piątek, 30 maja 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 12

- Cassie, proszę powiedz mi.- Ruby nadal nie dawała za wygraną, a ja już dłużej nie potrafiłam się upierać przy swoim.
- A mówią, że to ja jestem uparta.- zaśmiałam się.
- Więc mi powiesz?
- Tak.- przyznałam. Nie byłam zadowolona z tego faktu, no ale co mogłam innego zrobić w tej sytuacji?
- Cieszę się.- uśmiechnęła się do mnie szczęśliwa z tego, że wygrała. Chyba zbyt łatwo się poddałam.
- Tylko proszę, nie mów nikomu. Znając życie, namówisz mnie do tego, abym poszła z tobą na ten koncert, więc nie mów też nic Louis’owi. On nie może o tym wiedzieć.- pierwszy raz od dwóch lat powiedziałam na głos jego imię. Byłam z siebie dumna.
- Ale dlaczego Lou?
- Ruby!
- Dobrze. Nie będę nikomu mówiła. Słucham.- zachęciła mnie ruchem ręki, abym rozwinęła swoją wypowiedz.
- Nawet sama nie wiem, czy mi w to uwierzysz. Chyba nie powinnam o tym mówić.
- Cass, uwierzę. Proszę, wyjaśnij mi to wszystko.- w jej głosie można wyczuć było nutkę rozżalenia i niecierpliwości. Skoro zaszłam tak daleko, to musiałam dojść do końca. Powiem jej wszystko i będę miała spokój.
- To wszystko zdarzyło się w wakacje, dwa lata temu. Pojechałam na kolonie. W autokarze było tylko jedno wolne miejsce, obok skrytego za kapturem chłopaka. Zajęłam je bez zastanowienia. Chłopak na początku nie był za bardzo miły, jednak po chwili się zmienił. Zaczęliśmy razem rozmawiać i chwilę później byliśmy jak przyjaciele, którzy nie widzieli się parę lat. Louis był wspaniałym człowiekiem.- rozmarzyłam się. Wszystkie wspomnienia tak nagle wróciły. Szkoda tylko, że musiałam przez to tak cierpieć.
- Louis? Jaki Louis?- dopytywała Ruby. Moja opowieść bardzo ją zaciekawiła.
- Louis Tomlinson.- przyznałam i łezka zakręciła mi się w oku, ale ją powstrzymałam. Nie mogłam płakać w takiej sytuacji. Przecież byłam twarda, prawda? Zresztą, to nie miało znaczenia.
- Jaja sobie ze mnie robisz?
- Wiedziałam, że nie uwierzysz.- przyznałam i westchnęłam.
- Nie, ja wierzę. Tylko po prostu jestem zaskoczona. Znasz Lou?
- Można tak powiedzieć. Raczej mnie już nie pamięta. Zresztą po tym jak mnie zostawił, jestem dla niego nikim.
- Wyjaśnisz mi to?
- Louis najpierw był moim przyjacielem, najlepszym przyjacielem. Pomagaliśmy sobie we wszystkim. Byliśmy nierozłączni. Wiele dziewczyn mi tego zazdrościło, ale mnie to nie obchodziło. Najważniejsze, że mieliśmy siebie. Byliśmy naprawdę szczęśliwi, że się poznaliśmy. Sądziliśmy, że to przeznaczenie. Później doszło do tego, że staliśmy się parą.
- Chodziłaś z Louis’em Tomlinson’em?
- Tak.- przyznałam. Nie wytrzymałam nerwowo. Te wspomnienia były dla mnie tak bardzo bolesna, przez co zaczęłam płakać.
- Cassie, co się dzieje? Czy zapytałam o coś niestosownego?- dopytywała Ruby.
- Nie, ja po prostu tak mam, na wspomnienia o tym.
- Ale przecież byłaś z nim szczęśliwa, prawda?- zauważyła moja przyjaciółka.
- Ja nienawidzę tego człowieka. Skrzywdził mnie.- przyznałam.
- Co zrobił?
- Obiecywał mi, że nigdy o mnie nie zapomni, a z dnia na dzień mnie zostawił.  Miał zadzwonić, a zerwał kontakt. Nie odbierał moich telefonów. Po pewnym czasie dałam sobie z tym spokój i przestałam się narzucać. Zrozumiałam, że mnie zostawił, a nasza znajomość nie była dla niego ważna. Przecież jestem zwykłą dziewczyną, a on? Jest supergwiazdą, która może wszystko. Louis już dla mnie nie istnieje. Jest dla mnie nikim…
- Wiesz co? Muszę przyznać, że ci wieżę, chodź może to trochę dziwne. Jestem ich fanką i ciężko dochodzi do mnie to, że Lou mógł coś takiego zrobić. Przecież on jest wspaniały.
- Kiedyś też mi się taki wydawał. Był dla mnie wszystkim, ale zawiódł mnie.
- Już wiem, dlaczego tak zareagowałaś. Ale według mnie powinnaś pójść ze mną na ten koncert. Powinniście sobie wszystko wyjaśnić.
- Ruby, nie chcę znać.
- Proszę, zrób to dla mnie. Nie chcę iść tam sama. Poznasz resztę chłopaków. Są całkiem fajni. A Lou? Musisz z nim koniecznie pogadać.
- No dobrze. Nie przekonam cię.- zgodziłam się z cichą nadzieją, że Louis mnie nie pamiętał. Czy to wszystko musiało być takie trudne? A co, jeżeli mnie pamięta? Co z nami będzie… Aha, zapomniałam. Nas już nie ma.

- Jak się bawisz?!- usłyszałam pytanie Ruby, która próbowała przekrzyczeć tłumy fanek.
- Jest super!- odkrzyknęłam.
   Nie wiedziałam, że na koncercie można się tak dobrze bawić. Nigdy nie byłam na żadnym. Ten był moim pierwszym i po prostu brak mi słów. Muszę przyznać, że One Direction dają czadu. Nigdy wcześniej ich aż tak nie lubiłam, ale ten koncert dał mi do zrozumienia, że ich muzyka jest super. Mieli wielu fanów. Może dlatego, że byli wspaniali. Z pewnością dla większości byli ideałami. Wszyscy szaleli na ich punkcie! Nawet ja. Chłopaki bardzo się wygłupiali, ale dlatego było jeszcze lepiej. Byli tacy prawdziwi. Nikogo nie udawali. Byli przyjaciółmi, którzy nie potrafili bez siebie żyć. Dlaczego o tym wspomniałam? Ponieważ to tak samo, jak ze mną i Louis’em. Tylko nam się chyba nie udało. Zresztą to już jest przeszłość. Nienawidzę tego człowieka i już nigdy go nie pokocham.
   Podczas koncertu starałam nie zwracać na niego większej uwagi. Wolałam patrzeć na innych. Nie mogłam znieść widoku Lou, gdy jest szczęśliwy. To było zbyt wiele dla mojego serca. Nie mogłam znieść tego, że potrafi normalnie żyć beze mnie. Ja nigdy nie mogłam o tym zapomnieć. O tym, co nas łączyło. Dlaczego ja do tego powracam? Chyba nie potrafię znieść jego widoku.
- Świetni są, co nie?!- zapytała Ruby. Musiałam przyznać jej rację. Oni są świetni.
- Tak, są wspaniali.- posłałam jej najszerszy uśmiech, na jaki było mnie stać. To była prawda.
   Chłopaki usiedli na rogu sceny, przez co można było się spodziewać, że zaczną śpiewać Little Things. Zaraz na wprost mnie i Ruby usiadł Harry. Dziękowałam, że nie był to Louis. W końcu stałam w pierwszym rzędzie. Chłopak mógł mnie zauważyć. Tego nie chciałam. Zresztą i tak się z nim spotkam. Ruby zaciągnie mnie do nich. W końcu po koncercie spotkamy się z nimi w ich garderobie. Mamy tam załatwione wejście, dzięki temu, że wygrałam te bilety. Ruby będzie mogła się z nimi spotkać twarzą w twarz. Wiem, że już nie umie się doczekać. Cały tydzień chodziła podekscytowana i mówiła o tym. Cieszyłam się z tego.
   Ja postanowiłam, że podczas spotkania z chłopakami będę trzymać się na uboczu. Postaram się nie zdradzić swojego imienia, ponieważ Lou mógłby się jakoś zorientować. Zresztą sama nie wiem, czy mnie rozpozna czy nie. Mam nadzieję, że już mnie nie pamięta. Nie chcę z nim rozmawiać. Nie chcę go znać.

