piątek, 26 września 2014

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 1

Rosalie:
   Zapach śmierci. Ludzie wolno chodzący po korytarzu. Białe ściany, przez co można było czuć się, jakby w psychiatryku. Kobiety w białych kitlach chodzące cicho po korytarzu. Wózek przejeżdżający po brązowej, zniszczonej podłodze. Ludzie wyglądających na nieszczęśliwych, ale myślę, że tutaj ciężko zobaczyć szczęśliwą twarz. Najgorszy był widok dzieci. Załamane leżały w swoich łóżkach. Słychać było aparaturę, którą odbijała się echem po ścianach.
   Tam codziennie ktoś umierał. Ktoś nowy przychodził. Sale się zmieniały, a ludzie marzyli tylko o tym, aby jak najszybciej się stamtąd wydostać. Szkoda tylko, że dla niektórych to już był koniec.  Nawet ja tak czasami myślałam. Byłam już bliska tego, ale wyszłam. Udało mi się dalej żyć. Nigdy nie lubiłam tego miejsca i gdy wychodziłam, to wcale nie tęskniłam i nie chciałam wracać.
   Do dziś wydaje mi się, że słyszę dźwięk aparatury dającej znać, że serce się zatrzymuje. Nie chcę już tego pamiętać.
   Na szczęście nie musiałam tam wtedy zostawać. Była to tylko wizyta kontrolna, która właśnie się kończyła. Musiałam zrobić sobie badania.
- Zapraszam jutro po wyniki - powiedziała pani doktor.
   Tak bardzo się ucieszyłam gdy usłyszałam te słowa. Nie musiałam zostawać tam na dłużej, co bardzo mnie ucieszyło. Już chciałam wyciągnąć komórkę, ale przypomniałam sobie, że mój kuzyn i tak nie odbierze, ani nie odczyta SMS'a. Nie chciał mieć nic ze mną do czynienia. Nie chciałam o tym wtedy myśleć.
- Jasne - powiedziałam.
   Nie żegnając się wyszłam z gabinetu.
   Byłam szczęśliwa, że to wszystko się skończyło. Gdy tylko tam weszłam, marzyłam, aby jak najszybciej wyjść.
   W sumie, to nigdy nie lubiłam tamtego miejsca. Od najmłodszych lat szpital był moim drugim domem. Całe dzieciństwo spędziłam właśnie tam. Niestety choroba nie wybiera. A ja miałam na tyle pecha, że musiałam urodzić się z wadą serca, która z roku na rok się pogłębiała. Nie chcę o tym mówić.
- Rosalie! - Usłyszałam wołanie.
   Zatrzymałam się i odwróciłam na pięcie.
- Tak mamo? - Zapytałam.
- Gdzie idziesz? - Zadała mi pytanie moja rodzicielka.
- Tam gdzie zawsze - odpowiedziałam.
   Według mnie to było oczywiste, że znów pójdę pobawić się z dziećmi. Nie potrafiłabym przyjść do szpitala i ich nie odwiedzić. Czułabym się z tym źle. Byli dla mnie jak część rodziny.
- Za ile przyjdziesz do domu? - Zapytała moja rodzicielka.
- Za godzinę będę - uśmiechnęłam się.
   Patrzyłam, jak odchodzi. Pomachałam jej jeszcze i zniknęła za drzwiami. Wpatrywałam się jeszcze chwilę, aż drzwi szpitala ponownie się otworzyły. Przeszedł przez nie chłopak. On. Zaczął się rozglądać, a gdy jego wzrok zatrzymał się na mnie, posłał mi delikatny uśmiech. Zawsze tak robił.
   Miałam ochotę do niego podejść i z nim porozmawiać, ale nie potrafiłam. To było trochę dziwne. Od jakiś paru miesięcy widywałam go przy każdej wizycie w szpitalu. Nie wiem, czy ktoś robił to specjalnie, ale zawsze mieliśmy podobne terminy spotkać. Czasem nawet godziny się zgadzały. Siedzieliśmy wtedy w poczekalni i uśmiechaliśmy się do siebie. Nic więcej. Czasem to wydawało się dziwne, ale nic sobie z tego nie robiliśmy.
   Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę, po czym zerwałam kontakt wzrokowy i weszłam do sali. Na szczęście w tym szpitalu było coś w rodzaju świetlicy, gdzie chore dzieci mogły się spotykać. To było jedyne przytulne pomieszczenie w całym budynku. Bardzo lubiłam tam zaglądać. To zawsze podnosiło mnie jakoś na duchu, że można wygrać z chorobą.
   Przychodziłam tam również dlatego, że chciałam dać tym dzieciom nadzieję, a poza tym bardzo je lubiłam i była to dla mnie przyjemność, gdy mogłam je uszczęśliwić.
   Wszystkie dzieci znały mnie bardzo dobrze. Czasem z niecierpliwością czekały, aż przyjdę, a że wszystkie pielęgniarki mnie kojarzyły, to pozwalały mi się z nimi pobawić. To było jak wygranie losu na loterii.
- Ro! - Zawołały dzieci.
   Uśmiechnęłam się. Sama nie wiedziałam, skąd wzięło im się, aby nazywać mnie Ro, ale musiałam przyznać, że bardzo mi się to podobało. Nikt nie mówił do mnie zdrobniale. Mama zawsze nazywa mnie Rosaline. Szkoda, że nie wiedziała, że nie cierpiałam swojego pełnego imienia. Już dużo bardziej wolałam Ro, no ale co zrobić. Chociaż najładniej było Rose, ale tak mógł mówić tylko i wyłącznie on. Mój ukochany kuzyn. Teraz odszedł ode mnie i już chyba nigdy go nie zobaczę, ale to już inna historia. Opowiem wam ją kiedy indziej. Nie mam ochoty teraz się zamartwiać.
- Cześć dzieciaki - uśmiechnęłam się.
   Niektóre z nich natychmiast się do mnie przytuliły. To było miłe. Przynajmniej one mnie lubiły. One były ze mną.
   Tak naprawdę, to nie miałam nikogo innego, no chyba, że mamę i Jego - tajemniczego chłopaka, z którym widywałam się w szpitalu. Jakoś nigdy nie miałam ochoty, aby kogoś poznać. Może to też z powodu, że całe dzieciństwo spędziłam w szpitalu? Nic na to nie poradzę, że byłam chora. Nie miałam czasu, aby się z kimś zaprzyjaźnić.

