Rosalie.
Czas pędził
naprawdę szybko. Chłopcy byli już po kolejnej trasie koncertowej. Wszyscy żyli szczęśliwie.
Powoli przemijały lata. Najlepszy okres naszego życia powoli się kończył. Moi
przyjaciele coraz bardziej się rozwijali. Znaleźli sobie partnerki, zakładali
rodziny, wyprowadzili się. W naszym starym domu zostałam tylko ja, Liam, Alice
i Niall. Mogłoby się wydawać, że blondyn bardzo nam przeszkadzał, ale było
wręcz przeciwnie. Pomagał jak tylko mógł (szczególnie w opiece nad Alice, która
wymagała jeszcze dodatkowej uwagi ze względu na chorobę). Horan jako jedyny z
One Direction nie ustatkował się. Naprawdę mnie to martwiło, mimo że Niall
twierdził, że nie chciał mieć nikogo. Lepiej mu było samemu. Nie kwestionowałam
tego. To był jego wybór. Nie mogłam mu rozkazywać. Jeżeli tak chciał żyć, to
musiałam się z tym pogodzić. Czasem może się nim przejmowałam, bo miał dni, gdy
co chwilę wybuchał płaczem bez powodu. Chciałam go wtedy pocieszyć, jednak on
odrzucał mnie. Nie chciał, abym widziała jak płacze. Na następny dzień znów był
tym wesołym blondynkiem, co dawniej. Nie potrafiłam go zrozumieć, a on nie
chciał mi nic wyjaśnić. Przestał mi się zwierzać.
Harry, Louis i Zayn
prowadzili swoje własne życie ze swoimi partnerkami. Byli bardzo szczęśliwi i
często nas odwiedzali. Coraz poważniej myśleli nad założeniem rodziny.
Tomlinson miał już nawet narzeczoną, z którą spodziewał się dziecka. To było
wspaniałe. I mogłoby się wydawać, że wszystko było w porządku. Jednak nie taka
była prawda….
Mianowicie z
Liam’em działo się coś niedobrego. Niby był uśmiechnięty i energiczny jak
dawniej, ale w jego oczach widziałam ból. Często pytałam się go, o co chodzi,
ale szybko zaprzeczał i upewniał mnie, że nic się nie dzieje. Po prostu mnie
kłamał, a ja tego nie zauważałam.
Nie zamartwiałam
się tym aż tak bardzo. Wydawało mi się, że to było tylko przejściowe. Nie
przypuszczałam, że mogłoby być to coś poważnego. Może nie byłam dobrą żoną,
skoro nie zauważyłam tego, że on z dnia na dzień coraz bardziej cierpiał. Byłam zła na siebie, że wcześniej nie
zwróciłam na to uwagi. Może wtedy byłby jeszcze czas, aby jakoś uratować życie
mojego męża.
Chciałam zrobić dla
wszystkich śniadanie. Nawet rano szybciej wstałam z tego powodu. Powolnym
krokiem, jeszcze trochę zaspana zeszłam do kuchni. Gdy zerknęłam do lodówki, to
przekonałam się, że była ona pusta. Niall znów musiał być głodny w nocy i
wszystko zjadł. To było takie normalne. Mogłam się tego spodziewać i zacząć po
prostu robić większe zakupy. Może wtedy wystarczyłoby jedzenia na dłużej niż
dwa dni.
Zamknęłam lodówkę i
zakradając się cicho do pokoju mojego i Liam’a, przebrałam się, uważając, aby
nikogo nie zbudzić.
Wzięłam kluczyki z
samochodu i wyszłam z domu. Postanowiłam jechać do najbliższego sklepu, aby
zrobić szybkie zakupy.
Odpaliłam silnik i
ruszyłam. Było dość wcześnie rano, ale mimo tego drogi i tak były zakorkowane.
Wszyscy zapewne śpieszyli się do pracy. Żałowałam nawet, że nie pojechałam
metrem. Byłabym zdecydowanie szybciej w sklepie i może byłaby jeszcze
jakakolwiek szansa, aby zrobić śniadanie na czas.
Dopiero po 30
minutach udało mi się dotrzeć do najbliższego sklepu. Starałam się jak
najszybciej zrobić zakupy, aby dotrzeć do domu jeszcze zanim wszyscy się
obudzą. Mimo to, była już dość późna godzina, gdy ponownie wsiadałam do
samochodu. Na zrobienie śniadania na czas nie miałam, co liczyć.