   Po chwili koncert się skończył, a my zmierzałyśmy długim korytarzem do garderoby chłopaków.
- Jak tam nerwy?- zapytałam moją przyjaciółkę.
- Boję się trochę tego spotkania.- przyznała.
- Dlaczego?
- A co, jeżeli oni wcale nie są tacy, jak to sobie wyobrażam?- zapytała.
- Na pewno są.- spojrzała na mnie, ale wiedziałam, że mi nie uwierzyła, więc postanowiłam rozwinąć moją myśl.- Pamiętaj, że jednego z nich już spotkałam.
- No tak.- zauważyła.- Ale przecież on cię zostawił.
- Tak, ale był, to znaczy jest świetnym chłopakiem.- przyznałam.
- Dałabyś mu drugą szansę?                       
- Nigdy.- przyznałam i uśmiechnęła się do niej. Nie wiem dlaczego, ale mnie samej te słowa nie przekonały.
   Ochroniarze zaprowadzili nas do odpowiednich drzwi i po chwili weszliśmy do środka. Zobaczyłyśmy pomieszczenie wypełnione ubraniami i lustrami, oraz innymi przyborami, które upiększały chłopaków. Po chwili stanęło przed nami całe One Direction. On również tam stał i patrzył na nas. Jego wzrok… był taki sam, jak go zapamiętałam. Kurwa, nie mogę o tym myśleć! Cassie, przecież ty nienawidzisz tego człowieka!
- Cześć, jestem Ruby.- odezwała się moja przyjaciółka. Zdziwiło mnie to, że w ogóle się odezwała. Myślałam, że to ja będę musiała zacząć jakoś rozmowę i przywrócić ją do życia, a tymczasem jest na odwrót. To ja stoję i wpatruję się w nich, a głównie w Louis’a.
- Cześć.- przeszło mi przez gardło. Wszyscy z nich byli tacy uśmiechnięci.
- Witajcie. Chyba nie musimy się wam przedstawiać.- zaśmiał się Liam.
- Tak.- przyznałam.  Bardzo dobrze znałam ich imiona, więc nie musieli ich mówić.
- A więc to wy jesteście tymi szczęściarami.- zauważył Louis.
- Na to wygląda.- zaśmiałam się. Starałam się, aby mój głos brzmiał w miarę normalnie.
- Którego z nas lubicie najbardziej?- zapytał Zayn.
- To jasne, że mnie. W końcu nikt się nie oprze moim loczkom.- zaśmiał się Harry. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- To prawda.- dołączyła się moja przyjaciółka.
- Muszę was zasmucić, ponieważ nie mam ulubieńca.- przyznałam.
- To pora abyś sobie go znalazła.- uśmiechnął się Niall i objął mnie ramieniem. Nie mogłam już wytrzymać i wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Wszyscy się ze mnie śmiali. Gdy już trochę się uspokoiłam, zauważyłam, że Louis się we mnie wpatruje. Nie, żeby mnie to jakoś tam bardziej interesowało, ale bałam się, że mnie rozpozna.
- Nie przejmuj się Niall’em. On już tak ma.- odezwał się Liam.
- Wiem, ale takiemu słodkiemu blondynkowi nie można się nie oprzeć.- powiedziałam do żartów.
- Cieszę się. Nie słuchaj ich. Oni nie wiedzą, co to jest urok osobisty.- przyznał blondyn  zwracając dużą uwagę na ostatnie słowa.
- Tak, bo ty akurat masz go najwięcej.- zaśmiał się Harry.
   Chłopcy są naprawdę zabawni. Od razu ich polubiłam. No dobra, z wyjątkiem jednego. Louis’a nienawidziłam.


Witajcie! 
Co tam ciekawego u Was?
Tak bardzo się cieszę, że mamy już weekend. Niestety czeka mnie dzisiaj jeszcze dużo pracy :(, ale to nic.
A więc jak podoba Wam się rozdział? 
Mogło zaskoczyć Was to, że Louis zapomniał o Cass. To nie jest do końca prawda. No ale jak to się wszystko dalej potoczy, to dowiecie się w kolejnych rozdziałach.
Nie zdradzę Wam więcej! heh
no to czekam na Wasze opinie.

Rozdział z dedykacją dla mojego ukochanego Harolda.

Należy Ci się , i to bardzo :)
Dziękuję za wsparcie i za to, że po prostu jesteś.
Kocham Cię ♥

No to do następnego.

niedziela, 25 maja 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 11

   Znów mam te same wątpliwości, tan sam strach. Czym jest przyjaźń? To jest straszne, jak jedna osoba może zawładnąć tobą, a ty jesteś od niej uzależniona i nic nie potrafisz z tym zrobić. Mam przyjaciółkę. Taką prawdziwą, która mnie wspiera. Nadal mam jednak obawy. Boję się, że Ruby może mnie skrzywdzić, tak ja Louis. Tak, ta słodka i miła dziewczyna stała się moją przyjaciółką. Nie przeszkadza mi to, że jesteśmy inne. Podobno przeciwieństwa się przyciągają. Tak jest chyba w naszym wypadku. Co może być dziwne - to, że się dogadujemy. Jesteśmy prawie we wszystkim zgodne. No dobra, Ruby nie podoba się fakt, że palę, ale tego już nie rzucę. Dobrze, że chociaż nie biorę, chodź muszę przyznać, że jedna działka nie zaszkodziłaby mi, prawda? No dobra, nie myślmy o tym. Nie mogę zacząć, bo to może być mój koniec.
   Może wróćmy do przyjaźni. To jest dla mnie takie dziwne. Ruby jest całkowicie inna, niż moja stara paczka. Ona się nad nikim nie znęca, nikogo nie bije, nikogo nie zmusza do ćpania. Ona jest jak anioł… Nie, nie zakochałam się w niej. Nie potrafiłabym. Jestem chyba za bardzo hetero, aby to zrobić. Ale przyjaciółkami zawsze możemy być. Ona ma bardzo dobry wpływ na mnie. Ostatnio to zauważyłam. Moja mama cieszy się z tego, że się tutaj zaaklimatyzowałam i znalazłam sobie taką przyjaciółkę, która pomaga mi przez to wszystko przejść, która jest dla mnie przykładem i która mi pomaga.
   To chyba jest prawdziwa przyjaźń, prawda?

   Weszłam do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Pomieszczenie było w kolorze brązu, a półki wraz z blatem białe. Na ziemi położono beżowe kafelki.  Na prawo stał piec. Nad nim, jak również nad innymi półkami powieszono białe szafeczki, w których znajdowały się artykuły spożywcze. Na lewo można było zauważyć masywną lodówkę, na której były poprzyklejane kolorowe karteczki z różnymi wiadomościami np. co trzeba jeszcze kupić.
   Nalałam sobie mleka do małej miseczki i nasypałam płatków. Moich rodziców nie było dzisiaj w domu, ponieważ musieli iść do pracy, więc mogłam trochę poleniuchować i nikt mnie na tym nie przyłapie.
   Usiadłam na sofie w salonie i zaczęłam jeść. Nagle coś mi się przypomniało. Przecież to dzisiaj miały przyjść wyniki z konkursu, w którym brałam udział. Chciałam Ruby zrobić niespodziankę. W gazecie znalazłam konkurs:

   Siedziałam wygodnie na fotelu i słuchałam muzyku, która była bardzo głośna, ale to mi odpowiadało. Kocham spędzać tak czas. Liczę się wtedy tylko ja i muzyka. Dobrze, że nie trzeba chodzić teraz do szkoły. Mogę odpocząć od tego wszystkiego i przystosować się do nowego otoczenia.
   Zaczęło mi się strasznie nudzić. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Już nawet słuchanie muzyki mi się znudziło. Wiem, było to do mnie nie podobne, ale nawet ja czuję to, jak powoli się zmieniam. Ruby ma na mnie wielki wpływ. Jak na razie nie udało mi się jej zdemoralizować i raczej nigdy tego nie zrobić. Jest zbyt dobra na to. To raczej ona zmienia mnie i ja się temu poddaję. Staję się coraz słabsza i… milsza. Tak, dobrze zauważyliście. Ja jestem miła. Jestem taka, jak byłam na koloniach. Wtedy to Lo… Zresztą, nie ważne. Nie lubię tego wspominać. To za bardzo mnie boli.
   Tak więc z powodu nudów sięgnęłam po najbliższą gazetę i zaczęłam ją przeglądać. Nagle, na pewnej stronie zauważyłam bardzo ciekawią notatkę. Zawierała ona informacje na temat konkursu, w którym mogłam wygrać   wejściówki na koncert One Direction. Od razu pomyślałam o Ruby i zrobiłam wszystko zgodnie z poleceniami. Wzięłam udział w konkursie. Jeżeli wygram, będzie to wspaniały prezent dla mojej przyjaciółki.  Z pewnością się ucieszy.

