Rosalie:
Zapach śmierci. Ludzie wolno chodzący po
korytarzu. Białe ściany, przez co można było czuć się, jakby w psychiatryku.
Kobiety w białych kitlach chodzące cicho po korytarzu. Wózek przejeżdżający po
brązowej, zniszczonej podłodze. Ludzie wyglądających na nieszczęśliwych, ale
myślę, że tutaj ciężko zobaczyć szczęśliwą twarz. Najgorszy był widok dzieci.
Załamane leżały w swoich łóżkach. Słychać było aparaturę, którą odbijała się
echem po ścianach.
Tam codziennie ktoś umierał. Ktoś nowy
przychodził. Sale się zmieniały, a ludzie marzyli tylko o tym, aby jak
najszybciej się stamtąd wydostać. Szkoda tylko, że dla niektórych to już był
koniec. Nawet ja tak czasami myślałam. Byłam już bliska tego, ale
wyszłam. Udało mi się dalej żyć. Nigdy nie lubiłam tego miejsca i gdy wychodziłam,
to wcale nie tęskniłam i nie chciałam wracać.
Do dziś wydaje mi
się, że słyszę dźwięk aparatury dającej znać, że serce się zatrzymuje. Nie chcę
już tego pamiętać.
Na szczęście nie musiałam tam wtedy zostawać.
Była to tylko wizyta kontrolna, która właśnie się kończyła. Musiałam zrobić
sobie badania.
- Zapraszam jutro po wyniki - powiedziała pani doktor.
Tak bardzo się ucieszyłam gdy usłyszałam te
słowa. Nie musiałam zostawać tam na dłużej, co bardzo mnie ucieszyło. Już
chciałam wyciągnąć komórkę, ale przypomniałam sobie, że mój kuzyn i tak nie
odbierze, ani nie odczyta SMS'a. Nie chciał mieć nic ze mną do czynienia. Nie
chciałam o tym wtedy myśleć.
- Jasne - powiedziałam.
Nie żegnając się wyszłam z gabinetu.
Byłam szczęśliwa, że to wszystko się
skończyło. Gdy tylko tam weszłam, marzyłam, aby jak najszybciej wyjść.
W sumie, to nigdy nie lubiłam tamtego miejsca.
Od najmłodszych lat szpital był moim drugim domem. Całe dzieciństwo spędziłam
właśnie tam. Niestety choroba nie wybiera. A ja miałam na tyle pecha, że
musiałam urodzić się z wadą serca, która z roku na rok się pogłębiała. Nie chcę
o tym mówić.
- Rosalie! - Usłyszałam wołanie.
Zatrzymałam się i odwróciłam na pięcie.
- Tak mamo? - Zapytałam.
- Gdzie idziesz? - Zadała mi pytanie moja rodzicielka.
- Tam gdzie zawsze - odpowiedziałam.
Według mnie to było oczywiste, że znów pójdę
pobawić się z dziećmi. Nie potrafiłabym przyjść do szpitala i ich nie
odwiedzić. Czułabym się z tym źle. Byli dla mnie jak część rodziny.
- Za ile przyjdziesz do domu? - Zapytała moja rodzicielka.
- Za godzinę będę - uśmiechnęłam się.
Patrzyłam, jak
odchodzi. Pomachałam jej jeszcze i zniknęła za drzwiami. Wpatrywałam się
jeszcze chwilę, aż drzwi szpitala ponownie się otworzyły. Przeszedł przez nie
chłopak. On. Zaczął się rozglądać, a gdy jego wzrok zatrzymał się na mnie,
posłał mi delikatny uśmiech. Zawsze tak robił.
Miałam ochotę do
niego podejść i z nim porozmawiać, ale nie potrafiłam. To było trochę dziwne.
Od jakiś paru miesięcy widywałam go przy każdej wizycie w szpitalu. Nie wiem,
czy ktoś robił to specjalnie, ale zawsze mieliśmy podobne terminy spotkać.
Czasem nawet godziny się zgadzały. Siedzieliśmy wtedy w poczekalni i
uśmiechaliśmy się do siebie. Nic więcej. Czasem to wydawało się dziwne, ale nic
sobie z tego nie robiliśmy.
Wpatrywaliśmy się
w siebie przez chwilę, po czym zerwałam kontakt wzrokowy i weszłam do sali. Na
szczęście w tym szpitalu było coś w rodzaju świetlicy, gdzie chore dzieci mogły
się spotykać. To było jedyne przytulne pomieszczenie w całym budynku. Bardzo lubiłam
tam zaglądać. To zawsze podnosiło mnie jakoś na duchu, że można wygrać z
chorobą.
