piątek, 12 grudnia 2014

All You Need Is Love - ROZDZIAŁ 10

Rosalie.
   Czułam... Właściwie to nie czułam nic oprócz smutku. Zawładną on moim całym ciałem. Byłam zwykłą porażką. Nie mogłam poradzić sobie z życiem. Te wszystkie wydarzenia powoli mnie niszczyły. Jednak mogłam przeczuwać, że to tak właśnie się skończy. W końcu chłopcy mieli rację. Nie zasługiwałam na Liam'a. Nie zasługiwałam nawet na to, aby na niego spojrzeć. W porównaniu do niego byłam nikim.
   Może nawet Niall miał rację... Nie powinnam się z nim widywać. Pierwszy raz złamałam obietnicę. I to jeszcze obietnicę daną mojemu kuzynowi. Już bardziej nie mogłam go zawieść. Nie wiem, co w tamtym czasie się działo. Zależało mi na Liam'ie, ale czy to był dobry powód, aby zapomnieć o obietnicy, którą dałam blondynowi?
   Co z tego, że nie posłuchałam Horan’a. I tak złamię kolejną obietnicę. Przecież miałam pomóc Liam'owi. Jednak nie dałam rady. Okazało się, że jestem na to za słaba. Mogłam teraz patrzeć na to, jak powoli będzie umierać nadal wmawiając sobie, że wszystko jest z nim dobrze. Domyślam się, że chłopaki nie wiedzą o jego chorobie. Powiedziałabym im, ale przecież nie mogłam. Zbyt wiele tajemnic złamałam. Nie byłam warta na usłyszenie kolejnej.
   Zaraz, przecież ja nie będę patrzeć na jego śmierć. Obiecałam, że więcej się do niego nie zbliżę, nie odezwę. Nie mogłam złamać tej obietnicy. Ona była najważniejszą ze wszystkich. Nie mogłam na to pozwolić.
   Chyba musiałam pogodzić się z myślą, że jestem już nie potrzebna. Mogłam wtedy umrzeć. Mogłam przestać walczyć. Tak jak Liam - mogłam zrezygnować z leczenia, z operacji. Dlaczego tego wcześniej nie zrobiłam? Dlaczego o tym nie pomyślałam? Bo wtedy zależało mi na tym nędznym życiu.
   Podjęłam decyzję. Musiałam wyjechać, zrobić coś, aby Liam zapomniał. Tylko przed wyjazdem się jeszcze pożegnać. Nie mogłam tek bez słowa zostawić dzieci w szpitalu. One były dla mnie jak rodzina. Musiałam im coś powiedzieć, aby się o mnie nie martwili. Chociaż tyle mogłam dla nich zrobić.
   Tak więc od razu ruszyłam do szpitala. Dzieci znów cieszyły się na mój widok. To już powoli nie była dla mnie nowość. Doskonale wiedziały, że je uwielbiam. Może ja trochę miej cieszyłam się z ich radości, ale cóż mogłam na to poradzić? Miałam zły dzień. Ostatnio miałam same złe dni, a one powinny to zrozumieć. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Chyba nic nie zauważyły.
   Jednak dzisiaj nie byłam sama. Podeszła do mnie mama Alice - Sam.
- Cześć Ro - uśmiechnęła się. - Ty znowu tutaj?
- Jak widzisz - zaśmiałam się.
   To była jedyna starsza osoba - oprócz rodziców i Liam’a - która tak naprawdę mnie lubiła. Zawsze mogłam z nią spokojnie porozmawiać. Traktowała mnie jak przyjaciółkę. Ja niestety nie mogłam powiedzieć tego o niej. Dla mnie była to tylko Sam, z którą czasem mogłam porozmawiać. Nikt więcej. Wiedziałam, że czasem ma do mnie o to żal, ale nigdy nie powiedziała mi tego wprost. Nie zamierzałam się tym przejmować. Nie widziałam takiej potrzeby.
   Jednak zauważyłam, że coś było nie tak. Niby się uśmiechała, ale to było udawane. Nie mogła mnie tak łatwo oszukać. Przynajmniej nie teraz. Strasznie uważałam na zachowanie ludzi.
- Sam. Czy coś się stało? - Zapytałam.
- Chyba tak - przyznała zawiedziona.
   Była smutna. Naprawdę była smutna.
- Chciałabyś o tym pomówić? - Zapytałam z grzeczności.
   Mimo wszystko jednak zależało mi na tym, aby mi zaufała i wygadała się. Byłoby jej lżej, a może i ja poczułabym się dowartościowana.
- Tak - odpowiedziała szybko.
- No, więc mów.
- Podejrzewają u mnie raka - powiedziała szeptem. Jej głos się załamał.
- To nie może być prawda - zapewniłam ją.
   Miałam nadzieję, że to był jakiś głupi żart. Nie mogła chorować. Nie, gdy miała na głowie Alice. A co jeżeli... umarłaby. Nawet nie chciałam o tym myśleć. To musiała być jakaś pomyłka. Głupia pomyłka. Mieli może na to jakieś dowody? Musieli się pomylić! Dlaczego ja się tak martwiłam? Żal mi było Alice. Nie chciałam, aby to ją spotkało. Była na to za młoda. Sam musiała się jakoś trzymać. To tylko głupia pomyłka.
- Też mam taką nadzieję. Czeka mnie jeszcze kilka badań. Jak dowiem się czegoś więcej, to dam ci znać - obiecała.
- Dobrze - zgodziłam się.
   Poszłyśmy razem bawić się z dziećmi. I mi i Sam było to chyba teraz potrzebne. Musiałyśmy gdzieś uciec myślami, a zabawa była najlepszym do tego sposobem.
   Musiałam wyjechać.
   Wyjechać i zapomnieć.