   Położyłam laptopa na kolana i weszłam na stronę, na której miały być podane wyniki.  Wzięłam oddech i sprawdziłam. Ok, zatkało mnie. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Udało się! Udało się! Wygrałam! Będę mogła, a raczej Ruby, będzie mogła spotkać się z 1D. Ale się ucieszy!
   Nie mogąc powstrzymać mojego szczęścia, od razu wybiegłam z domu. Chciałam jak najszybciej przekazać tą wiadomość Ruby. Na schodach prowadzących do domu prawie się wywróciłam.
- Cassie, gdzie tak pędzisz?- usłyszałam pytanie mojej przyjaciółki, która właśnie robiła coś w ogródku.
- Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość. Chodź tutaj.- poprosiłam ją. Wiem, że byłam wielką wariatką, ale w tamtej chwili nie mogłam nic z tym zrobić. Byłam za bardzo podekscytowana. Nie wiedziałam, że aż tak będę się z tego cieszyć.
   Moja przyjaciółka posłuchała mnie i już po chwili znalazła się przy mnie.
- Co się stało?- zapytała.
- Mam dla ciebie super wiadomość.- powiadomiłam ją z wielkim uśmiechem na twarzy. Tak bardzo się z tego cieszyłam. Super, że to właśnie mi udało się wygrać te bilety.
- To mów.- zaśmiała się.
- Może wejdziemy do mieszkania. Wszystko ci opowiem.- poprosiłam. Dziewczyna mnie posłuchała i razem weszłyśmy do domu.- Nie wyrwałam cię z pracy?- zapytałam. Chciałam jeszcze przez chwilę trzymać ją w niepewności, aby później jeszcze bardziej się cieszyła.
- Nie. Wyrywałam chwasty, ale to mogę dokończyć później. Chyba twoja wiadomość jest dla mnie ważniejsza.- zauważyła.
- Masz rację.- przyznałam z uśmiechem i zaprosiłam ją gestem ręki do salonu, aby usiadła.
- Mam zacząć się bać?- zażartowała Ruby.
- Raczej nie. To dobra wiadomość.
- A więc mów.- poprosiła. Nie mogłam dłużej trzymać jej w niepewności. Widziałam na jej twarzy zadowolenie z nutką strachu. Czyżby nie wierzyła mi, że to dobra wiadomość? W sumie, to się jej nie dziwię. Po mnie można spodziewać się wszystkiego. Sama się o tym przekonałam. Jestem nieobliczalna. Ale to mi pasuje. Przynajmniej nie jestem przewidywalna i nikt nie wie, co za chwilę zrobię.
- A więc wzięłam udział w konkursie.- zaczęłam. W głębi duszy się z tego wszystkiego śmiałam. Widzieć moją przyjaciółkę w takim stanie. Och, jak ja lubię trzymać w niepewności. Tak, jestem wredna.
- I…?- zapytała.
- I wygrałam.- przyznałam i się uśmiechnęłam.
- Co?
- Bilety na koncert.- zaśmiałam się. Ja jednak lubię wkurzać ludzi. Chyba to we mnie zostało od mojej dawnej paczki. Tego już chyba nie da się zmienić.
- Jaki?
- Bardzo fajny.
- Cassie, mów jaśniej, bo zaraz nie wytrzymam. Czy coś się stało?- zapytała. Była już trochę wkurzona, że tak to wszystko przedłużam. Postanowiłam już jej powiedzieć. Nie mogę trzymać jej dłużej w niepewności.
- Wzięłam udział w konkursie…
- To już wiem.- warknęła.
- Daj mi dokończyć.- poprosiłam i moja przyjaciółka zamilkła.- Wzięłam udział w konkursie i wygrałam wejściówki vip na koncert One Direction.
- A więc co wygrałaś?- zapytała.
- Głucha jesteś? Wejściówki na koncert 1D.- odpowiedziałam.
- A tak serio?- no tak, nie wierzyła mi. W sumie, ja sama sobie nie ufałam, więc się jej nie dziwię. Chyba za dobrze mnie zna.
- W tej sprawie musisz mi uwierzyć. Wygrałam wejściówki. - powiedziałam najbardziej rzeczowym tonem, na jaki było mnie stać. Nie mogłam zacząć się teraz śmiać, bo nie uwierzyłaby mi. A nie o to mi chodziło.
- Naprawdę?- spojrzała na mnie jak na wariatkę. A może nią byłam? Heh, muszę się jeszcze nad tym zastanowić.
- Tak.- uśmiechnęłam się jak najładniej potrafiłam.
- Kocham cię, wiesz?- skoczyła na mnie i się przytuliła. A więc tak wygląda szczęśliwa osoba? Byłam z tego bardzo zadowolona. Jednak coś oprócz egoizmu i wredności jest we mnie. Fajnie. Przynajmniej nie jestem bezduszną osobą.
- Wiem.- zaśmiałam się i razem cieszyłyśmy się z wygranej. A myślałam, że ten dzień nie będzie należeć do najszczęśliwszych. Jednak się myliłam.
- Pokarzesz mi to?- zapytała i skończyłyśmy nasze przytulanie.
- Jasne.- zaśmiałam się i wzięłam laptopa na kolana. Pokazałam jej wszystko.
- Czyli mamy dwie wejściówki na ich koncert?
- Tak- odpowiedziałam. - A z kim pójdziesz?
- Mam zamiar zabrać ciebie.- odpowiedziała z uśmiechem.
- Nie, ja nie idę.- zaprzeczyłam. Nie mogłam się na to zgodzić. Ruby nie wiedziała wszystkiego. Boję się tego spotkania. A co, jeżeli Louis mnie rozpozna? Nie chcę wracać do tego, co było kiedyś. Nie mogę ryzykować. Tym bardziej, że spotkam się z nim twarzą w twarz.
- Dlaczego? Wiem, o tym, że nie jesteś ich fanką, ale i tak nie mam kogo ze sobą zabrać. Nie znam drugiej takiej osoby.
- Nie, ja naprawdę nie mogę.- zaczęłam się tłumaczyć.
- Ale dlaczego? Przecież to tylko jeden koncert. Proszę, nie chcę iść na niego sama.- zrobiła słodką minkę, na którą zawsze ulegałam. Jednak nie w tym wypadku. Nigdy się na to nie zgodzę! Nie ma takiego prawa!
- Ruby, nie namawiaj mnie do tego! Nie pójdę!- krzyknęłam. Ok, muszę przyznać, że trochę przesadziłam.
- Cass, co się stało? Dlaczego jesteś taka nerwowa?
- Nie twoja sprawa.- odpyskowałam.
- Cassie, przecież mi możesz powiedzieć.- zauważyła, a ja uciekłam wzrokiem. Nie, nie mogę ulegnąć! Tyle lat to ukrywałam przed wszystkimi. Nie mogę tak po prostu tego wyjawić. To dla mnie jest za bardzo trudne.
- Ruby, nie! Zresztą to długa historia.- przyznałam.
- Mam czas.- uśmiechnęła się do mnie i wygodniej ułożyła się na sofie. Ona to robiła specjalnie!
- Nie chcę o tym mówić.
- Cass, a ja chcę wiedzieć. Dlaczego nie chcesz iść na ten koncert?
- Bo mam swoje powody!- krzyknęłam.
- A więc słucham. Chcę usłyszeć twoje wyjaśnienia.- na jej twarzy malowało się przejęcie i … ciekawość.
- Nie powinno interesować cię tak moje życie.- zauważyłam.
- Cassie, ja się nie poddam. Będę tu siedzieć, aż mi to powiesz.
- Jesteś niemożliwa!- krzyknęłam.


Witajcie!
Jak mija Wam czas?
Ja już wróciłam i czuję się świetnie.

Od razu przepraszam Paulę, że się nie odzywałam.
Bardzo tęskniłam.
Naprawdę.

Dlatego rozdział z dedykacją dla mojego ukochanego Harolda :D

Kocham Cię, wiesz?

Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem i za Waszą cierpliwość.
A teraz takie małe pytanko.
Czy Cassie zgodzi się pójść na koncert?

No to do następnego!