Liam:
   Znów Ją widziałem. Patrzyła na mnie swoimi pięknymi błękitnymi jak letnie niebo, spokojnymi oczami. Uśmiechała się do mnie tak, jak zawsze, pokazując rząd śnieżno białych, prostych zębów. Jej czerwone usta były dobrze wyeksponowane. Policzki były różowawe. Mimo takiej odległości, która nas dzieliła i po kilku miesiącach obserwacji jej mogłem śmiało przyznać, że była bardzo ładna, przepiękna. Miała zgrabny nosek, który pokryty był drobnymi piegami. To wszystko dodawało jej uroku. Była bardzo dziewczęca i naturalna. Tylko parę razy byliśmy dość blisko siebie, abym mógł to stwierdzić, ale to w pełni mi wystarczyło. Była zgrabna, tylko troszkę niższa ode mnie.
   Nie znałem Jej dobrze. Nawet nie znałem Jej imienia, ale wiedziałem, że na pewno jest ładne, niezwykłe, tak jak Ona. Żałowałem, że nie mogłem Jej lepiej poznać, ale nigdy nie mieliśmy okazji, aby zamienić ze sobą chodź jedno słowo. Mogłem się założyć, że Jej głos był dźwięczny, aksamitny i piękny. Może nawet lekko zachrypnięty? Sam nie wiedziałem. Tak go sobie zawsze wyobrażałem. Chciałem kiedyś usłyszeć Jej śmiech. Z pewnością musiał być uroczy.
   Wybiłem sobie Jej obraz z głowy. Nawet tej dziewczyny nie znałem, a już tak bardzo namieszała mi w głowie. Nawet nie wiem, jak mogłem do tego dopuścić. Czułem, że jest niezwykła. Cały czas o niej myślałem i zastanawiałem się, co takiego robiła w szpitalu. Bardzo ciekawiła mnie jej osoba. Byłem po prostu ciekawy. Nic na to nie potrafiłem poradzić. Czułem, że to nie był przypadek, że zawsze się spotykaliśmy. Może ona również to zauważyła? Według mnie los chciał, abyśmy się poznali. Szkoda tylko, że nie wiedziałem, dlaczego. Coś podkusiło mnie, aby bardziej przyjrzeć się jej osobie. Byłem ciekawy, czy Ona też zwracała na mnie taką uwagę, jak ja na Nią. Może również zastanawiała się, dlaczego tak często się spotykamy? To było bardzo zastanawiające.
   Och. Musiałem zapomnieć, wybić Ją sobie z głowy i załatwić to, co powinienem. To po to tutaj przyszedłem. Musiałem się zastanowić nad swoim losem, ale cały czas Ona mieszała mi w głowie. Oczywiście to nie była Jej wina. To wszystko przeze mnie. Głupi Liam raz zwrócił na Nią raz uwagę i od tego wszystko się zaczęło. Ale czy mogłem to przewidzieć? Nigdy. Nie miałem takiej możliwości. Jedyne wyjście, jakie mi zostało, to zapomnieć, ale nie było to takie łatwe.
   Powinienem przestać o tym myśleć. Po raz kolejny. Przejdźmy do tego, co powinno mnie w tamtym momencie interesować. Musiałem zastanowić się, co miałem ze sobą zrobić. To nie była taka prosta decyzja.
   Znów przyszedłem usłyszeć jak bardzo moje wyniki się pogorszyły, że jest coraz gorzej. Nie przejmowałem się tym. Wierzyłem w to, że sam z tego wyjdę. Przecież mogło mi się to udać. Bałem się podjąć leczenia. Zawsze się po nim źle czułem i wyglądałem koszmarnie. Nie chciałem, aby chłopaki, rodzina i fani się o mnie martwili. Obiecałem sobie, że nie będę na siebie zwracać uwagi. Nie chciałem ich litości. To był mój słodki sekret. Nikt o niczym nie wiedział i nie powinien się dowiedzieć. Przecież tak powinno być.
   Obiecałem sobie jednak, że jeżeli będzie już naprawdę źle, to wszystko im powiem. Na razie nie doszedłem do takiego stanu. Po prostu uważałem, że nie powinienem ich martwić, jeżeli nie jest jeszcze tak źle. Lepiej dla nich, jeżeli nie będą wiedzieć.
   Niestety od razu skierowano mnie na badanie. Spodziewałem się tego. Tak było prawie zawsze. Chyba się już do tego przyzwyczaiłem. Tylko czy to coś dało? Te głupie badania były potrzebne tylko do tego, aby znów usłyszeć, jak bardzo moje wyniki się pogorszyły.