Liam.
   Ostatnio moje myśli coraz częściej dotyczyły Rosalie. Nie odbierała ode mnie telefonów, nie odpisywała. Wiedziałem, że chłopaki mają coś z tym wspólnego. Częściej przebywali z Niall'em niż ze mną. Zostałem odrzucony na drugi plan. Nie wiedziałem, co mogło spowodować tę nagłą zmianę.
   Jak tak dalej pójdzie to chyba zwariuję!
   Musiałem skontaktować się z Ro. Bałem się o nią. Była dla mnie ważna. Bardzo ważna. Nawet poszedłem do szpitala, do dzieci. One zdradziły mi, że wyjechała. Nie! Nie mogła wyjechać bez pożegnania za mną! To nie było w jej stylu.
   Może czuła się urażona za to, że Niall wyrzucił ją z domu? W sumie to sam nie czułbym się najlepiej. Musiało jej być strasznie wstyd. Na pewno była o to urażona.
   Ale dlaczego nie przedyskutowała tego ze mną? Przecież nie miałem z tym nic wspólnego. Myślałem, że możemy sobie zaufać. Chciałem powiedzieć jej najważniejsze rzeczy, podzielić się z nią wszystkimi nowościami. Powiedzieć o chorobie. Miałem nadzieję, że naprawdę się do siebie zbliżymy. Pasowaliśmy do siebie. To było przeznaczenie. Wiedziałem to, odkąd pierwszy raz ją zobaczyłem. To nie był jakiś głupi przypadek.
   Myślałem, że powoli będziemy się coraz lepiej poznawać, że przełamiemy barierę kłamstw, która nas dzieliła.
   Liczyłem na coś więcej.
   Myślałem, że w końcu coś między nami wyniknie. Już tak dawno chciałem posmakować jej ust. Ja… ja naprawdę coś do niej czułem.
   I to wcale nie było jakieś głupie zauroczenie. Podziwiałem ją. Chciałem żyć z nią u jej boku. Codziennie szeptać jej, jaka jest piękna.
   I co? Ona tak po prostu zerwała ze mną kontakt.