piątek, 16 maja 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 10

   Siedziałam w samochodzie myśląc o tym, co może mnie jeszcze spotkać. Nie wiem, jak rodzicom udało się mnie namówić na tą całą przeprowadzkę. Nowy pokój, okolica, otoczenie... Czuję, że mogę sobie z tym wszystkim nie poradzić. Czy to nie jest dla mnie zbyt wiele? Jedyne, co może być dobre w tej całej sytuacji to to, że w każdym momencie mogę wrócić do Michael’a i jego paczki. Pozwolili mi na to. Sama się temu dziwię. Mój chłopak powiedział mi, że będzie na mnie czekać. Chcę go jak najszybciej odwiedzić. Może nie jesteśmy w jakimś wspaniałym związku, ale dobre i to. Już się do tego przyzwyczaiłam. I znów się wszystko zmienia. To takie niesprawiedliwe! Dlaczego nikt mnie nie posłuchał? Przecież powinni wiedzieć, co ja o tym myślę. Powinni wiedzieć, że się z tym wszystkim nie zgadzam.
- Już jesteśmy.- powiedziała mama. Spojrzałam za okno i zobaczyłam masywny dom. Ach, czyli to tu będę mieszkać? Na to wszystko wskazuje. Szkoda tylko, że tak daleko od moich starych znajomych. Będę
musiała nauczyć się żyć od nowa. Dam radę, albo polegnę. Teraz tylko one mnie zależy Muszę zdecydować  którą drogę wybiorę. Poradzę sobie z tym? Podobno jestem silna. Coś chyba wymyślę. Tylko ile zajmie mi to czasu?
   Wyszłam z samochodu i dokładniej przyjrzałam się domowi. Był koloru białego i posiadał mały ogródek, na którym rosły prześliczne kwiatki.  Może jednak nie jest tu aż tak źle? Wszystko było otoczone średniej wielkości, drewnianym płotem.
   Wzięłam swoją walizkę i ruszyłam za mamą. Otworzyła ona furtkę i znaleźliśmy się na placu domu. Kamienną ścieżką doszłyśmy do drzwi, które matka otworzyła. Weszłyśmy do środka. A więc witaj nowe życie!
   Przedpokój był w kolorze beżu. Na ziemi poukładane były czarne kafelki, a ściany były puste. W moim starym domu było inaczej. Wszędzie były porozwieszane fotografie, bądź jakieś obrazy, a tutaj? Totalna pustka. To dla mnie bardzo dziwne. Wiem o tym, że to kwestia przyzwyczajenia. Nie ma się co martwić. Będzie dobrze.
- Gdzie jest mój pokój?- zapytałam gdy zdjęłam buty.
- Na górze, drugie drzwi po lewo.- odpowiedziała mama, posyłając mi delikatny uśmiech. To miała być zachęta? Niech sobie nie myśli, że tak łatwo mnie przekabaci. Ja dalej jestem na nią zła, za to, że musieliśmy się przeprowadzić i tym samym zostałam zmuszona do zakończenia moich znajomości. Oj, nie. Musi wiedzieć, że ze mną nie będzie tak łatwo. Jestem bardzo uparta i ona z pewnością jest tego świadoma.
   Weszłam po dębowych, kręconych schodach na górę, ciągnąc za sobą walizkę. Znalazłam się w białym holu, który też wypełniała pustka. Będę musiała coś z tym zrobić.
   Otworzyłam drugie drzwi, tak jak mówiła matka i weszłam do pomieszczenia. Mój pokój był dość wielki. W kolorze fioletu, tak jak sobie tego zażyczyłam. Pod masywnym oknem o białych ramach, stało moje łóżko. Właśnie tak, jak to sobie wymarzyłam. Po prawo znajdowała się wielka szafa. Dość jasna i… pusta. No tak, muszę ją wypełnić moimi ubraniami, ale to zrobię za chwilę. Teraz nie mam na to ochoty. Po lewo znajdowało się biurko, a nad nim wisiała korkowa tablica.
   Postawiłam walizkę w rogu pokoju i usiadłam na łóżko. Co ja miałam teraz robić? Czułam się, jakbym tutaj nie pasowała.
   Znudzona tym wszystkim zaczęłam wkładać swoje ubrania do szafy, aby później mieć z tym spokój. Gdy skończyłam pracę, zeszłam na dół do salonu, wymalowanego na jasny brąz z białą sofą i dwoma fotelami, również w tym kolorze. Między nimi stał mały, szklany stolik. Podłoga była wyłożona jasnymi panelami. Na przeciw kompletu stała półeczka, na której był ustawiony telewizor. Po przeciwnej stornie znajdowała się szafeczka z książkami. Muszę przyznać, że nie byłam przyzwyczajona do takiego widoku. To wszystko było dla mnie nowe i najprawdopodobniej będę musiała się do tego przyzwyczaić, bo nie ma szans, abym namówiła rodziców, żebyśmy wrócili do starego miejsca zamieszkania.
- Idę się przejść.- przyznałam i bez usłyszenia zgody wyszłam na dwór. Nie obchodziło mnie to, co moi rodzice sobie o mnie pomyślą. Miałam to gdzieś. Już i tak mają o mnie złą opinią. Chyba już bardziej jej nie zniszczę.
    Pogoda jak na Londyn była dość dobra. W prawdzie nie było upału, ale słońce świeciło i nie padało. A to już była jakiś plus.
- Cześć.- usłyszałam czyiś głos. Rozejrzałam się i zobaczyłam dziewczynę, która stała za płotem. Najwyraźniej była moją nową sąsiadką. Nic jej nie odpowiedziałam. Nie szukam nowych znajomych.- Jesteście tutaj nowi?- zapytała, aby podtrzymać rozmowę. Wyszłam na ulicę, a ona ruszyła za mną.- Jestem Ruby.- przedstawiła się. Spojrzałam na nią. Była piękną blondynką o filigranowej figurze i zielonych oczach.
- Cassie.- przedstawiłam się. Nie miałam innego wyjścia. Chyba będę na nią skazana, bo tak łatwo się ode mnie nie odczepi.
- Dzisiaj się tutaj przeprowadziliście?- zapytała. Ruszyła obok mnie i razem szłyśmy, zwiedzając okolicę. Mijałyśmy szeregi różnokolorowych domów, a czasem przejechał obok nas samochód.
- Przed chwilą.- przyznałam.
- Jesteś mało rozmowna.- zauważyła.
- Taak.- nawet się nie wysiliłam. Już wcześniej wspomniałam, że nie zależy mi na nowych znajomych. Chcę wrócić do tych starych.
- Nie lubisz mnie?- zapytała.
- Nie o to chodzi. Po prostu tęsknię za starymi znajomymi.- przyznałam.
- Też tak miałam. Wiem, co czujesz. Najchętniej sama wyrwałabym się stąd.
- To dlaczego nadal tu jesteś?- zapytałam.
- Nie chcę opuszczać rodziców.- zaśmiała się.
- Szczerze, to mam tego wszystkiego dość.  Z tego, co zdążyłam zauważyć, jest to dość spokojna okolica.
- Tak. Z tym się zgadzam. Jeżeli chcesz, możemy trzymać się razem.- zaproponowała. Długo rozważałam moją decyzję. Zgodzić się czy nie?  W sumie, to nic nie mam do stracenia. To jedyna osoba, która chce się ze mną zakolegować.
- No dobrze.- zgodziłam się i z kieszeni spodni wyciągnęłam papierosa, po czym go odpaliłam.
- Palisz?- zapytała Ruby.
- Tak. Od półtorej roku.- uśmiechnęłam się. Jakoś byłam szczęśliwa, że nie dałam się wciągnąć w narkotyki, chodź muszę przyznać, że raz ich spróbowałam i było fantastycznie. Chciałabym znów to przeżyć, ale boję się, że się uzależnię.
- Jak zdobywasz papierosy?
- Szczerze, to nie wiem, jak będzie teraz. Przedtem załatwiała mi je moja paczka, a teraz będzie ciężko. Jestem niepełnoletnia i mi ich nie sprzedają.- zauważyłam.- A ty, ile masz lat?
- 19.- odpowiedziała i od razu zrobiło mi się lepiej. Już wiem, skąd będę brała papierosy.
- Będziesz mi kupować, prawda?- zapytałam.
- Niestety nie mogę. Z tego co zauważyłam, nie jesteś pełnoletnia. Ja działam według przepisów.- fajnie, panna porządna się znalazła. Dobrze, że wymyśliłam bardzo sprytny plan.
- No dobrze, więc będę musiała kraść.- przyznałam.
- Nie, nie pozwolę ci na to!- krzyknęła i na chwilę się zamyśliła.- No dobrze, będę kupować ci papierosy.
- Nie można było tak od razu?- zaśmiałam się. Widzę, że coś jeszcze z tej dziewczyny będzie. Och, do jakiegoś tygodnia nie będzie już taka grzeczna. To będzie moje zadanie. Zdemoralizuję ją. Chyba łatwo mi pójdzie.  Podobno jestem w tym dobra. Jednak nie będę się tu nudzić. Znalazłam już sobie zajęcie. - Spotkamy się jutro?- zapytałam.
- Najprawdopodobniej tak.- przyznała i się uśmiechnęła. Jeszcze nie wie, co ją czeka.
   W wesołych nastrojach ruszyłyśmy do domu. Ruby nie jest jednak taka zła. Da się z nią jakoś dogadać. Trzeba ją tylko lepiej poznać. Mimo niewielkiej różnicy wieku, miałyśmy o czym gadać. Nie pasowało mi tylko w niej, że jest taka miła i dobroduszna. Przynajmniej to wywnioskowałam z rozmów z nią. Będę musiała się jakoś tym zająć. 
- A tak w ogóle, to czym się interesujesz?- zapytałam.
- Głównie muzyką.- przyznała. Widziałam, jak jej oczy się śmieją.
- Tak?- zdziwiłam się. Z jej zachowania przypuszczałam, że interesują ją tylko książki i nauka. Jednak się myliłam. Ruby coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Chyba się dogadamy.- A co dokładnie?- ponownie zapytałam.
- Nie wiem, jak to określić. Po prostu nie mogę wytrzymać ani jednego dnia bez muzyki. Żyję nią. 
- Czego dokładniej słuchasz?
- Hmmm... Muszę przyznać, że wolę nowsze zespoły. Ostatnio szaleję za One Direction.- zaśmiała się, jakby była to najoczywistsza rzecz, jak mogła istnieć na świecie. To było nienormalne!
- Co?!- myślałam, że zakrztuszę się własną śliną. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Byłam w szoku.
- One Direction. Słyszałaś o nich?- zapytała.
- A więc spotkamy się jutro.- powiedziałam. Dochodziliśmy już do domu, więc przyśpieszyłam kroku i szybko znalazłam się w mieszkaniu. Zostawiłam Ruby bez pożegnania, ale w tamtej chwili nic mnie to nie obchodziło. Kurwa, po co ja o to zapytałam!  Wszystko mi się przypomniało. Wszystkie chwile z Louis'em. Było to dwa lata temu. Myślałam, że o tym zapomniałam, że mnie już to nie dotyczy, ale jednak się myliłam. Popełniłam tak wielki błąd.
- Cassie, już wróciłaś?- usłyszałam pytanie matki. 
- Tak.- odpowiedziałam i szybko pobiegłam do swojego pokoju. Rodzice nie mogli zobaczyć mnie w takim stanie.
   Opadłam na łóżko i uroniłam parę łez. Nie potrafiłam ich powstrzymać. To było zbyt silne. Chyba mnie poniosło.
   Ok, Cass. Nie ma się czym martwić. Louis to zakończony temat. Nie należy sobie o nim przypominać, bo od razu wariuję. Nie należy wracać do przeszłości i się tym zadręczać.
   Nie mogę być taka. Przez jedno głupie wspomnienie od razu płaczę. Przecież jestem bezduszną osobą. Nie mogę tak robić! To nie powinno mi się zdarzać. Chyba muszę jakoś nad tym zapanować. Najlepiej będzie, jak przestanę o tym myśleć. Tak, tak zrobię!
   Założyłam słuchawki na uszy i rozkoszowałam się muzyką. Tylko tak mogłam o tym zapomnieć. Nie chciałam już myśleć. W tamtym momencie byłam tylko ja i muzyka.  Nie obchodziło mnie nic innego. Matka mogła sobie mnie wołać. I tak tego nie usłyszę. Nie widzę w tym żadnego problemu. Mnie to odpowiada. To moje życie i mogę sobie robić z nim co chcę. Nawet mogę je sobie odebrać, lecz na to jak na razie mnie mam odwagi. Chyba jestem zbyt słaba. Taka malutka…. Nie potrafię tego zrobić. Ale może to i dobrze?

Witajcie!
Co tam ciekawego u Was?
Jak podoba Wam się rozdział?
Jest on chodź trochę fajny?
Ja sama nie wiem co mam o nim myśleć.
Cassie znalazła sobie nową przyjaciółkę. Myślicie że Ruby jakoś namiesza w tym opowiadaniu? Od razu muszę Wam przyznać, że odegra tutaj dość ważną rolę.
Następny rozdział pojawi się dopiero za półtorej tygodnia.
Jeszcze dzisiaj wyjeżdżam i nie miałabym kiedy dodać następnego.

Kocham Was!

poniedziałek, 12 maja 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 9

   Jeżeli chodzi o kolonie, to tak jak Louis nie wzięłam udziału w tym całym występie na koniec. Przestało to dla mnie mieć jakiekolwiek znaczenie. To już nie miało sensu. Zresztą wszyscy poradzili sobie świetnie bez nas. Nie byłam im tak bardzo potrzebna, także nie żałuję swojej decyzji.
   Na koloniach zaraz po wyjeździe Lou opuściłam połowę zajęć, bo nie miałam z kim na nie chodzić. Wcześniej był Louis, a gdy on wyjechał nikt mi już nie pozostał. Nie miałam nikogo innego.
   Po pewnym czasie się to wszystko skończyło, a ja wróciłam do domu.  Najlepszy okres w moim życiu się zakończył. Powróciłam do szarej rzeczywistości. Znów musiałam się zmienić. Tamta Cass na koloniach uległa zapomnieniu i pojawiła się całkiem nowa. Taka zmiana nie była dla mnie łatwa, ale jakoś mi się udało. W końcu jestem bardzo uparta i potrafię postawić na swoim.

