Rosalie.
Oparłam się o łóżko
kładąc głowę na prześcieradle, obok ręki Liam’a. Wydawał mi się taki kruchy i
słaby, jakby wszystko mogło go zranić. Mimo tego musiałam wierzyć, że był
silny.
Wiedziałam, że się
starał. Nie mogło być inaczej. Czasem może po prostu traciłam wiarę, ponieważ to
wszystko tak długo trwało, a ja się martwiłam. Byłam strasznie niecierpliwa.
Czekałam na to, aż to wszystko się skończy.
Rozmawiałam ostatnio
z lekarzem. Podobno było coraz lepiej. Guzy przestały rosnąć. Leki działały,
więc była wielka możliwość, że Liam wróci do domu. Czekałam tylko na ten
moment.
To trzymało mnie
przy życiu.
Nie wiedziałam, czy
przesadzałam, ale każdą wolną chwilę spędzałam w szpitalu z Liam’em, albo
chodziłam do dzieci, za którymi również się stęskniłam. One też w tamtym czasie
zasługiwały na moją uwagę.
Rozmawiałam parę
razy z Sam. Niestety nie miałam ona takiego szczęścia. Jej stan się pogarszał.
Coraz bardziej docierała do mnie myśl, że będę musiała zaopiekować się Alice. Obiecałam
to Sam, więc musiałam dotrzymać obietnicy. Nie wiedziałam, czy jej podołam, ale
zamierzałam zaryzykować. Wiedziałam, że jakby co, to Liam mi pomoże.
Czasem przesiadując godzinami w szpitalu i
rozmawiając z Liam'em czułam przygnębienie. Współczułam osobą, które robiły to,
co ja, ale doskonale wiedziały, że ich ukochanego czeka śmierć. To uczucie
musiało być straszne. Ja miałam szansę, że z Liam'em będzie dobrze. Modliłam
się o to.
Oczywiście nigdy już nie będzie w pełni zdrowy,
ale leki mogą dać mu parę lat życia. Może nawet więcej niż parę? Musielibyśmy
liczyć na szczęście. A podobno ono nam dopisywało.
Liam miał zamknięte oczy. Po prostu spał, a ja siedziałam
przy nim i nie zamierzałam odchodzić. Chłopaki byli zmęczeni, więc pojechali do
domu. Wolałam jednak zostać i mieć trochę czasu dla siebie i mojego chłopaka. W
ostatnim czasie liczyła się każda wspólna minuta.
Uniosłam rękę i odgarnęłam zabłąkany kosmyk
włosów z czoła Liam'a. Wymamrotał coś pod nosem i otworzył oczy. Obudziłam go
przez przypadek.
- Przepraszam - szepnęłam.
Liam chwycił swoją komórkę i sprawdził godzinę.
Lekko się zdziwił.
- Przez cały czas tutaj siedzisz? - Zapytał.
Uśmiechnęłam się jedynie delikatnie w
odpowiedzi.
Mój chłopak podniósł się do pozycji siedzącej i
chwycił moje ręce. Spojrzałam w jego oczy i bardzo się zdziwiłam, ponieważ
zobaczyłam w nich troskę. Martwił się o mnie. Zamiast przejmować się sobą, on
zwracał uwagę na mnie. Nie mogłam trafić na lepszego chłopaka. Zrozumiałam,
dlaczego tak bardzo go kochałam.
- Rose, Kochanie. Nie musisz siedzieć tutaj przez cały czas.
Masz własne życie. Musisz odpoczywać.
- Moim całym życiem jesteś ty. Nie mam nic innego do roboty,
niż siedzenie przy tobie. A poza tym, lubię to - uśmiechnęłam się.
- Kocham cię - szepnął mój chłopak.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam.
Uwielbiałam to
mówić. Chciałam, aby był pewny moich uczuć tak, jak ja byłam jego. Kochaliśmy
się.
- Chodź tu do mnie - powiedział Liam rozciągając swoje
ramiona.
Usiadłam na łóżku obok niego i mocno go
przytuliłam. Nie mówiliśmy nic więcej do siebie. To właśnie za takimi chwilami
tęskniłam. Chciałam czuć jego bliskość. Niepotrzebne były nam słowa. Po prostu
wiedzieliśmy, co czujemy do siebie. Moglibyśmy sobie powtarzać tylko te dwa
najważniejsze wyrazy: Kocham Cię. Nic
do szczęścia nie było nam więcej potrzebne. No może jedynie zdrowie.
Tak moglibyśmy dożyć końca świata, a może i
jeszcze jeden dzień dłużej. Najlepiej całą wieczność.
Ucałowałam delikatnie jego - nadal miękkie -
wargi i rozkoszowałam się tą chwilą, gdzie mogliśmy być sami.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie
w oczy. Uśmiechaliśmy się do siebie.
- Chciałbym już wrócić do domu, do ciebie. Tęsknię -
powiedział mój chłopak.
- Ja też - przyznałam.
Ponownie zamilkliśmy. Jednak to nam nie przeszkadzało.
Mieliśmy siebie.
Niektórzy mogliby
nie wierzyć w to, co nas łączyło, ale te uczucie było magiczne. Wiedzieliśmy,
że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Liam.
Z dnia na dzień
było coraz lepiej. Wracałem do zdrowia. Choroba nie rozwijał się już, więc bez
przeszkód mogłem wracać do domu. Musiałem zostać jeszcze tylko parę dni.
Lekarze chcieli zobaczyć, czy aby na pewno nic się nie dzieje. Musiałem
wytrzymać. Chodź i tak wiedziałem, że za jakiś czas znów będę musiał iść do
szpitala.