Gdy już zasiadłam
na miejscu kierowcy, odpaliłam samochód. Tym razem kierowałam się już do domu.
Ulice nie były aż tak bardzo zatłoczone jak wcześniej, więc mogłam się trochę
odprężyć i zrelaksować. Słońce powoli wschodziło i zaczynało świecić prosto w
moje oczy. Cieszyłam się z kolejnego słonecznego dnia w Londynie. To naprawdę
nie zdarzało się często i trzeba było się cieszyć z każdego promyka słońca.
Pogłośniłam muzykę
w radiu i pozwoliłam sobie pośpiewać, tym bardziej, że trafiłam na moją
ulubioną piosenkę. Tak spodobała mi się perspektywa rozluźnienia i zaśpiewania,
że przestałam skupiać się na drodze, co było moim największy błąd w życiu,
ponieważ nie zauważyłam samochodu, który wyjechał naprzeciw mnie w celu
wyprzedzenia innego auta. Kierowca najwyraźniej mnie nie zauważył, tak samo jak
ja jego. Oboje nie byliśmy skupieni na drodze.
Dopiero w ostatniej
chwili przekonałam się, w jakiej sytuacji się znajduję, ale wtedy było już za
późno. Zderzyłam się w samochodem z ogromną siłą. A później była już tylko
ciemność.
Liam.
Słońce zaczęło
świecić mi w oczy, zaraz po moim przebudzeniu. Wyjrzałem za okno i uświadomiłem
sobie, że była świetna pogoda.
Uśmiechnąłem się na
samą myśl o tym, że będę mógł z Rosalie i Alice pojechać na basen. Wiem, że
dziewczynka już dawno chciała to zrobić, a dzisiaj być świetny dzień na to. Może
zabralibyśmy ze sobą Niall’a, który w końcu znalazłby sobie jakąś dziewczynę.
To nie tak, że blondyn mi przeszkadzał. Mógł nadal mieszkać z nami, tylko, że
zauważyłem coś dziwnego w jego zachowaniu. Mogłoby się wydawać, że jemu
podobała się moja żona. To jak na nią patrzył… przerażało mnie. Wiem, że mógł
ją kochać, w końcu byli rodziną, ale nie w taki sposób. Odbierałem go za
konkurencję. Byłem zazdrosny, gdy widziałem Niall’a z Ro. Już dawno zdążyłem
zauważyć, że Horan pochłaniał bardzo wiele uwagi Rosalie. Może nie powinienem
się martwić. Wiedziałem, że moja żona traktuje swojego kuzyna jak rodzinę, a nie
jak chłopaka, w którym mogłaby się zakochać. Bałem się jedynie, że kiedyś Niall
mi ją odbierze, że znudzę się Rose i wtedy ona pobiegnie do swojego kochanego
kuzyneczka. Może trochę zbyt surowo oceniałem swoją żonę, ale zawsze wydawało
mi się, że to Niall był dla niej ważniejszy. Nie wiem dlaczego, ale Rose
wydawało się, że musiała chronić swojego kuzyna. Gdy on był smutny, ona również
się smuciła. Byli ze sobą bardzo blisko i nawet nie wiem, czy byli tego
świadomi.
Postanowiłem nie
zawracać już sobie głowy tymi strasznymi myślami. Wstałem z łóżka. Dopiero
teraz zauważyłem, że Rose nie ma w naszej sypialni. Prawdopodobnie zaczęła już
robić śniadanie.
Odświeżyłem się w
łazience i szybko zarzuciłem na siebie ubranie. Po drodze do kuchni zajrzałem
jeszcze do pokoju Alice, która nadal spała. Nie chciałem jej jeszcze budzić.
Było dość wcześnie rano, więc cicho zszedłem po schodach, aby pozwolić
Niall’owi i Alice nadal spać.
Wchodząc do kuchni
zastałem pustkę. Musiałem się mylić co do śniadania, ponieważ Rose nie zaczęła
go robić. Wydawało mi się to dziwne, że nie ma jej w domu. Zajrzałem do lodówki
chcąc wziąć sobie coś do zjedzenia, ale niestety świeciła ona pustkami. Moja
żona najwyraźniej musiała jechać na zakupy.
Postanowiłem na nią
zaczekać, więc wziąłem najbliższą gazetę do ręki i zacząłem ją czytać. Po
chwili usłyszałem kroki, a w progu kuchni pojawił się Niall.