    Dzień mijał za dniem, a Louis się nie odzywał, nie odbierał moich telefonów. Straciłam z nim kontakt. Po pewnym czasie zaczęło mnie to niepokoić. Miałam takie wrażenie, jakby o mnie zapomniał. To co łączyło nas na koloniach odeszło w zapomnienie. On zrobił coś, czego nigdy sobie nie wyobrażałam. On o mnie zapomniał. Wrócił do swojego świata i tam miał swoich kolegów. Zapomniał dziewczynę, z którą łączyło go takie piękne uczucie, a może on udawał? Czy nasza przyjaźń nic dla niego nie znaczyła? Czy on wie, co czuję? Jak bardzo jestem teraz zdruzgotana? Nie potrafię ułożyć sobie życia na nowo.  Nie po tym, co z nim przeżyłam. To był mój pierwszy chłopak, którego brałam na poważnie. Nigdy nie spodziewałam się tego, że tak mnie po prostu zapomni. Najwyraźniej nic dla niego nie znaczyłam.
   Po pewnym czasie dałam sobie z tym wszystkim spokój. Przeczytałam w internecie, że Louis ma nową dziewczynę. Czyli już sobie mnie zastąpił? Szkoda, że byłam dla niego nikim.
- Przecież on może mieć każdą, a ja myślałam że mam u niego szanse.- powiedziałam sobie pewnego dnia. Już nic wtedy nie miało sensu.
   Wiedziałam, że to nic nie da, ale płakałam. Nie mogłam znieść tego, jak bardzo mnie skrzywdził. Odmienił moje życie, które teraz nie było dla mnie nic ważne. Po co kochać? Kurwa, po co?! Ludzie ranią, a ja o tym po prostu zapomniałam. Miłość nie istnieje. Tylko nam się tak wydaje.

Październik, 2011 r.
   Kroczyłam szkolnym korytarzem. Mijający mnie uczniowie nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. Zresztą, co mnie to obchodziło. Teraz powinnam się skupić na tym, co chcę zrobić. Wiem, że to niewłaściwa droga, ale myślę, że dzięki temu zapomnę o wszystkim. To jakoś oderwie mnie od szarej i beznadziejnej rzeczywistości.
   Myślałam o tym od dawna. Minęło wiele nieprzespanych nocy. W końcu postanowiłam, że to zrobię. Nie wiem, jak bardzo na tym ucierpię, ale czuję, że muszę. Muszę jakoś od tego wszystkiego uciec.
    Przeszłam do końca korytarza i znalazłam się tam, gdzie chciałam. Przy łazience stał Michael ze swoją grupką. Podeszłam do nich pewnym krokiem, aby nie wyczuli mojego strachu. To już na początku mogłoby mnie skreślić. Stanęłam naprzeciw chłopaka.
- Chcę do was dołączyć.- powiedziałam, a ten tylko się uśmiechnął.
- Tylko na to czekałem.- powiedział i złapał mnie za rękę. Wszyscy do nas podeszli.- Witajcie Cassie, naszą nową członkinie.
- Czyli musimy to jakoś uczcić?- zapytał jakiś blondyn, który stał dość blisko mnie.
- Zrywamy się z lekcji.- zarządził  Michael. Wszyscy go posłuchali. Ruszyliśmy w stronę wyjścia ze szkoły. Czyli tak to teraz będzie wyglądać? Najwyraźniej tak. A więc żegnaj szkoło. Straciłaś kolejną dobrą uczennicę.
- Gdzie idziemy?- zapytałam.
- Do miejsca, gdzie przeważnie się spotykamy.- odpowiedział Michael.
- No dobrze. A więc teraz już jestem jedną z was?
- Ty od początku nią byłaś. Czekałem tylko na to, że zgodzisz się dołączyć. - uśmiechnął się. Ach, dobrze wiedzieć. Teraz jestem  kimś, kim nigdy nie chciałam być, ale już się nie wycofam. Nie w tym momencie.
   Bez problemu wyszliśmy ze szkoły. Jakoś nikt nas nie zatrzymywał. Ruszyliśmy zupełnie nieznanymi dla mnie drogami. Weszliśmy do jakiegoś lasku i tam usiedliśmy na przygotowanych już kłody. Wszyscy rozsiedli się na miejsca. Każdy miał swoje. Ja przez chwilę stałam nie wiedząc, gdzie mam usiąść, aż usłyszałam głos Michaela:
- Cassandro obok mnie jest dla ciebie miejsce.- powiedział a ja bez żadnych kłótni usiadłam obok chłopaka.
   Wszyscy zaczęli o czymś rozmawiać. Głównie były to tematy, kogo trzeba podręczyć, kto jeszcze powinien dołączyć do naszej paczki. W ogóle w tym nie uczestniczyłam, bo mnie to nie obchodziło. Ja nie jestem taka jak oni. Mnie nie sprawia radości znęcanie się nad kimś. To nie leży w mojej skórze. Nie potrafiłabym.

   Kolejny dni mijały. Ja naprawdę uświadomiłam sobie, że staję się taka jak oni. Całe to towarzystwo mnie zmieniło. Ta grzeczna Cassie, która była na koloniach odeszła. Teraz byłam kimś, kto mną zawładną. Nigdy nie chciałam być, ale tęsknota, żal i smutek mnie wykończył. Miałam odwagę powiedzieć, że Louis mnie zniszczył. To wszystko było przez niego. Zaczęłam nienawidzić tego chłopaka. Był dla mnie nikim. Cholerną gwiazdą, która zniszczyła moje życie. Przez niego już nigdy nie będzie tak jak dawniej.
   Z nowym towarzystwem czułam się lepiej. Oni uśmierzali i zmniejszali mój ból. Tyle, że były z tego nie małe kłopoty. Muszę przyznać, że tylko raz wzięłam. Na razie mnie do tego nie ciągnęło. Jeszcze nie byłam aż tak załamana, aby stać się narkomanką. Jaszcze tak mnie nie pogięło. Chodź i tak już sporo przesadziłam. Już nawet rodzice coś zauważyli. Może podejrzewają coś, ponieważ wychodzę wieczorem i wracam w środku nocy? Tyle, że jeszcze nie zauważyli jak się staczam, bo muszę przyznać, że zawszę muszę coś wypić. Chyba takie jest życie, prawda? Alkohol mi pomaga. To jest moja przyjaciółka. Ale nie martwcie się. Nie uzależniłam się. Nie zaszłam tak daleko. Piję okazyjnie i gdy mam zły humor i dołek. A to ostatnio zdarza się coraz rzadziej. Zapominam o tym. W końcu czas  biegnie dalej i życie też nie zatrzymało się w miejscu. Nie ma co tego rozpamiętywać. Trudno, minęło.  Byłam taka głupia, więc teraz muszę cierpieć. Jednak będę ostrożniejsza, przy doborze chłopaków, ale jak na razie nie muszę się martwić. Mam Michael’a. Tak, dobrze czytacie. M I C H A E L ‘ A. To jest mój nowy chłopak i jakoś się z nim dogaduję. Może nie kocham go, ale to dobra osoba do towarzystwa. W końcu muszę się jakoś zabawić. Trochę smutno, że jego kosztem, ale i to jest dobre. Nie chce mi się wysilać i szukać nowego chłopaka. Nie potrzebne mi to jest teraz. Czuję się wspaniale. Kurwa wspaniale! Zresztą, kogo ja oszukuję? Moje życie jest do dupy. Bez  Louis’a to nie to samo. Michael nie jest w stanie mi go zastąpić. On nigdy nie będzie taki wspaniały jak Lou. Ten chłopak porządnie namieszał mi w głowie. Nie potrafię o nim tak zapomnieć. To jest dla mnie zbyt trudne. Ja go naprawdę kochałam. Teraz jest dla mnie zwykłym dupkiem. Nie kocham go już. On jest dla mnie nikim. Ten człowiek nie znajdzie już miejsca w moim sercu. Nie po tym, co mi zrobił. Niech lepiej nie pokazuje mi się na oczy. Może jednak dobrze, że zerwaliśmy kontakt?

Czerwiec, 2013 r.
   Pierwszy dzień wakacji. Nareszcie mogę od tego odpocząć. To oczywiste, że pójdę dalej do szkoły. Moje oceny pogorszyły się trochę, no ok, nawet bardzo, ale zamierzam kontynuować naukę. Dorosłam i już nie zamierzam tak szaleć, chodź czasem się nie oszczędzam. Ale co tam. Mój związek z Michale’em nie jest taki, jak powinien, ale nie przeszkadza mi to. Jestem z nim 2 lata i nie chcę mi się szukać nikogo innego. Wiem, że chłopak wiele razy mnie zdradził, zresztą ja jego tez, więc nie przeszkadza mi to. Mam to w dupie. Ważne, że kogoś jest przy mnie, że nie zostałam z tym wszystkim sama.
   Rodzice zaczynają się trochę o mnie niepokoić.  Ostatnio zauważyli, że coś się ze mną niedobrego dzieje. Raz czy dwa zauważyli, że nie jestem trzeźwa, przecież to nic takiego. Mam prawo robić to, co chcę. Nie jestem małym dzieckiem! Muszę to w końcu zrozumieć. Może nie jestem jeszcze pełnoletnia, ale w końcu mam 17 lat. Chyba mam prawo prowadzić własne życie bez ingerencji rodziców? Ach, szkoda słów. Nie chcę już o tym mówić.

