Rosalie.
Leżałam wygodnie na
leżaku i nie myślałam o niczym konkretnym. W oddali słyszałam głosy chłopaków,
którzy prawdopodobnie się bawili. Ja nie chciałam z nimi grać w jakąś grę,
którą wymyślili. Wolałam się opalać. Może jednak nie byłam jedyna, ponieważ
zaraz obok mnie leżał Niall. Prawdopodobnie spał, lub udawał, że to robi. Nie
byłam tego do końca pewna.
Czas upływał nam na
błogim leniuchowaniu. Całe te wakacje były bardzo dobrym pomysłem. Mogłam się
chodź trochę odprężyć i byłam świadoma tego, że chłopakom również było to
potrzebne. W końcu ostatnio wszystko było na naszej głowie. Szczególnie na
mojej. Ojciec, Liam, choroba Sam. Boję się tego, co może stać się z Alice, gdy
jej mama umrze. Wiem, że obiecałam, że zaopiekuję się tą małą dziewczynką, ale
bałam się, że nie podołam zadaniu. Byłam przecież jeszcze młoda, a Sam nie
mogła zostawić swojej małej córeczki samej, nie mogła umrzeć. Życie było takie
niesprawiedliwe. Matka samotnie wychowująca chore dziecko. I do tego jeszcze
sama zachorowała. Tak bardzo jej współczułam.
Bałam się
konsekwencji mojej obietnicy. W końcu przysięgłam Sam, że zaopiekuję się jej
córeczką. Czułam, że nie dam rady. Nie potrafiłam zajmować się dziećmi. Bałam
się, że zostanę sama z małą dziewczynką i upadnę na dno.
Tylko może jeszcze była
jakaś nadzieja. W końcu nie byłam aż taka samotna. Miałam Liam’a, który mnie
kochał i poza mną świata nie widział. Miałam Niall’a, mojego ukochanego kuzyna,
który był dla mnie jak brat. Miałam Zayn’a, loczka i Lou, którzy byli moimi
przyjaciółmi. Miałam mamę, która mnie kochała i wspierała. Miałam wszystko,
czego mi było trzeba do szczęścia. A Alice byłaby kolejną osobą, która weszłaby
do mojego życia. I chyba nagle przestałam żałować, że obiecałam Sam, że zajmę
się jej dzieckiem. Poczułam, że jestem na to gotowa. Dam radę.
Usłyszałam
głośniejsze śmiechy chłopaków. Spojrzałam w stronę, skąd dobiegały głosy i
zauważyłam, że moi przyjaciele wychodzą z wody. Liam podszedł do mnie szybko i
ucałował moje usta.
- Dobrze się bawiłeś? - Zapytałam.
- Doskonale - odpowiedział z uśmiechem.
Po chwili ułożył
się na materacu i wszyscy zaczęliśmy się opalać. Niestety chłopacy długo nie
mogli wytrzymać w jednym miejscu i postanowili, że idą po coś do picia.
Poprosiłam ich, aby przynieśli mi sok. Też chciałam się orzeźwić.
Gdy już chłopcy
wypili swoje piwa, a ja pozbyłam się soku postanowiliśmy wejść do wody.
Dołączył do nas Niall, ale i tak wiedziałam, że nie był zadowolony z tego
powodu. Nie wiem, co takiego się stało, że już nie chciał spędzać czasu z
przyjaciółmi. Chciałam z nim o tym porozmawiać, ale wiedziałam, że i tak by mi
nic nie powiedział. Postanowiłam odpuścić.
Pływałam sobie na
brzegu basenu z daleka od chłopaków, którzy zastanawiali się, w co takiego tym
razem zagrają. O dziwo przyłączył się do nich nawet Niall. Wydawało mi się to
dziwne, bo myślałam, że zacznie pływać tak, jak ja, ale najwidoczniej się
pomyliłam.
Nigdy nie byłam
miłośniczką pływania, więc długo nie posiedziałam w wodzie. W końcu mi się to
znudziło.
Usiadłam na brzegu
basenu i wpatrywałam się w chłopaków, którzy po raz kolejny odbijali piłkę nad
wodą. Zdziwiłam się, że jeszcze im się to nie znudziło. Liam sędziował w ich
rozgrywce, bo jak to sam stwierdził, zmęczył się i już mu nie chciało się grać.