- Dzień dobry - przywitał się pocierając oczy. Był jeszcze
zaspany, więc musiał chwilę temu wstać.
- Cześć - odparłem wracając do czytania gazety.
- Masz ochotę na kawę? - Zapytał blondyn.
Skinąłem jedynie
głową.
Niall musiał tego
nie zauważyć, bo przeszedł obok mnie, nawet nie zwracając uwagi na moją osobę.
Już po chwili nalewał wody do czajnika i wyciągnął tylko jeden kubek.
- Możesz mi zrobić kawy - westchnąłem nawet nie podnosząc
swojego wzroku znad gazety.
Od jakiegoś czasu
tak wyglądały relacje moje i Niall’a. Odzywaliśmy się do siebie tylko wtedy,
gdy musieliśmy. Jeszcze gdy była Rosalie, to ta niezręczność gdzieś znikała,
ale gdy zostawaliśmy sami to wszystko wydawało się takie obce między nami.
Jakbyśmy się nie znali.
- Alice jeszcze śpi? - Zapytał mój przyjaciel.
W momencie, w
którym skinąłem głową rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć - powiedział blondyn.
Gdy woda się
zagotowała zalałem moją kawę i herbatę Niall’a. Akurat, gdy skończyłem to
zrobić, do kuchni wszedł zapłakany chłopak.
- Coś się stało? - Zapytałem.
- Rose… ona… nie żyję - powiedział szlochając.
Miałem ochotę się
zaśmiać z jego żartu. Dopiero po chwili doszedłem do wniosku, że nie mógł
kłamać… nie tak dobrze.
- Nie żyje? - Zapytałem dla upewnienia.
Zdążyłem jedynie
zauważyć jak Niall delikatnie kiwa głową i upada na ziemię szlochając. W
przypływie emocji wybiegłem z domu, zauważając odjeżdżający radiowóz policji.
Ruszyłem przed siebie. Nie płakałem. Byłem jedynie wściekły. Chciałem być przez
chwilę sam. Odizolować się od wszystkiego. Przemyśleć tą całą sytuację.
Zatrzymałem się
dopiero przy lesie. Zacząłem powoli iść między drzewami. Doskonale wiedziałem
gdzie jestem. Po chwili doszedłem nad
urwisko i usiadłem przy krawędzi. Dopiero wtedy pozwoliłem sobie na wylanie
łez.
Zaczęło do mnie
dochodzić to, co właśnie się stało. Moja Rosalie. Ona nie żyła. Opuściła mnie.
Zawsze wydawało mi się, że to ja będę tym pierwszym, który opuści ten świat, a
tymczasem to ona… ona odeszła szybciej.
Popatrzyłem w
przepaść. Chciałem skoczyć. Naprawdę chciałem to zrobić. Nie potrafiłem żyć bez
Rose. Ona była dla mnie wszystkim. Byłem przyzwyczajony do tego, że była przy
moim boku. Teraz miałoby jej nie być? Nie wierzyłem w to.
- Rosalie, dlaczego mi to zrobiłaś? - Zacząłem szlochać.
Schowałem swoją
twarz w dłoniach. Zorientowałem się, że jestem coraz bliżej przepaści. Już
miałem całkowicie się zsunąć, gdy coś mnie powstrzymało. Jedna myśl. Alice. Nie mogłem zostawić tej
dziewczynki samej.
Wstałem na równe
nogi i odsunąłem się od przepaści. Nie potrafiłem skoczyć. Mimo wszystko
chciałem nadal żyć… dla tej małej dziewczynki. Obiecałem Rose, że będę się nią
zajmować. Musiałem dotrzymać obietnicy.
- Kocham cię - szepnąłem w pustkę.
Mimo wszystko
wiedziałem, że Ro to słyszy.
Ostatni raz
spojrzałem w przepaść i odszedłem. Już nie uroniłem więcej łez.
Cześć :)
Co tam u Was?
Więc przybyłam do Was z nowym rozdziałem. Szczerze przyznam, że nie jestem z niego zadowolona. Mógł być lepszy
Muszę Was zasmucić, ale jest to już ostatni rozdział. Pozostał nam jeszcze tylko epilog, który pojawi się w tym tygodniu.
zaraz się popłacze :'( jak to nie żyje, jak mogłaś to zrobić?! Mimo wszystko jednak rozdział jest świetnie napisany. :) Czekam na epilog ;p
OdpowiedzUsuń