- Cassie, chcielibyśmy z tobą porozmawiać.- zaczął ojciec wchodząc do mojego pokoju. Nawet nie miałam chwili prywatności.
- Co się stało?- zapytałam. Tak naprawdę nie miałam ochoty z nikim teraz rozmawiać, ale byłam do tego zmuszona.
- Chcielibyśmy coś ważnego z tobą uzgodnić.- przyznała mama, która chyba wyrosła z podziemi. Nie zauważyłam jej wcześniej.
- Co takiego?- zapytałam i ściszyłam trochę muzykę, która brzmiała po całym pokoju sprawiając, że byłam jeszcze bardziej zdołowana.
- Nie udawaj, że wszystko jest w porządku. Zauważyliśmy z matką co się z tobą ostatnio dzieje.- powiedział ojciec. Już wiedziałam o co im chodzi. Nie pójdzie im ze mną tak łatwo.
- Nic nie wiecie.- zauważyłam.
- Cassie, co się stało, że tak się zmieniłaś?- zapytała matka.- Nigdy taka nie byłaś.
- Wiele o mnie nie wiecie.
- To spróbuj nam to jakoś wytłumaczyć!
- Nie ma o czym mówić.- zaśmiałam się pod nosem.
- Dobrze, nie będziemy więcej tak rozmawiać, to nie ma sensu. Razem z ojcem uzgodniliśmy, że zmieniamy otoczenie. Twój tata dostał nową ofertę pracy i możemy wyjechać.
- Gdzie kurwa?- zapytałam.
- Nie mów tak!- upomniała mnie matka.
- Wyjeżdżamy do Londynu.
- No chyba zgłupieliście!- zauważyłam. Czułam, że zaraz wybuchnę. Dlaczego oni mi to robią?
- Masz czas, alby pożegnać się ze wszystkimi. Wyjeżdżamy za tydzień. Już nic nie można zmienić. To nasza decyzja i koniec.- powiedział tata, po czym oboje zostawili mnie samą w swoim pokoju.
   Wybuchłam płaczem, bo co innego mi pozostało? Oni nie rozumieją tego, co ja przeżywał. Tęsknię, tak cholernie tęsknię za tamtym życiem.
   Boję się zacząć żyć na nowo.
   Jestem świadoma tego, że mój związek z Michael’em się zakończy, a ja będę musiała odejść z naszej paczki. Tyle tylko, że nie będę mogła już wrócić…


Witajcie.
Przepraszam, że dodaję tak późno, ale dopiero teraz zawitałam w domu :p
Ten tydzień dopiero się zaczął, a już mnie wykańcza. Ale na szczęście w czwartek będę miała wolne, bo nie jadę na wycieczkę z moją klasą i mama nie każe mi iść do szkoły. Tak, ja się bardzo z tego cieszę, bo muszę przyznać, że nie za bardzo lubię swoją klasę, ale już mniejsza z tym. 
Następny rozdział pojawi się w czwartek, albo piątek. Później będzie półtora tygodnia przerwy, bo jadę na wycieczkę (na szczęście z inną klasą) i mnie nie będzie.
Aha, a co myślicie o rozdziale?
Podoba się Wam?

Ok. To do czwartku albo piątku!
Kocham Was!

wtorek, 6 maja 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 8

   Wstał nic nie mówiąc i odszedł. Zostawił mnie. Zostawił mnie po tym, co mu powiedziałam. Nawet na mnie nie spojrzał. Nie wiedziałam, co teraz czuje. Moja słowa aż tak go przeraziły? Co on teraz myśli? Nad czym się zastanawia? Dlaczego odszedł bez słowa? To bolało. Tak bardzo. Dlaczego on to zrobił? Mógł chociaż coś powiedzieć. Zostawił mnie w takiej niepewności. To w końcu kim ja dla niego jestem? Nikim? Czy może kimś więcej?
   Mogłam nie uczestniczyć w tej zabawie. Przecież ona od początku była bez sensu. Mogłam spodziewać się tego, że mnie o to zapyta.
   Otarłam łzy i zorientowałam się, że za chwilę będzie kolacja. Musiałam się stąd ruszyć, coś ze sobą zrobić. Jak tak dalej pójdzie, to zwariuję. Nie mogłam cały czas siedzieć pod tym drzewem. Jednak najpierw ruszyłam do domku. Musiałam się ogarnąć. Weszłam do pomieszczenia. Lou siedział na łóżku z twarzą w dłoniach. Nie pytałam go co się stało, ponieważ dobrze wiedziałam. Teraz zostało mi czekać na to, aż się do mnie odezwie. Chciałam wiedzieć czy mu na mnie zależy? Czy mam jakiekolwiek szanse u niego? Nie chcę się narzucać. Niech podejmie odpowiednią decyzję. Teraz wszystko zależy od niego. Ja już się nie będę w to mieszać.
   W łazience doprowadziłam mój makijaż do normalności. Oczy miałam zapuchnięte od płaczu, ale na tę chwilę nic nie potrafiłam z tym zrobić. Usłyszałam dzwonek na kolację, więc udałam się w to miejsce. Louis nie ruszył się z łóżka. Czyli dziś nie będzie jadł? Na to wyglądało.
   Zajęłam swoje miejsce i zaczęłam jeść, a raczej bawić się jedzeniem, które znajdowało się na moim talerzu. Nie miałam ochoty na nic. Dlaczego ja mu to powiedziałam? Och, mogłam wtedy kłamać. Zawsze wszystko sknocę. Idiotka ze mnie!
   Czułam na sobie wzrok wszystkich. Byłam osaczona. Zdawało mi się, jakby oni już wiedzieli, a przecież nie mieli o niczym pojęcia.
   Zorientowałam się, że nie potrafię wytrzymać bez Louis’a. Czy to wszystko musi być takie trudne? Lou jest częścią mnie, a przede wszystkim jest moim przyjacielem, który mnie zostawił. Zostawił w chwili, gdy najbardziej go potrzebowałam, gdy nie mogłam sobie poradzić z tym wszystkim.
   Jako jedna z pierwszych oddałam talerz. Nie chciałam już jeść. Miałam nadzieję, że jak najprędzej znajdę się w łóżku i znów będę płakać. Nawet przy Louis’ie. Nie miał prawa mi tego zabronić. Musiałam się wypłakać. To jedyne co w tej chwili mogłam zrobić.
   Weszłam do domku. Był otwarty, ale nikogo w nim nie było. Louis poszedł? Ale gdzie? Zostawił mnie? Nie, nie mógł tego zrobić. Jego rzeczy zostały, więc nie wyjechał.
Już chciałam się położyć na łóżko, ale zobaczyłam na nim karteczkę. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam:  ,,Przyjdź do sali muzycznej    ̴ Louis xx.’’
   Nie wiedziałam, co mam zrobić. Iść czy nie iść? Postanowiłam pójść. Wyglądało na to, że Lou chciał mi coś powiedzieć. A bardzo byłam ciekawa, co takiego. Jaką podjął decyzję? Miałam nadzieję, że mnie nie odrzuci.
   Wzięłam klucze z domki i go zamknęłam. Ruszyłam do sali muzycznej cały czas zastanawiając się czy dobrze robię. Tak, chciałam tam iść! Chciałam wiedzieć co postanowił mój przyjaciel. Czy bardzo będę cierpieć? Boję się tego, co mogę usłyszeć. To może być koniec wszystkiego. Mogę stracić przyjaciela.
   Weszłam do sali.  Moim oczom rzucił się Louis, który siedział przy pianinie. Gdy zobaczył, że wchodzę, zaczął grać. Usiadłam przy nim u słuchałam.

- Your hand fits in mine like it's made just for me
But bear this in mind it was meant to be
And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks
And it all makes sense to me

I know you're never loved the crinkles by your eyes, when your smile
You've never loved your stomach or your thighs
The dimples in your back at the bottom of your spine
But I'll love them endlessly

I won't let these little things slip out of my mouth
But if I do it's you, oh it's you they add up to
I'm in love with you and all these little things

You can't go to bed without a cup of tea
Maybe that's the reason you talk in your sleep
And all those conversations are the secrets that I keep
Though it makes no sence to me

I know you've never loved the sound of your voice on tape
You never want to know how much you weigh
You still have to squeeze into your jeans
But you're perfect to me

I won't let these little things slip out of my mouth
But if it's true, it's you, it's you they add up to
I'm in love with you and all these little things

You'll never love yourself half as much as I love you
You'll never treat yourself right darling
But I want you to
If I let you know I'm here for you
Maybe you'll love yourself like I love you oh

And I've  just let these little things slip out of my mouth
Cause it's you, oh it's you, it's you they add up to
And I'm in love with you and all these little things
I won't let these little things slip out of my mouth
But if it's true, it's you, it's you they add up to
I'm in love with you and all these your little things

One Direction - Little Things

   Ilustrowałam każdy jego ruch, każdy gest, każde słowo. To wszystko było dla mnie? Czy on naprawdę mnie kochał? Byłam dla niego ważna?
- Louis czy to wszystko jest naprawdę?- zapytałam.
- Tak.- przyznał i się uśmiechnął.- Przepraszam, że wtedy odszedłem tak bez słowa. Po prostu nie wiedziałem, co mam zrobić.- dopiero teraz spojrzał w moje oczy.
- Lou, ale czy ta…?
- Tak, ta piosenka jest dla ciebie.
- I to znaczy, że…?
- Że cię kocham?- zapytał. Skinęłam głową.- Tak.- przyznał, a wtedy samotna łza spłynęła po moim policzku. Nie było to ze smutku, tylko z radości. On mnie kochał? Czy to naprawdę nie był sen? Nie byłam w stanie w to uwierzyć.
- Louis, mówisz prawdę?
- Nie mógłbym kłamać w tej sytuacji.- przyznał i ujął moją dłoń, po czym złożył na niej pocałunek. Przytuliłam się do niego. Nie wiedziałam, jak mogę mu dziękować.- Idziemy do domku? Późno się zrobiło.- zauważył. Zgodziłam się.
   Louis objął mnie ramieniem i wyszliśmy z sali muzycznej. Śmialiśmy się po drodze ze wszystkiego. Cieszyłam się, że wszystko wróciło do normy.  Znów byliśmy przyjaciółmi, a może i kimś więcej? W tej chwili mnie to nie obchodziło. Najważniejsze było dla mnie to, że Lou jest przy mnie. Na tym najbardziej mi zależało.
- Pogoda się psuje.- zauważyłam.
- No. Jutro z pewnością będzie padać.
- Albo i jeszcze dzisiaj.- dodałam.
- Na to wygląda.- zaśmiał się, bo właśnie w tej chwili zaczęło padać.
   Weszliśmy szybko do domku i cieszyliśmy się sobą. Jeszcze nigdy tak dobrze nam się nie rozmawiało.
- Przez jaki czas byłaś we mnie zakochana?- zapytał Lou. Usiadłam tyłem do niego, a on objął mnie i zaczął całować po szyi. Odchyliłam lekko głowę do tyłu. Zatraciłam się w tym.
- Uświadomiłam to sobie jakiś czas temu.- przyznałam.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej?
- Bałam się, że zniszczę naszą przyjaźń, a nie chciałam tego robić.
- Miałem tak samo.- zaśmiał się i przybliżył swoją twarz do mojej. Pierwszy raz w życiu go pocałowałam. Jego usta były idealne. Smakowały malinami. To było takie cudowne. Lou całował tak delikatnie, a zarazem namiętnie. Nie potrafiłam tego określić.
- Louis?
- Tak?
- A dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że jesteś sławny?- zapytałam.
- Już ci mówiłem, że chciałem,  żebyś pokochała mnie za to jakim jestem, a nie za to że jestem sławny.- usiadł bliżej mnie i chwycił moją rękę.- Miałem zamiar ci powiedzieć, ale czekałem na właściwy moment. Nie chciałem cię okłamywać. Naprawdę cię polubiłem i nie chciałem znów się zawieść.
- Lou, ja nigdy nie potrafiłabym cię zostawić. Musisz mi uwierzyć.- przyznałam.
- I wierzę. Wiem, że kochasz mnie, a nie moją sławę.- przyznał i znów zatopiliśmy się w swoich ustach.
- To jesteśmy parą?
- Tak. Nie widzę innego rozwiązania.- zaśmiał się.
- Jakoś się z tym pogodzę.- zawtórowałam mu.


