, czy moi rodzice przyszli
już z pracy - wytłumaczyła.
Uwierzyłem jej.
Odpowiedziała nam cisza. Byliśmy sami w domu. Ro od razu się rozluźniła.
Ruszyła się, a ja podążyłem za nią. Dokładnie przyglądałem się
wszystkiemu. Poprowadziła mnie przez mały przedpokój i weszliśmy schodami na
górę. Domyśliłem się, że to tam właśnie znajduje się jej pokój.
Rosalie odwróciła się na chwilę i posłała mi uśmiech. Gdy znaleźliśmy
się na górze popchnęła jakieś - dość zniszczone - drzwi. Weszliśmy do jej
pokoju. Nie był on jakieś zadziwiającej wielkości. Mała klitka, ale sądzę, że
jej wystarczała. Ściany były pomarańczowe i wisiały na nich obrazki namalowane
zapewne przez Ro. Półki również były pozaklejane rysunkami, że aż trudno było
zobaczyć kolor mebli. Łóżko, które stało przy oknie było dokładnie posłane.
Parapet był dość szeroki, że nawet mogłem się założyć, że to tam powstają
wszystkie rysunki Rosalie.
Aż
zacząłem sobie wyobrażać, jak spędza wieczory, słuchając muzyki i rysując. To
byłby świetny widok. Tylko czy prawdziwy? Nie wiedziałem. Chciałem to kiedyś
sprawdzić.
- Ładnie tutaj - powiedziałem.
Uśmiech na twarzy Ro się powiększył.
- Dziękuję - odpowiedziała.
Pokazała ręką na swoje łóżko, sugerując mi, abym usiadł. Oczywiście
wykonałem to, o co mnie prosiła i spoglądałem na nią, jak szuka czegoś w
szafce.
Patrzyłem na jej skupioną twarz. Zmarszczyła czoło tak, że na środku
zauważyłem zmarszczkę. Usta lekko poruszyły jej się, gdy głośno wypuściła z
nich powietrze.
- Mam - powiedziała bardziej do siebie, niż do
mnie.
Podała
mi wielką teczkę. Otworzyłem ją za jej pozwoleniem i zobaczyłem rysunki.
Każdy
przedstawiał coś innego. Niektóre były jakby z innego świata.
- Są piękne - westchnąłem.
Nic mi
nie odpowiedziała, nawet się nie uśmiechnęła. Przeczuwała, że to właśnie
powiem. Powinienem stać się mniej przewidywalny.
- Czy mogłabym cię narysować? - Zapytała po
jakimś czasie.
- No jasne! - Odpowiedziałem wesoły.
Od
razu wyciągnęła czystą kartkę, ołówek i usiadła przy biurku.
Rozłożyłem się na łóżku, aby łatwiej jej było ująć moją twarz.
Gdy zaczęła
rysować, dokładniej się jej przyjrzałem. Była taka szczęśliwa, że mogła to
robić. Jej oczy aż promieniały szczęściem, usta wygięły się w lekkim uśmiechu.
Jej ręka pewnie krążyła po kartce, dzięki czemu powstawał nowy rysunek. Powoli
zaczynało to przypominać moją twarz. Była bardzo skupiona na tym, co robiła, że
aż zdziwiło mnie to, że jej nie rozpraszałem. Może to głupie, ale w ogóle nie
zwracała na mnie uwagi. Co jakiś czas tylko podnosiła głowę, aby przyjrzeć się
mi. Nic więcej. Nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.
Znów
zacząłem wpatrywać się w jej oczy, które wyglądały dla mnie tak znajomo. Nie
wiem, czy było to z powodu tego, że często się im przyglądałem, czy dlatego, że
widziałem je już u kogoś innego. Taki błękit… Wiedziałem, że skądś go znam. Ale
skąd?
Wtedy
podniosłem swój wzrok i zobaczyłem fotografię. To właśnie w tym momencie
przekonałem się, skąd znam te oczy. Że wcześniej się nie zorientowałem.
Tylko,
jakim cudem oni się znali?
Przecież to było niemożliwe.
Nie.
Nie. Nie. Na pewno powiedziałaby mi. Musiałaby mi powiedzieć. Może to była
jakaś głupia pomyłka. Może mi się to tylko zdawało. Nie! Przecież to nie mógł
być On… Ale był. To był On. On i Ona.
Cześć ;)
No to co, domyślacie się już, kto jest kuzynem Rosalie?
W następnym rozdziale dowiecie się czegoś więcej.
No i już w kolejnym rozdziale poruszę temat ojca Rose.
Dojdzie wiele tajemnic ;)
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze.
Kocham Was ♥
No to co, domyślacie się już, kto jest kuzynem Rosalie?
W następnym rozdziale dowiecie się czegoś więcej.
No i już w kolejnym rozdziale poruszę temat ojca Rose.
Dojdzie wiele tajemnic ;)
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze.
Kocham Was ♥
Cudowny rozdział. Nareszcie liam poznał prawdę. Ciekawa jestem jak zareaguje. No nic. Czekam na nn. Weny życzę kochana blogerko
OdpowiedzUsuńBoski
OdpowiedzUsuńCoś czuje, że Niall ^^ Jejku, już nie mogę się doczekać :)) Rozdział jest boski <3 Pisz szybko dalej ;)
OdpowiedzUsuńSuper *.*
OdpowiedzUsuńTo było pewne, że Niall *.* Jejku robi sie coraz ciekawiej ^^
OdpowiedzUsuńWiedzialam od poczatku ze chodzi o Nialla, ciekawe jak zareaguje Liam.
OdpowiedzUsuńRozdzial genialny :*
Pozdrawiam i czekam na nn <3 Ania