Trochę się tym zmartwiłam, ale przecież, jeżeli naprawdę działoby się coś, to
Liam powiedziałby, więc nie mogłam się aż tak bardzo o niego martwić.
Odchyliłam
delikatnie głowę w tył i starałam się przyswoić jak najwięcej promieni
słonecznych. Zawsze byłam dość bladą osobą, co mi przeszkadzało, dlatego tak
bardzo lubiłam lato. Szczególnie te ciepłe dni, gdy mogłam leżeć na leżaku i
się opalać. Wiedziałam, że było to bardzo niezdrowe, ale jakoś się tym nie
przejmowałam. Nie chciało mi się myśleć o konsekwencjach.
Zresztą w te wakacje
niczym się nie przejmowałam.
Liam.
Czas na plaży zleciał nam szybko. Coraz
bardziej zacząłem czuć stres, którym jeszcze rano tak bardzo się nie
przejmowałem. A co jeżeli powie nie? Byłem taki wystraszony. Wiedziałem, że
chcę spędzić całe życie z Rosalie. Chciałem wziąć z nią ślub, mieć dzieci. O
niczym więcej nie marzyłem. I byłem pewien, że ona chce tego samego. Przecież
nawet sama mi o tym mówiła. To, dlaczego tak bardzo się bałem? Sam nie
wiedziałem. Zawsze było jakieś zagrożenie. Przecież mogła być jeszcze na to nie
gotowa i po prostu mi odmówić. Mogła powiedzieć mi, żebym jeszcze poczekał. Ale
wtedy z pewnością załamałbym się. Bo to
byłoby tak, jakby nie chciała spędzić ze mną reszty życia.
Przecież nie mogłem się tak łatwo poddać.
Zresztą wszystko było już przygotowane. Gdy byliśmy na plaży obsługa hotelowa
przygotowywała pokój tak, jak ich o to poprosiłem. Miałem jedynie nadzieję, że
naprawdę wszystko będzie przygotowane i to nie okaże się żadną katastrofą, bo
tego bym sobie nie wybaczył. Musiało być idealnie.
Chwyciłem Rosalie
za rękę i zacząłem prowadzić ją do naszego pokoju.
- Gdzie ci tak śpieszno? - Zaśmiała się dziewczyna.
- Zaraz się
przekonasz - uśmiechnąłem się tajemniczo.
Otworzyłem przed
nią drzwi do naszego pokoju i przepuściłem ją, aby weszła pierwsza. Zamknąłem
drzwi na klucz, nie chcą, aby ktoś nam przeszkodził. Odwróciłem się w stronę
mojej dziewczyny i obserwowałem jej reakcję. Zauważyłem jak głośno wciąga
powietrze, a po chwili ręcznik, który trzymała w ręce, upadł na ziemię.
Uśmiechnąłem się w duchu, że udało mi się wywrzeć na niej takie wrażenie.
Spojrzałem na
środek pokoju, gdzie znajdował się mały, okrągły stolik, przykryty czerwonym
obrusem. Na nim stały dwie wysokie świeczki, które były już zapalone. Stół był
zastawiony na dwie osoby. Wszystko było dokładnie tak, jak to sobie wcześniej
wyobrażałem.
Pociągnąłem Rose za
rękę i zmusiłem ją, by usiadła przy stole. Nadal patrzyła na mnie, jakby
zobaczyła ducha.
- Czy ja może zapomniałam o jakiejś naszej rocznicy? -
Zapytała zdziwiona.
- Nie - odparłem ze śmiechem.
- To dlaczego to wszystko przygotowałeś?
- To już nie mogę tak bezinteresownie przygotować mojej
księżniczce kolacji?
- Nie, możesz. Oczywiście. Tylko… och, nie ważne.
Uśmiechnąłem się do
niej i poszedłem do kuchni. Poprosiłem, aby tam obsługa zostawiła dla nas
kolację. Dania stały przygotowane już na ladzie. Okazało się, że jeszcze były
ciepłe. Ucieszyłem się z tego powodu. Zaniosłem je na stół i postawiłem jeden
talerz przede mną, a drugi podałem Rosalie.
Zaczęliśmy jeść w
ciszy. Nie potrzebowaliśmy w tamtym momencie słów. Przynajmniej miałem czas
jeszcze raz zastanowić się, czy dobrze robię? Nie mogłem mieć wątpliwości!