   Leżeliśmy bezczynnie na łóżku nie myśląc o niczym. Krople deszczu odbijały się od okna, tworząc łagodną dla uszu muzykę. W taki dzień niewielu ludziom chciało wychodzić się na dwór. Tak było również ze mną i Louis’em.  Odpuściliśmy sobie dzisiejsze zajęcia.
   Nagle zadzwonił telefon Lou. Spojrzał na wyświetlacz i zauważyłam jego zdziwioną minę.
- Przepraszam na chwilę.- powiedział i odszedł do łazienki. Dlaczego tam uciekł? Nie chciał prowadzić rozmowy przy mnie? To bardzo podejrzane.
   Słyszałam pojedyncze słowa, ale nie potrafiłam z nich wywnioskować o czym byłą rozmowa. Po chwili Lou wyszedł z pomieszczenia. Znałam go już na tyle dobrze, że rozpoznałam jego wymuszony uśmiech.
- Jeszcze raz cię przepraszam.- powiedział i mnie pocałował.
- Coś się stało?- zapytałam. Niepokoiła mnie ta sprawa.
- Nie, wszystko jest ok.- przyznał i przejechał ręką po swoich włosach.
- A mógłbyś powiedzieć mi prawdę?
- No dobrze.- zgodził się i jego uśmiech znikł z twarzy, po czym spuścił głowę.- Mój manager do mnie dzwonił.
- I…?
- Muszę wracać do Londynu
- Co?- zapytałam.- Przecież kolonie za niedługo się kończą.- zauważyłam.
- Wiem, ale nie mogę pozostać tu dłużej. Jutro wieczorem muszę już tam być. Wyjadę wcześnie rano.
- Czyli będziemy musieli się szybciej rozstać?
- Na to wygląda.
- No trudno.- zasmuciłam się.- A co zrobisz z zajęciami? Wszyscy na ciebie liczą, że wystąpisz na koniec i zaśpiewasz.
- No to już trudno. Nie mogę zostać.- przyznał.
- Lou, proszę, uśmiechnij się.- wzięłam jego głowę w swoje ręce i podniosłam, aby popatrzył w moje oczy.- To przecież nie koniec świata.
- Tak. Masz rację. Musimy się cieszyć tym dniem, ponieważ nie wiadomo kiedy znów się spotkamy…

- Lou, obiecaj, że o mnie nie zapomnisz.- poprosiłam. Leżeliśmy właśnie w łóżku i rozmawialiśmy o wszystkim.
   Po południu pomogłam się Louis’owi spakować i teraz cieszyliśmy się ostatnimi godzinami w swoim towarzystwie.
- Cass, jak mógłbym o tobie zapomnieć?- zdziwił się i jeszcze mocniej objął mnie w talii. Będzie mi tego brakować, i to bardzo.
- Po prostu się boję, że wszystko co jest między nami się zniszczy.
- Przecież cię kocham. Od razu zadzwonię, jak już będę w domu.- uśmiechnął się do mnie.
- Dobrze. Wierzę ci.- powiedziałam i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam. Nie chciałam go puszczać. To było dla mnie bardzo trudne.
- Dobranoc Cass.- ucałował mnie w czółko i zasnęłam. Byłam świadoma tego, że jutro już go nie zobaczę.

   Obudziłam się i pierwsze co sobie uświadomiłam to to, że Lou nie ma obok mnie. Czyli już wyjechał… Tak bardzo mi go brak.
   Na parapecie okna zauważyłam karteczkę. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam: ,,Zawsze będę o tobie pamiętał. Kocham Cię. Twój Louis.’’
   Rozpłakałam się, bo sobie uświadomiłam, że właśnie go straciłam. Straciłam najlepszego przyjaciela, chłopaka, bratnią duszę, kogoś, kto był dla mnie bardzo ważny. On odszedł…. I nie wiadomo, kiedy znów się zobaczymy.


Zepsułam ten rozdział.
Przepraszam, że jest on taki beznadziejny.
Już starałam się go poprawić, ale nie potrafiłam.
Zepsułam całą akcję.
Przepraszam. Nie wiem, co stało się z moją weną.


No ale ok. Już mniejsza z tym. 

Co sądzicie o tym co się stało?
Mam do Was jedno ważne pytanie:
Czy Cass i Lou utrzymają ze sobą kontakt?


Ok, to chyba na tyle.

Do następnego.

czwartek, 1 maja 2014

Don't Let Me Go - ROZDZIAŁ 7

   Czym jest miłość? To uczucie, które powstaje między dwoma kochającymi się osobami. Osoby te nie widzą poza sobą świata. Ufają sobie bezgranicznie. Są gotowi do poświęcenia i dawania z siebie. To takie dziwne, ale jednak prawdziwe.
   Miłość to to, gdy zaczynasz dostrzegać piękno świata. Zachód słońca, a nawet i deszcz jest dla ciebie czymś wyjątkowym. Podmuch wiatru sprawia, że czujesz się lekka i chcesz dążyć w tym dalej. To daje ci radość życia. Wystarczy jedno spojrzenie, gest a już się uśmiechasz. Każde wspomnienie sprawia, że jesteś szczęśliwa i cały czas nieświadomie do tego wracasz. Nie panujesz nad tym. To najlepsze uczucie, które istnieje na ziemi. Jest to jak wymarzona zabawa, która nigdy się nie kończy. I to jest właśnie wyjątkowe.
    Nie przyznawałam się do tego wcześniej, ale się zakochałam. Kocham takiego pewnego chłopaka, a jaśniej mówiąc, zakochałam się w moim najlepszym przyjacielu. To nie było zauroczenie, to coś więcej. Coś, co daje mi powód do życia. Nie mylę się. Mam nadzieję. Jednak nie chciałam tego. Poczułam już coś więcej, gdy z nim zamieszkałam. To było dla mnie jak spełnienie marzeń. Nigdy się tego nie spodziewałam. Nawet o tym nie śniłam. To piękne móc wstawać rano i patrzeć na śpiącego Louis’a, który nie jest niczego świadom. Ciekawe, czy on też to robi? Przygląda mi się jak śpię? Czy tylko ja tak zwariowałam na jego punkcie? Jeszcze wczorajszy wieczór. To było cudowne. Louis tak bardzo był czuły w stosunku do mnie. Nadal mam wrażenie, że czuję jego dłoń na moim ciele. Jak swoimi palcami dotyka moich nóg, mojego uda. Pamiętam, jak całuje mnie w czółko na dobranoc i znów mi powtarza, że jestem piękna w jego koszulce, i że cieszy się, że mnie ma, że jestem blisko niego. To jest piękne.
   Mam takie wrażenie, że jestem dla niego kimś więcej, ale on nie chce się do tego przyznać.  Chciałabym móc się do niego przytulić, a przede wszystkim pocałować. Kocham jego dotyk, kocham jego beztroskość, kocham to, że jest. Och, to cudowne! Takie inne, nadzwyczajne.
   Jednak jestem na siebie bardzo zła. Jak ja mogłam się w nim zakochać? Nie potrafię sobie wybaczyć tego, że zakochałam się w przyjacielu. Tak nie wolno! Nie powinnam. Staram się o tym zapomnieć, ale to jest silniejsze ode mnie. Kocham go! Kocham i nic z tym nie zrobię.
   Chciałabym, aby nic między nami się nie zmieniło. Niech pozostanie tak, jak jest. Lou jest dla mnie bardzo ważny i nie wyobrażam sobie reszty dni bez niego. To takie głupie!
   W jego towarzystwie jest mi tak wspaniale. Uświadomiłam sobie, że się od niego uzależniłam. Kurde, jaka ja byłam głupia! Jak mogłam?! Jak mogłam go pokochać?! Przecież to mój przyjaciel. Prawdziwy przyjaciel. Miłość przychodzi tak nagle, niespodziewanie. Uświadomiłam to sobie niedawno. Lou jest całym moim życiem, powietrzem, bez którego nie potrafię normalnie funkcjonować, a co dopiero żyć. Ale się wpakowałam! To droga bez wyjścia. Nie ma od tego ucieczki. Muszę dążyć przed siebie. Nikt nie może mi w tym pomóc.