Chciałem się czymś zając. Strasznie nudziło mi
się w szpitalu. Wprawdzie byli przy mnie chłopaki, ale nie mogliśmy się aż tak
bardzo wygłupiać, ponieważ co chwilę ktoś wchodził do mojej sali. To czasem
było strasznie uciążliwe. Nie mieliśmy nawet chwili spokoju.
Może powinienem się z tego cieszyć. W końcu
miałem co robić, ale to i tak nie były szczyty moich marzeń.
Zresztą, czy ja
mogłem mieć jakiekolwiek marzenia? Kiedyś musiałem umrzeć. A mogło to się stać
nawet w najbliższym czasie.
Chyba się tego
bałem. Nie chciałem opuszczać moich bliskich. Obiecałem sobie, że nie będę się
tym zadręczać. Nie mogłem o tym myśleć. Miałem żyć z dnia na dzień. To był
najlepszy sposób, abym o tym wszystkim zapomniał.
Przesiadywałem
właśnie z moimi przyjaciółmi i dziewczyną. Rozmawialiśmy na różne tematy, aby
tylko umilić sobie czas. Nikt nie wspomniał o tym, że znajdowaliśmy się w
szpitalu, a ja byłem chory. Nie chcieliśmy tak myśleć. Udawaliśmy, że
znajdujemy się w domu.
- Chciałbyś może iść na spacer? - Zapytała nagle Rosalie.
- Tak. Z chęcią bym się przeszedł - odpowiedziałem z
uśmiechem.
Podobał mi się ten pomysł. Dawno gdzieś nie
wychodziłem. Zresztą odkąd tutaj przybyłem wyszedłem z mojej sali tylko na
badania.
Rose podała mi sweter. Powoli usiadłem na
łóżku, a później wstałem.
- Pomóc ci? - Zapytała z troską Ro.
- Nie trzeba - uśmiechnąłem się. - Jak na razie nie
doszedłem do takiego stanu, abym nie mógł chodzić.
- Jasne, oczywiście. Przepraszam - wyszeptała Rosalie lekko
się uśmiechając.
Chwyciła mnie za rękę i pomogła wstać z łóżka.
Poradziłem sobie i gdy już stanąłem na nogach uświadomiłem sobie, że chodzenie
jest trudniejsze niż zwykle. Jednak nie było jeszcze tak źle. Potrafiłem
chodzić. Musiałem tylko rozprostować nogi. Dawno tego nie robiłem.
- W porządku? - Zapytała Rose.
- Tak - odpowiedziałem.
Wyszliśmy z sali.
Zauważyłem, że chłopaki nie poszli za nami. Chyba zrozumieli, że chcieliśmy
przejść się sami. Nie bywaliśmy często nigdzie we dwoje. Może tylko parę razy,
ale przeważnie znajdowali się obok nas chłopaki.
Wyszliśmy na
zewnątrz. Miło było poczuć świeże powietrze. Zaczęliśmy iść obok siebie,
trzymając się za ręce. Mogłem poczuć się jak na prawdziwej randce. Chyba tego
mi brakowało.
- Dziękuję - wyszeptałem z uśmiechem.
Rosalie odwróciła
głowę w moją stronę. Również posłała mi uśmiech.
- Za co mi dziękujesz? - Zapytała zdziwiona.
- Za wszystko. Za to, że jesteś, że się mną zajmujesz, że
mnie nie opuściłaś - przyznałem.
- Nie potrafiłabym cię opuścić - powiedziała Rose.
Moje serce zaczęło
szybciej bić. Motyle w moim brzuchu wariowały.
- Jest wiele takich osób, które opuszczają bliskich w
chorobie. Jeżeli będziesz chciała to zrobić, to po prostu mi powiedz. Postaram
się z tym pogodzić - powiedziałem.
Mimo wszystko bałem
się tego wszystkiego. Gdyby Rose zdecydowała się teraz odejść, to już bym nie
walczył. Nie miałbym dla kogo tego robić. Moje serce byłoby złamane. Niezdatne
do poskładania. Nawet chłopaki by tego nie uratowali. Nikt nie przemówiłby do
mnie. Straciłbym wszelkie nadzieje.
- Głuptasie - zaśmiała się Ro. - Nigdy bym ci tego nie
zrobiła. Nie jestem taka. Za bardzo cię kocham.
Kochała mnie. Nie
chciała odchodzić. Cieszyłem się z tego bardzo. Możliwe było, że będzie ze mną
do końca życia, a nawet i dłużej. Nie musiałem się martwić o to, że zostanę
sam. Miałem ją.
- Tez cię kocham - odpowiedziałem.
Objąłem ją
ramieniem. Czułem ciepło bijące od jej ciała. Byliśmy szczęśliwi. Nie liczyło
się to, co może spotkać nas za parę lat. Ważne było dzisiaj, ta chwila, która
trwała.
Towarzyszyła nam
piękna pogoda. Ludzie powychodzili na ulicę rezygnując z jazdy samochodem.
Gdybym był w domu z pewnością właśnie bym spacerował z Rosalie po okolicy. Może
nawet poszlibyśmy do parku?
Nie mogłem tak
gdybać. Tak naprawdę nie mogłem wiedzieć, co by się stało. Gdybym nie był
chory, nie poznałbym Rosalie.
A bez niej mój
świat by nie istniał. Nie byłbym taki szczęśliwy, jak w tamtej chwili.
Cześć :)
Przepraszam, że w tamtym tygodniu nie dodałam rozdziału, ale nie miałam na to czasu. Wiecie, egzamin gimnazjalny, dni otwarte w szkołach i tak samo jakoś wyszło.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba ( ja osobiście nie jestem z niego zadowolona)