- Louis,
wstawaj.- zaczęłam budzić mojego przyjaciela. Muszę przyznać, że był z niego
niezły śpioch.
- Co się
stało?- zapytał i popatrzył na mnie zaspanymi oczami.
- Ubieraj
się. Musimy iść na śniadanie, chyba, że chcesz się spóźnić.- zauważyłam.
- Nie,
oczywiście, że nie.- zaśmiał się i wstał z łóżka.
Był to już 3 dzień, kiedy mieszkam z
Louis’em. Bardzo mi się to podobało. Oczywiście zawsze rano to ja go budziłam,
bo wstawałam wcześniej, ale nie przeszkadzało mi to. Lubiłam go budzić, wtedy
tak słodko wyglądał.
Poczekałam aż się ubierze (sama zrobiłam to
wcześniej). Razem wyruszyliśmy na śniadanie, a później zajęcia. Normalny dzień.
Podczas obiadu zaczęliśmy się wygłupiać jak
nigdy dotąd. Nie wiem, co nas napadło. Samo tak jakoś wyszło. Nie panowaliśmy
nad tym. A nasza zabawa zaczęła się tak niewinnie. Lou ubrudził mi nos sosem.
Chciałam się zemścić i też go zaatakowałam. On rzucił we mnie częścią sałatki,
na szczęście, bądź nieszczęście, schyliłam się i sałatka wylądowała na kimś
innym. Tak rozpętaliśmy wojnę. Wszyscy zaczęli rzucać się jedzeniem. W
powietrzu latała przede wszystkim sałatka, ale nie tylko. Wszystko, co mieliśmy
dzisiaj na obiad.
Gdy wojna się skończyła, bo zabrakło
jedzenia, usłyszeliśmy bardzo ciekawy komunikat.
- Louis
Tomlinson i Cassandra Rive proszeni się do dyrektora ośrodka!
Czyli już się rozniosło, że to my? Ktoś nas
wydał. I chyba nawet wiem kto. To one od jakiegoś czasu siedzą najbliżej nas
(ale oczywiście w bezpiecznej odległości, aby nie mogły nas usłyszeć) i to
właśnie ich teraz nie ma przy stoliku. Poszły donieść. Wiem to. Nienawidzę Sary
i Chloe!
- Czyli mamy
przechlapane.- zauważyłam. Oboje na równo wstaliśmy. Czułam na sobie wzrok wszystkich.
Z pewnością właśnie nam współczuli.
Zaczęliśmy iść do głównego budynku, gdzie
mogliśmy znaleźć dyrektora ośrodka.
- Wywalą
nas?- zapytałam.
- Nie, raczej
nie. Nie zrobiliśmy nic złego. Myślę tylko, że z pewnością dostaniemy jakąś
karę. Nie puszczą nas bezkarnie.- zaśmiał się.
- Ciebie to
śmieszy?- zapytałam. Byłam wściekła. Tak bardzo się bałam.
- Tak.-
przyznał. No nie, ten sobie chyba żartuje.
- Gdybyś nie
zaczął z tym sosem, to nie byłoby tej sprawy.- zauważyłam.
- Aha, czyli
to wszystko moja wina?- zapytał. Nic mu nie odpowiedziałam. Uznałam to jako
kłótnię. Nasza pierwsza i już żałuję.
- Nie,
Louis. To nie tak.- chciałam go jakoś przeprosić, ale muszę przyznać, że
jeszcze nigdy tego nie robiłam. Zawsze inni mi ustępowali, bo byłam strasznie
uparta.
- Cass…
- Chcę cię
przeprosić. Nie to chciałam powiedzieć. Muszę przyznać, że jest to bardzo
zabawne.- przyznałam i zaczęłam się śmiać.
- Ja też
chcę cię przeprosić. Nie powinienem od razu tak wybuchać.- powiedział i się
przytuliliśmy.
To chyba jest przyjaźń, prawda? Nie
potrafimy się na siebie złościć. Tak ma być, mam rację? Lou nauczył mnie, że
warto bawić się życiem i dzięki niemu nauczyłam się przepraszać.
Weszliśmy do budynku, a później do
odpowiedniego pokoju. Zobaczyłam dyrektora ośrodka. Chwyciłam Louis’a za rękę,
bo muszę przyznać, że się wystraszyłam. Normalnie tak nie reaguję, ale mówiłam
już, że tutaj jestem inna.
