piątek, 10 października 2014

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 3

Rosalie:
   Kolejny miesiąc. Kolejna wizyta.
   Zaczynało mnie to już powoli nudzić. W sumie to sama nie wiem, dlaczego te wizyty odbywały się tak często. Według mnie, to było niepotrzebne. Przecież teraz byłam zdrowa. Nie mogli mi już tego darować? Nie! Przecież wtedy nie mogłabym spotkać się znów z Nim.
   Tym razem do doktora przyszłam sama. Nie chciałam, aby mama specjalnie zwalniała się z pracy. W końcu byłam już dorosła. Moja mama niestety bardzo przejmowała się moim zdrowiem i sądziła, że jeżeli pójdę sama, to czegoś jej później nie przekażę od doktorki. Głupie myślenie. Przecież potrafiłam zrobić coś sama!
   Siedziałam w poczekalni. Chyba byłam ostatnim pacjentem, bo nikogo prócz mnie już nie było. Tak myślałam, póki nie zobaczyłam Jego.
   Wyglądał piękne. Zresztą tak jak zawsze. Usiadł naprzeciw mnie i się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech i spuściłam głowę. Nagle moje palce i podłoga stały się tak bardzo interesujące.
   Usłyszałam rytmiczne uderzanie czegoś. Spojrzałam na palce chłopaka, które wybijały rytm na podłokietniku. Były takie zwinne, a rytm skądś znałam, tylko nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd.
   Drzwi do gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich pacjent.
- Rosalie Miles - usłyszałam.                                                  
   Ostatni raz spojrzałam na chłopaka i posyłając mu uśmiech weszłam do pomieszczenia.
- Dzień dobry - powiedziałam.
- Dzień dobry. Chyba mam dla ciebie dobre wiadomości - uśmiechnęła się lekarka.
- Jakie? - Zapytałam ciekawa.
- To już nasza ostatnia wizyta. Twoje wyniki są coraz lepsze. Nie ma już potrzeby, abyś więcej razu przychodziła. No chyba, że będzie działo się coś niepokojącego.
   Jęknęłam z niezadowolenia.
- O nie - powiedziałam.
   Jeżeli to był już koniec wizyt, to oznaczało to również, że nie zobaczę już Jego! Nie, tak nie mogło być! Może nie lubiłam chodzić do lekarza, ale widywanie Jego sprawiało mi radość. A wtedy, jeżeli już nie będę chodzić, to również nie będę mogła mu się przyglądać i nie będę miała żadnej szansy, aby z nim porozmawiać.
- Widzę, że się nie cieszysz - zaśmiała się pani doktor.
- Nie, to nie tak… Ja po prostu…
- Nie spotkasz się z Nim - odpowiedziała kobieta.
   Spojrzałam na nią. Skąd ona wiedziała, że chodziło o Niego? Jak to było możliwe, że się dowiedziała?
- Słuchaj. Dobrze wiesz, że jestem przyjaciółką twojej mamy. Nie zauważyłaś niczego dziwnego? Dlaczego jak zawsze przychodzisz, to on też jest w ten sam dzień, o podobnej godzinie?
- To pani sprawka? - Zapytałam z niedowierzaniem.
   Przecież to nie mogła być prawda.
- Och. Pierwszy raz, gdy go spotkałaś, to był przypadek. Twoja mama opowiadała mi, jak później cały dzień mówiłaś o tym chłopaku, więc postanowiłyśmy wam jakoś pomóc i kazałam zapisywać Was na podobne godziny. I tak było cały czas. Aż do teraz. Nie mogę cię już wzywać na niepotrzebne wizyty. To najprawdopodobniej wasze ostatnie spotkanie tutaj.
- Nie. Nie może mi tego pani zrobić! - Krzyknęłam.
- Rosalie. Spokojnie. Jeżeli chcesz, to porozmawiaj teraz z nim. Może akurat coś z tego wyjdzie?
- Ale ja się boję - przyznałam i spuściłam głowę.
- To naprawdę miły chłopak. Może tobie uda przegadać się mu do rozumu - przyznałam tajemniczo kobieta.
- Mnie? Ale, o co chodzi? - Zdziwiłam się.
- Mam z nim pewne problemy. Nie chce poddać się leczeniu. Może ty go przekonasz.
- Na co jest chory?
- Och dziecko. Tego już nie mogę ci powiedzieć. Już i tak za dużo się wygadałam. Spróbuj mu pomóc.
- Jak mam mu pomóc?
- Przekonaj go jakoś, aby zaczął dbać o siebie - powiedziała.- Obiecaj mi, że się postarasz.
- Obiecuję. Pomogę mu jakoś - powiedziałam.
- Do widzenia - dodała kobieta.
- Do widzenia - odpowiedziałam.
   Chciałam zadać jej jeszcze tak wiele pytań, ale tym pożegnaniem dała mi do zrozumienia, że już nic więcej mi nie powie.
- Panie Payne! - Usłyszałam już krzyk doktorki.
   Payne. Miał na nazwisko Payne. Przynajmniej już tyle wiedziałam.
   Zatrzymałam się na chwilę.
- Czy mam coś przekazać mamie? - Zapytałam jeszcze.
- Nie - odpowiedziała mi kobieta.
   Odwróciłam się w stronę drzwi i chcąc wyjść wpadłam na Niego.