   Oglądałem jakiś nudny serial na telewizorze, który w ogóle mnie nie interesował. Wolałem myśleć o Rosalie.
   Niestety musiał przysiąść się do mnie Zayn.
- Co tam u ciebie? - Zapytał.
- Wszystko dobrze - odpowiedziałem smętnie.
- Oglądasz to?
- Nie.
- Ej Li, co jest? - Zapytał Malik.
   Tym razem zwrócił na mnie swoją uwagę. Miałem się cieszyć, że w końcu ktoś mnie zauważył czy smucić, bo zrobił to w tak nieodpowiednim momencie?
- Nic - odpowiedziałem.
   Chciałem wstać i jak najszybciej zniknąć w swoim pokoju, ale Zayn chwycił mnie za rękę.
- No już. Wygadaj się - poprosił.
   Kiedyś, gdy zabrakło Niall’a to jemu powierzałem wszystkie swoje tajemnice. Byłem z nim najbliżej. Nie wiedziałem, co spowodowało to, że teraz się od siebie oddaliliśmy.
- Po prostu martwię się o Rosalie - przyznałem.
- Nie odzywała się do ciebie? - Zapytał.
   Może mi się wydawało, ale wcale nie był taki zdziwiony. Dlaczego myślałem, że on ma z tym coś wspólnego?
- Nie. Tak po prostu zniknęła - powiedziałem. - Nie napisała nawet żadnego pożegnania. Kompletnie nie wiem, co się u niej dzieje. Nawet się o nią boję. Jej ojciec. Według mnie jest on nieobliczalny.
   Zayn spojrzał na mnie jak na wariata.
- Niall! - Zawołał szybko.
   Irlandczyk wszedł zaskoczony do salonu. Nie wiem, po co Malik go wołał. Nie chciałem przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Skrzywdził Rosalie. To przez niego ona się teraz do mnie nie odzywa.
- Co takiego wiesz o ojcu Rose? - Zapytał Zayn swojego przyjaciela. - Czy on jest nieobliczalny?
- Tak… to znaczy nie - blondyn się zająknął.
- Wiedziałeś! - Krzyknął Zayn.
   Natychmiast wstał z kanapy. Louis i Harry również przyszli do salonu słysząc podniesione głosy.
- O czym wiedział?- Zapytał zdezorientowany Harry.
- O tym, że ojciec Ro jest nieobliczalny. Boję się, że coś mogło jej się stać. Tak długo się do mnie nie odzywa. Nie odpisuje, nie odbiera moich telefonów - przyznałem.
- Boże, Liam, ty ją kochasz - zauważył Louis.
   Nie mogłem zaprzeczyć. W końcu to była prawda.
   Kochałem ją.
- Niall, my musimy… - powiedział nieskładnie Harry. - Musimy mu powiedzieć.
- Nie! - Uciszył wszystkich Horan.
   Powiedzieć? O czym mi powiedzieć? Czy oni zrobili cos za moimi plecami? Uknuli coś? Czy to przez nich Rosalie się do mnie nie odzywa? No jasne, że tak! Mogłem się tego wcześniej domyślić.
- Czy ktoś w końcu wytłumaczy mi, co się tutaj dzieje? - Zapytałem wkurzony.
   Niestety odpowiedziała mi cisza.
   Wiedziałem, że wiedzą coś więcej.


Cześć!
Co tam u Was?
Dawno mnie tutaj nie było, co nie?
Ale na szczęście wróciłam.
Czy ktoś się cieszy?
Wiem, że rozdział nic tak bardzo ważnego nie mówi, ale obiecuję, że w następnym rozdziale będzie się działo :)
To chyba na tyle.

Kocham Was ♥

5 komentarzy:

  1. Tak dłuuuugo czekałam. Chcę więcej. To jest piękne. Sam nie może mieć raka! Boziu tyle rzeczy nowych... Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się cieszę :) Rozdział jest świetny ;) Jestem ciekawa co będzie dalej i jak zareaguje Liam ^^ Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty mówisz, że rozdział niby nic ważnego nie mówi, ale mi się baaardzo podoba :) xx

    OdpowiedzUsuń