   Siedziałem w gabinecie i czekałem jakby na wyrok. Bałem się, że moje wyniki są jeszcze gorsze niż ostatnio, a wtedy już leczenie mnie nie ominie. Szczerze się przyznam, że bałem się.
- Panie Payne, nie mam dla pana najlepszych wiadomości.
- Tak? - Zapytałem.
   Nie było najlepiej. Już to wiedziałem. Zastanawiałem się tylko ile jeszcze będę wykręcał się od leczenia. W końcu będę musiał się zgodzić. Zależało mi na życiu. Przynajmniej póki Ona będzie.
- Ostatnie wyniki znów źle wyszły. Panie Payne, nie może pan cały czas uciekać od leczenia. W końcu będzie pan musiał się tego podjąć.
- Jeszcze nie teraz - wymamrotałem.
- Czym dłużej będzie pan zwlekać, tym będzie gorzej. Najlepiej byłoby, gdyby teraz pan podjął się leczenia. To najlepszy czas - powiedziała moja doktorka.
- Nie mogę teraz - przyznałem.
- Jeżeli się pan zastanowi, to proszę przyjść.
- Dobrze, zastanowię się - obiecałem.
- Jak dostarczą mi jutro wyniki z dzisiejszego badania, to zadzwonię do pana.
- Dobrze - powiedziałem i żegnając się wyszedłem.
   Martwiłem się trochę o siebie. Powinienem zacząć się leczyć, ale jeszcze nie teraz.
   Miałem wielką ochotę zajrzeć do pomieszczenia, do którego wchodziła Ona, ale zwyczajnie stchórzyłem. Bałem się. A co, jeżeli dla niej nie jestem kimś niezwykłym? Nie chciałbym się zawieść. Zresztą, nawet jej nie znałem. Postanowiłem wrócić do domu. To nie miało sensu. Obiecałem sobie, że jeszcze kiedyś do niej zagadam, ale nie teraz. Musiałem najpierw zebrać się w sobie.


Cześć!
No to co, jak podoba Wam się pierwszy rozdział?
Ja osobiście jestem z niego bardzo zadowolona.
Będę się starała wszystko opisywać tak, jak w tym rozdziale.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Tak więc już wiecie, że w tym opowiadaniu jednym z główniejszych bohaterów będzie Liam. Dlaczego on? Sama nie wiem. Jak wymyśliłam to opowiadanie, to od razu widziałam tam Daddy'ego. Nie potrafiłabym go napisać z kimś innym.
Oczywiście same opowiadanie nie będzie opierać się tylko i wyłącznie na wizytach w szpitalu :)
O to się nie martwcie.
Jak ktoś zauważył będzie jeszcze wątek kuzyna Rosalie no i coś jeszcze, ale o tym dowiecie się później :)
Będzie się dużo działo :)
No to chyba na tyle.
Do następnego ;p
Kocham Was


4 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba i ciesze się, że głównym bohaterem będzie Liam, bo wydaje mi się, że mało jest opowiadań z nim w roli głównej :)) xx Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. super! jestem bardzo ciekawa jaka historia wpadła Ci do glowy ;) zapowiada się bardzo fajnie. Byłam pewna, że tym chłopakiem bedzie Horan, a jednak - pomylka :D no coz, czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial! zaintrygowałaś mnie. ;)
    buziaczki.

    OdpowiedzUsuń