Przychodziłam tam również
dlatego, że chciałam dać tym dzieciom nadzieję, a poza tym bardzo je lubiłam i
była to dla mnie przyjemność, gdy mogłam je uszczęśliwić.
Wszystkie dzieci
znały mnie bardzo dobrze. Czasem z niecierpliwością czekały, aż przyjdę, a że wszystkie
pielęgniarki mnie kojarzyły, to pozwalały mi się z nimi pobawić. To było jak
wygranie losu na loterii.
- Ro! - Zawołały dzieci.
Uśmiechnęłam się. Sama nie wiedziałam, skąd
wzięło im się, aby nazywać mnie Ro, ale musiałam przyznać, że bardzo mi się to
podobało. Nikt nie mówił do mnie zdrobniale. Mama zawsze nazywa mnie Rosaline.
Szkoda, że nie wiedziała, że nie cierpiałam swojego pełnego imienia. Już dużo
bardziej wolałam Ro, no ale co zrobić. Chociaż najładniej było Rose, ale tak
mógł mówić tylko i wyłącznie on. Mój ukochany kuzyn. Teraz odszedł ode
mnie i już chyba nigdy go nie zobaczę, ale to już inna historia. Opowiem wam ją
kiedy indziej. Nie mam ochoty teraz się zamartwiać.
- Cześć dzieciaki - uśmiechnęłam się.
Niektóre z nich
natychmiast się do mnie przytuliły. To było miłe. Przynajmniej one mnie lubiły.
One były ze mną.
Tak naprawdę, to
nie miałam nikogo innego, no chyba, że mamę i Jego - tajemniczego chłopaka, z
którym widywałam się w szpitalu. Jakoś nigdy nie miałam ochoty, aby kogoś
poznać. Może to też z powodu, że całe dzieciństwo spędziłam w szpitalu? Nic na
to nie poradzę, że byłam chora. Nie miałam czasu, aby się z kimś zaprzyjaźnić.
Liam:
Znów Ją widziałem. Patrzyła na mnie swoimi
pięknymi błękitnymi jak letnie niebo, spokojnymi oczami. Uśmiechała się do mnie
tak, jak zawsze, pokazując rząd śnieżno białych, prostych zębów. Jej czerwone
usta były dobrze wyeksponowane. Policzki były różowawe. Mimo takiej odległości,
która nas dzieliła i po kilku miesiącach obserwacji jej mogłem śmiało przyznać,
że była bardzo ładna, przepiękna. Miała zgrabny nosek, który pokryty był
drobnymi piegami. To wszystko dodawało jej uroku. Była bardzo dziewczęca i
naturalna. Tylko parę razy byliśmy dość blisko siebie, abym mógł to stwierdzić,
ale to w pełni mi wystarczyło. Była zgrabna, tylko troszkę niższa ode mnie.
Nie znałem Jej dobrze. Nawet nie znałem Jej
imienia, ale wiedziałem, że na pewno jest ładne, niezwykłe, tak jak Ona.
Żałowałem, że nie mogłem Jej lepiej poznać, ale nigdy nie mieliśmy okazji, aby
zamienić ze sobą chodź jedno słowo. Mogłem się założyć, że Jej głos był
dźwięczny, aksamitny i piękny. Może nawet lekko zachrypnięty? Sam nie
wiedziałem. Tak go sobie zawsze wyobrażałem. Chciałem kiedyś usłyszeć Jej
śmiech. Z pewnością musiał być uroczy.
Wybiłem sobie Jej obraz z głowy. Nawet tej
dziewczyny nie znałem, a już tak bardzo namieszała mi w głowie. Nawet nie wiem,
jak mogłem do tego dopuścić. Czułem, że jest niezwykła. Cały czas o niej
myślałem i zastanawiałem się, co takiego robiła w szpitalu. Bardzo ciekawiła
mnie jej osoba. Byłem po prostu ciekawy. Nic na to nie potrafiłem poradzić.
Czułem, że to nie był przypadek, że zawsze się spotykaliśmy. Może ona również
to zauważyła? Według mnie los chciał, abyśmy się poznali. Szkoda tylko, że nie
wiedziałem, dlaczego. Coś podkusiło mnie, aby bardziej przyjrzeć się jej
osobie. Byłem ciekawy, czy Ona też zwracała na mnie taką uwagę, jak ja na Nią.
Może również zastanawiała się, dlaczego tak często się spotykamy? To było
bardzo zastanawiające.
Och. Musiałem
zapomnieć, wybić Ją sobie z głowy i załatwić to, co powinienem. To po to tutaj
przyszedłem. Musiałem się zastanowić nad swoim losem, ale cały czas Ona
mieszała mi w głowie. Oczywiście to nie była Jej wina. To wszystko przeze mnie.