Kochałem Rose i chciałem to zrobić. Od tak dawna o tym myślałem.
Gdy zjedliśmy
kolację odniosłem talerze do kuchni.
- Napijesz się wina? - Krzyknąłem z pomieszczenia.
- Tak - odpowiedziała mi dziewczyna.
Szybko nalałem
czerwonej cieczy do kieliszków, a później poszperałem w szafkach i znalazłem
to, co chciałem. Wyciągnąłem pierścionek z czerwonego pudełeczka. Wziąłem
wstążeczkę i przywiązałem pierścionek do kieliszka.
Przyjrzałem się
jeszcze raz, czy aby wszystko dobrze zrobiłem. Wziąłem kieliszki do ręki i
ruszyłem do głównego pokoju. Rosalie cierpliwie siedziała na krześle i czekała.
Uśmiechnąłem się do niej i postawiłem przed nią kieliszek. Teraz tylko zostało
mi czekać aż zauważy.
Zaczęliśmy
rozmawiać, gdy w którymś momencie Rose sięgnęła po kieliszek. Podniosła go na
wysokość ust i się zatrzymała. Wpatrywała się w czerwony napój.
- Liam? - Zapytała.
- Tak?
Już go zauważyła.
- Co tutaj robi ten pierścionek? - Zdziwiła się.
- A, no właśnie - zaśmiałem się nerwowo pod nosem. Wstałem
ze swojego miejsca i uklęknąłem przy Ro. - Bo mam takie pytanie… - zacząłem.
Mina Rosalie była
bezcenna.
- Nie mówi mi, że chcesz mi się teraz oświadczyć -
zapiszczała.
Zaśmiałem się w
głos.
- To właśnie mam zamiar zrobić - przyznałem.
- Och, oczywiście, że za ciebie wyjdę, tak, tak, tak! - Krzyczała.
Wstała nagle z
krzesła i rzuciła mi się w ramiona. Oboje przewróciliśmy się na podłogę i
zaczęliśmy się śmiać. Nie sądziłem, że tak entuzjastycznie zareaguje na to, że
chcę się jej oświadczyć. Byłem taki szczęśliwy z tego powodu.
- A miałem taką piękną przemowę przygotowaną - zaśmiałem
się.
Rosalie trochę się
uspokoiła i ponownie usiadła na krzesło. Odwiązała pierścionek i założyła go
sobie na palec. Przez chwilę przyglądała się biżuterii.
- Jest cudowny - szepnęła.
Przyglądałem się
jej, jak bardzo się ucieszyła. Nagle przestałem się tak denerwować i w końcu
mogłem odetchnąć. Miałam to już za sobą i byłem zadowolony z tego, że odważyłem
się to zrobić. To było najlepsze, co w życiu mogło mi się przytrafić.
Tego wieczoru dużo
rozmawialiśmy. Mówiliśmy o wszystkim, co nasunęło nam się na myśl. Przed tym
jak mieliśmy położyć się spać, poszliśmy do pokojów chłopaków i
poinformowaliśmy ich o tym, że się zaręczyliśmy. Byli chyba jeszcze bardziej
szczęśliwi niż my. To było naprawdę wspaniałe!
Uwielbiałem swoje
życie. Naprawdę miałem wszystko, czego mi było potrzeba. Nie mogłem wyobrazić
sobie czegoś lepszego. Nawet nie przeszkadzało mi to, że byłem chory. Nie
zamartwiałem się. Żyłem chwilą.
Ten dzień naprawdę
był wspaniały. Miałem kochającą narzeczoną, z którą chciałem wziąć ślub. I to
jak najszybciej.
Gdybym mógł,
Rosalie byłaby jeszcze tamtego dnia moją żoną. Naprawdę! Ta bardzo chciałem być
z nią złączony na całe życie. Czyż to nie było szalone?!
Dzień dobry :)
Jak tam samopoczucie na zakończenie roku szkolnego?
Ja mam dzisiaj uroczystą galę, a jutro tylko odebrać świadectwo :) A wy?
Tak w ogóle podoba Wam się rozdział? Powoli zbliżamy się do końca, ale nie martwcie się, to jeszcze nie koniec niespodzianek hehe