Liam:
   Wylądowała prosto w moich ramionach. Mogłem Ją trzymać. Czułem, jak moje serce przyspiesza. Wpadła na mnie! To chyba był nasz najbliższy kontakt! Kurde, jakbyście widzieli, jak bardzo byłem szczęśliwy w tamtej chwili.
- To już jest przeznaczenie - szepnąłem jej na ucho.
   Usłyszałem jej cichy śmiech. Był tak bardzo słodki i dziewczęcy.
- Poczekasz na mnie chwilę? - Zadałem jej kolejne pytanie.
   Musiałem przerwać tę sytuację, więc niepewnie odsunąłem Ją od siebie. Ciężko mi było to zrobić, ale bałem się, że uzna mnie za kogoś, kto Ją prześladuję. Nie mogło do tego dojść! Nie teraz, kiedy pierwszy raz odważyłem się do Niej zagadać. Czułem się, jakby do mojego ciała wstąpiła całkowicie inna osoba. Nie! To nie był ten Liam, którego znałem. O nie! Ten był dużo odważniejszy i w końcu zagadał! Czy mogłem prosić o coś więcej? To było jak spełnienie moich najskrytszych marzeń!
   Patrzyłem na dziewczynę, która lekko i niepewnie skinęła głową. Szybko mnie wyminęła i zniknęła w korytarzu.
   Miałem wielką nadzieję, że rzeczywiście na mnie poczeka. Inaczej straciłbym wiarę w sobie.
   Na szczęście dziś wizyta minęła zaskakująco szybko. Dziś moja doktorka nie narzekała aż tak bardzo na to, że nie chcę się podjąć leczenia.
   Dziękowałem za to, że po chwili wypuściła mnie z gabinetu. Nawet się nie żegnając, szybko z niego wyszedłem. Zacząłem wzrokiem szukać Jej. Szkoda tylko, że nigdzie Jej nie było. Stchórzyła? Uznała mnie za totalnego wariata? Nie. Proszę, niech Ona będzie tutaj gdzieś w pobliżu. Nie będę w stanie zagadać do Niej po raz drugi.
   I wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wiedziałem, gdzie była. Przecież zawsze tam chodziła. Nie, żebym jakoś specjalnie zwrócił na to uwagę. Wcale Jej nie śledziłem. Proszę, nie uznajcie mnie za psychopatę. Zresztą, już na pewno tak sądzicie. Kto normalny interesował się w ogóle nieznajomą dziewczyną? Oczywiście, że ja.
   Przeszedłem wolno korytarzem zastanawiając się, czy rzeczywiście nie uciekła. To nawet wytłumaczyłoby tą całą sytuację.
   Ja chyba też tak bym postąpił.
   Jednak nie miałem racji. Nie uciekła. Nie stchórzyła. Stała odwrócona do mnie tyłem. Tam, gdzie zawsze.
   Podszedłem do niej wolnym krokiem. O tak. Zdecydowanie ten Liam, który kazał tajemniczej dziewczynie na siebie czekać dawno odszedł i znów wrócił nieśmiały, prawdziwy Liam, który nie miał za grosz talentu do podrywania dziewczyn. Myślałem, jak ją poderwać. Może coś jednak zostało z tego nieokrzesanego Liam’a? Postanowiłem zaryzykować.