- Louis, pamiętasz, że dzisiaj musimy zostać i pomóc przy pieczeniu babeczek?- zapytałam mojego przyjaciela.
   Siedzieliśmy właśnie na stołówce i jedliśmy śniadanie.
- Tak.- przyznał i się do mnie uśmiechnął.
   Dzisiejszy dzień był trochę inny. Rano jak wstaliśmy, to tylko się do siebie uśmiechnęliśmy. Przyłapałam parę razy Louis’a, jak mi się przygląda. Razem wyszczotkowaliśmy zęby i dopiero wtedy zaczęliśmy rozmawiać. Teraz jednak każdy z nas był pochłonięty swoimi przemyśleniami. Tak, wiem. To do nas nie podobne. Co się z nami stało od wczoraj? Przecież jesteśmy zwykle tacy rozgadani. Boję się, że to wszystko stało się przez wczorajszy wieczór.
- Lou, to trochę dziwne, że tak mało rozmawiamy. Czy wczoraj wieczorem zrobiłam coś nie tak?- zapytałam. Strasznie przejmowałam się tą sytuacją.
- Nie. Wszystko jest ok. To ja myślałem, że zrobiłem coś głupiego.- przyznał i spojrzał mi prostu w oczy. Jego lazurowe tęczówki…. Można w nich odpłynąć.
- To był najlepszy wieczór mojego życia. Było idealnie.- zauważyłam.
- Tak myślisz?- zapytał najwyraźniej ucieszony. Przytaknęłam głową na zgodę.- Mój też.- zaśmiał się.
- Miło mi.- uśmiechnęłam się.
- Właśnie, zapomniałem. Pięknie dziś wyglądasz.- powiedział Louis. Jego oczy zabłysły, a ja czułam, jak rumieńce pojawiają się na moich policzkach. To było miłe z jego strony.
- Dziękuję.- odpowiedziałam tylko, bo szczerze mówiąc zatkało mnie. Nie spodziewałam się, że mój przyjaciel powie mi coś takiego.
  
   Gdy zjedliśmy śniadanie, poszliśmy na kuchnię, aby pomóc w robieniu babeczek. Dostaliśmy wskazówki od kucharek i wspólnie uzgodniliśmy, że ja i Lou zajmiemy się robieniem ciasta. Nie wiem, czy te kobiety wiedzą, w co się wpakowały. Ja i Louis nie potrafimy niczego zrobić na spokojnie w swoim towarzystwie. Muszą liczyć się z tym, że babeczki będą niejadalne, ale to już nie będzie nasza sprawa. Same tego chciały.
- Jaki jest przepis?- zapytałam.
- Tu jest karteczka, według której mamy się kierować.- przyznał mój przyjaciel i podał mi kartkę.
- A więc bierzemy się do roboty.- zarządziłam.- Musimy się postarać.
- Tak, masz rację.
   Zaczęliśmy znosić składniki. Robiliśmy wszystko według przepisu, aby niczego nie sknocić. Było tego sporo. Muszę przyznać, że to jednak nie praca dla mnie. Przekonałam się, że oboje nie jesteśmy zbyt dobrzy w kuchni.
   Zaczęłam mieszać składniki. Było tego sporo i muszę przyznać, że się męczyłam.
- Daj, pomogę ci.- przyznał Louis. Stanął za mną i położył swoje ręce na moich. Jego klatka piersiowa dotykała moich pleców . Czułam jego oddech na czubku swojej głowy. Był tak blisko mnie. Czułam jego ciało. Takie delikatne. Uświadomiłam sobie, że ono nigdy nie będzie moje. Nie będę mogła go dotknąć. Lou nie wiedział, że to co teraz robi, jest bardzo niebezpieczne. On nie był świadom jak na mnie działa. Z chęcią pocałowałabym go teraz, ale nie mogłam.
   Gdy skończyliśmy mieszać składniki, Lou wcale się ode mnie nie odsunął. Jeszcze bardziej się przybliżył i objął mnie w pasie. Nie! Louis nie rób tego! Ja naprawdę nie potrafię. Nie mogę!
- Lou, nie rób tego.- powiedziałam i się wyszarpałam.
- Cassie, co się dzieje?- zapytał. Nie mogłam znieść jego wzroku. Czułam, że jeżeli teraz spojrzę mu w oczy, to się w nich zatracę. To może być niebezpieczne.
- Nie zrozumiesz tego.- przyznałam i wybiegłam z kuchni. Nie wytrzymałam. Byłam taka słaba… Nienawidziłam siebie. Jak mogłam dać się tak ponieść?! Byłam beznadziejna!
   Jak najszybciej ruszyłam przed siebie. Nie obchodziło mnie nic. Byłam nikim. Wiedziałam, że jestem, a jakby mnie nie było. To wszystko do bani! Nie nadaję się do tego świata.
   Nie wiem dlaczego, ale pobiegłam w miejsce, gdzie pewnego razu zaprowadził mnie Lou. Usiadłam pod drzewem i zaniosłam się płaczem. Popatrzyłam na miasto, które o tej godzinie tętniło życiem. Z pewnością nikt mnie nie zauważył. Siedziałam tutaj i siedziałam. Nie chciałam stąd odchodzić. Byłam ciekawa, co robi teraz Louis. Kończy naszą pracę, czy mnie szuka? A może siedzi teraz w domku i niczym się nie przejmuje?
   Straciłam rachubę czasu i nie byłam świadoma, jak długo siedziałam w tamtym miejscu. Czas nie miał dla mnie znaczenia. Usłyszałam dzwonek na obiad, ale nie ruszyłam się z miejsca.  Zatraciłam się w swoich myślach.
   Raz czy dwa minęłam mnie zakochana para, która zwiedzała okolicę. Jednak nie zwrócili na mnie większej uwagi. Kto przejmowałby się dziewczyną, która płacze? Ludzie są tak bardzo nieczuli. Właśnie dlatego ich nienawidzę.
   Zaczęło robić się ciemno, a ja nadal nie ruszałam się z miejsca. Chciałam tu zostać. Bałam się rozmowy z Lou. Mogłabym powiedzieć za dużo. Znów zaniosłam się płaczem. Kurwa, co ja zrobiłam?
- Cassie?- usłyszałam pytanie za moimi placami. Tak dobrze znałam ten głos. Czy jestem gotowa na rozmowę z nim? Chyba tylko to mi pozostało.- Mogę usiąść?- zapytał Louis. Przytaknęłam głową. Mój przyjaciel zajął miejsce obok mnie.- Co się stało?- nie wiedziałam, jak mam mu odpowiedzieć. Przyznać się, czy nadal to ukrywać.
- To trudne do zrozumienia.- przyznałam.
- Słuchaj, zrobimy sobie wieczór szczerości.- zaproponował Louis.
- Na czym to polega?- zapytałam. Kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.
- Każdy z nas zada 3 pytania na zmianę, a my odpowiemy na nie szczerze, bez wykrętów. Tylko prawda.
- Dobrze.- zgodziłam się I tak niewiele już mi pozostało.- Kto pierwszy?
- Panie mają pierwszeństwo.- zaśmiał się.
- No dobrze.- wzięłam głęboki oddech i zaczęłam zastanawiać się nad pytaniem. Musiałam je dobrze zadać. Tylko, że tego było za dużo. Za dużo rzeczy chciałam o nim wiedzieć.- Wytłumacz mi o co chodzi z tobą? Dlaczego dziewczyny proszą cię o autografy?- zapytałam. W sumie, to zadałam dwa pytania, ale Lou chyba tego nie zauważył.
- Gram w sławnym zespole. One wszystkie mnie znają. Jestem ich idolem.- zamilkł na chwilę, jakby zastanawiając się nad tym, co ma powiedzieć.- Śpiewam. Zajmuję się tym od dłuższego czasu. Nagrywam z chłopakami piosenki i mamy wiele fanek, a nawet i fanów.
- Ale…?- chciałam znów o coś zapytać, jednak mój przyjaciel mi przerwał.
- Teraz moja kolej, aby zadać ci pytanie.- przytaknęłam głową na zgodę.- Dlaczego wybiegłaś z kuchni? Zrobiłem coś nie tak?- on również zadał dwa pytania, ale jakoś nie zwróciłam większej uwagi na to.
- Nie.- odpowiedziałam.- Po prostu źle się z tym wszystkim czułam.
- Co się stało?
- Teraz moja kolej.- zauważyłam.- Dlaczego to przede mną ukrywałeś?
- Chciałem, abyś polubiła mnie za to, jaki jestem, za moją osobowość. Chciałem, abyś nie przyjaźniła się ze mną, bo jestem sławny i mam dużo kasy. - przyznał i spuścił głowę.- Dlaczego wtedy się źle czułaś i wybiegłaś?- zapytał. Spodziewałam się tego pytania. Teraz musiałam zaryzykować. Musiałam wybierać pomiędzy przyjaźnią, a ryzykiem i możliwe, że miłością. Nie wiedziałam, co wybrać. To takie trudne… Nie potrafiłam podjąć tak szybko decyzji.
   Nie, to miała by zabawa bez kłamstw. Lou powiedział mi prawdę o sobie, która bardzo mnie zdziwiła, więc ja nie mogłam go oszukać. Nie mogłam mu tego zrobić. Musiałam być fair wobec niego. Nie mogłam teraz skłamać. Musiałam mu to wyznać. Może to moja jedyna szansa? Więcej mogłam nie mieć, a jeżeli teraz skłamię i on się o tym dowie, to mogę zniszczyć naszą przyjaźń, a tego sobie już nie wybaczę.
   Powiem mu to. Trudno. Powinien znać prawdę. Nie ważne, jak na to zareaguje. Muszę mu to powiedzieć.
- Ponieważ się w tobie zakochałam.- odpowiedziałam.


Hej! :D
Co tam u Was?
Ok, po po pierwsze, co myślicie o rozdziale?
Jak Louis zareaguje na wyznanie Cass?
Czy to wpłynie jakoś na ich znajomość?
No, to takie pytania ode mnie. Chciałabym poznać waszą opinię :D
Po drugie na prośbę jednej z czytelniczek stworzyłam taką zakładkę jak: Informowani.  Także mam nadzieję, że się z nią zapoznacie.
No, to byłoby na tyle.
Jeżeli ktoś jest chętny, to zapraszam na mojego nowego bloga: you-break-my-heart-again.blogspot.com

Do następnego.
Kocham Was!