Lou się do mnie uśmiechnął. Teraz czekaliśmy
na wyrok.
- To wy
zaczęliście tą bitwę?- zapytał dyrektor.
- Tak.-
przyznał Louis. Myślę, że dobrze zrobił tak odpowiadając. Powinniśmy się
przyznać. To był nasz głupi pomysł i teraz musimy ponieść jego konsekwencje.
- Dlaczego
to zrobiliście?
- To było
przez przypadek.- tym razem ja się odezwałam. Przecież również byłam winna.
- Wiecie o
tym, że musicie ponieść za to karę?- oboje przytaknęliśmy głową.- Musicie to
wysprzątać i jutro pomożecie kucharką w pieczeniu babeczek. Przyda się mała
pomoc.- przyznał mężczyzna.
- Dobrze.-
zgodziliśmy się.
- A co z
naszymi zajęciami?- zapytałam.
- Dzisiaj
nie pójdziecie na nie. Musicie zajść się sprzątaniem.
- Ok.
- Także
bierzcie się do roboty.
Bez słowa wyszliśmy z pomieszczenia.
Znaleźliśmy się na dworze. Dopiero wtedy puściłam rękę Louis’a.
- Nie jest
źle.- przyznałam.
- Tak. Jutro
podjemy sobie babeczki.- zaśmiał się Louis.- Takie kary mogę mieć codziennie.
- Jeszcze
zobaczymy, czy pójdzie nam tak łatwo.- jakoś nie wierzyłam w to, że uda nam
podjeść te babeczki. Będą nas pilnować.
- Ok, czyli
ruszamy do pracy.- przyznał Louis. Wzięliśmy ścierki, namoczyliśmy je i
zaczęliśmy wycierać stoły i ławy. Jak dobrze, że sprzątaczki użyczyły nam
środków czystości. Bez nich nie poradzilibyśmy sobie.
- Ale tu
nudno.- przyznałam. Miałam dość tego sprzątania.
- Chyba
wiem, co mogłoby umilić nam pracę.- powiedział Louis. Z kieszeni swoich spodni
wyciągnął komórkę i puścił piosenkę. Mówiłam już, że mamy ten sam gust
muzyczny? To mi odpowiada.
- No, od
razu się lepiej pracuje.- przyznałam i zaczęłam ruszać się w rytm piosenki,
podśpiewując słowa pod nosem.
Te sprzątanie okazało się jednak dobrą
zabawą. Cały czas śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Nie raz zdarzyło się, że wpadliśmy
na siebie, ale wtedy bawiliśmy się jeszcze lepiej. Chwytaliśmy się za ręce i
tańczyliśmy w parze. To dopiero była zabawa! Jakby ktoś nas teraz nagrywał, to
miałby niezły ubaw przez jakiś czas. Jednak nas nie obchodziło to, co działo
się dookoła. Najważniejsze dla nas było to, że mamy siebie. To dziwne, ale nie
widzieliśmy świata poza sobą i to mi jak najbardziej odpowiadało.
Gdy zaczęliśmy wycierać podłogę, to miotły
stały się naszym mikrofonem. Udawaliśmy, że jesteśmy duetem i nagrywamy własną
piosenkę. Też było bardzo zabawnie.
Mimo wszystkiego udało nam się uporać ze
sprzątaniem do kolacji. Wtedy już wszyscy siedzieli i się zajadali. Ja i Louis znów zajęliśmy te
samie miejsca, oddalone od reszty i rozkoszowaliśmy się jedzeniem, które o
dziwo bardzo nam smakowało, ale to chyba dlatego, że byliśmy wykończeni.
- Widzisz,
jednak nie było tak strasznie.- przyznałam odnosząc talerz. Ruszyliśmy do
domku.
- Masz
rację. Jeszcze tylko jutro babeczki i gotowe.- zaśmiał się.
- Jasne.-
uśmiechnęłam się. Byliśmy już w domku. Zaczynało się robić późno. Najpierw
postanowiliśmy się trochę ogarnąć. Każdy z nas wziął kąpiel. Najpierw Louis, a
później ja. Ubrałam dresy i bluzkę Lou, którą zostawił na szafce. Miałam
nadzieję, że nie będzie na mnie zły.
Wyszłam z łazienki. Mój przyjaciel zaczął mi
się przyglądać.
- Czy to
moja bluzka?- zapytał. Był lekko zdziwiony.
- Tak.-
przyznałam i zaczęłam się śmiać.- Mogę ją sobie pożyczyć?
- No jasne.
Wyglądasz w niej lepiej niż ja.- przyznał.
- Mogę to
uznać za komplement?- zapytałam. Imponowało mi to bardzo.
- Tak.-
przyznał Louis.
- A więc
bardzo dziękuję.- oblałam się rumieńcem, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Pierwszy
raz usłyszałam komplement od chłopaka i byłam z tego powodu bardzo zadowolona.
- Mam
pomysł.- zaczął Louis. Był trochę niepewny, więc starałam się go jakoś
zachęcić.- Lubisz patrzeć na gwiazdy?- zapytał.
- No jasne.-
przyznałam.
- Może
wyjdziemy na taras i popatrzymy. Nie chce mi się jakoś spać.- powiedział.
Spodobał mi się jego pomysł.
- Możemy.
Przyznaliśmy sobie rację oboje i wnieśliśmy
na taras dwa krzesła, na które położyliśmy poduszki. Ustawiliśmy je prawie
naprzeciw siebie. Wzięliśmy koce i się nimi ciepło owinęliśmy, aby nie
zmarznąć. Usiedliśmy i zaczęliśmy się rozkoszować widokiem.
Gwiazdy były takie piękne. Błyszczały tej
nocy jak nigdy dotąd. Czułam, jak odpływam. Mogłabym tutaj siedzieć jak
najdłużej się da. Myślę, że pasuję tutaj. Nie chcę znowu wracać do normalnego
życia. Tak mi jest doskonale. Do tego mam jeszcze Lou. A jego towarzystwo jest
dla mnie bardzo ważne.
- Co takiego
widzisz w gwiazdach?- zapytałam.
- Według
mnie są one piękne.- przyznał.
- Też tak
myślę. Lubię na nie patrzeć.
- Tak. Ja
zawsze tak robię, gdy nie potrafię spać. Gdy jestem w domu wychodzę na balkon,
albo patrzę przez okno. To jakoś mi pomaga.
- Ja czuję,
jakbym była częścią tego.- powiedziałam.
- Należymy
do tego wszechświata.- przyznał Louis. Z jego twarzy nie można było wyczytać
nic. Nie uśmiechał się, ale również nie smucił. Patrzył tylko w niebo, a reszta
świata go nie obchodziła, no chyba, że ja.
- Zimno
jest.- przyznałam.
- Trochę.
Louis przysunął się do mnie i wziął moje
nogi na swoje kolana. Nie wiem, do czego zmierzał, ale podobało mi się to.
Nasze łokcie się stykały. Nie wiem czy Lou zrobił to świadomie czy przypadkowo,
ale jego ręka znalazła się na moim udzie. Jednak jakoś się tym za bardzo nie
przejęłam.
- O czym
marzysz?- zapytałam. Chciałam podtrzymać naszą rozmowę.
- Będziesz
się śmiała.- przyznał się do mnie uśmiechnął. Pierwszy raz od jakiegoś czasu
zerknął na mnie.
- Mów.-
zachęciłam go.
- O
prawdziwej miłości.- przyznał i znów popatrzył na gwiazdy.
- Ja też.-
westchnęłam.
Położyłam swoją rękę na udzie, dokładnie w
tym samym miejscu co Louis. Dotykaliśmy siebie i żadne z nas nie chciało tego
przerywać. Uśmiechnęliśmy się tylko do siebie.
- Żeby to
było takie proste.- przyznał Lou.
- Sami to
sobie utrudniamy.- dodałam.
Witajcie :D
Na początku chciałabym się Was zapytać co o tym myślicie?
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Jak myślicie, czy między Cass i Louis'em będzie coś więcej niż tylko przyjaźń? (wiem, że po raz któryś się tego pytam, ale może ktoś z Was zmienił zdanie)
Rozdział z dedykacją dla mojego ukochanego Harry'ego!
Kocham z Tobą pisać, wiesz o tym?
Jeżeli ktoś czyta nasze rozmowy na TT, to nie bójcie się. Nie uciekłyśmy z wariatkowa.
My już takie jesteśmy.
I ♥ YOU
No to ten, to chyba na tyle :D
Kocham Was wszystkich ♥