Głupi Liam raz zwrócił na Nią raz uwagę i od tego wszystko się zaczęło. Ale czy
mogłem to przewidzieć? Nigdy. Nie miałem takiej możliwości. Jedyne wyjście,
jakie mi zostało, to zapomnieć, ale nie było to takie łatwe.
Powinienem
przestać o tym myśleć. Po raz kolejny. Przejdźmy do tego, co powinno mnie w
tamtym momencie interesować. Musiałem zastanowić się, co miałem ze sobą zrobić.
To nie była taka prosta decyzja.
Znów przyszedłem usłyszeć jak bardzo moje
wyniki się pogorszyły, że jest coraz gorzej. Nie przejmowałem się tym.
Wierzyłem w to, że sam z tego wyjdę. Przecież mogło mi się to udać. Bałem się
podjąć leczenia. Zawsze się po nim źle czułem i wyglądałem koszmarnie. Nie
chciałem, aby chłopaki, rodzina i fani się o mnie martwili. Obiecałem sobie, że
nie będę na siebie zwracać uwagi. Nie chciałem ich litości. To był mój słodki
sekret. Nikt o niczym nie wiedział i nie powinien się dowiedzieć. Przecież tak
powinno być.
Obiecałem sobie
jednak, że jeżeli będzie już naprawdę źle, to wszystko im powiem. Na razie nie
doszedłem do takiego stanu. Po prostu uważałem, że nie powinienem ich martwić,
jeżeli nie jest jeszcze tak źle. Lepiej dla nich, jeżeli nie będą wiedzieć.
Niestety od razu skierowano mnie na badanie.
Spodziewałem się tego. Tak było prawie zawsze. Chyba się już do tego
przyzwyczaiłem. Tylko czy to coś dało? Te głupie badania były potrzebne tylko
do tego, aby znów usłyszeć, jak bardzo moje wyniki się pogorszyły.
Siedziałem w
gabinecie i czekałem jakby na wyrok. Bałem się, że moje wyniki są jeszcze
gorsze niż ostatnio, a wtedy już leczenie mnie nie ominie. Szczerze się przyznam,
że bałem się.
- Panie Payne, nie mam dla pana najlepszych wiadomości.
- Tak? - Zapytałem.
Nie było najlepiej. Już to wiedziałem.
Zastanawiałem się tylko ile jeszcze będę wykręcał się od leczenia. W końcu będę
musiał się zgodzić. Zależało mi na życiu. Przynajmniej póki Ona będzie.
- Ostatnie wyniki znów źle wyszły. Panie Payne, nie może
pan cały czas uciekać od leczenia. W końcu będzie pan musiał się tego podjąć.
- Jeszcze nie teraz - wymamrotałem.
- Czym dłużej będzie pan zwlekać, tym będzie gorzej.
Najlepiej byłoby, gdyby teraz pan podjął się leczenia. To najlepszy czas -
powiedziała moja doktorka.
- Nie mogę teraz - przyznałem.
- Jeżeli się pan zastanowi, to proszę przyjść.
- Dobrze, zastanowię się - obiecałem.
- Jak dostarczą mi jutro wyniki z dzisiejszego badania, to
zadzwonię do pana.
- Dobrze - powiedziałem i żegnając się wyszedłem.
Martwiłem się
trochę o siebie. Powinienem zacząć się leczyć, ale jeszcze nie teraz.
Miałem wielką
ochotę zajrzeć do pomieszczenia, do którego wchodziła Ona, ale zwyczajnie
stchórzyłem. Bałem się. A co, jeżeli dla niej nie jestem kimś niezwykłym? Nie
chciałbym się zawieść. Zresztą, nawet jej nie znałem. Postanowiłem wrócić do
domu. To nie miało sensu. Obiecałem sobie, że jeszcze kiedyś do niej zagadam,
ale nie teraz. Musiałem najpierw zebrać się w sobie.
Cześć!
No to co, jak podoba Wam się pierwszy rozdział?
Ja osobiście jestem z niego bardzo zadowolona.
Będę się starała wszystko opisywać tak, jak w
tym rozdziale.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Tak więc już wiecie, że w tym opowiadaniu
jednym z główniejszych bohaterów będzie Liam. Dlaczego on? Sama nie wiem. Jak
wymyśliłam to opowiadanie, to od razu widziałam tam Daddy'ego. Nie potrafiłabym
go napisać z kimś innym.
Oczywiście same opowiadanie nie będzie opierać
się tylko i wyłącznie na wizytach w szpitalu :)
O to się nie martwcie.
Jak ktoś zauważył będzie jeszcze wątek kuzyna
Rosalie no i coś jeszcze, ale o tym dowiecie się później :)
Będzie się dużo działo :)
No to chyba na tyle.
Do następnego ;p
Kocham Was ♥