- Cześć - stanąłem obok Jej.
   Podskoczyła.
- Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć - uśmiechnąłem się szczerze.
- Nic się nie stało. Po prostu… Zresztą, nie ważne - zaśmiała się.- Cześć.
   Niepewnie podałem jej rękę, którą uścisnęła.
- Jestem Liam - przedstawiłem się.
- Rosalie - uśmiechnęła się delikatnie.
   Puściła moją rękę i szybko odwróciła wzrok w stronę szyby.
   Spojrzałem w tym kierunku, co Ona. Zobaczyłem dzieci. Chore dzieci. Zastanawiałem się, co Ona w tamtej chwili czuła. Chciałem poznać każdą Jej myśl w głowie, ale to było niemożliwe.
   Może to dziwne, ale staliśmy w miejscu i patrzyliśmy. Nic do siebie nie powiedzieliśmy. Ta cisza powoli robiła się krępująca dla mnie, ale dla niej nie. Zachowywała się, jakby mnie nie było obok Jej. Jak Ona tak potrafiła? Była w ogóle do tego zdolna? Ja niestety tak nie potrafiłem. Głupi jesteś Liam.
- Dlaczego na mnie zaczekałaś? - Zapytałem.- Nie sądziłem, że naprawdę to zrobisz - przyznałem po chwili.
- A naprawdę miałam zaczekać? - Zapytała z uśmiechem.
- Nie czekałaś? - Zdziwiłem się.
- Nie - odpowiedziała. - Sądziłam, że robisz sobie ze mnie żarty. Po prostu przyszłam tutaj, ponieważ zawsze tak robię. Czy to aż takie dziwne?
- Nie - zaśmiałem się.- Na twoim miejscu tez uznałbym to za żart.
- No właśnie - uśmiechnęła się.
- A może tak…- zaciąłem się.- Może…. Ymm…. Dałabyś się zaprosić na kawę?
   Nawet nie spojrzała w moją stronę, gdy jej to proponowałem. Nie potrafiłem odczytać Jej uczuć. Zbyt dobrze je skrywała. Już wtedy wiedziałem, że będzie mi ciężko nawiązać z Nią jakikolwiek kontakt. Może po prostu niepotrzebnie wpychałem się do Jej życia?
- Mogę pójść z tobą na kawę - odpowiedziała.
   Odetchnąłem. Udało się! Zgodziła się!
   Bez słowa wyminęła mnie i ruszyła w stronę drzwi szpitala. Podążyłem za nią wzrokiem. Byłem strasznie zaskoczony.
   Rosalie zatrzymała się i odwróciła się w moją stronę.
- Liam, idziesz? Czy może się rozmyśliłeś? - Zapytała.
- Idę - odpowiedziałem szybko.
   Dogoniłem ją.


Cześć!
Co tam u Was?
U mnie nawet dobrze. 
Jak podoba Wam się pierwsza rozmowa pomiędzy Liam'em a Rosalie?
Heh, czekajcie na kolejny rozdział. Myślę, że Was zaskoczę ;p
Czekam na Wasze komentarze.

5 komentarzy: